„Mąż zaszczuł mnie jak zwierzę. Był patologicznie zazdrosny i zabronił mi spotkań z kimkolwiek. Żyłam w ciągłym strachu"

mężczyzna, który kontroluje życie żony fot. Adobe Stock, deagreez
„Starałam się ratować rodzinę, ale kryzys nie mijał, choć prawie z nikim się nie spotykałam. Mąż wciąż miał jakieś absurdalne pretensje, a to o sąsiada, który się do mnie „lubieżnie” uśmiechnął, a nawet o listonosza, który ponoć za często przychodził".
Listy od Czytelniczek / 10.11.2022 13:50
mężczyzna, który kontroluje życie żony fot. Adobe Stock, deagreez

Z dnia na dzień mój mąż zachowywał się gorzej. Żadne argumenty do niego nie trafiały.

– Z kim znowu gadałaś tak długo? – Przeszedł mnie dreszcz na dźwięk jego głosu.

– Ze znajomymi z grupy.

– Mówili coś ciekawego?

– Dla mnie tak – odparłam.

Stanął za moimi plecami i sprawdzał, co miałam na monitorze.

Irytujące i niepokojące zachowanie

– Chcesz poczytać? – zapytałam zniecierpliwiona. – Ciekawią cię zadania z mechaniki kwantowej na wejściówkę w przyszły weekend?

– I tak bym pewnie nic nie zrozumiał – pocałował mnie w policzek, a ja wstrzymałam oddech na ułamek sekundy. – Skąd macie informacje?

– Jak zawsze, od drugiej grupy, oni właśnie skończyli zjazd.

– Znowu Radek bawił się w dobrego samarytanina? – zapytał.

– Już ci mówiłam, że on jest w mojej grupie i też dopiero poznał zadania. Umówiliśmy się całą paczką u Kaśki i będziemy je rozwiązywać.

– Bez ciebie. Nie podoba mi się ten Radeczek. Chamsko cię podrywa.

– Słucham? – odwróciłam się gwałtownie na krześle i spojrzałam ostro na Wiktora. – Nie zamierzam zawalić studiów przez twoją chorą wyobraźnię. Możesz pójść ze mną i razem z mężem Kaśki serwować nam kanapki i piwo.

– I co jeszcze? Pozmywać?

– Byłoby miło.

Zaczął krążyć po pokoju, sapiąc.

Był wyraźnie poirytowany

– A co z dzieckiem? – wypalił w końcu. – Poświęcasz mu za mało czasu.

Aha, znowu ten argument. Na szczęście na mnie nie działał, bo nie miałam sobie nic do zarzucenia.

– Dla małego poświęciłam przystąpienie do matury z moim rocznikiem. I studia dzienne. Spędziłam w domu cztery lata, a ty spokojnie robiłeś magistra i rozwijałeś firmę. Teraz młody chodzi do przedszkola, a ty masz pracowników, na których możesz scedować różne zadania. Ojciec też powinien uczestniczyć w wychowaniu.

– Przecież uczestniczę!

– Bo ciągle ci przypominam.

Otworzył usta, ale nie odpowiedział

Nasz synek wjechał samochodzikiem do pokoju i pociągnął go za nogawkę. Wiktor wyszedł, wziąwszy małego na ręce. Teraz przez pół godziny będzie zgrywał idealnego tatusia. Zostałam sama i próbowałam zrozumieć, skąd u niego ta wkurzająca zazdrość. Widział Radka raptem przez pięć minut kilka tygodni temu, gdy odbierał mnie wieczorem po zajęciach.

Nawet nie wiedziałam, czy w ogóle ze sobą rozmawiali, bo gdy Wiktor czekał przy samochodzie, ja żegnałam się z Kaśką i resztą grupy. Zastanawiałam się również, dlaczego drażni mnie obecność własnego męża. A drażniła coraz bardziej. Doszłam do wniosku, że zirytowałby mnie każdy, kto próbowałby przeszkodzić mi w nauce.

Naprawdę nie byłam szczęśliwa z powodu wpadki w maturalnej klasie, ale starałam się zachować odpowiedzialnie i dorośle. Stąd ślub i zawieszenie marzeń na kołku do czasu, kiedy nie będę musiała być przy synku dwadzieścia cztery godziny na dobę. Teraz właśnie nadszedł ten czas, mój czas.

A Wiktor zachowywał się, jakby mu to przeszkadzało i czuł się oszukany moim powrotem do dawnych planów. W chwilach frustracji myślałam, że celowo zrobił mi dziecko, żeby mnie sobie zaklepać, a potem nałożyć obrączkę i uziemić w chacie przy niemowlaku. Czy dlatego ledwo posłaliśmy małego do przedszkola, zaczął gadać o kolejnym dziecku? Zapomniał o moich studia, planach i pragnieniach? Najwyraźniej.

Uparłam się, więc ustąpił

Ale teraz zamęczał mnie i siebie tą absurdalną zazdrością. Wypytywał mnie i pilnował, jakbym była dawną gówniarą, która zaszła w ciążę z kolegą z klasy. Sądził, że scenariusz się powtórzy, tym razem z kolegą ze studiów? Za kogo on mnie ma? Za puszczalską? A może chodziło o coś jeszcze, coś bardziej niepokojącego, co wywoływało ciarki, gdy zadawał kolejne namolne pytanie, a ja czułam, że jego troska przykro trąci kontrolą?

Odbierał mnie po każdych zajęciach. Okej. Jako studentka zaoczna zwykle kończyłam późnymi popołudniami, a nawet wieczorami i nie paliło mi się do wracania po ciemku autobusem. Zwykle rozkład zajęć trzymałam na biurku i nanosiłam poprawki, gdy któryś z wykładowców zachorował albo zmienił terminy, więc Wiktor zawsze wiedział, o której kończę.

Minus był taki, że coraz rzadziej chodziłam z grupą na piwo czy wino po wykładach, chociaż tworzyliśmy zgraną paczkę. Godziłam się z tą sytuacją, w końcu byłam mężatką, ale irracjonalnej zazdrości o Radka nie zamierzałam tolerować. Nic złego nie zrobiłam. Nie miałam nic na sumieniu, bo chyba nie jest grzechem, że lubiłam Radka. Jak to dobrego kolegę.

Był miły, chętnie pomagał, często pisaliśmy razem sprawozdania z ćwiczeń, i nie ukrywam, że jego inteligencja robiła na mnie wrażenie. Większe niż uroda. Bo był przystojny, co w oczach Wiktora automatycznie robiło z niego podrywacza. Żeby nie drażnić męża, nie wyróżniałam żadnego z kolegów, opowiadałam o nich ogólnie, ale niewiele to dawało. Dalej był podejrzliwy.

Często siadał koło mnie i czytał posty dotyczące studiów

Nie wiem, jakich rewelacji tam szukał. Zwykle po kilkunastu minutach się nudził, ale i tak wciąż się raczył mnie tekstami, że te całe studia zaoczne to wylęgarnia romansów, a wszystkim facetom chodzi zawsze o jedno. Słysząc to, niezmiennie proponowałam mu, żeby poszedł razem z nami do klubu po zajęciach i sam się przekonał.

Odmawiał, a potem dalej snuł swoje chore teorie. Po kilku miesiącach czepiania się o każdy spóźniony powrót i dłuższe rozmowy przez portal społecznościowy miałam dość, zaczęłam dopisywać dodatkowe godziny ćwiczeń, gdy tylko pojawiała się jakaś zmiana w rozkładzie i w końcu mogłam spędzać więcej czasu ze znajomymi z grupy.

Spokój nie trwał długo

Tamtego dnia miałam zajęcia w laboratorium. Za oknem nieoczekiwanie pociemniało i rozpadał się deszcz. Zastanawiałam się, jak wrócę do domu, bo rano było ciepło i nałożyłam pantofle na obcasach. Kiedy gałęzie uderzyły w szybę, wystraszyłam się i upuściłam pudełko z metalowymi kulkami, które były częścią doświadczenia. Pozbierałam je przy pomocy magnesu i wróciłam do zadania.

Skończyłam, spisałam wszystkie wyniki i ruszyłam do wyjścia. Pechowo poślizgnęłam się na jednej z kulek i jak na kreskówce wywinęłam orła. Radek z Krzyśkiem rzucili mi się na ratunek. Szczęście w nieszczęściu, że w nic nie uderzyłam głową, ale tu mój fart się kończył. Gdy wstałam, poczułam ostry ból w kostce, aż pociemniało mi w oczach.

Z powrotem usiadłam na podłodze. Stopa mi posiniała i spuchła jak balon.

– Może schłodzimy ciekłym azotem? – zaproponował dowcipnie Krzysiek.

Chciał mnie rozśmieszyć, ale Radek spiorunował go wzrokiem.

– Żartowałem, wyluzuj – Krzysiek sięgnął po termos z azotem. – Z wierzchu też jest zimny, może przyłożymy?

– Pogięło cię? Przydałby się porządny kompres i wizyta na pogotowiu – Radek delikatnie dotykał mojej kostki. – Chyba nie jest złamana.

– Medycynę studiujesz? – uśmiechnęłam się, choć bolało jak diabli.

– Nie, ale lubię chodzić po górach. Dobra, zabieramy cię – zdecydował.

Koledzy wynieśli mnie na korytarz, skąd zadzwoniłam po Wiktora

Krzysiek się spieszył i gdy był pewien, że nie potrzebuję dodatkowej pomocy, zostawił nas samych. Poczułam dziwne skrępowanie. Przez głupie zarzuty mojego męża sama zaczęłam myśleć, że bycie sam na sam z obcym mężczyzną to coś złego.

Nawet w sytuacji, gdy moja stopa zrobiła się dwa razy większa i pulsowała bólem. Radek zaproponował, że unieruchomi ją szalikiem. Klęczał przede mną, zawijając mi nogę, gdy pojawił się Wiktor.

– Co robisz mojej żonie?! – krzyknął na powitanie. – Odsuń się od niej!

– Opanuj się – wycedziłam, czerwona ze wstydu. – Ratuje mi stopę, nie wyobrażaj sobie za dużo.

– Już skończyłem. Powinnaś jakoś wytrzymać, zanim cię prześwietlą na pogotowiu – wstając, spojrzał na Wiktora. – Mam doświadczenie z górskich wypraw, gdzie robię za sanitariusza.

Mój mąż wymruczał niewyraźnie „dziękuję”, ale w szpitalu znowu się zirytował, gdy lekarz pochwalił prowizoryczny opatrunek z szalika.

– Ten koleś ma się do ciebie nie zbliżać! – wybuchł w domu. – Nie życzę sobie, by cię dotykał, zrozumiałaś?!

Próbowałam się opanować, tłumacząc sobie, że to przez mój wypadek Wiktor stał się tak nerwowy.

– Słyszałeś lekarza. Bez tego usztywnienia mogło być znacznie gorzej.

– Zapewne. A następnym razem sprawdzi, czy nóżka dobrze się goi…

– Co takiego? Co ty, do cholery, sugerujesz? – nie wytrzymałam. – Czemu się tak złościsz, co? Uderz w stół, a nożyce się odezwą, tak?

Moje zdumienie zaczęło przechodzić nie tyle w gniew, co w poważną obawę o stan psychiczny Wiktora. To już wyglądało na paranoję.

Mój mąż miał obsesję na punkcie Radka

– Zmień grupę! – zażądał. – Nie chcę, żebyś się z nim widywała.

– Odbiło ci. Zaszkodzę sobie zmianą w trakcie semestru!

– Dopiero co się zaczął, wiele nie stracisz – odparł.

– Druga grupa ma gorszych prowadzących. Nie chcę…

– A ja nie chcę, żebyś się widywała z Radkiem! Pomógł ci dzisiaj, okej, ale od dawna wkurzają mnie jego podrywy. Wydaje mi się, że nasze małżeństwo jest ważniejsze. A może się mylę?

Siedziałam osłupiała na kanapie i nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Bo choć daleka byłam od myśli o rozwodzie, to jednak model małżeństwa, jaki fundował mi Wiktor, nie był czymś, co chciałabym za wszelką cenę ratować. Przez kilka następnych dni znajomi przysyłali mi wiadomości z życzeniami zdrowia, a mój mąż dostawał szału i za każdym razem pytał, czego Radek znowu chce.

Od wypadku tylko raz z nim czatowałam. Jednak dla dobra i spokoju mojej rodziny zadzwoniłam do dziekanatu i poprosiłam o przeniesienie. Nasz rok miał założoną grupę na fejsbuku i liczyłam na utrzymanie kontaktu ze znajomymi, ale jakoś się to rozmyło. Nie chodziliśmy już na piwo, nawet gdy wyzdrowiałam. Nie zapraszali mnie nigdzie, nie zagadywali.

Odpuściłam, nie chciałam się narzucać.

– Obraziłaś się na mnie? – Radek zaczepił mnie na korytarzu pod koniec semestru. – Dlaczego nie odzywasz się do mnie prywatnie na sieci?

– Nie, nie obraziłam się – odparłam, zaskoczona tonem delikatnej pretensji.

Przecież to oni pierwsi o mnie zapomnieli

Nie chciałam się przyznać, że mi ich brakowało, zwłaszcza naszych rozmów, więc zasłoniłam się grzecznościową odzywką, swoją drogą nie tak odległą od prawdy.

– Po prostu więcej czasu spędzam z synkiem. Wiesz, im większe dziecko, tym więcej obowiązków.

– Smutno bez ciebie w grupie.

– Przecież widzę, że nadal się umawiacie po zajęciach, musi być wesoło.

– Beze mnie – zaznaczył. – I żaden ze mnie wesołek. Nie kręci mnie picie, tańce ani głośna muza, a jak ciebie zabrakło, to nie mam nawet z kim pogadać. Czuję się porzucony – poskarżył się ze smutną miną.

– Przepraszam – bąknęłam. – Teraz widuję się tylko z rodziną, nigdzie nie wychodzę, a po zajęciach Wiktor zawsze po mnie przyjeżdża. Nie mam jak się wyrwać… – tłumaczyłam.

Radek spoważniał.

– To musisz się aż wyrywać? Ten twój mąż cię więzi czy co?

– Po prostu mieliśmy kryzys i musieliśmy popracować nad związkiem.

– Aha, rozumiem. Życzę, by wam się udało – podał mi rękę na pożegnanie i zniknął w głębi korytarza.

A ja stałam i miałam ochotę się rozpłakać

Nie byłam pewna, czy podzielam to życzenie. Chyba już nie. Starałam się ratować swoją rodzinę, ale kryzys nie mijał, choć zmieniłam grupę i prawie z nikim się nie spotykałam. Wiktor wciąż miał jakieś absurdalne pretensje, a to o sąsiada, który się do mnie „lubieżnie” uśmiechnął, o ekspedienta, który był zbyt miły, a nawet o listonosza, który ponoć za często przychodził. Co będzie dalej?

Już czułam się jak uwięziona w wysokiej w wieży. A jak będę chciała po dyplomie pójść do pracy, to co? Zabroni mi? Albo każe zmieniać firmę za każdym razem, gdy uzna, że mam zbyt przystojnego szefa albo zbyt miłych kolegów? Jak daleko się posunie w kontrolowaniu mnie? Do czego będzie zdolny, kiedy jego chorobliwa zazdrość się nasili?

Wiktor nie widział w tym żadnego problemu

Obrażał się, gdy sugerowałam, że jego zazdrość to już patologia. Był przekonany, że mam coś do ukrycia, skoro próbuję zrobić z niego wariata. I jak ja miałam dyskutować z takimi argumentami? Czujnością. I niestety, od kiedy zaczęłam zwracać na to baczniejszą uwagę, z przerażeniem stwierdziłam, że mejle w mojej poczcie były odbierane, zanim zdążyłam je przeczytać.

A kosz wciąż był puściutki, choć nie pamiętałam, bym go w ogóle opróżniała. Zbyt często też szukałam komórki, która cały czas zmieniała swoje miejsce. Czyżby Wiktor czytał moje mejle i SMS-y oraz kasował te jego zdaniem zbyt groźne? A może to nie on, tylko ja popadałam w paranoję?

Kiedy tak zastanawiałam się nad tym wszystkim, poczułam szturchnięcie.

– Lidka? To ty żyjesz? – rozdarła się Kaśka. – Od miesięcy mnie olewasz, ale miałam nadzieję, że przynajmniej odpiszesz mi na SMS-a, w którym zapraszam cię na grupowego grilla.

– Kiedy je wysłałaś?

– W zeszłym tygodniu – wyjęła swój telefon i pokazała mi na ekranie trzy wysłane do mnie wiadomości.

– Nic nie dostałam – wyjęłam smartfon i upewniłam się, że skrzynka jest pusta. – Myślałam, że jak się przeniosłam, to nie chcecie ze mną gadać.

– Co ty pleciesz? Przecież się przyjaźniłyśmy i mam nadzieję, że to wciąż aktualne. To co, widzimy się jutro na grillu? – zapytała, uśmiechając się.

– Jasne! – ucieszyłam się.

– Dzięki.

Kiedy zapiszczał telefon, radość uleciała ze mnie jak dym z papierosa.

„O której kończysz? Przyjadę”

Jakby wiedział, że zrobiłam pierwszy krok, żeby uciec z wieży, w której chciał mnie zamknąć przed światem. Nie chciałam, żeby przyjeżdżał. Za to zamierzałam zadać mu kilka pytań. Tylko że wcześniej musiałam się przygotować do tej rozmowy. Musiałam zdobyć twarde dowody.

– Kaśka, twój brat nadal prowadzi firmę informatyczną? – upewniłam się.

– No prowadzi. A bo co?

– Dałby radę odzyskać dane z karty pamięci telefonu i z dysku komputera?

– Bawisz się w detektywa? – zaniepokoiła się. – Kogo chcesz sprawdzić?

– To nic nielegalnego. Chodzi o mój telefon i komputer. Jeśli to robi, jeśli kasuje mi mejle i eski… – pokręciłam głową. – Właściwie jestem pewna, że to robi. Ciekawi mnie, od jak dawna…

Kaśka patrzyła na mnie, marszcząc brwi, i nagle w jej oczach pojawił się błysk zrozumienia.

– Twój mąż? – domyśliła się. – Radek wspomniał, że jest dziwny, że pilnuje cię jak jastrząb…

– Jastrząb? Raczej jak sęp.

Brat Kaśki potwierdził, że Wiktor sprawdzał mój komp i komórkę. Robił to o dawna. Przestałam czuć się bezpiecznie. Jakkolwiek chciałam go przekonać o niewinności, jego obsesja się nasilała. Bałam się, że zrobi mi krzywdę. Albo naszemu synkowi. Bo w ten sposób będzie chciał mnie ukarać za wyimaginowane zdrady.

Następny semestr zaczęłam jako rozwódka. O dziwo, Wiktor nie robił problemów. Chyba dotarło do niego, że nie zachowuje się normalnie. Mam nadzieję, że znajdzie pomoc. W końcu jest ojcem mojego dziecka i kiedyś go kochałam.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA