Kiedy w ciągu pół roku kolejny raz wylądowałam u ginekologa z nawracająca infekcją, zaczęłam się niepokoić. Lekarz zresztą też. Zasugerował mi, abym koniecznie porozmawiała z mężem.
– Ależ, panie doktorze! Ufamy sobie w stu procentach. Marian nigdy… Ja zresztą też nie… – zająknęłam się.
Lekarz popatrzył na mnie poważnie
– To może mąż nieregularnie stosował maść, którą ostatnim razem państwu przepisałem. Innego wytłumaczenia nie widzę.
Wyszłam z gabinetu w bardzo kiepskim nastroju.
„Czy w życiu mojego męża na pewno nie ma jakiejś kobiety?” – zastanawiałam się po raz pierwszy w życiu.
Analizując nasze życie intymne, doszłam do wniosku, że ostatnio nawet się poprawiło. Marian nabrał wigoru i chęci do eksperymentów. Czasem byłam nieco zaskoczona, bo nigdy nie miał dużego temperamentu ani fantazji. Kilka razy zapytałam go, co takiego się zmieniło. On tylko śmiał się i mówił, że jest normalnym facetem, który kocha swoją żonę… A jeśli on jednak kogoś ma? Pobraliśmy się bardzo wcześnie, może nie zdążył się, jak to mówią, wyszumieć?
Przypomniały mi się rozmowy z koleżankami w pracy, ich narzekania, niepochlebne sądy na temat facetów.
– Wszyscy są tacy sami. Tylko jedno im w głowie! – słyszałam często.
– Monogamia? Wśród mężczyzn coś takiego nie istnieje! – powtarzały.
Denerwowała mnie ta zgodna nieufność w stosunku do wszystkich mężczyzn. Odpowiadałam więc, że nie należy wszystkich wrzucać do jednego worka.
Mój mąż jest przecież godny zaufania
– Nie bądź taka pewna – usłyszałam. – Cicha woda brzegi rwie.
Wieczorem, niby to żartem, powtórzyłam Marianowi słowa lekarza, kończąc:
– …więc lepiej od razu się przyznaj.
– No dobra, przyznaję się – powiedział ze śmiechem, podnosząc do góry ręce.
Zamurowało mnie.
– Jak to? – bąknęłam.
– No coś ty! – nastroszył się. – Przecież żartuję. Co ty sobie myślisz? Że mam kochankę? – przeszedł do ofensywy. – Przysięgam ci, że nie mam. Teraz jesteś spokojna?
Jeszcze bardziej mnie tym zdenerwował. Po co od razu uderzać w tak wysokie tony?
– Daruj sobie – burknęłam. – Przysięgę to ty już mi złożyłeś. Małżeńską.
– No właśnie. A poza tym, gdyby w moim życiu pojawiła się jakaś nowa miłość, chyba nie byłoby nam tak dobrze razem, co? – spytał i nie czekając na moją odpowiedź, odwrócił się do mnie plecami.
Po chwili usłyszałam głośne chrapanie. Ja natomiast nie zmrużyłam oka. Jakoś nie mogłam odsunąć od siebie uczucia niesmaku po rozmowie z Marianem. Wreszcie koło 4 nad ranem postanowiłam zrobić sobie herbatę. Kierując się do kuchni, podniosłam z podłogi spodnie męża. Bezmyślnie wsunęłam rękę do jednej z kieszeni i wyciągnęłam stamtąd garść paragonów oraz kilka ulotek z ofertami salonów masażu. Takich, jakie często znajduje się za wycieraczkami, kiedy zaparkuje się samochód w centrum miasta. Zwinęłam wszystkie papierki w kulkę i wrzuciłam do kosza na śmieci.
„Moje nerwy są tak samo bezzasadne jak podejrzenie, że Marian mógłby pójść do jednej z takich panienek” – pomyślałam.
Pokrzepiwszy się herbatą, położyłam się, aby złapać jeszcze trochę snu. Nie mogę zawalać nocy z powodu głupich podejrzeń! Minął miesiąc, moja infekcja zniknęła bez śladu.
Odzyskałam dobry humor, mąż znów był dla mnie czuły
Zapomniałam o swoich podejrzeniach. Któregoś dnia wyszłam wcześniej z pracy. Chciałam iść do fryzjera, bo w ten weekend byliśmy zaproszeni do znajomych. Salon fryzjerski znajdował się przy jednej z głównych ulic miasta. Siedziałam już w fotelu przed lustrem, kiedy nagle, kątem oka, za oknem zauważyłam Mariana.
Zdziwiłam się, że o tej porze nie jest w pracy i na dodatek zawędrował aż do centrum. Jego biuro mieściło się przecież dobrych kilka przecznic dalej, a na lunch było za późno. Powodowana nagłym impulsem, poderwałam się z fotela, rzuciłam zaskoczonej fryzjerce szybkie „przepraszam, ale muszę już iść”, i złapawszy swój płaszcz i torebkę, wybiegłam na ulicę. Bałam się, że stracę męża z oczu, lecz zobaczyłam go, jak skręca w boczną uliczkę. Poszłam za nim.
Czułam się okropnie. Po raz pierwszy w życiu zniżyłam się do tego, aby kogoś śledzić. Miałam wrażenie, że wszyscy wiedzą, co robię, i uśmiechają się szyderczo. Tymczasem Marian skierował się do jednej z odremontowanych kamienic. Zadzwonił domofonem i po chwili wszedł do środka. Podeszłam do drzwi, ale nic na nich nie było, żadnej tabliczki z informacją. Tylko numery lokali. Cała aż się trzęsłam. Nie znamy nikogo w tej okolicy. Nie rozmawialiśmy z mężem o żadnej wizycie u lekarza czy też prawnika. No i gdyby tu mieściła się kancelaria czy prywatny gabinet, przy domofonie na pewno wisiałaby jakaś tabliczka z informacją.
Nie wiedziałam, co robić. Sterczenie przed kamienicą wydawało mi się najgorszym wyjściem. Ruszyłam powoli w kierunku głównej ulicy. Na chodniku leżał mały stosik różowych ulotek. Jakby wysypały się komuś z większej partii. Podniosłam jedną z nich. Było to zdjęcie dwóch roznegliżowanych dziewczyn oraz tekst: „Ilona i Anita”. Na odwrocie ktoś ręcznie napisał adres…
Obejrzałam się za siebie i przeczytałam numer na bloku
To było właśnie w tej kamienicy i w tej klatce, w której zniknął Marian! W oczach zakręciły mi się łzy, a w nogach poczułam dziwną słabość. Dobrze, że obok była ławka, bo chyba bym upadła. Nie wiem, jak długo siedziałam. Nie miałam siły wstać. Ani ochoty, żeby się ruszyć. Może siedziałabym tam do samej nocy, gdyby nie to, że zwyczajnie zmarzłam. Poza tym nie chciałam spotkać się z mężem…
„Muszę wziąć się w garść – myślałam. – Muszę stąd iść. Byle dotrzeć do domu”. Powtarzałam to sobie w kółko. Co miało być potem? Nie wiedziałam. Nie umiałam nawet na chwilę skupić się na tym, co właściwie powiem Marianowi. Byłam cała obolała. Jakby ktoś mnie dotkliwie pobił. W domu zrobiłam sobie gorącą kąpiel. Czułam, że otarłam się o coś wstrętnego, brudnego… Wkrótce wrócił Marian.
– Jestem, kochanie! – krzyknął wesoło.
Poczułam wściekłość. I nagły przypływ sił. Wyszłam z wanny, energicznie wytarłam się ręcznikiem i owinąwszy się szlafrokiem, czym prędzej wybiegłam z łazienki. Mąż siedział w kuchni, czekając, aż zagrzeje się zupa. Bez słowa położyłam przed nim na stole jedną z tych różowych ulotek, które znalazłam pod kamienicą. Widząc, jak nerwowo przełknął ślinę, zrozumiałam, że moje podejrzenia są słuszne.
– Jak mogłeś? – zapytałam zimno. – Oszukiwałeś mnie i na dodatek naraziłeś moje zdrowie. Jutro idę zrobić sobie testy. Wszystko jest możliwe. Ufałam ci bezgranicznie przez tyle lat. A ty zrobiłeś coś tak wstrętnego! Nie chcę, żebyś mnie dotykał… Nigdy więcej.
Zaczął się gęsto tłumaczyć
Mówił, jak fatalnie się czuł po swoich 30. urodzinach. Jak nagle poczuł, że życie ucieka… Nie chciał mnie skrzywdzić. Nie miał żadnej kochanki, a to – to przecież była tylko usługa. Żadna zdrada, zero miłości!
– Właściwie nigdy bym o tym nie pomyślał, gdyby nie te ulotki z telefonami walające się ciągle w samochodzie – ciągnął.
– Aha, czyli to w zasadzie nie twoja wina? Okazja czyni złodzieja, co? Niedobrze mi się robi, jak o tym pomyślę! – wzdrygnęłam się.
– Ale przyznasz, że od kiedy korzystam z usług dziewczynek, nasze życie intymne bardzo się poprawiło – powiedział wtedy z obrzydliwym uśmiechem.
Jego cynizm i przekonanie o własnej niewinności były przerażające. Nie poznawałam tego człowieka. To nie był mój mąż!
– Boże, jak niewiele o tobie wiedziałam… – przyznałam. – Dobrze, że nie mamy dzieci.
Próbował odpowiedzieć, ale ja wyszłam z kuchni, rzucając przez ramię:
– Nie będę cię słuchać. Nie wybaczę ci tego, co zrobiłeś. Po prostu nie potrafię.
Zamknęłam się w najmniejszym pokoju, gdzie poczekałam, aż mąż wyszedł. Minął rok. Jesteśmy w trakcie rozwodu. Kochałam Mariana, ale wiem, że nie mogę już z nim być. Nie jestem w stanie mu ufać.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”