„Mąż zmusza mnie do kolejnego dziecka, bo chce mieć męskiego dziedzica. Mam już dość macierzyństwa. Musiałam go oszukać"

kobieta, która kłóci się z mężem fot. Adobe Stock, Goran
„Gdy powtarzałam, żeby o tym zapomniał, bo synka nie będzie, wpadał w złość. Zarzucał mi egoizm. Zresztą nie tylko on. Namówił teściową i ta też na mnie naciskała. Pytała, jak mogę patrzeć na cierpienie Kamila, czy nie zależy mi na jego szczęściu…"
/ 02.08.2021 09:41
kobieta, która kłóci się z mężem fot. Adobe Stock, Goran

Mam 36 lat, kochającego męża, dwie wspaniałe córki. Ania ma 9 lat, Ewa 7. Moje dziewczynki są śliczne, mądre i zdolne. Jestem z nich dumna jak paw. Poświęciłam im kilka lat swojego życia. Zrezygnowałam z kariery zawodowej, by miały matkę na co dzień.

Gdy jednak trochę je odchowałam, postanowiłam wrócić do pracy. Prawdę mówiąc, dusiłam się już w domu. Kiedy trzy lata temu dowiedziałam się w firmie, że zwolniło się stanowisko w moim starym dziale, nie zastanawiałam się nawet chwili. Nie zamierzałam więcej rodzić. Mężowi też dwójka dzieci wystarczała.

Rozmawialiśmy o tym po narodzinach Ewy i zgodził się, że na tym koniec. Ale niedawno zmienił zdanie. 

Wszystko zaczęło się od wizyty naszego kuzyna mieszkającego na stałe w USA. Nie pojawiał się w Polsce chyba z 15 lat. Aż tu nagle zjechał prawie rok temu z żoną, córką i dwoma synami. Mówił, że chce odwiedzić wszystkich z rodziny, a przy okazji pokazać Helen, córce i chłopakom najpiękniejsze miejsca w naszym kraju. I rzeczywiście, najpierw objechali prawie całą Polskę, a na koniec trafili do nas, do Wrocławia.

Trzeba przyznać, nie byli specjalnie kłopotliwi. Trochę bałam się, że nasze życie legnie przez nich w gruzach
i trzeba będzie się nimi non stop zajmować, sprzątać po nich, ale nie.

Całymi dniami zwiedzali miasto i okolice. Wychodzili wcześnie rano i wracali późnym wieczorem. Zachwyceni, ale bardzo, bardzo zmęczeni. Jedli kolację i od razu kładli się spać.

Ale chyba czwartego wieczoru kuzyn miał chęć na dłuższe pogaduchy. Po kolacji nie poszedł jak zwykle do gościnnej sypialni, tylko wyciągnął z torby dwie butelki wódki i poprosił o kieliszki. Była sobota, więc się nie piekliłam. Uznałam, że jak nawet wypiją ciut za dużo, to Kamil będzie miał całą niedzielę na to, by dojść do siebie i pójść w normalnym stanie do pracy.

Rozmowa zmierzała w złym kierunku

Na początku rozmawiali na luźne tematy. Wspominali, jak to razem wyjeżdżali w młodości na wakacje, podrywali dziewczyny, uciekali z domu by powłóczyć się po górach i takie tam. Jednak jak to zwykle przy alkoholu, rozmowa zmierzała w niebezpiecznym kierunku. Po pierwszej butelce zaczęli się przekomarzać, który z nich więcej osiągnął w życiu.

Wychodziło na remis, bo i Andrzej założył własną firmę, i mój Kamil też. On mieszka z rodziną w domu z ogrodem i my też. Wszyscy jeździmy niezłymi samochodami, a wakacje spędzamy w ciepłych krajach.

Mnie i Helen to zadowalało, ale naszych mężów nie. Każdy z nich chciał udowodnić drugiemu, że jest od niego lepszy. No i zwyczajna rozmowa zamieniła się w prawdziwą wojnę.

Pierwszy zaatakował Kamil. Na co dzień to bardzo kulturalny człowiek, ale po gorzale czasem mu odbija i gada za dużo. Zwłaszcza, jak ktoś go podpuści. W pewnym momencie zaczął bełkotać, że jak na Amerykę to Andrzej jest cienki bolek, bo tam każdy ma dom, samochód. Nawet bezrobotny. A w Polsce to trzeba mieć łeb na karku, by w ogóle do pierwszego przeżyć. Kopałam go w kostkę, żeby przestał, ale tak się rozpędził, że nie reagował.

Kuzyn oczywiście nie pozostał mu dłużny. Mówił, że jemu było znacznie trudniej, bo musiał zaczynać od zera w obcym kraju, z dala od rodziny, przyjaciół. I że wiele przeszkód musiał pokonać, zanim udało mu się jakoś stanąć na nogi.

Kamila jednak to nie przekonało. Upierał się, że jest lepszy, bo jak się w Polsce ktoś czegoś dorobi to oznacza, że jest prawdziwym geniuszem biznesu.

– Wybacz stary, ale na twoim miejscu dawno byłbym już milionerem – chełpił się mój podchmielony mąż.
Andrzej poczerwieniał.

– Myślisz, że taki mocny jesteś i mądry? – zawiesił na chwilę głos, jakby szukał kolejnego argumentu. – A dziedzica nie masz! – wypalił nagle.

Mąż wybałuszył oczy.

– A co ma piernik do wiatraka?

– A to, że prawdziwy mężczyzna powinien wybudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna. Ja mam aż dwóch, a ty? – Andrzej patrzył na niego z nieukrywanym triumfem.

– O co ci chodzi? Ja mam dwie wspaniałe córki – zaperzył się Kamil.

– Pewnie że tak, ale to tylko dziewczynki. Nie przekażą twojego nazwiska i ród zaginie. A mój będzie trwał – nie poddawał się kuzyn.

Mąż zmarszczył brwi.

– Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Mogę mieć syna, kiedy tylko będę chciał – wycedził.

– Tak? To jak już ci się urodzi, daj mi znać. Przylecę na pewno, by go obejrzeć. Pierwszym samolotem –Andrzej uśmiechał się trochę złośliwie.

Mąż oczywiście to zauważył.

– A co, może myślisz, że mi się nie uda? – wstał z krzesła wkurzony.

– Myślę, że nie! – kuzyn też się podniósł.

Czułam, że jeśli nie zareaguję, zaraz dojdzie do bójki.

– Dość tego! Koniec dyskusji! Marsz do sypialni, bo za chwilę ze mną będziecie mieli do czynienia! – wrzasnęłam.

Trochę się opierali, ale złapałyśmy ich z Helen za ramiona, każda swojego. I w końcu posłuchali. Odchodząc od stołu, odgrażali się jednak, że to jeszcze nie koniec i następnego dnia wrócą do tej rozmowy.

Na szczęście nic takiego się nie stało

Rano tak ich bolały głowy, że nawet nie myśleli o kłótni. A potem doszli do wniosku, że cała ta dyskusja była bez sensu i najlepiej o niej zapomnieć. Dlatego kiedy tydzień później Andrzej wylatywał z żoną i dziećmi do Stanów, byłam przekonana, że o tamtym wieczorze rzeczywiście nikt już nie pamięta. Ale nie…

Kilka dni później Kamil oświadczył, że zawiezie dziewczynki do babci, bo chce, byśmy pobyli tylko we dwoje.

Byłam zachwycona! Dawno już nie mieliśmy wolnego od dzieci. A teraz zapowiadał się cudowny weekend!

Kocham córki nad życie, ale prawdę mówiąc, marzyłam o takim odpoczynku. I było mi miło, że mąż o tym pomyślał. Na piątek wieczorem przygotowałam kolację przy świecach.

Na początku rzeczywiście było romantycznie i pięknie. Mąż dolewał mi wina, prawił komplementy. W pewnym momencie zmienił jednak temat.

– Wiesz co, Andrzej ma jednak rację… – westchnął.

– W jakiej sprawie? – zdziwiłam się.

– No z tym dziedzicem. Zobacz, jestem ostatnim męskim potomkiem w rodzinie. Jak umrę, moje nazwisko zaginie – zawiesił głos.

– To aż taka tragedia?

– Pewnie, że tak… Ale na szczęście można temu zapobiec – spojrzał na mnie znacząco, a mnie aż ciarki przeszły po plecach.

Wreszcie zrozumiałam, po co to wszystko, i co mu chodzi po głowie!

– Tylko nie mów, że chcesz mieć jeszcze jedno dziecko – zastrzegłam.

– Chcę! To na pewno będzie syn. Czuję to! – aż poczerwieniał z emocji.

– To dlatego wysłałeś dziewczynki do babci? Żeby mi o tym powiedzieć? – jęknęłam wystraszona.

– No właśnie. Pomyślałem sobie, że najpierw pogadamy sobie spokojnie, a potem od razu zabierzemy się do roboty – uśmiechnął się.

Zrobiło mi się smutno. Byłam pewna, że mąż chce po prostu zadbać o mój dobry nastrój, a tymczasem on wyskoczył z tym dzieckiem jak Filip z konopi. I wszystko zepsuł.

– Nie ma mowy, kochanie. Umówiliśmy się kiedyś, że więcej dzieci mieć nie będziemy. I zamierzam się tego trzymać – oświadczyłam z mocą.

Dla niego wszystko było jasne i proste

Pewnie się domyślacie, co było potem. Czar prysnął. Zamiast spędzić miło wieczór, pokłóciliśmy się.

Próbowałam mu wytłumaczyć, że jesteśmy już trochę za starzy na dziecko, że nie chcę znowu pakować się w pieluchy, rezygnować z pracy. A poza tym nie ma gwarancji, że to będzie chłopak.

Nic do niego nie docierało. Uparcie obstawał przy swoim. Twierdził, że musimy spróbować. A jak urodzi się dziewczynka, to będzie ją kochał jak pozostałe… Gdy tego słuchałam, aż gotowałam się w środku. Dla niego wszystko było takie jasne i proste.

– Chyba żartujesz! To nie ty będziesz zajmował się niemowlakiem, to nie twoje życie wywróci się po raz trzeci do góry nogami – krzyczałam.

– Czego się wściekasz? Przecież macierzyństwo to dla kobiety największe szczęście! – patrzył na mnie autentycznie zdziwiony.

Ręce mi opadły.

– To prawda. Ale ja już więcej tego szczęścia nie potrzebuję – odparłam tylko i zamknęłam się w łazience. Nie miałam ochoty z nim dłużej dyskutować i skończyło się na tym, że śmiertelnie się na mnie obraził.

Gdy odbieraliśmy córeczki od babci, prawie się do mnie nie odzywał. Miałam jednak nadzieję, że po kilku cichych dniach wszystko wróci do normy. Kamil spokojnie przemyśli wszystkie racjonalne argumenty i pogodzi się z moją decyzją.

Zamiast lepiej, było jednak coraz gorzej. Kamil nie zamierzał odpuścić. Non stop wracał do tematu. Planował, gdzie postawimy łóżeczko dla synka, opowiadał, jak to będzie z nim w przyszłości chodził na ryby, na mecze.

Gdy powtarzałam, żeby o tym zapomniał, bo synka nie będzie, wpadał w złość. Zarzucał mi egoizm, wygodnictwo. Zresztą nie tylko on. Namówił teściową i ona też na mnie naciskała. Przy każdej okazji dopytywała się, jak mogę patrzeć na cierpienie Kamila, czy nie zależy mi na jego szczęściu…

Poradziła mi, jak powinnam to rozegrać

Miałam tego dość. Byłam wściekła, że żadne z nich nie liczyło się z moimi pragnieniami i uczuciami. Im bardziej więc naciskali, tym ja stawiałam coraz większy opór. Atmosfera w domu powoli stawała się nie do zniesienia.

I być może doszłoby nawet do rozpadu naszego małżeństwa gdyby nie moja przyjaciółka, Agnieszka.
Spotkałyśmy się przypadkowo na ulicy. Byłam w naprawdę podłym humorze i nie miałam ochoty na babskie pogaduchy, ale ona się uparła. Zaciągnęła mnie na kawę. Myślałam, że jak zwykle zarzuci mnie ostatnimi ploteczkami, ale tak się nie stało.

Gdy usiadłyśmy przy stoliku, zaczęła przyglądać mi się uważnie.

– Nie obraź się, kochana, ale wyglądasz paskudnie. Jak by cię jakiś walec przejechał. Mów natychmiast, co się stało! – zażądała.

Nie musiała mnie namawiać. Czułam się fatalnie i chciałam komuś zwierzyć się ze swoich problemów. Przez następne pół godziny opowiadałam jej więc, jak to Kamil i teściowa jeżdżą po mnie od kilku tygodni. Jak dwa walce po świeżo wylanym asfalcie.

– Nie chcę mieć więcej dzieci! Dziewczynki całkowicie zaspokajają moją potrzebę macierzyństwa – tłumaczyłam jej. – Ale Kamil i teściowa tak naciskają… Naprawdę, nie wiem już, co robić – bezradnie rozłożyłam ręce.

Agnieszka zastanawiała się przez chwilę, po czym spytała:

– Zależy ci na małżeństwie?

– Jasne. Kocham Kamila! Do czasu wizyty Andrzeja byliśmy naprawdę szczęśliwi! – zapewniłam. – Poza tym Ania i Ewa uwielbiają ojca. Nie wiem, jak przeżyłyby nasze rozstanie. Naprawdę nie chciałabym, żeby…

No to powiedz, że się zgadzasz na to trzecie dziecko – przerwała mi.

Zamrugałam oczami.

– Ty też przeciwko mnie? – wykrztusiłam po chwili. – Przecież mówiłam ci, że nie chcę już więcej rodzić!

– A kto ci każe? – wzruszyła ramionami, i wtedy już zupełnie nie wiedziałam, o co jej chodzi.

– O rany, jaka ty niedomyślna jesteś… – westchnęła przyjaciółka. – Nie słyszałaś o antykoncepcji? Bierzesz tabletki i po kłopocie.

– W tajemnicy przed Kamilem? – zaczęło do mnie docierać.

– No właśnie! Niech się stara o dziecko… A że nie wyjdzie? Trudno. Tak się zdarza. Nie jesteście już przecież najmłodsi – uśmiechnęła się.

– Ale to przecież oszustwo, cios poniżej pasa – miałam wątpliwości.

– Owszem, a zmuszanie cię do urodzenia kolejnego dziecka, wbrew twojej woli jest niby w porządku? – patrzyła mi prosto w oczy.

– No nie, ale… Mąż wpadnie przez to w kompleksy, zwątpi w swoją sprawność – ciągnęłam dalej.

– Kochana, zrobisz, jak zechcesz! – przerwała mi. – Ale moim zdaniem to najlepsze wyjście. Wilk będzie syty i owca cała.

Głupio mi, ale chyba nie mam wyjścia…

Rozmowa z Agnieszką dała mi do myślenia. Z jednej strony nie chciałam oszukiwać męża. Do tej pory zawsze byliśmy ze sobą szczerzy. Z drugiej jednak… Miałam już dość nacisków i kłótni. Koniec końców doszłam do wniosku, że przyjaciółka ma rację.

Następnego dnia poszłam do ginekologa po receptę na tabletki antykoncepcyjne. Wykupiłam je i schowałam wśród swoich kosmetyków. A potem poszłam do Kamila i powiedziałam, że zgadzam się na trzecie dziecko. Był zachwycony. Natychmiast podzielił się tą radosną wiadomością z mamusią.

Przyjechała po pół godzinie.

– Wiedziałam, że dobra z ciebie dziewczyna. Pamiętaj, szczęście męża jest najważniejsze – ucałowała mnie.

Od tamtej pory minęło już ponad pół roku. Atmosfera w domu zmieniła się nie do poznania. Mąż skacze koło mnie, dba jak o księżniczkę. Pilnuje, żebym się nie przemęczała. No i oczywiście usilnie stara się o syna. Dopiero gdy po raz kolejny pokazuję mu test ciążowy z jedną kreską, mina mu rzednie. Ale zaraz potem się rozchmurza. Z pewnością w głosie mówi, że następnym razem na pewno się uda. Przytakuję mu, po czym idę do łazienki zażyć po cichu kolejną pigułkę… Głupio mi, że go tak oszukuję. Ale innego wyjścia nie mam. Przecież nie wpakuję się znowu w pieluchy.

Czytaj także:
„Mąż wrobił mnie w ciążę. Podmienił moje tabletki antykoncepcyjne na wapno. Zrobił sobie z mojego ciała inkubator"
„Stryj długo mi pomagał, głównie finansowo. Zapomniałam o nim, ale postanowił zapisać mi mieszkanie w spadku”
„Zeswatałam brata z przyjaciółką. Zamieniła się w zołzę, która trzyma go pod pantoflem, dlatego teraz muszę ich rozdzielić”

Redakcja poleca

REKLAMA