„Mąż zostawił mnie z dwójką dzieci, ale nie żałuję tego zwyrodnialca. Poradziłam sobie, matki już tak mają”

Samotna matka fot. Adobe Stock, Кирилл Рыжов
„Owszem, często było mi ciężko, ale radziłam sobie. A do pomocy miałam jedynie zaprzyjaźnioną sąsiadkę, bo moi rodzice dość szybko odeszli. Ojciec pił i w końcu się zapił, a mama zmarła kilka lat po nim, pewnie z wcześniejszej zgryzoty”.
/ 12.07.2021 10:32
Samotna matka fot. Adobe Stock, Кирилл Рыжов

Praca, dom, samotne macierzyństwo – przez całe lata myślałam tylko o innych. I nagle, w jesieni życia, zrozumiałam, że gdzieś zagubiłam siebie.

Ola i Karol są dziś moją opoką. Pokończyli studia, założyli rodziny, troszczą się o mnie. Znowu, pierwszy raz od dawna cieszę się wiosną. Odżyłam zupełnie jak te rośliny, które całą zimę tkwiły w uśpieniu. Ja też byłam jakby uśpiona. Dopiero teraz widzę, na czym polega szczęście. Dotychczas utożsamiałam je ze szczęściem najbliższych.

Mąż odszedł ode mnie, gdy nasze dzieci miały po kilka lat. Nie próbowałam go zatrzymać, bo małżeństwo z tym człowiekiem okazało się jedną wielką pomyłką. Jedyne, co mnie dotąd spotkało dobrego, to macierzyństwo. Mam wspaniałe dzieci, syna i córkę, którym poświęciłam wszystko. No bo dla kogo miałam żyć?

– Dla siebie – mówiła Ola. – Mamo, musisz zadbać również o siebie. Już dość nam pomagałaś! Teraz chcemy ci się odwdzięczyć.

Fakt, Aleksandra i Karol zawsze byli dla mnie najważniejsi, potem całą swoją uwagę i miłość przeniosłam na wnuki. Modliłam się, żeby im się ułożyło w życiu lepiej niż mnie. Ja widocznie nie potrafiłam dokonać właściwego wyboru. Na szczęście moje dzieci to umiały.

Dałam im tyle, ile mogłam

Przede wszystkim miłość i pełną akceptację. Owszem, często było mi ciężko, ale radziłam sobie. A do pomocy miałam jedynie zaprzyjaźnioną sąsiadkę, bo moi rodzice dość szybko odeszli. Ojciec pił i w końcu się zapił, a mama zmarła kilka lat po nim, pewnie z wcześniejszej zgryzoty. Moje dzieci skończyły studia, Ola prawo, Karol politechnikę.

Ola wyszła za mąż jeszcze podczas studiów, zakochała się do szaleństwa i chciała zamieszkać razem z mężem. Nie wtrącałam się, tylko modliłam, żeby to był ten właściwy mężczyzna w jej życiu, żeby nie żałowała swojego wyboru… Karol, mimo że o rok starszy od siostry, ma krótszy staż małżeński niż ona, lecz też dobrze trafił. Tyle się dawniej nasłuchałam o wrednych synowych tępiących teściowe tylko dlatego, że stanowią konkurencję dla ich wybranka. Tymczasem żona Karola to wspaniała kobieta i bardzo żałuję, że nie ma jej obok mnie.

– Kochani, ja naprawdę niczego nie potrzebuję – broniłam się, gdy mnie nagabywali, żebym pomyślała o sobie. – Cieszę się waszym szczęściem.

Jedyne, czego mi brakowało, to wszystkich wnuków na miejscu. Karol od trzech lat pracuje w Edynburgu i dwa lata temu ściągnął tam swoją żonę i córeczkę. Byłam u nich, ale szybko stwierdziłam, że nigdy nie chciałabym mieszkać za granicą. To nie dla mnie. Może młodym łatwiej się zaaklimatyzować w nowym miejscu, ale komuś, kto grubo ponad pół wieku przeżył w jednej mieścinie, raczej się to nie uda. A Karol zaproponował, żebym przeprowadziła się do nich. Ania i Karol w pracy, Sara w szkole. Co miałabym tam robić?

– Mamo, zarabiam tyle, że teraz mogę ci się odwdzięczyć. Mamy duży dom… – namawiał mnie syn. Nie chciałam, choć nieraz czułam się samotna. Dobrze, że Ola z rodziną mieszka w pobliżu, bo przynajmniej dwoje wnuków mam na miejscu.

Pierwszy raz od lat spotykałam się z mężczyzną

Pan Bóg pozwolił mi cieszyć się dobrym zdrowiem, emeryturę mam niezbyt wysoką, jednak trochę sobie dorabiam szyciem oraz robótkami ręcznymi, co zresztą całe życie robiłam. Karol co miesiąc wspomaga mnie finansowo, choć początkowo nie chciałam się na to zgodzić. W końcu machnęłam ręką. Ale mniej więcej pół roku temu coś się odmieniło…

Jesienią byłam w przepięknym hotelu w Kołobrzegu. To był prezent od moich dzieci na sześćdziesiąte urodziny. Początkowo wcale się z takiego prezentu nie ucieszyłam. Nigdy nie lubiłam wyjeżdżać z domu, niezbyt łatwo nawiązywałam nowe znajomości.

– Kochani, co ja będę tam robiła przez dwa tygodnie? – martwiłam się. – I mnóstwo pieniędzy wydaliście!

– To tylko niewielka część tego, co ty nam ofiarowałaś – powiedział Karol. – O pieniądze się nie martw, zresztą ceny były promocyjne dla seniorów – zaśmiał się.

– Mamuś, nie wiesz, co będziesz robiła? – wtrąciła się Ola. – Odpoczniesz. Tam jest bliziutko do morza, będziesz chodziła na spacery plażą, na zabiegi.

Jakoś dałam się namówić, chociaż wolę w inny sposób spędzać czas. Nie to, żebym zamykała się w czterech ścianach ze swoimi robótkami.

Zapisałam się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, chodzę na angielski, na naukę obsługi komputera (głównie po to, żeby umieć obsłużyć Skype’a i móc rozmawiać z Karolem, synową Anią i wnuczką Sarą). Naprawdę niewiele potrzeba mi było do szczęścia.

Mimo wszystkich obaw, w Kołobrzegu było cudownie. Odpoczęłam jak jeszcze nigdy. Codziennie miałam wykupione masaże, odpoczywałam w grocie solnej, o siódmej rano (nie lubię długo spać!) chodziłam na basen, po śniadaniu spacerowałam plażą, niekiedy szłam aż do samej latarni morskiej. Wieczorami czytałam książki, czasem coś dziergałam przy telewizorze. Tak minął mi pierwszy tydzień pobytu. Drugi wyglądał zupełnie inaczej, bo poznałam Szymona. To on pierwszy mnie zagadnął. 

– Czy nie obrazi się pani, jeśli zaproponuję swoje towarzystwo? Zauważyłem, że często pani spaceruje sama. Chyba że jest pani samotniczką, wtedy nie będę przeszkadzał…

– Jestem samotniczką, ale nie będzie mi pan przeszkadzał. Możemy wybrać się razem, nie widzę problemu – odparłam trochę wbrew sobie. Byłam bardzo zdziwiona, że taki sympatycznie wyglądający pan chce ze mną spacerować. Że w ogóle kogokolwiek zainteresowała taka, no co tu kryć, stara baba jak ja. Ale że przez tydzień wystarczająco nacieszyłam się samotnością, pomyślałam: „A co mi szkodzi? Może będzie miło”.

Pogawędka toczyła się gładko, nawet byłam zdziwiona, że z obcym człowiekiem tak dobrze mi się rozmawia. To był niesamowity tydzień. Szymon adorował mnie, zabawiał, dużo mi opowiadał o sobie. Ja mówiłam zdecydowanie mniej, ale też trochę mu opowiedziałam.

– Cieszę się, że też jesteś wolna – powiedział w pewnej chwili prosto z mostu. – Wiesz co? Bardzo mi przypominasz moją żonę. Wcale mnie to nie ucieszyło, ponieważ nie chciałam nikogo przypominać. Szymon mówił to jednak w dobrej wierze.

– Nie będę, jak to mówią, owijał w bawełnę – dodał po chwili. – Bardzo kochałem żonę i długo nie mogłem pogodzić się z jej śmiercią. Nawet nie sądziłem, że tak bardzo będzie mi jej brakowało. Od trzech lat mieszkam sam i nie spotkałem jeszcze kobiety, która wypełniłaby tę pustkę. A nad czym tu się zastanawiać? Szkoda życia…

Wbrew sobie cieszyłam się z tych spotkań, spacerów, rozmów. I przyjęłam za dobrą monetę słowa Szymona. Nasza znajomość była miłym uzupełnieniem mojego pobytu w Kołobrzegu. Oczywiście nie sądziłam, że po wyjeździe będziemy utrzymywać ze sobą kontakt, choć Szymon dawał do zrozumienia, że na to liczy. Na pożegnanie kupił mi piękny bukiet kwiatów.

Wymieniliśmy się telefonami

Mieszkaliśmy od siebie dość daleko, bo prawie 170 kilometrów; uznałam, że nasza znajomość umrze śmiercią naturalną. Czy tego chciałam? Nie wiem. Czekałam. Była to dla mnie całkowicie nowa sytuacja.

– Mamo, może to jakiś naciągacz – wystraszyła się Ola, gdy jej opowiedziałam o Szymonie, i że w ostatniej rozmowie telefonicznej zapytał, czy może mnie odwiedzić. Gdy Ola powiedziała o tym naciągaczu, w pierwszej chwili się przestraszyłam – w ogóle o czymś takim nie pomyślałam! Może dlatego, że Szymonowi naprawdę dobrze z oczu patrzyło…

– Olu, nie gadaj głupot – upomniałam więc córkę, choć z lekką obawą w sercu. – To porządny człowiek.

– W takim razie zaproś go. Niech przyjedzie, ale najpierw niech się spotka z nami – oświadczyła. – Jeśli coś knuje, to niech wie, że będzie miał ze mną i Radkiem do czynienia!

Gdy przyjechał Szymon, Ola była już u mnie z całą rodziną. Upiekłam pyszny placek drożdżowy, podałam kawę. Szymon nie tylko się nie przestraszył, ale nawet ucieszył z możliwości poznania mojej córki, zięcia i wnucząt. Spędziliśmy miłe popołudnie, potem spotkaliśmy się drugi raz, trzeci… Na święta pojechaliśmy razem do Zakopanego. Oświadczył mi się nad Morskim Okiem.

– Czy zechcesz wypełnić pustkę w moim życiu? Pokochałem cię, Haniu, jak tylko cię ujrzałem. Może i mnie uda się wypełnić taką samą pustkę w twoim. Samotność nie jest wskazana, człowiek jest zwierzęciem stadnym… – zaśmiał się.

Muszę powiedzieć, że nie zastanawiałam się długo, postanowiłam zaryzykować. I pierwszy raz w życiu zawalczyć o swoje szczęście. Trochę mieszkamy u Szymona w Toruniu, trochę u mnie. Wielkanoc spędziliśmy w Edynburgu u Karola. Ale zawsze jesteśmy razem. Na dobre i złe.

Czytaj także:
Mąż nie pozwala mi studiować. Boi się, że wymienię go na mądrzejszy model, bo nie będę chciała takiego robola jak on"
„Kochaliśmy się zadaniowo. To było »robienie dziecka«. I zaszłam w ciążę, ale z barmanem"
„Moja córka jest lekko opóźniona w rozwoju. Wprawdzie urodziła zdrowe dziecko, ale nie ma instynktu macierzyńskiego”

Redakcja poleca

REKLAMA