„Mąż miał kochanek na pęczki i zostawił mnie samą z dzieckiem. Jesteśmy po rozwodzie, ale ja dalej prasuję mu koszule i gotuję”

Nadal gotuję byłemu mężowi fot. Adobe Stock, Africa Studio
„I nadal piekę ciasta i lepię setkę pierożków, kiedy tylko mnie o to poprosi. W ubiegłą sobotę rozstał się ze swoją czwartą żoną. Podobno zdradzała go już od roku. – Nie masz pojęcia, Bogusiu, jak to boli – płakał do słuchawki. Właściwie to mam, ale nie chciałam mu tego mówić, żeby nie sprawiać mu przykrości. W końcu tyle przeszedł...”.
/ 04.08.2022 17:15
Nadal gotuję byłemu mężowi fot. Adobe Stock, Africa Studio

Na urodzinach było miło, goście zajadali się daniami, które przygotowałam, mój mąż był zachwycony. To znaczy – mój były mąż. Cholera, chyba się trochę wkopałam.

– A ty byś tak nie zrobiła? – spytałam, nie wiem który raz; znałam odpowiedź, jednak wciąż szukałam u córki zrozumienia dla swojego postępowania.

Tym razem Ludwika nawet nie otworzyła ust, a jedynie pokręciła głową.

Jej spojrzenie było wymowne

Była w nim odrobina pogardy, trochę współczucia… zrozumienia za grosz.

– Odbiorę Lucka z przedszkola i możemy razem iść nad Wisłę, chcesz? Spójrz, jak jest dzisiaj ładnie – zmieniła zręcznie temat.

Tym razem ja posłałam jej spojrzenie, w którym mogła wyczytać moją zgodę i szczerą radość na myśl o spotkaniu z wnukiem. Słońce łaskawie obdarzyło nas pierwszymi wiosennymi promieniami. Lucek z pewnością siebie dokazywał na hulajnodze, Ludka z Jackiem, moim zięciem, trzymali się za ręce, co chwilę spoglądali na siebie z miłością, pilnując jednocześnie, żeby ich pociecha nie zjechała ze skarpy. A ja szłam na końcu i patrzyłam na nich z uczuciem szczęścia, ale i zawodu albo nawet zazdrości. Bo mnie się nie udało…

Nie byłoby mnie bez ciebie, Bogusiu! – mówił nieraz mój mąż.

Przez wiele lat myślałam, że to prawda, a kiedy powiedział, że musi spróbować innego życia, byłam pewna, że to tylko na chwilę. Bo przecież beze mnie nie byłoby jego! Ech, naiwna, naiwna.

– Wyprowadzę się na jakiś czas do mamy. Odpoczniemy od siebie, dobrze nam to zrobi – usłyszałam, kiedy Ludka miała cztery miesiące.

Dobrze wiesz, że ja od ciebie nie muszę odpoczywać – odpowiedziałam. – Wolałabym odpocząć przez chwilę od dziecka, mógłbyś chociaż zabrać Ludkę na spacer.

Jak ty to sobie wyobrażasz? Miałbym paradować z wózkiem?! – oburzył się, ale zaraz mi wybaczył głupią propozycję. – No, malutka, nie patrz tak na mnie… – pocałował mnie czule we włosy, pogłaskał. – Twój mąż jest zbyt ważną figurą, żeby się publicznie pokazywać w roli niańki. Za jakiś czas wynajmę prawdziwą nianię dla Ludki, prawda, szkrabie? – podszedł do córki i potarmosił jej maleńki nosek.

Nie był jednak w tym geście dość delikatny. Córeczka wygięła usteczka w podkówkę i rozpłakała się w głos. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek potem próbowałam namówić Maćka na opiekę nad małą. Albo był zbyt zajęty, albo zmęczony, albo czuł się zbyt ważny na takie banały.

Byłam idiotką, wiem o tym

Z mieszkania mamy wrócił wtedy po kilku tygodniach.

– Wyobraź sobie, mama myślała, że coś między nami się popsuło – mówił z rozbawieniem. – Ona jest starej daty i nie rozumie, że takie rozstanie potrzebne jest dla higieny w związku.

Zastanawiałam się, czy i ja nie jestem zbyt konserwatywna, bo i do mnie nic nie przemawiało za słusznością rozstania w celach „higienicznych”. Tymczasem mój ważny mąż, najpierw dyrektor, potem prezes dużej spółki, coraz częściej oddalał się na „higieniczne” wygnanie. Już nie do mamusi, bo pochwalił się, że korzystnie kupił dwa pokoje na Mokotowie.

– Będzie jak znalazł dla Ludwiki, kiedy dorośnie – mówił dumny z siebie.

Nigdy nie dane mi było zobaczyć tego mieszkania, kupionego rzekomo z myślą o córce. Zawsze coś stawało na przeszkodzie; a to klucze zostały w biurze, a to akurat było nie po drodze albo też właśnie wprowadził się tam na kilka dni kolega z poznańskiego oddziału firmy… Za to rozstania higieniczne trwały coraz dłużej. Najpierw miesiąc, potem dwa, pół roku. Nigdy jednak nie przestawaliśmy się regularnie kontaktować. To znaczy mój mąż nie przestawał korzystać ze swoich przywilejów.

Przywiozłem koszule do prasowania – oznajmiał już w progu.

Innym razem prosił, abym upiekła kaczkę i do niej kluseczki („Takie pyszne robisz kopytka, Bogusiu…”) albo zrobiła sałatkę, trochę ryby po grecku, śledzika, no i żebym spakowała to wszystko do pojemniczków.

– Muszę kolegów zaprosić na drobną kolacyjkę, a nie chcę w domu ci głowy zawracać – mówił słodko, całując moje włosy. – Rany, ale ty pachniesz… No, no, chyba będę musiał wpadać częściej na noc – udawał rozanielonego i znikał z torbą pełną gotowego jedzenia.

Tak, byłam idiotką, ale co miałam poradzić na to, że mój mąż wciąż był dla mnie najważniejszy. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym go stracić.

Przez cztery lata czekałam, aż się „wyszumi”

– Daj mu szansę, Bogusiu – mówiła mi teściowa. – Jest taki jak jego ojciec. Ale w końcu się zmęczy, zobaczysz – pocieszała mnie, a ja jej wierzyłam.

Wciąż zresztą ufałam mężowi, wierzyłam, kiedy przysięgał, że jest tylko mój, a te wszystkie zdrady, których się domyślałam, nie są niczym ważnym. Nawet gdy mijał nasz kolejny „wspólny” wyjazd nad Morze Śródziemne, podczas którego tylko raz byliśmy razem na plaży, myślałam, że to nic wielkiego.

– Nie wyobrażasz sobie, jaki zbieg okoliczności! Te dwie Szwedki – pokazał dyskretnie w stronę blondynek opalających się topless tuż nad brzegiem – wyobraź sobie, one pracują dla nas… Zaraz po przyjeździe podpisujemy kontrakt z ich firmą.

Z nimi też mnie zdradzasz? – wtedy pierwszy raz zapytałam wprost.

– Ależ, Boguniu, tylko ciebie kocham, a one… Przecież się nie liczą, dobrze wiesz, malutka.

Po powrocie do domu zostałam sama na kolejne miesiące. Gdy Maciek zjawił się jak gdyby nigdy nic przed Bożym Narodzeniem, wlokąc ze sobą wielką jodłę, zabroniłam mu przekraczać próg naszego mieszkania. Oparł więc drzewko o ścianę w korytarzu, wyjął z kurtki portfel i wręczył mi plik banknotów ze słowami:

– Zupełnie nie miałem pojęcia, jaki prezent kupić Ludwice pod choinkę, więc może sama coś wybierzesz dla małej. Ale dla ciebie mam to… – podał mi niewielką paczuszkę.

Cisnęłam nią o podłogę

Słychać było, jak wewnątrz pęka szkło.

– Szkoda, bo były drogie. No ale skoro nie masz humoru… – odwrócił się na pięcie i zbiegł na parter.

Następnego dnia na całej klatce schodowej roznosił się zapach drogich perfum… Na sprawę rozwodową skropiłam się wodą toaletową, którą dostałam od męża rok wcześniej. Maciek szczerze zdziwił się, że złożyłam pozew. Chyba nie sądził, że kiedykolwiek się na to zdobędę. Rozstaliśmy się, zapewniając się wzajemnie o niegasnącym uczuciu. Chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, naprawdę wierzyłam w te zapewnienia.

Nie tylko dlatego, że od lat słyszałam od męża, że nikt inny nie robi takich pysznych kopytek jak ja, nikt nie piecze tak puszystego sernika, nikt nie przyrządza tak wspaniałego karpia i śledzia, żadna inna kobieta nie potrafi tak doskonale jak ja prasować jego koszul… Maciek naprawdę mnie kochał, chociaż nie umiał mnie nie zdradzać. Ja też, niestety, kochałam Maćka.

Kocham go, mimo że od naszego rozwodu minęło 19 lat

I nadal piekę ciasta, lepię setkę pierożków, robię te cholerne kopytka, kiedy tylko mnie o to poprosi. W ubiegłą sobotę rozstał się ze swoją czwartą żoną. Podobno zdradzała go już od roku.

Nie masz pojęcia, Bogusiu, jak to boli – płakał do słuchawki.

Zadzwonił koło pierwszej w nocy. Obudził mnie, prosił o wysłuchanie… No w końcu kogo ma prosić? Tylko do mnie ma zaufanie, tylko ze mną był naprawdę szczęśliwy.

– Nie wiedziałeś, że cię zdradza? Nie widziałeś naprawdę, co się święci? – dziwiłam się.

– Patrzyłem trochę przez palce. Wiesz, Gabrysia jest jeszcze młoda, ma tylko 33 lata…Myślałem, że się wyszaleje i mimo wszystko zostanie ze mną.

– Mimo wszystko? To znaczy jest jakiś inny powód?

– Nie, no skąd. To znaczy… będę z tobą szczery, Bogusiu. Jestem chory, w kwietniu muszę się poddać operacji, to podobno ryzykowna sprawa. No wiesz, serce, aorta. Mam tętniaka, kochana…

Zmartwiłam się. Od razu zaczęłam myśleć o tym, jak się nim zajmę, kiedy wyjdzie ze szpitala. Może zamieszkać u mnie w małym pokoiku, miejsca jest dosyć. Nawet przez moment nie pomyślałam, że to nie moja sprawa. Nie przyszło mi do głowy, że Maciek ma jeszcze żonę. Znowu zrobiłam to, o co prosił Od razu powiedziałam Ludwice o chorobie ojca i o tym, że będę musiała mu pomóc.

– Ty, mamo, oszalałaś! Ten człowiek zawsze cię wykorzystywał, okłamywał cię, kiedy byłaś jego żoną. Ale teraz nią nie jesteś, nie masz wobec niego żadnych zobowiązań. Ile razy będziesz jeszcze odgrywać rolę dobrej samarytanki?!

Nie chciałam słuchać córki, nigdy nie miała dobrych relacji z ojcem. Ja wiedziałam swoje: jeśli Maciek mnie poprosi, to zadbam o niego. A nawet jeśli nie będzie prosił. Kilka dni po tamtym telefonie przyszedł do mnie z kwiatami i jak zwykle z butelką drogich perfum.

– Pomyślałem, Bogusiu, że urządzę urodziny. Zapraszam cię na nie już dzisiaj. Kto wie, może to będą moje ostatnie… Wiesz, ta operacja – mało brakowało, a uroniłby łzę, tak się sobą wzruszył.

Trochę mnie tym rozśmieszył, ale nic nie dałam poznać po sobie. Usiedliśmy przy kuchennym stole.

Zawsze z przyjemnością patrzę, jak się krzątasz po kuchni… No to jak? Wpadniesz na te urodziny?

– Nie wiem, Maciek, chyba nie mam ochoty – byłam szczera.

– Ale przyjdź, koniecznie, Bogusiu, musisz! Będą sami dobrzy znajomi: Kazik, Zosia z Czesiem, Radek z Ulą, no i my… O, i może zrobiłabyś jakąś sałatkę, trochę śledzia, może barszczyk z uszkami. Co?

Nie umiałam odmówić. Było sympatycznie, goście dopisali, Maciek był zachwycony. A ja? Dziwnie się czuję. Bo wcale nie jestem pewna, czy dobrze zrobiłam.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA