„Wybaczyłam mężowi zdradę, bo przecież ślubowałam mu miłość, wierność i oddanie. To był mój obowiązek”

Czy wybaczyć zdradę? fot. Adobe Stock
„Ze szkolenia w Szczecinie wróciłam dzień wcześniej, nie uprzedzając Maćka. Myślałam, że się ucieszy, zaskoczę go, zjemy razem kolację. Nie spodziewałam się tylko, że będzie zajęty w naszym mieszkaniu... inną kobietą”.
/ 13.10.2021 14:28
Czy wybaczyć zdradę? fot. Adobe Stock

Nasze prababcie mawiały, że mężowi lepiej nie robić niespodzianek, bo może się to nieciekawie skończyć i jak się o tym przekonałam, były to święte słowa...

Ze szkolenia w Szczecinie wróciłam dzień wcześniej, nie uprzedzając Maćka. Myślałam, że się ucieszy, zaskoczę go, zjemy razem kolację. Nie spodziewałam się tylko, że będzie zajęty... inną kobietą.

Kiedy weszłam do mieszkania, od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Może powiedziała mi to kobieca intuicja, a może dał mi do myślenia unoszący się w powietrzu zapach indyjskiego kadzidełka. Weszłam do pokoju, wciąż jeszcze bez cienia podejrzenia, że mój poślubiony półtora roku temu mąż mógłby wykorzystać moją nieobecność do przysłowiowego skoku w bok. Ale fakty mówiły same za siebie. Na dywanie leżała błękitna, na pewno nie moja sukienka, dwa kieliszki po winie stały na stoliku, a z naszej sypialni doszedł mnie perlisty, damski śmiech. Nie wiem, po co weszłam do środka. Może musiałam się przekonać na własne oczy? Kiedy pchnęłam drzwi, zobaczyli mnie jednocześnie. Śmiech mojej rywalki urwał się w pół taktu, a mój mąż zbladł, jak ściana i rzucił się w moją stronę.
– Posłuchaj, to nie tak... – zaczął, ale byłam już przy drzwiach.

Nie pamiętam, jak dotarłam do samochodu. Wiem tylko, że Maciek gonił mnie po schodach, ale nie byłam w stanie nawet na niego spojrzeć. Jak on mógł?! Czy to był pierwszy raz, czy zdradza mnie od dawna? Często wyjeżdżam, taką mam pracę. Może podczas każdej mojej nieobecności Maciej tak się zabawiał? – myśli galopowały mi po głowie.

Wsiadłam do samochodu i ruszyłam przed siebie. Niczego nie planowałam, ale zanim się zorientowałam, byłam już w drodze nad morze. Nie wiem, czemu wybrałam Międzyzdroje. Może dlatego, że to jedna z moich ulubionych nadmorskich miejscowości, a może dlatego, że parę lat temu przeżyłam tam wakacyjną przygodę?

Na miejsce dojechałam tuż po ósmej. Zaparkowałam i poszłam na spacer. Morze zawsze mnie uspokajało, sprawiało, że choćby walił się świat wierzyłam w lepsze jutro. Usiadłam tuż pod wydmami. Zamyśliłam się. Przed oczami wciąż miałam twarz męża i tę kobietę, która całowała go, jakby należał do niej. Jak mam sobie z tym poradzić – myślałam.

Słońce już zaszło, robiło się chłodniej, postanowiłam poszukać noclegu. Poza sezonem nie było to trudne, znalazłam pokój tuż przy plaży. Rozpakowałam przywiezioną ze szkolenia walizkę. Potem usiadłam na wąskim, obcym łóżku i zaczęłam płakać. Sen nie nadchodził, to była niedobra noc. Samotna i gorzka. Rano obudziła mnie moja komórka. Odebrałam mechanicznie, nie patrząc na wyświetlacz.
– Błagam, porozmawiaj ze mną, to była pomyłka! – usłyszałam głos męża.
Poczułam do niego obrzydzenie. Miałam go za wyjątkowego mężczyznę, za kogoś lojalnego, a okazał się takim żałosnym, zakłamanym draniem. Rozłączyłam się bez słowa i wyłączyłam telefon.

Wzięłam zimny prysznic, wypiłam kawę i poszłam na plażę. Minęłam samotnego biegacza, mężczyznę z psem, jakąś roześmianą parę i przypomniał mi się Robert. Trzy lata temu spotkaliśmy się tutaj, na plaży i to były trzy piękne tygodnie. On był stąd, prowadził sklepik z pamiątkami, ja przyjechałam z koleżanką. Zauroczył mnie jego ciepły charakter, ciemne oczy, żywiołowy optymizm i radość życia. Wyjechałam zakochana, ale nieugięta.
– Miłość na odległość nie ma sensu – powiedziałam, kiedy prosił mnie o adres. Uciekłam, a pół roku później poznałam Maćka. Pobraliśmy się, powoli zapomniałam o tamtym romansie. A teraz siedziałam na plaży i zastanawiałam się, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym wtedy miała odwagę zaryzykować z Robertem. Dzieliło nas jedynie sto kilometrów, to nie aż tak wiele. Dlaczego tak łatwo odeszłam? – zastanawiałam się, idąc przed siebie. Bezmyślnie wyszłam na deptak i sama nie wiem, kiedy znalazłam się w okolicy sklepu Roberta.

Pewnie dawno już jest tam coś innego – pomyślałam, ale się myliłam. Jego sklepik stał tam, gdzie pamiętałam. Odwróciłam się nagle, czując się, jak ostatnia idiotka. Co ja sobie myślę? Pojawiam się po trzech latach, jak gdyby nigdy nic i na co liczę? Na rozmowę, pocieszenie, zemstę na niewiernym mężu? Jaki to ma sens? Robert pewnie dawno ułożył sobie życie – pomyślałam, przechodząc na drugą stronę ulicy. Jednak najwidoczniej los miał dla mnie inne plany.
– Joasia? To naprawdę ty? – usłyszałam znajomy głos.
Stał przede mną. Opalony, roześmiany, najwyraźniej zadowolony, że mnie widzi.
– Co tutaj robisz? – zapytał, chwytając mnie pod ramię.
– Chyba uciekam od problemów – powiedziałam cicho.
– Wygląda, że ucieczki są twoją specjalnością – zaśmiał się, jednak bez cienia złośliwości w głosie. – Chodź, na smutki najlepsza jest szarlotka – powiedział, ciągnąc mnie w stronę pobliskiej kawiarni i po chwili siedzieliśmy nad ciastem.

Nic się nie zmienił – myślałam, patrząc w jego ciemne oczy. Czułam, jakbyśmy widzieli się wczoraj. Szybko nadrabialiśmy zaległości. Powiedział mi, że właśnie rozstał się z dziewczyną, jest sam i cieszy się, że mnie widzi. Potem odprowadził mnie do pensjonatu, zapisał mój numer.

Kiedy zostałam sama, włączyłam telefon. SMS-y od męża dosłownie mnie zasypały: "Błagam cię, odezwij się. Umieram z niepokoju" – przeczytałam pierwszy. Inne były w jeszcze bardziej płaczliwym tonie i poczułam cień podłej satysfakcji. Pomartw się trochę, draniu – pomyślałam.

Wieczorem zadzwonił Robert. Zaprosił mnie na kolację, potem na tańce. Poszłam. Ogarnęła mnie jakaś sztuczna euforia. Wmówiłam sobie chyba, że zdrada Maćka już mnie nie dotyczy, że po prostu się z nim rozwiodę i ułożę sobie życie na nowo. Wieczór z Robertem był udany. Przetańczyliśmy kilkanaście wolnych kawałków, wypity szampan miło szumiał mi w głowie.

Koło północy poszliśmy na spacer. Kiedy Robert mnie pocałował, nie protestowałam. Przyciągnął mnie do siebie, głaszcząc moją twarz, wsunął rękę w moje włosy, a jego usta coraz namiętniej szukały moich. Zamknęłam oczy, dałam się ponieść chwili, ale kiedy jego ręka wsunęła się pod moją sukienkę, zrozumiałam, że to, co robię nie jest rozwiązaniem.
– Przepraszam cię, nie mogę... Jestem mężatką, bez względu na to, co zrobił mój mąż – powiedziałam, wysuwając się w jego objęć.
– Szkoda, że dopiero teraz sobie o tym przypomniałaś – warknął Robert jakimś obcym, suchym tonem, a potem... zostawił mnie samą.

Idąc pustą, ciemną plażą zrozumiałam dwie rzeczy – po pierwsze nic nie jest do końca czarne lub białe, a po drugie ucieczka – nigdy niczego nie rozwiązuje.

Z samego rana wyjechałam z Międzyzdrojów. Gdy dotarłam do domu, Maćka nie było. Przebrałam się i pojechałam do niego do pracy. Siedział przy biurku, rozmawiając przez telefon i na widok jego smutnej, twarzy coś mnie ruszyło w sercu. Kiedy podeszłam i usiadłam przy nim, zbladł, a potem zakończył rozmowę.
– Joasiu, tak się martwiłem – powiedział łamiącym się głosem.
Wyglądał strasznie. Wygnieciona koszula, cienie pod oczami, drżące ręce.
– Moglibyśmy porozmawiać? – zapytał cicho, a ja potaknęłam bez słowa.
Poszliśmy do kawiarni. To była trudna rozmowa. Padło wiele gorzkich słów, oskarżeń, wyrzutów. Kiedy powiedział, że zrobił to, bo czuł się przeze mnie zaniedbywany, rozpłakałam się.
– Ale to nie zmienia faktu, że cię zdradziłem, zawiodłem, zraniłem – powiedział cicho, pytając czy zdołam mu wybaczyć.
– Postaram się – powiedziałam, chwytając go za rękę.

I kiedy tam siedzieliśmy, smutni, zagubieni, uwierzyłam, że zdołam zapomnieć o zdradzie Maćka, żyć z nim dalej, być jego żoną. Półtora roku temu przysięgałam mu przed ołtarzem miłość, wierność, oddanie. Jak mogę teraz uciec, zostawić go przy pierwszym problemie, zdradzić przysięgę, rozbić rodzinę? Wiem, że nie będzie łatwo. Przed nami jeszcze pewnie sporo trudnych rozmów, wiele wyrzutów, praca nad odzyskaniem zaufania, ale myślę, że warto. Maciek jest w końcu moim mężem, o kogo mam walczyć, jeśli nie o niego?
– Więc wracasz do domu? – zapytał, a ja po prostu powiedziałam „tak”.
Wracam do domu nawet, jeśli mamy w nim naprawdę spory problem. Nie można wciąż uciekać. Wybrałam Maćka i z nim chcę przejść przez życie nawet, jeśli po drodze ktoś kogoś zrani. Na tym polega sens małżeńskiej przysięgi. Będę z tobą na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy...

Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Mąż zamykał mnie w domu. Znęcał się nade mną i bił dzieci. Jakimś cudem udało mi się uciec”„Urodziłam chorego syna, a mąż odszedł do innej kobiety, żeby zacząć wszystko od nowa”„Ja i moja córka byłyśmy w ciąży w tym samym czasie. Agatka jest młodsza o dwa tygodnie od Oli, ale jest... jej ciocią”

Redakcja poleca

REKLAMA