„Mąż zostawił mnie, bo zaszłam w ciążę. Powiedział, że to mój problem i mam coś z tym zrobić. On się na bachora nie pisał”

Mąż odszedł gdy dowiedział się o ciąży fot. Adobe Stock
„– Odstawiłaś tabletki, prawda? Wrobiłaś mnie, choć wiedziałaś, że nie nigdy nie chciałem nawet słyszeć o dziecku – wrzasnął. I cisnął w kąt paczuszkę z bucikami, którą wcześniej wsunęłam mu w dłoń, mówiąc, że będzie tatą. Chwilę później wybiegł z mieszkania, zostawiając mnie zapłakaną i roztrzęsioną”.
/ 02.06.2022 18:00
Mąż odszedł gdy dowiedział się o ciąży fot. Adobe Stock

Byliśmy parą od studiów. Oboje mierzyliśmy wysoko: ja marzyłam o pracy w radiu, Janusz – w telewizji. Udało się. Mimo długich godzin poza domem żyliśmy zgodnie i szczęśliwie. Pierwsze dwa lata razem wypełniły nam podróże: fascynowała nas Ameryka Południowa i kiedy tylko udało nam się zgrać urlopy i zebrać pieniądze, lecieliśmy w świat.

Rok później mąż zdecydował, że kupujemy mieszkanie

Wcześniej mieszkaliśmy u jego rodziców i było nam całkiem wygodnie, ale on marzył o większej powierzchni i swobodzie. Wiadomo: u rodziców dzikiej imprezy nie urządzimy, nie ma też co marzyć o spaniu do południa czy kochaniu się na kuchennym stole. Brakowało nam intymności, tym bardziej że mama Janusza wpadała czasem do nas na górę niezapowiedziana.

Mąż wybrał nowe strzeżone osiedle, na którym chcieli również zamieszkać nasi przyjaciele, Majka i Robert.
– Pomyśl, Iwona, jak będzie fantastycznie. Urządzimy się sami, według naszego gustu, a w weekendy będziemy mieli blisko do znajomych – na okrągło powtarzał mąż.

Mieszkanie odebraliśmy w tzw. stanie surowym, co nawet nas ucieszyło, bo pozostawiało wiele możliwości. Wyburzyliśmy ściankę między kuchnią a salonem. Dzięki temu, że Janusz uparł się na ostatnie piętro, wybudowaliśmy kominek. Tylko z dobieraniem kolorów i mebli mieliśmy problem, więc zdecydowaliśmy się na dekoratorkę. Udało nam się znaleźć w miarę tanią, zdolną i chętną do roboty od zaraz.

– Fantastyczny układ pomieszczeń, ile światła – pani Magda nie kryła, że mieszkanie bardzo jej się podoba. – A ten pusty pokój? – zapytała, zaglądając do najmniejszego. – Pewnie czeka na bobaska – mrugnęła. Zaśmiałam się, mówiąc, że nic nie jest wykluczone, ale mąż od razu się naburmuszył.
– Tam chciałem sobie urządzić pokój muzyczny połączony z siłownią – mruknął.
Dekoratorka nie skomentowała, a ja poczułam ukłucie niepokoju. Wieczorem, kiedy jedliśmy kolację, zapytałam, gdzie w takim razie zamieszka kiedyś dziecko.
– Dziecko? Myślałem, że taka dziewczyna jak ty nie marzy o garach i pieluchach – mąż żachnął się, dolewając sobie wina.
– Jeszcze nie teraz, ale kiedyś na pewno chciałabym mieć dziecko. To chyba naturalna kolej rzeczy – powiedziałam.
– No to chyba nie ze mną – zarechotał Janusz. – Na dzieci mam alergię.
Poszliśmy spać pokłóceni, ale zasypiając, uznałam, że przecież to głupie żreć się o coś, czego i tak na razie nie planujemy. Ja pracowałam nocami, on też tyrał. Chociaż gdyby tylko powiedział słowo, rzuciłabym nawet tę pracę, żeby tylko zostać matką.

Zdecydowałam, że przekonam męża

Przecież mamy czas. Oboje niedawno skończyliśmy 30 lat, na pieluchy przyjdzie pora. Poza tym kilka dni temu Majka powiedziała mi, że oczekują z Robertem dziecka. Kiedy maluch się urodzi, mój Janusz na pewno zmięknie jak wosk.

Rano zachowywałam się, jakby nic się nie stało. Mąż wszedł do kuchni, ziewając.

– Cześć – powiedział i cmoknął mnie w czoło. – Usmażysz mi jajecznicę? Ja zrobię kawę i sałatkę z pomidorów. Gabrysiu, przestańmy się w końcu kłócić o głupoty.
„Nie nazwałabym tego tematu głupim” – pomyślałam, ale ugryzłam się w język.
– Pamiętasz, że wieczorem idziemy na otwarcie tego nowego nocnego klubu? – spytał.
– Pamiętam, mam już sukienkę – powiedziałam bez entuzjazmu.
– A w weekend zabieram cię za miasto, zrobiłem już rezerwację – napuszył się dumnie. – Jedziemy w góry.
– W ten weekend? Nie mogę. Obiecałam mamie pomoc przy remoncie kuchni – powiedziałam. – Na przyszły raz uprzedzaj mnie z wyprzedzeniem.
– To co, mam wszystko odwołać? – szczeknął. – Bardzo trudno ci dogodzić.

Wyszłam za wyjątkowego egoistę

Jasne, kocham męża, ale on jest jak dziecko. Wszystko musi iść po jego myśli, a jeśli tak nie jest, zaczyna się wściekać. Po południu pojechałam z panią Magdą do miasta, żeby kupić lustro do przedpokoju i lampy do sypialni. Niestety, po kilku godzinach łażenia po salonach meblowych nie wybrałyśmy niczego sensownego. Zmęczone, zniechęcone i głodne przysiadłyśmy w końcu w przytulnej knajpce.
– Tego mi teraz trzeba, włoskiej kuchni – zaśmiała się pani Magda, zamawiając lasagne i butelkę wina. – Powinnyśmy wypić za udaną inwestycję i całą resztę.

Świetnie nam się rozmawiało. Już od pewnego czasu miałam wrażenie, że się z Magdą zaprzyjaźnię. Po kilku kieliszkach wina rozmowa zeszła na bardziej intymne tematy.
– Mój mąż też nie chciał nawet słyszeć o dziecku – powiedziała w pewnej chwili Magda. – Ale kiedy urodził się nasz Alek, całkiem stracił dla synka głowę i teraz jest najlepszym ojcem, jakiego mogę sobie wyobrazić. Mężczyźni często dojrzewają do roli ojca, kiedy postawimy ich przed faktem dokonanym.
– Chcesz powiedzieć, że…
– Odstawiłam tabletki. Nigdy nie powiedziałam o tym mężowi. Do diabła, wszystko skończyło się fantastycznie. Mamy synka, mój Tomek jest szczęśliwy, ja też, czego można chcieć więcej? – Wzruszyła ramionami.

Nie chcę mieć dzieci...

Wieczorem, kiedy leżałam u boku śpiącego Janusza, przypomniałam sobie rozmowę z Magdą. Więc to takie proste? Odstawić tabletki i już? Jednak ja chyba nie mogę zrobić tego mężowi. To nieuczciwe. Lepiej z nim jeszcze raz porozmawiać.
– Majka rodzi dopiero za trzy miesiące, a Robert już nie może się doczekać – powiedziałam przy śniadaniu.
Janusz mruknął w odpowiedzi coś niezrozumiałego i zajął się wysyłaniem SMS-a.
– Janusz, ja naprawdę chcę z tobą o tym porozmawiać – upierałam się.
– O czym? Że Majka rodzi za trzy miesiące? – zakpił. – Bardzo im współczuję. Skończą się wyjazdy, kolacje, grille. Będzie tylko wrzeszczący dzieciak i stos pieluch.
– Tylko z tym kojarzy ci się rodzicielstwo? – zapytałam cicho.
– A tobie z czym się kojarzy? Z uśmiechniętymi bobasami z reklam pampersów? – warknął. – Skarbie, temat jest zamknięty. Ujmę to jasno: ja dzieci mieć nie chcę.

I wyszedł z kuchni, zostawiając mnie nad talerzem z nietkniętym śniadaniem. Mimo wszystko usiłowałam drążyć temat jeszcze przez kilka tygodni. Za każdym razem wpadał w coraz większą złość.
– Dostałaś jakiejś obsesji?! – wrzasnął któregoś wieczoru. – Gdzie się podziała dziewczyna, którą tak podziwiałem? Mieliśmy kiedyś wspólne pasje, znajomych, pracę, a teraz co? Snujesz się po domu i gadasz o bachorach. Mam tego dość.

Chwycił kurtkę i wybiegł z domu. Wrócił dopiero nad ranem.
– Gdzie byłeś? – zapytałam cicho.
– W pubie – burknął. – Nie mam ochoty na dyskusje. Chcę złapać kilka godzin snu.
Wsunął się do łóżka, obrócił do mnie plecami i niemal do razu zasnął.

„Nie mam wyjścia, muszę odpuścić” – zdecydowałam. – Może on jednak z czasem zrozumie moje racje?”. Następnego dnia zaproponowałam, żebyśmy wyjechali gdzieś na weekend.
– Nie dam rady – mruknął Janusz. – Mam mnóstwo pracy i zero chęci. Nie wiem też, czy mam ochotę wałkować temat dziecka.
– Janusz, ja sobie to przemyślałam…
– Muszę już lecieć.

Minęło kilka miesięcy

Nie próbowałam więcej rozmawiać z mężem na drażliwy temat. Udało mi się nawet wmówić sobie, że wszystko jest okej. „Na razie mamy siebie, znajomych, wyjazdy, pasje” – tłumaczyłam sobie nocami, chociaż wcale w to nie wierzyłam. Weekend na Mazurach, narty w Alpach, kolejna kolacja w drogiej restauracji, zabawa w nocnym klubie – Janusz to uwielbiał. Natomiast ja, gdy tylko przymknęłam oczy, widziałam małe, pulchne rączki dzieci, pucułowate buzie, ich radosny śmiech.

Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej, kiedy Majka urodziła. Chodziłam do niej prawie codziennie. Jej synek wprawiał mnie w zachwyt. Tymczasem Janusz nie chciał się już widywać ani z Majką, ani z Robertem.

– Zwyczajnie im odbiło, gadają tylko o małym – wściekał się. – Jasiek to, Jasiek tamto. Jakby świat się na nim kończył. Roberta nawet do pubu nie da się już wyciągnąć, takim się zrobił pantoflarzem. A to mały jest chory, a to Majka musi się wyspać i on nie chce nocą jej budzić. Ja, dzięki Bogu, miałem dość rozumu, żeby nie dać się wrobić w takie akcje.

Nie komentowałam tego typu odzywek, nie miałam już siły się z nim kłócić. W ogóle rozmawialiśmy rzadko. Janusz coraz częściej w wolnych chwilach uciekał z domu. Hiszpański dla początkujących, kurs nurkowania, prawo jazdy na motocykl – miałam wrażenie, że robi wszystko, żeby tylko mnie unikać.

Czas leciał szybko. Zrezygnowałam z pracy w radiu, nie miałam już serca do nocnych audycji. Znalazłam etat w śródmiejskim domu kultury, poznałam nowych ludzi, lecz wciąż myślałam, że nie mam w życiu tego, o czym marzę. W przypływie desperacji próbowałam nawet porozmawiać z teściową, ale Janusz wpadł w szał, kiedy tylko usiłowała jakoś na niego wpłynąć. Zarzucił mi, że intryguję za jego plecami, jestem nielojalna i podła, a potem nie odzywał się do mnie przez tydzień.

Byłam załamana. Mój zegar biologiczny tykał. Kolejni znajomi decydowali się na dzieci, tylko my ciągle nie. Znów przypomniałam sobie rozmowę z Magdą. „Może faktycznie ostawić pigułki? – pomyślałam. – Od wieków kobiety sprytem górują nad mężczyznami, a ja nie potrafię nawet urobić własnego męża”.
Rozważałam to kilka tygodni.

Los wybrał za mnie

– Jest pani w ciąży – oznajmiła mi moja lekarka, kiedy się u niej pojawiłam.
– Więc to nie grypa żołądkowa? – wyszeptałam. – Jak to możliwe? Przecież biorę pigułki.
– Nawet najlepsze metody antykoncepcyjne czasem zawodzą – uśmiechnęła się lekarka.
– Wiem, że w pierwszej chwili to szok, ale już wkrótce będzie się pani cieszyła.
– Ja już się cieszę. Tylko mój mąż… – zawahałam się, a pani doktor pogładziła mnie po ramieniu.
– Nie chce nawet słyszeć o dziecku? – dokończyła za mnie. – Niejednego już takiego widziałam, który z początku nie chciał, a teraz dumny i szczęśliwy pcha wózek – powiedziała łagodnie. – Mąż z czasem się oswoi, niech mu pani da czas.

Wyszłam od niej taka szczęśliwa, że chyba mogłabym fruwać. Po drodze do domu wstąpiłam do Smyka i kupiłam parę maleńkich bucików. Później przygotowałam ulubione zrazy Janusza i czekałam na niego z kolacją. Kiedy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku, serce zabiło mi jak oszalałe. Mąż na pewno najpierw osłupieje. A potem mnie ucałuje i powie: „Może to nawet i dobrze, że życie napisało nam taki scenariusz” – wyobrażałam sobie.

– Odstawiłaś tabletki, prawda? Wrobiłaś mnie, choć wiedziałaś, że nie nigdy nie chciałem nawet słyszeć o dziecku – wrzasnął.
I cisnął w kąt paczuszkę z bucikami, którą wcześniej wsunęłam mu w dłoń, mówiąc, że będzie tatą.
Chwilę później wybiegł z mieszkania, zostawiając mnie zapłakaną i roztrzęsioną.

Pojechałam do siostry. Nie wyobrażałam sobie samotnej nocy w pustym mieszkaniu. A znałam już mojego męża na tyle, by wiedzieć, że pewnie wróci dopiero nad ranem. Ostatnio w ogóle Janusz coraz częściej wymykał się na zakrapiane imprezy. Podobno miał jakieś poważne problemy w pracy.

Nie powiedziałam jej o ciąży. Rzuciłam tylko krótkie: „Pokłóciliśmy się z Januszem” i zapowiedziałam, że następnego dnia wrócę do siebie. Nie chciałam jej przeszkadzać. Ona też miała problemy z mężem.
Rano zadzwonił do mnie Janusz. Kiedy usłyszałam jego głos, w moim w sercu wezbrała nadzieja. „Może sobie wszystko przemyślał? Może mnie przeprosi? Zacznie błagać, żebym wróciła do domu?” – przemknęło mi przez głowę z prędkością błyskawicy.

– Zastanowiłeś się, jak mnie wczoraj potraktowałeś? – spytałam drżącym głosem.
Niestety, nie dzwonił z przeprosinami.
– Ja cię źle potraktowałem?! A ty może jesteś w porządku?! – krzyknął. – Nie będę więcej dyskutować. To twój problem. Masz coś z tym zrobić. I się rozłączył.

Nie wierzyłam własnym uszom

 To mówił mój mąż? Człowiek, który ślubował być ze mną na dobre i na złe, wspierać mnie i nie opuścić aż do śmierci? Przekonałam się ostatecznie, że to zwykły drań i egoista. Nawet kiedy urodziłam Zuzię, nie przyszedł do szpitala; wysłał mi tylko SMS-a z gratulacjami. Jak obcy człowiek…

Minęło ponad półtora roku. Nie mam złudzeń, że mój już wkrótce były mąż kiedyś pokocha małą. Dziś widuje ją sporadycznie, raz na kilka miesięcy, poza tym nie wykazuje żadnego zainteresowania. Regularnie płaci alimenty i na tym się kończy. Sama nie wiem, ile nocy przepłakałam z żalu i bezsilnej rozpaczy, ale powoli zaczynam wychodzić na prostą. Dzięki moim rodzicom, a także matce Janusza, która przepada za wnuczką, mam ją z kim zostawiać w godzinach pracy. Mogę się realizować zawodowo i – co tu kryć – zarabiać pieniądze, bo z alimentów od Janusza byśmy przecież nie wyżyły.

Powoli zaczynam wierzyć, że jeszcze będę szczęśliwa. Z ufnością patrzę w przyszłość, zwłaszcza odkąd spotkałam pewnego wdowca z pięcioletnim synem. Poznaliśmy się w pracy,  od początku świetnie nam się rozmawiało. Poza tym coś mnie do niego ciągnie. No i on lubi dzieci. Wczoraj byliśmy w czwórkę w zoo – Zuzia, ja, Marek i jego synek, Michaś. Mam nadzieję, że niedługo to powtórzymy.

Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby Marek został ojczymem Zuzi. Jest dobrym, ciepłym mężczyzną. Mogę na nim polegać, czego nie da się powiedzieć o Januszu. Szkoda tylko, że tak późno się o tym przekonałam. Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – życie idzie do przodu. Za kilka tygodni moja córeczka kończy dwa latka. Czy to nie wystarczający powód do szczęścia? No i jest jeszcze Michaś, któremu tak bardzo brakuje mamy. Znamy się krótko, ale wiem, że mogłabym go pokochać jak swoje własne dziecko.

Czytaj także: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA