„Mąż zataił przed ślubem chorobę psychiczną. Chcę unieważnienia, boję się, że podczas ataku skrzywdzi nasze dziecko"

Mąż zataił przed ślubem chorobę psychiczną fot. Adobe Stock, Lightfield Studios
Wyzywał mnie, obrażał, wyśmiewał, a godzinę czy dwie później był już słodki jak miód. I nie pamiętał, co wyprawiał wcześniej. Nie rozumiałam, co się dzieje. Gdy próbowałam z nim rozmawiać, twierdził, że to mnie hormony ciążowe w głowie pomieszały...
/ 27.07.2021 18:35
Mąż zataił przed ślubem chorobę psychiczną fot. Adobe Stock, Lightfield Studios

Kochałam Maćka, ale chciałam go lepiej poznać przed ślubem. Niestety, nie zdążyłam… Decyzja, że wyjdę za niego, zapadła bardziej z konieczności niż z przekonania, że to ten jedyny. Owszem, Maciek wydawał się świetnym facetem, ale uważałam, że na ślub jest za wcześnie.

Chciałam, żebyśmy się najpierw lepiej poznali, razem zamieszkali

Przecież romantyczne randki to nie codzienne życie. Los jednak zdecydował inaczej. Po kilku miesiącach znajomości zaszłam w ciążę i już nie było czasu na to lepsze poznawanie się. Jego rodzice wyprawili nam huczne wesele.

Byłam mile zaskoczona, bo myślałam, że nie będą chcieli synowej „z musu”. Tymczasem oni natychmiast mnie zaakceptowali i przyjęli do rodziny z otwartymi ramionami. Wtedy myślałam, że są po prostu dobrymi ludźmi. Dziś już wiem, że to raczej nie dobroć nimi kierowała. Pierwszy wyraźny sygnał, że z Maćkiem coś jest nie tak, dostałam właściwie od razu po ślubie.

Byłam już wtedy w piątym miesiącu ciąży i nie czułam się najlepiej. Miałam spuchnięte nogi, bolał mnie kręgosłup. Gdy mąż wrócił z pracy, zaczęłam mu się żalić, jaka to jestem biedna i obolała. Liczyłam na to, że mnie przytuli, powie, jak bardzo mi współczuje. Ledwie jednak wypowiedziałam kilka słów, wpadł w szał.

– Tylko narzekać i biadolić potrafisz! Słuchać się tego nie da! Jak się zaraz nie zamkniesz, to pożałujesz! – wrzeszczał.

– Ale ja tylko chciałam… – próbowałam tłumaczyć.

– G… mnie obchodzi, co chciałaś! – przerwał mi – Nasz ślub był pomyłką. Jutro się rozwodzimy! – wymachiwał rękami.

Tak się przestraszyłam, że zamknęłam się w sypialni

Z żalu rozpłakałam jak małe dziecko. Przyszedł chyba po godzinie. Był uśmiechnięty, zrelaksowany. Gdy zobaczył moje mokre oczy, od razu spoważniał.

– Co się stało kochanie? Coś cię boli? Mogę ci jakość pomóc? – dopytywał się z troską w głosie.

– Pomóc? Przecież wrzeszczałeś, że masz dość mojego marudzenia. I chcesz rozwodu – wykrztusiłam

– Ja? Chyba żartujesz. To był tylko zły sen. Uspokój się, a ja pójdę do kuchni i zrobię ci sok ze świeżych pomarańczy. Musisz dbać o siebie i naszą córeczkę – czule dotknął mojego brzucha.

Z jego miny wynikało, że naprawdę nic nie pamięta. Przez następne dni Maciek zachowywał się wspaniale. Był opiekuńczy, współczujący, dobry. Już prawie zapomniałam o tamtym incydencie. Ale wtedy znowu wybuchnął. A potem kolejny raz.

Wyzywał mnie, obrażał, wyśmiewał, a godzinę czy dwie później był już słodki jak miód

I nie pamiętał, co wyprawiał wcześniej. Nie rozumiałam, co się dzieje. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie ma kłopotów z nerwami. Gdy go jednak o to pytałam, tylko się śmiał. Twierdził, że z nim wszystko w porządku, że to mnie hormony ciążowe w głowie pomieszały, skoro go podejrzewam o takie rzeczy.

Czułam, że niczego się od niego nie dowiem, więc postanowiłam pogadać z teściową. Umówiłam się z nią na mieście, w kawiarni, by nikt nam nie przeszkadzał. Gdy jechałam na spotkanie, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mój mąż ma chorobę psychiczną. Byłam przekonana, że najwyżej nie radzi sobie ze stresem.

Chciałam zapytać teściową, co mam robić w takich sytuacjach. Matka Maćka bardzo się ucieszyła na mój widok. Gdy jednak usłyszała, z czym przyszłam, mina jej zrzedła. Zaczęła się kręcić na krześle, nerwowo pocierać dłonie. Od razu było widać, że chce coś ukryć. Ja jednak nie odpuszczałam. Tak się upierałam, naciskałam, że w końcu pękła. I przyznała, że u mojego męża zdiagnozowano w dzieciństwie dysocjacyjne zaburzenie osobowości, czyli rozdwojenie jaźni spowodowane prawdopodobnie śmiercią jego brata bliźniaka.

Ale to drobiazg, nic groźnego. Maciek przeszedł terapię, bierze leki. Nie powinnaś się tym w ogóle przejmować – machnęła ręką.

Aż podskoczyłam.

Żartujesz sobie? Z tego, co wiem, to poważna choroba psychiczna! Dlaczego nikt o niczym mi nie powiedział? To nieuczciwe!

– Maciek się wstydził i bał, że jeśli powie ci o chorobie, to go opuścisz. A mąż i ja? No cóż, chcieliśmy, żeby wreszcie ułożył sobie życie. To dobry chłopak, zasługuje na szczęście!

– A ja nie?

Przecież jesteście razem szczęśliwi, kochacie się, wkrótce będziecie mieli dziecko. Zobaczysz, wszystko się ułoży. Maciek będzie cudownym ojcem.

– Nie jestem tego taka pewna – wycedziłam i wyszłam z kawiarni, bo córeczka w moim brzuchu mocnymi kopniakami dawała mi do zrozumienia, że nie chce, bym się dłużej denerwowała.

Po rozmowie z teściową pojechałam do domu, aby od razu rozmówić się z mężem

Ale gdzieś zniknął. Teściowa pewnie uprzedziła go, że jestem wściekła, więc wrócił dopiero późnym wieczorem, gdy największa złość już mi minęła. Przepraszał, kajał się. I powtarzał to samo co jego matka. Że kocha mnie nad życie, że nie wyznał mi prawdy, bo bał się, że odejdę od niego. Byłam już zmęczona, więc kazałam mu iść spać.

– Czyli co? Wszystko jest między nami jak dawniej? – spojrzał na mnie nieśmiało.

– Nie wiem. Muszę sobie to wszystko jeszcze na spokojnie przemyśleć – odparłam.

Przez następne dni siedziałam, a właściwie leżałam, bo rosnący brzuch ciążył mi niemiłosiernie, i myślałam. I podjęłam decyzję: chcę unieważnienia małżeństwa. Już nie chodzi o to, że Maciek mnie oszukał, nie powiedział o chorobie.

To jeszcze mogłabym wybaczyć, bo sama nie jestem pewna, co bym zrobiła na jego miejscu. Sęk w tym, że boję się o bezpieczeństwo. Swoje i naszej córeczki. Poczytałam w internecie o chorobie męża i wiem, że ataki wywołuje zwykle stres. A taki maluszek przecież płacze, marudzi, krzyczy.

Kto mi da gwarancję, że mąż to wytrzyma i go nie skrzywdzi? Co prawda do tej pory nigdy nie podniósł na mnie ręki, ale kto wie… Poza tym, gdy zaszłam w ciążę, umówiliśmy się, że będzie mi pomagał w opiece nad małą. Tak, bym mogła od czasu do czasu gdzieś wyjść. Teraz wiem, że to będzie niemożliwe. Do porodu zostaję więc w domu. Ale ze szpitala jadę prosto do mamy.

Przykro mi, bo Maciek to w sumie dobry człowiek. Ale nie będę ryzykować.

Czytaj także:
„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”
„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością"

Redakcja poleca

REKLAMA