„Mąż odszedł do kochanki. Z nienawiści utrudniałam mu kontakty z córką, a teraz spędzamy z jego rodziną święta i wakacje”

Rozwódka, która przyjaźni się z byłym mężem fot. Adobe Stock, Rido
„Kiedy poznałam Klarę, pojawiła się wściekłość i nienawiść. Chciałam zemsty, a jedynym jej narzędziem była Julka. I owszem, próbowałam nastawiać córkę przeciwko tacie. A on z własnej woli nawet zaczął wypłacać mi większe alimenty”.
/ 02.01.2023 07:02
Rozwódka, która przyjaźni się z byłym mężem fot. Adobe Stock, Rido

Byliśmy z Radkiem nierozłączni od początku studiów. Poznaliśmy się na obozie zerowym i na uczelnię poszliśmy już jako para. Tak minęło dziesięć lat... To musiało źle się skończyć. Spędziliśmy ze sobą  więcej czasu niż niejedno małżeństwo.

Zamieszkaliśmy razem na pierwszym roku. Potem znaleźliśmy pracę w tej samej firmie Jeździliśmy jednym autem, mieliśmy wspólną paczkę przyjaciół. I wspólne hobby: rowery, góry, podróże. Pobraliśmy się dopiero, gdy zaszłam w ciążę. Dla wygody, bo zawsze uważaliśmy, że niepotrzebne nam zaświadczenie, że jesteśmy rodziną.

Radek już 12 lat temu był nowoczesnym ojcem

Tuż po urodzinach Julki wziął miesiąc urlopu. Robił wszystko: kąpał ją, przewijał, karmił, śpiewał kołysanki. Moje koleżanki zieleniały z zazdrości, kiedy na ich oczach Radek potrafił w trzy minuty uciszyć drącą się do nieprzytomności córkę, a potem w kilkanaście sekund zdjąć jej śpiochy i założyć świeżego pampersa.

– Maćkowi przewinięcie Jaśka zajmowało chyba pół godziny – wzdychała Kama, siostra Radka. – A i tak się okazywało, że zrobił to źle i mały zasikiwał spodenki.

Rodzice Radka nie byli bogaci. Tata pracował jako inżynier. W latach 90. opatentował jakieś urządzenie (nigdy nie rozumiałam, do czego służyło) i za zarobione pieniądze kupił duże gospodarstwo za Augustowem. Spędzaliśmy w nim każde wakacje. Stara chata, woda w studni i sławojka. Mocno na wyrost nazywaliśmy je Posiadłością. Pokochałam to miejsce. Pamiętam, że w czasie rozprawy rozwodowej pomyślałam, że będzie mi go brakować.

Powiedział mi, że się zakochał

Nie zauważyłam, że w naszym małżeństwie coś zaczęło zgrzytać. Żyłam w przekonaniu, że jesteśmy najwspanialszą parą na świecie. 

Radek nawet się nie krył ze swoim romansem. Wyjeżdżał na nieoczekiwane zebrania na weekend, znikał gdzieś wieczorami, telefon zabierał nawet pod prysznic. Każda żona zaczęłaby coś podejrzewać. Każda – tylko nie ja. Kiedy mi powiedział, że zakochał się w innej, byłam w szoku.

– Anka, no chyba musiałaś się domyślać, nie żartuj – Radka moja reakcja naprawdę zdziwiła.

Zapewnił mnie, że kocha Julkę, że chce być obecny w jej życiu i będzie płacił alimenty.

– Wiem, że cię ranię, ale po prostu przestałem cię kochać. Przepraszam…

Po szoku i niedowierzaniu przyszła depresja. A kiedy poznałam Klarę, pojawiła się wściekłość i nienawiść. Chciałam zemsty, a jedynym jej narzędziem była Julka. Utrudniałam Radkowi kontakty z nią, w ostatniej chwili zmieniałam godziny spotkań, wymyślałam wymówki. I owszem, próbowałam nastawiać córkę przeciwko tacie. Upadłam aż tak nisko.

Na szczęście Julka była mądrzejsza.

– Mamo, bardzo cię kocham, ale tatę też. A Klarę lubię – powtarzała.

Ja ciągle uważałam, że Radek jest złym ojcem nawet po tym, gdy sam – bez sprawy w sądzie – zaczął wypłacać mi większe alimenty.

– Myśli, że pieniędzmi przekupi Julkę – opowiadałam koleżankom.

Nie podejmowały dyskusji. Wiedziały, że mnie nie przekonają.

Radek po ślubie z Klarą rzucił pracę na etacie. Okazało się, że jego tata miał jeszcze mnóstwo projektów, które mogły się sprzedać. Tylko nie umiał się wokół tego zakręcić. Radek był urodzonym handlowcem – w rok sprzedał różnym firmom sześć wynalazków ojca. Potem zaczął wyszukiwać innych naukowców i kojarzyć ich z firmami. Trzy lata po naszym rozwodzie był już naprawdę bogaty.

Co roku zabierał rodzinę – Klarę, ich syna Antka (później także bliźniaczki Kasię i Basię) oraz Julkę – na wakacje w jakieś egzotyczne miejsce. Nie zauważałam, bo tak było wygodniej, że zawsze tę fajniejszą część wakacji organizował wtedy, kiedy była u niego Julka. Bo nie chciał, żeby ją coś ominęło. A ja jeszcze stawiałam warunki.

– Nie możecie lecieć w piątek, bo obiecałam rodzicom, że wpadniemy do nich na kolację – wymyślałam na poczekaniu wymówkę, byle mu dopiec i skomplikować życie.

Radek się ze mną nie kłócił. Po prostu przebukował bilety.

Dwa lata temu zrozumiałam, że pora skończyć z tą vendettą. Ustaliliśmy wcześniej, że Radek ma Julkę na wakacje w sierpniu, ja w lipcu. Zadzwonił w połowie czerwca.

– Anka, nie wiem, czy masz już plany wakacyjne, ale właśnie znajomy zaprosił nas na 10-dniowy rejs po Karaibach. Ale wynajął jacht od 15 lipca. Może się zgodzisz na zamianę? Bardzo bym chciał, żeby Julka z nami popłynęła.

Nie miałam żadnych planów. Wiedziałam, że pewnie jak zawsze pojedziemy na dwa tygodnie nad morze, a resztę czasu spędzimy w domu. Ale postanowiłam być twarda.

– Radek, bardzo mi przykro, ale umowa jest umową. Sędzia wyraźnie mówiła, że mamy się trzymać ustaleń. Dla dobra dziecka – wycedziłam i się rozłączyłam.

W porę zmądrzałam

Pięć dni później zadzwoniła Kama. Zawsze miałyśmy dobry kontakt, nawet po rozwodzie.

– Anka, Radek nie wie, że do ciebie dzwonię – Wiesz, on zrezygnował z tego rejsu. Powiedział, że to byłoby nie fair, gdyby pojechali bez Julki. Lipiec spędzą u mamy, a na sierpień ma wymyślić coś fajnego. Wiem, że masz do niego żal, ale może pora odpuścić? Radek jest naprawdę dobrym ojcem, i to dla całej czwórki. On nawet Klarze nie powiedział prawdy, bo nie chciał, żeby miała żal do Julki i ciebie. Skłamał, że znajomy jednak zmienił plany. Tylko ja wiem, jak jest.

Zrobiło mi się strasznie głupio. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy zamieniłam się w tę zgorzkniałą harpię, która dla własnej satysfakcji krzywdzi własne dziecko? Chyba pora odpuścić Radkowi.

Zadzwoniłam do niego. Powiedziałam, że zmieniłam zdanie. I nawet go przeprosiłam.

Julka z rejsu wróciła zachwycona. Godzinami pokazywała mi zdjęcia egzotycznych roślin i ryb. I oświadczyła, że zamierza zostać oceanografem.

Od tamtej pory moje relacje z Radkiem są dużo łatwiejsze. Jakby pękła gruba tafla lodu między nami. Wiem, że to ja ją tam postawiłam. Dobrze, że jednak w porę zmądrzałam.

Kiedy dwa lata temu po raz pierwszy zamknięto szkoły – cała rodzina Radka postanowiła przenieść się do Posiadłości. On z żoną, Kama z mężem oraz ich samotna kuzynka. I cała banda dzieciaków. Od Julki wiedziałam, że gospodarstwo zmieniło się nie do poznania. Stary dom został rozbudowany, oczywiście była już woda i łazienki. A na terenie powstało kilka większych i mniejszych domków – dla rodziny i przyjaciół.

– Anka, może Julka pomieszka trochę z nami? Wiesz, jest tu internet, a oprócz tego świeże powietrze, rodzeństwo i kuzyni. No i mniejsze szanse na złapanie tego świństwa – zaproponował Radek.

Odmówiłam. Chyba się wystraszyłam, że jak Julka za długo pobędzie w fajnym miejscu, pełnym ludzi, to znienawidzi nasze małe mieszkanko. I że ją stracę, bo już nie będzie chciała do mnie wrócić.

Po dwóch tygodniach zdalnej nauki Julka po raz pierwszy spędziła weekend z tatą. Po powrocie na moje pytania odpowiadała półsłówkami. A wieczorem, kiedy przyszłam ją pocałować, rozpłakała się.

– Mamuś, tam jest super – wyznała, gdy spytałam, o co chodzi. – Zjechało tyle dzieciaków. Po lekcjach bawią się w podchody, mają ogniska. Teraz mieszkałam w pokoju z Adą, córką kuzynki taty. Ona też jest w piątej klasie. A ja mam już dość siedzenia w domu.

Całą noc biłam się z myślami. Rano zadzwoniłam do Radka.

– Nie wiem, czy twoja oferta jest nadal aktualna, ale jeżeli tak, to zgadzam się. Julka może na jakiś czas zamieszkać z wami – powiedziałam mu.

Radek przyjechał jeszcze tego samego dnia. Umówiliśmy się, że przywiezie mi ją na weekend za dwa tygodnie. Julka była bardzo podekscytowana, ale próbowała to ukryć, żeby mi nie było przykro.

Dzwoniła do mnie codziennie.

– Mamuś, wiesz, Ada jest świetna z matmy. Wytłumaczyła mi wreszcie, o co chodzi z ułamkami – relacjonowała. – A dziś byliśmy na rowerach i Jasiek spadł i skręcił kostkę. Ale wujek mówi, że nic mu nie będzie.

Tęskniłam za nią bardzo. Odliczałam dni do naszego spotkania. A gdy w końcu Julka przyjechała, zastanawiałam się, czy ją jeszcze puszczę na wieś. Chyba wyczuła, o czym myślę:

– Mamuś, nie gniewaj się, ale ja chcę wrócić na wieś. Tam jest dużo fajniej niż w mieście. Zgódź się, proszę. Za tydzień są Jaśka urodziny. Szykujemy dla niego przedstawienie. Nawet bliźniaczki wystąpią. One są takie śmieszne, mówię ci…

Nie miałam sumienia jej zatrzymać.

W tygodniu zadzwoniła Agnieszka, mama Radka. Bardzo się kiedyś lubiłyśmy, ale od rozwodu widziałyśmy się tylko raz – na komunii Julki.

Julcia świetnie się u nas czuje... – zagaiła. – Jak już się skończy to całe szaleństwo, moje wnuki będą chyba najzdrowszymi na ciele i umyśle dziećmi w całej Polsce. Wiesz, mają tam przestrzeń i towarzystwo. Nie to co w mieście. Młodzi siedzą teraz zamknięci w czterech ścianach i zaczynają wariować. I tak sobie pomyślałam, że może i tobie przyda się trochę świeżego powietrza? Przyjedź do nas na weekend. Dostaniesz własny domek z łazienką i  kuchenką. Wiem, co myślisz. Ale jak nie będziesz chciała, to Klary nawet nie spotkasz… Pomyśl i oddzwoń.

Uwiodła go i omotała

Moja teściowa nie była głupia. Wiedziała, że to nowa żona Radka, ładniejsza i młodsza ode mnie, jest problemem. Prawie jej nie znałam. Dwa, może trzy razy odwiozła Julkę po weekendzie, bo Radek był chory albo zajęty. Julka chyba ją lubiła, ale o niej nie mówiła. Jak już pisałam, to mądra dziewczynka.

Zaraz po wyprowadzce Radka obwiniałam Klarę za wszystko – to ona ukradła mi męża i ojca mojej córce. Uwiodła go i omotała. Potem zaczęłam nienawidzić ich oboje. W końcu odpuściłam Radkowi, ale jej nie potrafiłam – musiałam kogoś winić. I choć dawno już nie kochałam byłego męża, nienawiści do jego nowej żony pozbyć się nie umiałam.

Propozycja teściowej była jednak bardzo atrakcyjna. Ja też potrzebowałam odpoczynku. A hotele były pozamykane. Zresztą tęskniłam za tamtym miejscem. Las, małe jeziorko, łąki… Zaczęłam się zastanawiać, jak bardzo wyrosły bzy, które kiedyś posadziłam za domem. Czy w ogóle przetrwały?

Postanowiłam, że pojadę. A co tam… Z dawną teściową umówiłam się tak, że przyjadę w piątek i że to będzie niespodzianka dla Julki. Oczywiście Klara i Radek musieli o wszystkim wiedzieć.

Przed wyjazdem poprosiłam koleżankę, żeby nałożyła mi farbę na włosy. Trzy godziny zastanawiałam się, co spakować. I nie, nie chodziło o Radka. Tylko o Klarę. Bardzo nie chciałam przy niej wypaść jak starszy model.

To był cudowny weekend. Posiadłość teraz już w pełni zasługiwała na to miano. Dom miał wielką werandę i nowy dach. Moje bzy wyrosły pięknie. Już widać było na nich zalążki kwiatów.

Na łące stały cztery domki z jasnego drewna, przy każdym był mały ogródek pełen kwiatów. Wybrałam ten najdalej od domu. Julka wprawdzie ubłagała mnie, żeby mogła dalej mieszkać z Adą, ale pierwszego wieczoru zasnęła u mnie w łóżku.

A Klara… Klara była zupełnie normalna. Gdy przyjechałam, pieliła grządki. Nie wyglądała jak z żurnala. Z lekkim odrostem, w starych szarawarach i wyciągniętej, poplamionej chyba kaszką koszulce. Pod koniec weekendu połapałam się, że nie żywię już do niej urazy. Że ta pielęgnowana przeze mnie nienawiść dawno wyparowała

Wróciłam do domu. Ale po kolejnym weekendzie na wsi już nie. Pracowałam zdalnie, internet był, nie miałam powodów, żeby wracać do miasta. A z Klarą po prostu nie wchodziłyśmy sobie w drogę.

W lipcu Radek zabrał rodzinę na wakacje do Grecji. Chciałam wracać do domu.

– Ania, a co cię tam ciągnie? Tu teraz nie ma nikogo, zostań – namawiała mnie Agnieszka.

Tłumaczyłam, że dawno nie widziałam rodziców i muszę ich odwiedzić.

– A może przywieź ich tutaj? Wszystkie domki są puste. Nie wiem, co oni myślą o Radku, ale chyba do mnie i Zbyszka nie mają żalu?

Mama trochę się boczyła. Tata jest zapalonym wędkarzem i kiedy mu powiedziałam, że tam jest jezioro 300 metrów od domu, to był gotów jechać choćby zaraz. No i mama dała się przekonać.

Spędziliśmy razem z rodzicami Radka dwa tygodnie. Potem pojechałam z Julką nad morze. 

Jesienią dzieciaki wróciły do szkoły. Julka niby się cieszyła, że spotka koleżanki z klasy, ale chyba bardziej tęskniła za rodzeństwem i kuzynami. Kiedy szkoły znowu zostały zamknięte, nie potrafiła ukryć radości.

– Mamuś, czy znowu pojedziemy do dziadków? – dopytywała.

Dwa tygodnie później już była na wsi. Ja zostałam w mieście, ale jeździłam tam na weekendy. Czasem nawet z moimi rodzicami. Daliśmy się też zaprosić na Wigilię. Moi rodzice nie mają rodzeństwa, ja też jestem jedynaczką. A na wieczerzy u rodziców Radka naliczyłam ponad 20 osób.

Julka chyba nie pamiętała ostatnich świąt, na których byli i jej rodzice, i wszyscy dziadkowie. Widziałam, że jest szczęśliwa. Dla jej szczęścia byłam gotowa nawet połamać się opłatkiem z Klarą.

Teraz, kiedy już wszyscy zakopaliśmy topory wojenne, jest dużo łatwiej. Opieką nad Julką dzielimy się wedle potrzeby. Nie ma już sztywnych grafików i wyliczania każdej godziny. Wiem, że czas, który spędza z rodziną Radka, jest ważny, i dla niej, i dla niego. A ja wreszcie mogę wyjść na kolację, nie szukając opiekunki. Zdarza mi się, że leżąc na kanapie z kieliszkiem wina i kupioną w supermarkecie ohydną kanapką, myślę z satysfakcją, że to Klara musi ugotować kolację, pozmywać.

Czytaj także:
„Byliśmy bliźniakami, a różniliśmy się jak niebo i ziemia. Mnie uważali za gorszą kopię brata, a jemu bardzo to pasowało”
„Po śmierci ojca, mamie sięgnęła dna. Z miłej starszej pani, matki, babci i teściowej zmieniła się w... kochanicę bandziora”
„Wdałam się w romans ze swoim idolem. Myślałam, że to miłość jak z kart powieści, a on... zrobił ze mnie stalkerkę”

Redakcja poleca

REKLAMA