Teoretycznie powinnam unosić się pod niebiosa. Miałam męża, stałą pracę, dobre i spokojne życie. Czego chcieć więcej? Ja jednak od dłuższego czasu dusiłam się w naszym małżeństwie.
Czy tak mają wyglądać kolejne moje lata? Ciepłe kapcie, telewizor i odgrzany obiad? U boku mężczyzny, który nie okazuje mi już pożądania? Nie mogłam znieść tej świadomości...
Nasz związek był nudny
Dzieliłam z mężem życie przez wiele lat. Początkowo nasza miłość była jak płomień, który oświetlał nasz świat, jednak z biegiem czasu stało się jasne, że nawet najsilniejszy ogień może gasnąć. Tak było w naszym przypadku. Po kilku latach, po ślubie, związek zamienił się w codzienność i rutynę. Przygnębiające myśli i uczucie niespełnienia stawały się coraz silniejsze, a ja nie potrafiłam już skrywać rozczarowania.
Postanowiłam głośno powiedzieć o tym, co leży mi na wątrobie. Doskonale pamiętam ten moment. Był to zwykły poniedziałkowy wieczór, taki jakich wiele: rutynowy, przepełniony nudą, brakiem inwencji. Siedziałam na kanapie, zapatrzona w telewizor, ale moje myśli były gdzieś indziej. Coś mnie dręczyło – coś, co nie pozwalało mi skupić się na obrazie na ekranie. Mój mąż, Tomasz, usiadł obok mnie, spojrzał na mnie i zapytał:
— Wszystko w porządku, kochanie?
Spojrzałam na niego, zasmucona i świadoma tego, co miało się wydarzyć. Przełknęłam głośno ślinę i odparłam:
— Nie, Tomek. Nic nie jest w porządku. Jestem nieszczęśliwa, wiesz?
Tomasz spojrzał na mnie zaskoczony.
— Co ty mówisz, Iza? Mamy wszystko. Czemu zaraz nieszczęśliwa? — nie wierzył w to, co powiedziałam.
Głęboko odetchnęłam, czując, że muszę mu wytłumaczyć się ze swoich uczuć i postawić na szczere wyznanie. Chociaż wiedziałam, że to może być początek końca.
— Wiem, że mamy wszystko na zewnątrz, ale wewnątrz mnie... coś umiera. Nasz związek stał się rutyną. Czuję, że gubimy się w codzienności — powiedziałam ze łzami w oczach — I nie, nie sugeruj mi zaraz, że mam gorszy okres, czy coś takiego. Bo czuję się w ten sposób już od dłuższego czasu.
Tomasz westchnął i spojrzał w dół.
— Podejrzewałem, że coś jest nie tak. Ale ty zwykle milczałaś. Zresztą to trochę nie fair z twojej strony, nie sądzisz? Bo w tym wszystkim w ogóle nie myślisz o mnie. — wyrzucił z siebie Tomek.
To była trudna rozmowa i pierwsza taka konfrontacja. Jak się okazało, wcale nie ostatnia.
Pora porozmawiać o rozwodzie
Gwoździem do trumny naszego małżeństwa okazały się nasze prace. Ja od jakiegoś czasu przyglądałam się nieco uważniej Stefanowi, kumplowi z sąsiedniego działu, który chyba ze mną flirtował i okazywał mi szczere zainteresowanie. To strasznie mnie kręciło.
Z kolei Tomek, z powodów zawodowych, coraz więcej czasu spędzał na wyjazdach. Wspominał coś o projektach, którymi kierował, ale dla mnie wiązało się to tylko z jednym: z jego ciągłymi nieobecnościami i kolejnymi samotnymi wieczorami.
Przez kolejne tygodnie walczyłam z samą sobą, zastanawiając się, czy jestem gotowa na to, by zakończyć nasze małżeństwo. Każdy krok w tym kierunku wydawał się nie do pomyślenia. Przecież wciąż byliśmy razem, a nasze wspomnienia i plany na przyszłość sprawiały, że zadrżałam na samą myśl o rozwodzie. Ale z drugiej strony...
Głęboko w sercu czułam, że dalsze trwanie w nieszczęśliwym związku było nieuczciwe zarówno wobec mnie, jak i wobec niego.
Wszystko to doprowadziło do tego, że w którymś momencie postawiłam wszystko na jedną kartę i zaproponowałam Tomkowi rozwód. Ale jakie było moje zdziwienie, gdy mój mąż nawet się nie zająknął, tylko przyjął tę informację ze spokojem ducha. Zupełnie neutralnie, tak jakby był na to przygotowany.
— Na pewno tego chcesz? — spytał, wyciągając, jakby nigdy nic, naczynia ze zmywarki.
— Ja... Tak, na pewno. Dłużej tego nie zniosę. A pierwsza rozmowa nie przyniosła skutków. — odparłam.
— Cóż... — westchnął, wciąż nie patrząc mi w oczy — Nie powiem, żebym był zdziwiony. Poza tym ja też muszę ci coś powiedzieć. Bo nie wiem, czy cię kocham. Uświadomiłem sobie to niedawno podczas delegacji.
Stałam jak wryta, słysząc te słowa.
— Nie sądzisz, że trochę za bardzo teraz szarżujesz z tymi swoimi wyznaniami? — zapytałam ze zdziwieniem.
— Kochanie, ty dobrze wiesz, że jestem dobry w odbijanie piłeczek. I, jak to mówią, win win. — powiedział całkiem spokojnie.
Jego zmiana była dziwna
Nie mogłam uwierzyć w tę zmianę zachowania o sto osiemdziesiąt stopni. Tak jakbym rozmawiała z obcym człowiekiem! Ale to tylko upewniło mnie w przekonaniu, że decyzja o rozstaniu jest tą najlepszą z możliwych.
Sprawa rozwodowa nie ciągnęła się długo, może dlatego, że nie mieliśmy dzieci. Poza tym podział majątku także nie był zbyt skomplikowany. Najbardziej przykre było dla mnie jednak to, że Tomek ledwo na mnie spoglądał. Poza sądem nie odzywał się do mnie praktycznie ani słowem.
Było mi przykro, ale też zdawałam sobie sprawę, że to wszystko być może bardzo dużo go kosztuje. A jego dziwne zachowanie może być reakcją na trudną sytuację i niespodziewany dla niego obrót spraw.
To był dla mnie prawdziwy szok! Ale jednocześnie nagle wszystko nabrało sensu
Skoro o niespodziewanych zdarzeniach mowa... To kilka miesięcy po rozwodzie, dotarły do mnie zaskakujące wieści. Moja była teściowa poinformowała mnie, że Tomek jest ciężko chory.
— Jak to? — zapytałam — Od kiedy wiadomo? On... nic mi nie powiedział.
Tak naprawdę mój eksmąż nie odzywał się do mnie od momentu zakończenia naszego małżeństwa, a po rzeczy przychodził do mieszkania wtedy, gdy akurat mnie nie było.
— Już od dłuższego czasu. Przyznał mi się, że nic o tym nie wiesz, miałam nic nie mówić, ale jakoś mi niezręcznie... Wybaczy mi. — wyznała była teściowa.
— Czy to... bardzo poważne? — dopytywałam.
— Obawiamy się, że tak. — zakończyła temat.
Wszystko nabrało sensu. To jego odcinanie się ode mnie, brak przywiązania, zaniedbywanie, unikanie, obojętność, niemalże prowokowanie rozstania... On po prostu nie chciał, żebym za nim tęskniła. On chciał, żebym przestała go kochać!
Gdy zdałam sobie z tego wszystkiego sprawę, łzy same napłynęły mi do oczu, a ja wpadłam w histeryczny płacz. Następnego dnia wzięłam wolne w pracy. Psychicznie nie potrafiłam sobie poradzić z takim ciężarem. Najpierw rozwód, a teraz takie informacje!
W zdrowiu i w chorobie
Zdecydowałam, że odezwę się do Tomka, a przynajmniej, że jeszcze raz podejmę próbę kontaktu. Napisałam do niego SMS-a z informacją, że wiem o chorobie i chce mu pomóc. O dziwo, chciał porozmawiać przez telefon. Miał bardzo słaby, niemal gasnący głos.
— Iza, przepraszam — wyszeptał.
— Tomek... Daj spokój — płakałam do słuchawki. — Ja tylko nie mogę zrozumieć, dlaczego mi nie powiedziałeś. Przecież bym ci pomogła.
— Do samego końca? I sama cierpiała, była wdową? To już chyba lepsza łatka rozwodniczki.
Nawet w takiej sytuacji trzymał się go humor. Cały Tomek. Obiecałam, że mu pomogę. Że nie zostanie sam. Ale nie wiem, co przyniesie przyszłość ani ile czasu nam zostało. Póki co.... Próbuję sobie z tym wszystkim jakoś poradzić. Dla siebie, ale też dla niego.
Ta cała tragedia uświadomiła mi jedno: wciąż bardzo go kocham. Liczę na to, że on odwzajemnia to uczucie. Z całego serca chcę, żeby wyzdrowiał. Widzę dla nas jeszcze jedną szansę, ale... Na wszystko przyjdzie czas. Wierzę w to.
Czytaj także:
„Mieliśmy wszystko: miłość, dom, pieniądze, lecz zabrakło nam szczęścia. Gdy mieliśmy powiększać rodzinę, żona zachorowała”
„Nie odeszłam od męża, gdy zachorował, ale on zostawił mnie, gdy wyzdrowiał. Na pożegnanie rzucił, że nigdy mnie nie kochał”
„Nawet nie zauważyłam, jak mój mąż poważnie zachorował. Żyliśmy jak obcy ludzie, nie rozmawialiśmy, latami mijaliśmy się w domu”