„Mąż zgotował mi piekło na ziemi, ale znosiłam to dla dobra rodziny. Gdy odkryłam, że krzywdzi też dzieci, musiałam walczyć”

Kobieta, którą bije mąż fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Mariusz od razu wyznaczył mi miejsce w domu. Kuchnia, pieluchy, praca. Musiałam wracać o określonej porze. Nie wolno mi było pójść bez jego wiedzy do fryzjera, spotkać się z przyjaciółkami, wyjść z dzieckiem na dłuższy spacer po mieście. Kilkuminutowe spóźnienie wystarczało, by podejrzewał mnie o kochanka a każda, nawet najmniejsza próba buntu kończyła się biciem i wyzwiskami”.
/ 10.10.2022 11:15
Kobieta, którą bije mąż fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Myślicie, że nie warto wyciągać rodzinnych brudów na światło dzienne? A według mnie czasem trzeba! Kiedy prawie 17 lat temu wychodziłam za mąż za Mariusza, myślałam, że chwyciłam pana Boga za nogi. Miły, stateczny, starszy ode mnie o dwanaście lat, więc już ustawiony... Mówił, że świata poza mną nie widzi i dożyjemy razem późnej starości.

– Uważaj, ludzie po cichu gadają, że siedzi w nim prawdziwy diabeł – ostrzegał mnie wujek, ale go nie słuchałam.

Miałam 19 lat i chciałam jak najszybciej wyrwać się z domu. A poza tym byłam w ciąży. Wierzyłam, że Mariusz będzie dobrym mężem i wspaniałym ojcem. Niestety, bardzo szybko przekonałam się, że wujek miał rację. Mariusz pokazał, jaki jest naprawdę.

Od razu wyznaczył mi miejsce w domu. Kuchnia, pieluchy, praca. Musiałam wracać o określonej porze. Nie wolno mi było pójść bez jego wiedzy do fryzjera, spotkać się z przyjaciółkami, wyjść z dzieckiem na dłuższy spacer po mieście. Kilkuminutowe spóźnienie wystarczało, by podejrzewał mnie o kochanka a każda, nawet najmniejsza próba buntu kończyła się biciem i wyzwiskami.

Bił mnie wszystkim, co miał pod ręką

Paskiem, sznurem od żelazka, kablem. Po plecach, udach, brzuchu, tak by nie widać było śladów. Dostawałam ostre cięgi za każdą bzdurę – brudny talerz, brak papierosów w domu, nieuprasowane koszule.

Znosiłam to w milczeniu. Miałam nadzieję, że mąż kiedyś się opamięta. Przecież starałam się spełniać wszystkie jego życzenia. Kiedy po raz drugi zaszłam w ciążę trochę się uspokoił. Chyba bał się, że poronię. Ale gdy na świat przyszła druga córka, wszystko wróciło do „normy”.
Mijały lata, a w moim życiu nic się nie zmieniało.

Przywykłam do bólu, strachu, upokorzeń. Ktoś może powiedzieć, że byłam głupia, bo przecież mogłam odejść, szukać pomocy. Łatwo powiedzieć... Matka zawsze powtarzała mi, że brudy pierze się we własnym domu. Że nikt mi nie uwierzy i wystawię się tylko na pośmiewisko. Mąż był przecież radnym w naszej gminie. Wszyscy się z nim liczyli.

– Siedź cicho, z nim nie wygrasz. A ludzkie gadanie boli bardziej niż cięgi. Z pokorą dźwigaj swój krzyż – powiedziała, gdy raz poskarżyłam się na swój los.

Siedziałam więc cicho. Pogodziłam się z tym, że mnie krzywdzi. Nie podejrzewałam jednak, że nie tylko mnie...

To było miesiąc temu. Mąż wyjechał akurat na trzydniowe szkolenie. Cieszyłam się, że w domu będzie spokój i wreszcie trochę odetchnę. Przygotowywałam właśnie kolację, gdy do kuchni weszła starsza córka, szesnastoletnia Marta. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu z zaciętym wyrazem twarzy oznajmiła mi, że się wyprowadza! Z początku myślałam, że żartuje.

– Co ty mówisz, dziecko! Jesteś nieletnia. Nie pozwolę ci na to! – zwołałam.

– Jeśli mi nie pozwolisz, ucieknę... Dłużej już tego nie zniosę! – rozpłakała się, a ja byłam coraz bardziej zdumiona.

– Czego nie zniesiesz? – spytałam oszołomiona jej nagłym wybuchem histerii. – Źle ci w domu? Co się dzieje?

W końcu wydusiłam z niej, co jest grane!

Ale Marta nie chciała powiedzieć. Zamknęła się w swoim pokoju i przez drzwi słyszałam jedynie jej głośny szloch. W końcu, po dobrej godzinie dobijania się otworzyła mi. Na jej twarzy dostrzegłam ogromny smutek, ale też... determinację.

– Mamo, ojciec mnie bije – powiedziała drżącym głosem, a ja poczułam się, jakbym dostała czymś ciężkim w głowę – Już nie mogę tego dłużej ukrywać. To się musi wreszcie skończyć...

Stałam i patrzyłam na nią kompletnie ogłupiała. Własny ojciec? Coś takiego w ogóle nie mieściło mi się w głowie! Może właśnie dlatego tak zareagowałam? Podeszłam do niej i złapałam za ramiona. Zaczęłam ją szarpać.

– Dlaczego wymyślasz takie bzdury? Natychmiast powiedz, że to nieprawda! Przecież dla ciebie ojciec jest dobry, nigdy cię nie bił! – krzyczałam.

– Wiedziałam, że mi nie uwierzysz. Dlatego milczałam... – szepnęła cicho. – Nieważne. Jutro mnie tu nie będzie. I wiesz co, pogadaj sobie z Eweliną – dodała.

Ewelina jest moją młodszą córką. Ma dopiero trzynaście lat! Na wzmiankę o niej zmartwiałam. Wróciłam do kuchni, ale nie mogłam skupić się na gotowaniu. Długo biłam się z myślami, jednak w końcu postanowiłam wziąć na spytki obie córki. Wieczorem wezwałam je do siebie. Kiedy zapytałam je wprost, a one dostrzegły w moich oczach, że jestem w stanie im uwierzyć, otworzyły się. Wszystkie trzy płakałyśmy, kiedy jedna po drugiej opowiadały mi tę straszną historię...

– Mamo, pamiętasz, jak w drugiej klasie nie chciałam iść do szkoły – wychlipała Ewelinka. – Mówiłam, że źle się czuję, a ty myślałaś, że boję się klasówki. A to nie było to... on bił mnie pasem i wstydziłam się ubrać spodenki na WF-ie.

Wszystko, co później usłyszałam, omal nie doprowadziło mnie do szaleństwa.  Mąż wykorzystywał każdą okazję, by zająć się jedną albo drugą. Robił to najczęściej wtedy, gdy byłam w pracy. Doszło do tego, że dziewczynki bały się zostać z nim same w domu, bo wiedziały, co je czeka... Uciekały do koleżanek lub zostawały dłużej w szkole. Ale i tak robił z nimi, co chciał.

– Dlaczego nie powiedziałyście mi tego wszystkiego wcześniej? – dopytywałam.

– Nie wierzyłyśmy, że dasz radę przeciwstawić się ojcu – powiedziała Marta. – Widziałyśmy przecież, jak on cię bije, wyzywa, poniża. A ty to wszystko pokornie znosisz. Skoro sobie nie pomogłaś, to jak mogłaś pomóc nam?

– Wstydziłyśmy się – ciągnęła Ewelina.

– Ojciec mówił, że to jest normalne. Groził, że jeśli piśniemy słówko, wszystkiego się wyprze. Straszył, że powie znajomym, nauczycielom w szkole i ludzie będą nas wytykali palcami, śmiali się z nas. Bałyśmy się tego strasznie...

– Teraz wiem, że kłamał – szepnęła Marta.

Jak będzie trzeba, zabiję drania!

Nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Całą noc miotałam się po pokoju jak jakaś wariatka. Czułam się winna. Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że tak zawiodłam swoje dzieci. Że nie zauważyłam, co dzieje się w domu i biernie znosząc upokorzenia, krzywdziłam także moje córki. Nie wierzyły, że zdołam im pomóc... „Boże, co z ciebie za matka” – pomyślałam, przysięgając sobie, że nie zostawię tak tej sprawy.

Rano już wiedziałam, co mam zrobić i przedstawiłam córkom swój plan.

– Nigdzie nie musisz uciekać – powiedziałam Marcie. – Zajmę się wszystkim.

Tego samego dnia złożyłam doniesienie w prokuraturze. A potem wniosłam pozew o rozwód. Nie szczędziłam pieniędzy, by wynająć dobrego prawnika, który pomógł mi to załatwić ekspresowo.

Mąż został tymczasowo aresztowany. Zabrali go wprost ze szkolenia. Wiem, że wziął adwokata. Został już przesłuchany. Oczywiście do niczego się nie przyznaje. Z aresztu przekazuje nam przez „życzliwych” różne wiadomości. Grozi nam. 

A ja za te wszystkie kłamstwa zostanę zatłuczona jak pies. W ogóle mnie to nie rusza. Pierwszy raz w życiu nie boję się go. „Zobaczymy, kto pierwszy zdechnie – myślę z nienawiścią. – Słyszałam, że w więzieniu nie lubią takich bydlaków. A nawet jeśli wyjdzie, niech spróbuje się zbliżyć!”. Naostrzoną siekierę trzymam przy łóżku. W razie co, nie zawaham się jej użyć, choćbym miała za to gnić w więzieniu do końca moich dni, zabiję drania!

Marta i Ewelina złożyły już zeznania. Przeszły też specjalistyczne badania, które potwierdziły, że mówią prawdę. Teraz czekamy na proces. Prokurator uspokaja mnie i prosi, żebym się nie martwiła, wszystko będzie dobrze, bo przestępstwa przeciwko dzieciom są karane surowo.

Lada dzień przeprowadzamy się do mojej ciotki, do Szczecina. Może na stałe, a może tylko na jakiś czas. Chcemy mieć spokój, bo w naszym miasteczku wrze. Ludzie gadają jak najęci. I prawie wszyscy są zgodni, że nie powinnam była tego wyciągać na światło dzienne. Bo brudy pierze się w domu. Mam ich gdzieś!

Czytaj także:
„Mąż dał mi warunek: mam rodzić dzieci lub iść do pracy. Nie widzi we mnie >>Matki Polki<<, tylko lenia na ciągłym macierzyńskim”
„Firma była dla mnie jak dom, a szef jak ojciec. Czułam, że już grzeje się dla mnie fotel prezesa, gdy straciłam wszystko”
„Sąsiadka na każdym kroku skarżyła się i gnębiła swojego wnuka. Gdy wyrzuciła to biedne dziecko z domu, musiałam zareagować”

Redakcja poleca

REKLAMA