„Chciała się zemścić, więc oskarżyła mojego męża o molestowanie. Jedno kłamstwo zniszczyło życie nam i naszemu dziecku”

Mój mąż został fałszywie oskarżony o molestowanie fot. Adobe Stock, pressmaster
Kiedyś nasz syn wrócił ze szkoły z przypiętą do kurtki kartką: „Mój tata to zboczeniec!”. Na myśl o tym, że moje dziecko szło tak przez całą drogę do domu, krew mnie zalewała!
/ 01.10.2021 00:49
Mój mąż został fałszywie oskarżony o molestowanie fot. Adobe Stock, pressmaster

Nie wiem już, co bardziej mnie boli. Kłamstwo tej smarkuli, Wioli, czy to, że ludzie kiedyś nam bliscy uwierzyli w jej bzdurne oskarżenia!

Tamtej środy mąż wrócił do domu dziwnie przygaszony. Zazwyczaj zaraz po powrocie z pracy bawił się przez chwilę z dziećmi, a później jadł obiad, ale wtedy zaszył się w pokoju komputerowym i nie chciał z nikim rozmawiać. Wieczorem, kiedy położyłam już spać dzieciaki, usiłowałam się czegoś od męża dowiedzieć, ale w dalszym ciągu milczał.

Zrozumiałam, że musiało się stać coś złego

Bartosz był blady i wyraźnie wzburzony. Niestety, zamknął się w sobie i nie chciał mi powiedzieć, co się dzieje. Przypuszczałam, że musiało dojść do jakiegoś incydentu w szkole, w której mąż był nauczycielem wuefu, jednak nie miałam pojęcia, o co mogło chodzić.

„Ktoś zachorował? Zginął w wypadku?” – głowiłam się.

Różne rzeczy się przecież mogły zdarzyć… Koło dwudziestej drugiej mąż pojawił się w kuchni i ukroił sobie kromkę chleba, którą zjadł na sucho, bez masła i sera. Zaparzyłam mu herbaty i postawiłam przed nim kubek. Nawet na mnie nie spojrzał – siedział z wzrokiem wbitym w blat stołu – obojętny na mój niepokój, dziwnie obcy.

– Coś się stało którejś z twoich uczennic? – zaryzykowałam pytanie. – Bartek, powiedz coś!

– Coś – burknął mąż, po czym wstał i wyszedł na balkon.

Dopiero następnego dnia dowiedziałam się wszystkiego – zjawiła się u nas policja i zabrała ze sobą Bartka. Z tego, co zrozumiałam, zarzucano mu… molestowanie czternastoletniej uczennicy! Wybiegłam za nimi na klatkę, szarpiąc za ramię jednego z funkcjonariuszy.

– To jest jakaś pomyłka, zostawcie mojego męża! – krzyczałam.

U sąsiadów z przeciwka uchyliły się drzwi, ale w tamtym momencie miałam to gdzieś – nie liczyło się dla mnie to, co ludzie powiedzą, tylko dobro mojego męża.

„Jakim prawem wywlekli Bartka z mieszkania jak jakiegoś pospolitego bandziora?! I co to za wyssane z palca oskarżenia?! Mój mąż, sam będąc kochającym ojcem dwóch dorastających córek, miałby molestować czternastoletnią dziewczynkę? To niedorzeczne!” – mówiłam sobie.

Kilka godzin później Bartek wrócił do domu

Powiedział, że na razie był wstępnie przesłuchiwany, ale sprawą wciąż zajmuje się prokurator.

– Ale o co w ogóle chodzi? Skąd takie ohydne pomówienia?! – wybuchłam.

– Chodzi o Wiolę. Gówniara jest w drużynie nowa, a już mi dała popalić za wszystkie czasy. Gra fatalnie, po treningach wyciąga inne dziewczęta na papierosa, jest arogancka i konfliktowa. Pobiła się już z dwiema dziewczynami, popala zioło i klnie jak szewc. Zagroziłem jej ostatnio, że dyscyplinarnie wyrzucę ją z drużyny, więc się mści. Wymyśliła sobie, że się do niej dobierałem i poszła z tą bajeczką do dyrektorki.

– Ty chyba żartujesz! Czyli że każda nastoletnia smarkula z wybujałą wyobraźnią może sobie wymyślić coś takiego i po porządnego człowieka przyjeżdża policja?! Zwinęli cię na oczach sąsiadów, jak jakiegoś bandytę!

– Nie dramatyzuj, wszystko niebawem się wyjaśni. W końcu palcem tej smarkuli nie tknąłem! Policja przesłuchuje teraz moje wychowanki, na pewno niedługo poznają prawdę. A Wiola to córeczka prokuratora – rozpuszczona pannica z dobrego domu, której się z nudów w głowie poprzewracało – powiedział Bartek.

– Nie mogę zrozumieć, że przyjmujesz to tak spokojnie! – krzyknęłam.

– A co mam zrobić?! – huknął na mnie mąż i zamknął się w łazience.

Dzień później, zaraz po pracy, pojechałam do państwa K. – rodziców tej kłamliwej smarkuli, Wiolki.

Drzwi otworzyła mi jej matka – elegancka kobieta koło czterdziestki

Sprawiała wrażenie zarozumiałej, ale może źle ją oceniłam, w końcu sytuacja była napięta.

– Słucham? – zapytała chłodnym tonem, zupełnie jakby wzięła mnie za jedną z kręcących się po ulicach, sprzedających tanie kosmetyki akwizytorek.

– Jestem żoną Bartosza N. – zaczęłam.

Nie pozwoliła mi dokończyć – na jej twarzy zagościła furia i kobieta zatrzasnęła mi przed nosem drzwi.

– Mój mąż nigdy by nie zrobił czegoś takiego! – krzyknęłam, ale matka Wioli nie pojawiła się już na ganku.

Dwa dni później smarkula, która oskarżyła mojego męża o molestowanie, odszczekała swoje zeznania. Powiedziała, że chciała tylko wkurzyć trenera, który groził jej wyrzuceniem z drużyny!

– Już po wszystkim – powiedział Bartek po powrocie z pracy.

Nie wiedział, jak bardzo się myli...

Dzień później, na naszych drzwiach ktoś czerwonym sprayem napisał: „Tu mieszka pedofil!”. Co gorsza, napis zobaczył nasz siedmioletni syn, który przez cały wieczór usiłował się dowiedzieć, co to znaczy „pedofil”. Pomalowaliśmy drzwi ciemnobrązową farbą, jednak lokalni strażnicy moralności dopiero się rozkręcali...

Tydzień później ktoś poprzecinał opony w samochodzie męża i obrzucił nasze okna jajkami.

A pewnego razu ja zostałam znieważona przez sąsiada

Facet patrząc mi prosto w oczy, nazwał mnie żoną zboczeńca i splunął na chodnik, tuż pod moje nogi.

– Niczego nie zrobiłem, czy ci ludzie tego nie rozumieją?! – krzyczał Bartek, gdy opowiedziałam mu o incydencie.

Którejś soboty przyjechał do nas Witold K. ojciec Wioli i przeprosił za córkę.

Nie tak ją wychowaliśmy. Sami byliśmy w szoku, kiedy wyszło na jaw, że wszystko to sobie wymyśliła – powiedział.

Sprawiał wrażenie skruszonego, wręczył mi nawet kwiaty, jednak kiedy poprosiłam, żeby na najbliższym zebraniu rodziców przyznał, że jego córka kłamała, lodowatym tonem oznajmił, że nie chce do tego wracać.

– Chodzi o reputację mojego męża, czy pan tego nie rozumie?! – krzyknęłam.

– Przykro mi – powiedział. – Zresztą oskarżenie zostało wycofane i nie ma o czym mówić – dodał.

No cóż, mówić nadal było o czym – sąsiedzi plotkowali jak szaleni

Część z nich, co prawda, zapewniła nas, że wierzą w niewinność mojego męża, jednak zdecydowana większość wolała dać wiarę ohydnym plotkom.

– Dobrze pilnuj córek, Gabrysiu – poradziła mi w windzie stara Czarnecka. – Powinnaś się rozwieść, zamiast zboczeńca pod jednym dachem trzymać! – usłyszałam od sąsiadki z dołu.

– Mój mąż niczego złego nie zrobił! – krzyczałam, ale nikt nie słuchał.

Kiedy wchodziłam do sklepu, milkły rozmowy. Pod blokiem i szkołą naszych dzieci wszyscy się na mnie gapili, szeptali, wytykali palcami.

Jak ludzie mogą być tak podli? – rozpłakałam się którejś niedzieli. – Przez tyle lat pracowałeś jako nauczyciel, młodzież cię kochała. Wytrenowałeś chyba z dziesięć roczników siatkarek! Czy ludzie nie pamiętają już, z jakim oddaniem zajmowałeś się ich dziećmi? Letnie obozy, na które z nimi jeździłeś, dotacje, które za każdym razem udawało ci się wywalczyć na te wyjazdy, wolny czas, który im poświęcałeś... Nagle to wszystko się nie liczy?

Mąż objął mnie ramieniem.

– Jakoś to przetrwamy – powiedział.

Niestety, było coraz gorzej…

Kiedyś nasz syn wrócił ze szkoły z przypiętą do kurtki kartką: „Mój tata to zboczeniec!”. Na myśl o tym, że moje dziecko szło tak przez całą drogę do domu, krew mnie zalewała! Innym razem wybrałam się do supermarketu i przy wejściu wpadłam na Dankę, sąsiadkę z klatki obok, z którą jeszcze niedawno łączyły mnie serdeczne stosunki.

Na mój widok odwróciła jednak głowę i minęła mnie bez słowa. Poczułam złość.

– Danka, zaczekaj! – dogoniłam ją. – Może wpadniecie do nas w sobotę? Pogadamy, napijemy się wina – zaproponowałam.

– Chyba żartujesz? – prychnęła.

– Bartek niczego tej dziewczynie nie zrobił! Wymyśliła to sobie, wyssała tę historyjkę z palca! – krzyknęłam wytrącona z równowagi.

– Wybacz, ale ludzie mówią co innego – powiedziała Danka i odeszła.

Kilka tygodni później sprzedaliśmy mieszkanie i wynieśliśmy się do innego miasta. Bartosz, choć kochał zawód nauczyciela, po tym, co się stało zrezygnował z pracy i otworzył własną siłownię.

– Może czas spróbować czegoś nowego – pocieszał się.

Nie rozmawiamy już z mężem o tym, co się stało. Ten temat wciąż jest dla nas bolesny. Najbardziej jednak rozczarowało mnie zachowanie dawnych sąsiadów. Znali nas przecież od lat – jak mogli pomyśleć, że Bartek zrobił coś takiego? Czy ten świat oszalał?

Czytaj też:
„Gdy urodziłam chorego syna, mąż odszedł do innej. Powiedział, że znalazł taką, która da mu zdrowe dziecko”
„Moich synów wychowywały babcie. Ja nie miałam czasu. Czy nie wystarczy, że ich urodziłam? To i tak bohaterstwo”
„Moja mama uważa, że pijaństwo męża to żaden problem. Jej zdaniem powinnam się cieszyć, że mnie nie bije”

Redakcja poleca

REKLAMA