Gdy Arek nas zostawił, byłam w szoku. Nawet nie byłam wściekła albo załamana, ale w szoku. Jak będziemy teraz żyć? Ja nie pracowałam od trzynastu lat, a i wcześniej tylko dorywczo, a dzieci wymagały sporych nakładów finansowych. Nie miałam jednak czasu na załamywanie rąk. Zbliżał się przecież nowy semestr w szkole i kolejne wydatki.
Tak po prostu odszedł
Arek zostawił nas w ponury, styczniowy wieczór. Kamila była u koleżanki, Robert na treningu, a on najspokojniej w świecie powiedział, że wyprowadza się, że nie jest już nami zainteresowany, że ma nową rodzinę i że ma nadzieję, że nie będę dramatyzować. Byłam w szoku. Jak to dramatyzować? Jak to nową rodzinę? Nie byłam nawet w stanie zadać tych wszystkich pytań. Gdy się nad tym potem zastanawiałam, musiałam przyznać przed sobą, że powinnam się była domyślić już wcześniej. Problem polegał jednak na tym, że człowiek nie chce domyślać się czegoś, w co nie chce uwierzyć.
Kiedy dzieci wróciły do domu, Arka już nie było. W stosunku do mnie był opryskliwy, ale im nie potrafił spojrzeć w oczy. To ja zakomunikowałam im, co się wydarzyło. Przyjęły to na swój sposób.
– Zostaniemy patologią? – zawołała Kamila, która już od jakiegoś czasu zapowiadała, że myśli o karierze psychoterapeutki.
– Nie zostanę zawodowym piłkarzem? – jęknął Robert, który też już miał wybraną karierę zawodową i nie chciał słuchać, że jeszcze mu się odmieni.
Reakcja dzieci sprawiła, że uczucie niedowierzania zaczęło mnie opuszczać. Ich spokój zaskakiwał nie mniej niż samo wyznanie Arka.
– Zaraz, dlaczego patologia? Dlaczego nie będziesz piłkarzem? Dlaczego nie odnosicie się jakkolwiek do tego, że ojciec nie chce z nami mieszkać i nawet za bardzo nie dyskutował o naszej przyszłości?
– W sumie od dawna go z nami nie ma – zauważyła Kamila, patrząc na mnie z jakimś rodzajem współczucia.
– Na moje mecze też sama przychodzisz – dodał jej brat.
No tak, dzieci zauważyły wcześniej, że dzieje się coś nie tak. Dzieci naprawdę widzą więcej, niż dorośli chcą, aby widziały! To, że nie wyglądały, jakby świat się im zawalił nie oznaczało wcale, że nie mieliśmy kłopotów.
Konserwatorka powierzchni płaskich
Gdy policzyłam nasze finanse, szybko zrozumiałam, że muszę znaleźć pracę. I to natychmiast. Nawet z alimentami od Arka (a ten unikał tematu rozwodu) i z pieniędzmi od moich rodziców, nie mieliśmy szans na przeżycie godnie kolejnych miesięcy. Robert był w wieku, w którym nieustannie wyrastał z kolejnych ubrań, a Kamila miała już dwanaście lat i we własnych oczach była prawie dorosła, a tym samym miała swoje prawie dorosłe potrzeby. Musiałam natychmiast znaleźć pracę, a to, że niczego nie umiałam, nie miało znaczenia.
Jak znaleźć pracę? Ależ to nic trudnego! Współcześnie to praca szuka człowieka! Tak, na pewno. Z pewnością jednak nie szuka absolwentek politologii, które żyły sobie beztrosko latami jako żony i matki. Gdy tylko minął weekend, który spędziłam na liczeniu, ile mamy pieniędzy i czego potrzebujemy, ruszyłam do urzędu pracy, ale natychmiast uświadomiono mi, że niewielu pracodawców na mnie czeka. Najpierw dowiedziałam się, że samo zapisanie się w urzędzie jako osoba bezrobotna jest pracochłonne, a potem, że spotkanie z moim opiekunem mam wyznaczone na kolejny miesiąc.
– Ale ja potrzebuję pracy już – wyjęczałam bliska płaczu.
– Już to sprzątanie galerii handlowej – odpowiedziała urzędniczka obojętnym głosem. – Ale to ciężka praca. Niewdzięczna.
A co, ja nie posprzątam toalety? Byłam oburzona brakiem wiary w moje umiejętności. W domu dobrze radziłam sobie z bałaganem robionym przez dzieci. Może i nie pracowałam nigdy fizycznie, ale co mi pozostało.
Pierwszego dnia szłam do pracy dumna i pewna, że sobie poradzę, żegnana przez dzieci wyprawiające mnie niczym na wyprawę wysokogórską. Wracałam ze łzami w oczach. Wszystko było nie tak. Praca była znacznie cięższa niż sobie to wyobrażałam, łydki pulsowały mi bólem, a pracujące razem ze mną koleżanki, głównie rosyjskojęzyczne, w najlepszym wypadku podśmiewały się ze mnie. Rozumiałam rosyjski, bo jako nastolatka zachwyciłam się tym językiem i próbowałam uczyć się go sama. Wcale mi się jednak nie podobało to, co słyszę na swój temat.
– Wiesz mamo – w domu powitała mnie moja córka testująca swoje psychologiczne umiejętności – Ty nie musisz chodzić do pracy, jeśli nie chcesz. Możemy żyć skromnie, a Robert zrezygnuje z treningów.
– Może byś decydowała o swoim życiu – zaproponował Robert natychmiast. – Może sama zrezygnuj z podbierania mamie podkładu.
– Podbierasz mi podkład?
– Mam trądzik! Nie mogę wyglądać jak ostatnia oferma. Nawet, jeśli mamy w domu kryzys.
Nie miałam innego wyjścia
Chyba tylko dlatego następnego dnia znowu poszłam do pracy. Na listę spraw do załatwienia doszła przecież jeszcze jedna pozycja. Trzeba będzie zabrać Kamilę do dermatologa. Najlepiej prywatnie. Tylko dwunastolatki wierzą, że trądzik można wyleczyć kosmetykami matek.
– O przyszła królewna – powitała mnie szefowa zmiany Oksana, ironicznie, ale i z lekkim uśmiechem – No to Ołena wisi mi kilka złotych.
– Założyły się panie, czy przyjdę? – byłam bliska płaczu.
– Nie no, jakie panie znowu. Ja Oksana jestem, a Ołena i Ania to też żadne panie. I Olga też, choć ma nadzieję na coś lepszego. No nie gniewaj się, wiesz, Polki to tak nie za bardzo pracują na sprzątaniu.
– Nie żebym miała wybór – przyznałam szczerze. – Mąż poszedł w długą, a o rozwodzie gadać nie chce. A w domu dwójka dzieci, nastolatka i przyszły piłkarz.
– U moich rodziców pod Kijowem został przyszły programista – zaśmiała się Oksana, znowu z przekąsem, ale serdecznie. – Choć ja ci powiem kochana, że jeszcze nikt nie widział, żeby robił na komputerze coś innego niż granie w gry.
I jakoś tak wyszło, że przełamałyśmy pierwsze lody. Praca nie stała się przez to prostsza, ale zyskałam koleżanki i uświadomiłam sobie, że od zakończenia studiów żadnych w sumie nie miałam. Koleżanki, z którymi wtedy się trzymałam, inaczej poukładały sobie życie, a mi nie przeszkadzał ich brak, bo pochłaniały mnie dzieci. Miło było, w przerwie w pracy, pożartować z innymi kobietami.
Nie mogłam się załamać
W opowieściach po pierwszym kryzysie zwykle wszystko idzie już gładko, a główna bohaterka ma coraz więcej szczęścia i coraz potężniejszych sprzymierzeńców. Ja miałam dziesiątki kryzysów. Nie pozwalałam sobie jednak na więcej niż wieczór załamania, bo nie miałam na to czasu. Dzieci mnie potrzebowały, a do tego potrzebne były też pieniądze. Arek kombinował, jak mógł. Rodzice wynajęli mi dobrego prawnika, ale on też nie próżnował. Miał pieniądze, ale wiedział, jak je ukrywać. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego oszukuje nie tyle mnie, co własne dzieci.
– On tak na to nie patrzy – mówiła Oksana przy kieliszku wina. Okazało się, że sama ma za sobą kilka nieudanych związków, nie tylko na Ukrainie, ale i w Polsce. – Jak ja się rozwodziłam, to mój nawet sugerował, że Alosza nie jest jego. Tak mu ta wywłoka zawróciła w głowie. Potem się opamiętał. Teraz jest w Niemczech, na tirach jeździ. Kasę młodemu wysyła, może nawet ze mną by się zszedł, ale ja już nie chcę. Może i ten twój Arek się opamięta. To jednak jego krew te dzieciaki.
– Może – przyjemnie było myśleć, że ostatecznie będzie jeszcze wsparciem, jeśli nie dla mnie, to dla dzieci. – Na razie jednak na niego nie ma co liczyć, a pieniądze są potrzebne. Robert został zaproszenie na obóz do Austrii w lipcu. Wiesz, niby zaproszenie, ale jak mi przyniósł listę tego, co ma zabrać ze sobą, to może taniej by wyszło, jakbym miała płacić samo zakwaterowanie.
– No to do roboty, kochana. Co myślisz o jakimś dodatkowym sprzątaniu? Idzie ci dobrze, a jest mała robota do zrobienia w biurowcu na Wielkiej. Legalna robota, nic się nie bój.
I tak zaczęłam pracować też w weekendy, a Kamila z Robertem karnie nocowali wtedy u dziadków. Na początku trochę się stawiali, ale z czasem zauważyłam, że zarówno im, jak i moim rodzicom dobrze robi ta nieco przymusowa bliskość. Z czasem Oksana pociągnęła mnie też za sobą do lepszej pracy i nie sprzątałyśmy już galerii, ale właśnie budynki biurowe.
Rok po rozstaniu z Arkiem Oksana ruszyła z własną działalnością. Nie było z tego nie wiadomo jak dużych pieniędzy, ale zaczęłam odkładać na przyszłość, choć początkowo trudno mi było uwierzyć, że jeszcze kiedyś będę miała taką możliwość. Dostałam też u niej pół etatu typowej pracy biurowej. W końcu lepiej od niej znałam polskie realia. Koleżanka śmiała się, że jestem twarzą firmy, bo potrafiłam zadbać o pracowników, scalić nieustannie rozbiegający się grafik i przystępnym językiem wytłumaczyć klientom, czego się mogą spodziewać.
Moja domorosła psycholog uważa, że powinnam zacząć szukać miłości. Wydaje mi się jednak, że mam na to czas. Tyle jest jeszcze do zrobienia!
Czytaj także:
„Burmistrz miał drugą twarz, o której nie wiedzieliśmy. Niektórych dziwiło, że jego żona nosi długie rękawy latem”
„Przez 15 lat nie wiedziałam, że jestem córką księdza. Do momentu, gdy zobaczyłam go na rekolekcjach w mojej parafii”
„Teściowa mówiła mi jak mam się ubierać i myć podłogę. Mój mąż maminsynek radził się jej nawet w sprawach łóżkowych”