„Mąż zrobił kochance brzuch, choć zarzekał się, że nie chce mieć dzieci. Zrobił ze mnie idiotkę, nie puszczę mu tego płazem”

zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Maksym Povozniuk
„Zazdrościły mi wszystkie koleżanki: sukni, welonu, bijących dzwonów, >>Ave Maria<< płynącego z chóru, gdzie na skrzypcach grał brat Czarka tak słodko i rzewnie, że łzy same się cisnęły do oczu. Ale głównie zazdrościły mi męża, mówiąc, że miałam szczęście, trafiając na takiego porządnego, prawdomównego i uczciwego faceta”.
/ 08.04.2023 08:30
zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Maksym Povozniuk

Kiedy sześć lat temu braliśmy ślub z Czarkiem, to jemu zależało na kościelnej ceremonii, chociaż wiedział doskonale, że ja jestem raczej obojętna religijnie, a moja rodzina wprawdzie mówi o sobie „katolicka”, ale to tylko fasada, za którą się nic nie kryje.

Nie protestowałam, bo ślub w kościele ma swój urok. Czarek zadbał o wszystkie szczegóły, więc było pięknie i wzruszająco. Kwiaty, witraże, tłum gości, organy, kazanie zaprzyjaźnionego z rodziną Czarka księdza… To wszystko naprawdę robiło wrażenie, więc w rezultacie byłam bardzo zadowolona, że uległam i zgodziłam się nawet na spowiedź, co w moim przypadku było dużym poświęceniem.

Zazdrościły mi wszystkie koleżanki: sukni, welonu, bijących dzwonów, „Ave Maria” płynącego z chóru, gdzie na skrzypcach grał brat Czarka tak słodko i rzewnie, że łzy same się cisnęły do oczu. Ale głównie zazdrościły mi męża, mówiąc, że miałam szczęście, trafiając na takiego porządnego, prawdomównego i uczciwego faceta.

Jak to – zakochał się?!

– Nie jestem zdolny do kłamstwa – oznajmił mi po jakimś czasie. – Mógłbym mieć kogoś na boku, ale brzydzę się takim postępowaniem, dlatego mówię – zakochałem się i chcę rozwodu. Nasze małżeństwo było pomyłką, teraz wiem to na pewno!

Nie od razu wszystko do mnie dotarło. Najpierw myślałam, że to zwyczajny skok w bok, że szybko minie i że odbudujemy to, co się zawaliło, bo przecież się kochamy, a prawdziwa miłość wszystko zwycięża. Ale nie miałam racji: Czarek się wyprowadził z domu i wystąpił o rozwód.

Nie kontaktował się ze mną osobiście, wszystko załatwiał przez adwokata albo przysyłał tego swojego brata, który na naszym ślubie grał na skrzypcach „Ave Maria”. Oczywiście próbowałam walczyć o niego, o siebie, o nas i o naszą wspólną przyszłość, bo kochałam (i nadal kocham) swojego męża.

Przeszłam przez wszystkie fazy, które są udziałem kobiet w mojej sytuacji: zdumienie, zaprzeczanie oczywistym faktom, przyjęcie do wiadomości, że stało się najgorsze, wściekłość, rozpacz, nadzieja, że da się to naprawić, i wreszcie pragnienie zemsty. To ostatnie spadło na mnie dopiero wtedy, gdy odeszła nadzieja. A ta odeszła, kiedy się dowiedziałam, że jego kochanka spodziewa się dziecka i że on z tego powodu oszalał z radości.

Nie mogłam się z tym pogodzić, bo kiedy byliśmy razem, wiele razy rozmawialiśmy o macierzyństwie i zawsze Czarek się upierał, że na to jest jeszcze za wcześnie. Twierdził, że najpierw trzeba sobie wyrobić stabilną sytuację zawodową, odłożyć pieniądze, pojeździć po świecie, poszaleć i pobawić się, żeby potem nie przychodziły nam do głowy głupie myśli i żebyśmy nie żałowali straconych okazji.

Tłumaczyłam, że ja jestem gotowa na dziecko, ale on się upierał, więc teraz ogarniała mnie straszna złość na myśl o jego obłudzie i nieliczeniu się z moimi uczuciami. Nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić.

Rozwód cywilny przebiegł szybko

Czarek wynajął bardzo dobrego adwokata, specjalistę od takich spraw, poza tym nie mieliśmy dzieci, a w tamtym związku właśnie na świecie pojawiła się ich córka. Choć protestowałam i nie wyrażałam zgody na rozwiązanie naszego małżeństwa, Czarek na sali sądowej wziął winę na siebie. Powiedział, że nigdy mnie nie kochał, że się pomylił i że dopiero teraz spotkał kobietę, z którą chce być.

Nie muszę chyba opowiadać o bólu i upokorzeniu, które mi towarzyszą do dzisiaj. Postanowiłam, że choć pokonał mnie w sądzie cywilnym, to kościelnego unieważnienia naszego małżeństwa się nie doczeka, bo będę walczyła i nie pozwolę mu się cieszyć spokojnym sumieniem i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało.

Doskonale wiedziałam, że nadal chodzi do kościoła, że chciałby przystępować do sakramentów, że nieznośna jest mu myśl o drugiej, a właściwie pierwszej żonie, która wobec Boga i Kościoła nadal nią jest, więc wcześniej czy później spróbuje się ode mnie uwolnić. Przysięgłam sobie, że do tego nie dopuszczę…

Nie ma co udawać, że nie kierują mną urażona duma, złość i chęć ukarania zdrajcy, ale niech się znajdzie ktoś, kto powie, że tego nie rozumie. Tak, chcę Czarka ukarać, uważam, że mam do tego prawo, ale znacznie silniejszy wpływ na moją decyzję ma niezgoda na obłudę i bezkarne niszczenie mojego życia i spokoju.

Mam pokornie przyjąć do wiadomości, że on – niby taki wierzący i przyzwoity katolik – po wyrządzonej mi krzywdzie radośnie i spokojne powędruje po raz drugi do ołtarza? To taka ma być jego wiara i moralność? Mam uznać, że skoro się „pomylił” w miłości, wolno mu ten błąd naprawić moim kosztem? Mam nadstawić drugi policzek i ułatwić mu życie? Niedoczekanie!

Nie ma takiego sądu biskupiego czy innego, który by unieważnił nasz sakrament małżeństwa zawarty legalnie, w dobrej wierze, w obecności świadków i tłumu gości. Byliśmy wtedy dorośli, zdrowi na ciele i umyśle, wiedzieliśmy, co robimy i jakie są tego konsekwencje. Pamiętam, jak mi tłumaczył, namawiając na ślub kościelny, że to nie zabawa. Mam zamiar go przekonać, że miał rację. W końcu sakrament to sakrament.

Czytaj także:
„Mąż mnie zdradził, więc nie mam wyrzutów sumienia z powodu własnego romansu. Kochanek uwiódł mnie i wykorzystał”
„Mąż mnie zdradził, a ośrodek adopcyjny pozbawił szansy na dziecko. Zbierałam baty od życia, lecz w końcu los mi to wynagrodził”
„Wiedziałam, że mąż mnie zdradzał, tylko potrzebowałam na to dowodu. Tak napsułam mu krwi, że spakował się i odszedł”

Redakcja poleca

REKLAMA