„Byliśmy bliźniakami, a różniliśmy się jak niebo i ziemia. Mnie uważali za gorszą kopię brata, a jemu bardzo to pasowało”

mężczyzna, który ma żal do brata fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
„Przyklejano mi chamskie etykietki, przy których „kujon” czy „nudziarz” to komplementy. Spartolony klon. Błąd Matriksa. Kiepska kopia zapasowa. Żywy dawca organów. Nie oczekiwałem, że Michał będzie prał dowcipnisiów po mordach za takie teksty, ale mógł stanąć po mojej stronie. Chociaż raz. A jego to bawiło. Nie dziwota, że mam żal”.
/ 01.01.2023 18:30
mężczyzna, który ma żal do brata fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Jedynacy tęsknią za rodzeństwem, ale ci, co je mają, wiedzą, że relacje między braćmi i siostrami bywają różne. Jednego dnia zgodnie się bawią, drugiego kłócą, a nawet biją, szczególnie gdy muszą dzielić pokój i co rano stać w kolejce do łazienki. Z wielu konfliktów wyrasta się jak z ubrania, ale nie zawsze jest tak kolorowo. Nierzadko dziecięce niesnaski prowadzą do późniejszego załamania stosunków i unikania kontaktów. Chłód w relacjach łatwo usprawiedliwić prowadzeniem własnego życia, brakiem czasu czy zmęczeniem. Ale to tylko wymówki…

Gdy myślę o Michale, moim bracie bliźniaku, zawsze robi mi się przykro. Rodzeństwa bliźniacze zwykle świetnie się rozumieją, niemal czytają sobie w myślach. Widać jesteśmy wyjątkiem potwierdzającym regułę. Mama twierdzi, że darliśmy koty od małego: najpierw o jej pierś, potem zabawki, ciuchy, później o sympatie kolegów i koleżanek… Zawsze znalazł się jakiś powód do kłótni.

Miałem do niego żal, że mnie nie bronił

Michał to typ sympatycznego lekkoducha. Nigdy nie przykładał się do nauki, ale był wystarczająco charyzmatyczny, by większość nauczycieli mu pobłażała. Ponieważ odnosił liczne sukcesy sportowe, mógł przykrywać nimi ewentualne niepowodzenia w nauce. Lubili go znajomi, rozpieszczali dorośli, podobał się dziewczynom, każdy chciał go znać. Ja z kolei byłem wycofany, zamknięty w sobie. Jeśli ktoś chciał się ze mną umówić po szkole, to zwykle po to, by skorzystać z mojej pomocy w odrabianiu pracy domowej. Nie chodziłem z bratem na imprezy, a gdy on szykował się na kolejną randkę, ja rozwiązywałem matematyczne zadania dla chętnych.

Byliśmy zupełnie różni, więc nic dziwnego, że nie umieliśmy się dogadać. Ale mógł chociaż być lojalny. On był tym popularniejszym, fajniejszym bliźniakiem, okej, ale to nie znaczy, że ja musiałem być tym gorszym. A tak mnie traktowano. Przyklejano mi chamskie etykietki, przy których „kujon” czy „nudziarz” to komplementy. Spartolony klon. Błąd Matriksa. Kiepska kopia zapasowa. Żywy dawca organów. Nie oczekiwałem, że Michał będzie prał dowcipnisiów po mordach za takie teksty, ale mógł stanąć po mojej stronie. Chociaż raz. A jego to bawiło. Nie dziwota, że mam żal.

Dzisiaj jestem lekarzem, mam wspaniałą żonę, a moja pewność siebie poszybowała w górę. Kontakty z bratem ograniczają się do okazyjnych spotkań u rodziców.

Ze względu na pandemię, trzydziesta piąta rocznica ich ślubu nie mogła być hucznie obchodzona. Rodzice zaprosili na obiad mnie z żoną oraz Michała, czyli kameralne, bezpieczne grono. Teoretycznie. Ja czułem lekki stres, bo im mniej osób, tym większe prawdopodobieństwo, że będę zmuszony zamienić kilka słów bezpośrednio z Michałem. Wolałbym tego uniknąć, ale nie mogłem otwarcie go olewać. Rodzicom zawsze zależało na tym, żebyśmy się wreszcie „dotarli”, a ja nie chciałem psuć im tego dnia.

Brat przyszedł sam. Chyba żadna normalna kobieta nie byłaby w stanie wytrzymać z jego przerośniętym ego, ciągłym dowcipkowaniem i flirtowaniem. Już w liceum zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, a później chyba nie miał nikogo na poważnie, bo zawsze pojawiał się na rodzinnych spotkaniach sam.

– Szkoda, że nie mogliśmy spotkać się w większym gronie, na przykład z ciotką Elą. Wiecie, że Monika urodziła prawie miesiąc temu? – zaszczebiotała mama.

Rodzina zawsze była dla niej najważniejsza, a zjazdy, podczas których wszyscy się spotykaliśmy, przed pandemią odbywały się regularnie.

– Mam nadzieję, że już w te święta Bożego Narodzenia spotkamy się wszyscy razem – zawtórowała jej moja żona, wstając z krzesła, by pomóc sprzątnąć talerze.

Ja zostałem z Michałem sam, bo tata od kilku minut rozmawiał przez telefon w drugim pokoju. Przez lata udawało nam się unikać takiej niezręczności, ale kiedyś ten moment musiał nastąpić. To chore, żeby bracia bliźniacy czuli się ze sobą jak zamknięci w windzie nielubiący się sąsiedzi… Chcąc zyskać na czasie, upiłem łyk wody z cytryną.

– Więc… co u ciebie? Jak praca? Teraz chyba macie ciężko? – zacząłem dość neutralnie.

Michał pracował jako trener personalny w siłowni. Ponoć był dość znany i ceniony w środowisku, ale szczegółów nie znałem. Nie zgłębialiśmy swoich sukcesów ani porażek, bo nie interesowaliśmy się sobą nawzajem.

– A wiesz, nie jest tak źle, jakby być mogło. Od kiedy pozamykali siłownie, trenerzy personalni mają jeszcze większe wzięcie. Przynajmniej ci dobrzy. Udzielam rad i organizuję zajęcia on-line. Dostałem też propozycję prowadzenia treningów w lokalnej telewizji, chyba się zdecyduję. Zawsze to jakaś dodatkowa kasa, nie? No i większa rozpoznawalność – rozgadał się.

No tak, rozpoznawalność. Michał uwielbiał być w centrum uwagi i, jak widać, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Zawsze odbierałem to jako próżność. Niefajna cecha.

Brat nie zapytał, co u mnie. Nie byłem tym zaskoczony.

– Gratuluję. Ja bym się nie odnalazł w mediach, nawet z fejsem mam problem – przyznałem. – A co poza pracą?

Wyglądało to tak jakby... za mną tęsknił

Michał wyraźnie się zawahał. Byłem przekonany, że zaraz powie coś w stylu: nie twoja sprawa, nie interesuj się, bo kociej mordki dostaniesz. Nawet jeśli ująłby to grzeczniej, nie zdziwiłbym się ucięciu mojej „podejrzanej” ciekawości. Mieliśmy po trzydzieści trzy lata i dotąd nie interesowaliśmy się życiem tego drugiego. Dlaczego nagle miałoby się to zmienić? Zapytałem, żeby znowu nie zapadła ta uwierająca jak kamyk w bucie cisza. To nawet nie była kurtuazja, tylko obrona sytuacyjna.

– Poza pracą… właściwie to niewiele się u mnie dzieje.

Uniosłem brwi, zdumiony. No, same podjechały w górę Michał uśmiechnął się krzywo.

– Wiem, jak to brzmi w moich ustach, ale serio, nie mam czasu na życie towarzyskie.

Dopiero teraz, gdy na niego spojrzałem, dostrzegłem na jego twarzy oznaki zmęczenia.

– Wiesz, jak odmawiasz znajomym po raz kolejny i kolejny, to w końcu przestają dzwonić i zapraszać. Paczka się posypała…

– No tak… – skinąłem głową. – Jesteśmy już w takim wieku, że większość kumpli ma nie tylko pracę, ale też dzieci. No i czasu wolnego coraz mniej.

– Wiem. Poza tym ludzie się zmieniają. Dziś już nie mam ochoty przyjaźnić się z większością kumpli z liceum czy studiów. Wtedy wydawali się spoko, teraz już nie – westchnął, po czym opuścił wzrok na idealnie biały obrus. – W sumie to szkoda, że my dwaj nigdy nie mieliśmy lepszego kontaktu… Co rodzina to rodzina, a ty zawsze będziesz moim starszym o sześć minut bratem.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Bo brzmiało to, jakby za mną tęsknił…?

Przywykłem do słabych relacji z bratem. Tak było od zawsze, więc nie stanowiło to dla mnie zaskoczenia. A teraz byłem wręcz zszokowany informacją, iż Michał żałował takiego stanu rzeczy. Mnie też to nie cieszyło, ale sądziłem, że odczucie przykrości, gdy myślę o bracie, wiąże się z jego brakiem lojalności. Z tym, że się ode mnie odcinał, że każdy był lepszy do zabawy i kumplowania niż ja. Może nie byłem bez winy? Może to ja się odsuwałem, patrzyłem na niego z góry, wiecznie osądzałem i krytykowałem?

Rodzeństwa często się kłócą, czasem aż włosy lecą i krew się leje, ale gdy panuje rozejm, umieją spędzać razem czas, dzięki czemu potem mają przyjemne wspomnienia z okresu dzieciństwa oraz młodości. Szczególnie bliźniaki! A my się tego pozbawiliśmy. Zacząłem się zastanawiać, jak wiele ominęło nas przez te wszystkie lata.

– No szkoda – przytaknąłem po zbyt długiej i krępującej ciszy, która zdawała się aż piszczeć w uszach. – Może nie mamy zbyt wielu wspólnych zainteresowań, ale jakby nie patrzeć, jesteśmy braćmi, i to z jednego miotu, że tak powiem – pozwoliłem sobie na żart, który Michał nagrodził uśmiechem. To mnie ośmieliło, by zaproponować: – Więc może… no wiesz… dałoby się nie tyle odświeżyć kontakt, bo nigdy świeży nie był, co go reanimować, hę?

Nigdy nie miałem z nim tak dobrych relacji

Popatrzył na mnie i zamrugał powiekami, jakby nie dowierzał.

– To znaczy… Myślisz, że moglibyśmy się czasem spotkać nie tylko u staruszków? Wybrać się razem na piwo? Albo obejrzeć mecz czy wyskoczyć na rower? Zależy, co lubisz, ja się dostosuję – dodał szybko.

W jego głosie pobrzmiewało coś, czego nie umiałem zinterpretować. Coś zupełnie nowego, przynajmniej dla mnie. Nadzieja? Żywe zainteresowanie rozwojem tej nietypowej dla nas konwersacji? Chyba naprawdę zależało mu na tym, by nie skończyło się na grzecznościowych, pustych obietnicach.

– Jasne, czemu nie.

Skinąłem głową, a Michał posłał mi kolejny uśmiech. Tym razem do ucha do ucha. Takiego uśmiechu też u niego nie znałem, przynajmniej do mnie nigdy dotąd się tak serdecznie nie szczerzył.

Tamtego sobotniego popołudnia nie mieliśmy już okazji do pogawędek na osobności, ale zmiany postanowiliśmy wprowadzić od razu, czyli… przestaliśmy się przy stole ignorować, omijać wzrokiem i słowem. Widziałem zdziwienie na twarzach mojej żony i rodziców, ale taktownie nie zadawali pytań. Może się bali, że zbytnim wścibstwem spłoszą dobrą zmianę?

A najlepsze w tym wszystkim było to, iż nie skończyło się na tej jednej sobocie. To nie był jednorazowy zryw, bo Michał miał akurat dobry humor, a później wszystko wróciło do normy, w której byliśmy dla sobie obcy. Już w następnym tygodniu przyszedł do nas na kolację i od tej pory widywaliśmy się w miarę regularnie. Marta zapisała się nawet na zajęcia on-line do Michała, więc i oni załapali lepszy kontakt. To było dla mnie coś zupełnie nowego – w całym moim życiu nie miałem jeszcze tak dobrych relacji z bratem. I zacząłem jeszcze bardziej żałować wszystkich straconych lat. Wiadomo, nie nadrobimy tego, ale nie chcę już tracić ani chwili.

Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że mój arogancki, irytująco wesołkowaty braciszek będzie moim przyjacielem, a nawet zostanie ojcem chrzestnym mojego pierworodnego, nie uwierzyłbym. A tymczasem dziś w głowie mi się nie mieści, jak mogliśmy zmarnować tyle lat na dąsy. O co nam w ogóle szło z tą wzajemną niechęcią? Jedno wspólne pijaństwo i wylanie nagromadzonej żółci raz na zawsze oczyściło atmosferę i ulżyło nam na wątrobie. On spoważniał, ja wyluzowałem, i dziś kończymy za siebie zdania oraz myśli, jak na bliźniaków jednojajowych przystało. Bo kumple przychodzą i odchodzą, a brat to brat. Schowaj dumę do kieszeni i podnieś tę słuchawkę. Czasem jedno zdanie, jedno słowo może skruszyć mur nieporozumień. Tak jak u nas. 

Czytaj także:
„Już jako kilkulatka chciałam uciec z domu. Brat wmawiał mi, że jestem za głupia i za brzydka, żeby zostać w rodzinie”
„Mój ukochany mąż zginął w wypadku. Spokój czułam tylko w towarzystwie jego brata bliźniaka, którego nienawidził”
„Brat wbija mi szpile, bo nie może znieść, że dobrze zarabiam. Pęka z zazdrości, że ja mam wszystko, a on cienko przędzie”

Redakcja poleca

REKLAMA