W naszym społeczeństwie panuje powszechne przekonanie, że to mężczyzna zarabia więcej i jest głową rodziny, a kobieta ma się mu podporządkować.
Moja matka zawsze mi wpajała, że nigdy nie powinnam być zależna finansowo od żadnego faceta – jej radę wzięłam sobie do serca. Mam wyższą pensję niż mój mąż, który nie kwapi się do znalezienia sobie lepszego zajęcia.
Kiedy 9 lat temu braliśmy ślub, byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Żywiłam przekonanie, że złapałam pana Boga za nogi i jestem niebywałą szczęściarą. Wszystkie koleżanki zazdrościły mi Krzyśka. Nie dość, że przystojny i szarmancki, to jeszcze zaradny i obrotny – po prostu wymarzony ideał.
Był bardzo pracowity
U niego w domu się nie przelewało, więc dość wcześnie musiał zacząć zarabiać na swoje utrzymanie. Wychodził z założenia, że jeśli człowiek pracuje uczciwie i nie kradnie, to tak naprawdę nie ma znaczenia, czym się zajmuje. Krzysiek imał się różnych zajęć, włącznie ze sprzątaniem klatek schodowych czy zasuwaniem na zmywaku w rozmaitych lokalach gastronomicznych.
W końcu doszedł do wniosku, że ma dość nabijania komuś kieszeni. Wziął spory kredyt i założył własną działalność. Na początku nie było łatwo, ale ryzyko się opłaciło. Jego firma prosperowała świetnie i generowała niemałe dochody. Miałam spokojną głowę i mogłam poświęcić czas na podnoszenie swoich kwalifikacji.
Odkąd pamiętam, marzyłam o studiowaniu architektury. Nie było łatwo dostać się na studia, bo to oblegany kierunek. Niemniej już w trakcie nauki nie zamierzałam spoczywać na laurach. Zapisywałam się na dodatkowe kursy i nie było dla mnie ujmą na honorze pójść na bezpłatne praktyki, przed czym większość moich znajomych z uczelni się wzbraniała. Patrzyli na mnie i pukali się w czoła.
Ja jednak doskonale wiedziałam, że w ten sposób zdobywam cenne doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości – w tym fachu jest to niezmiernie istotne. Po uzyskaniu dyplomu mogłam się pochwalić niezłym CV, które otwierało mi zamknięte dla innych drzwi. Miałam świadomość tego, że zanim przełoży się to na wysokie zarobki, trochę czasu upłynie. Nie musiałam się jednak martwić o pieniądze na życie, bo Krzysiek zapewniał nam to, czego potrzebowaliśmy.
Wszystko się posypało
W życiu nie można niczego brać za pewnik, o czym się boleśnie przekonaliśmy. Gdy rozpętała się pandemia koronawirusa, mnóstwo przedsiębiorców musiało stawić czoła niespotykanym dotąd problemom. Nie ominęły one również i Krzyśka. Mąż fatalnie znosił tę sytuację i powtarzał, że to się źle skończy.
– Wszystko się poukłada, zobaczysz – starałam się go pocieszać.
Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, jak to realnie wygląda, a było nieciekawie i robiło się coraz gorzej. W końcu dopłacanie do interesu przestało się opłacać – poszły na to całe nasze oszczędności.
– To jest bez sensu – stwierdził któregoś dnia Krzysiek, był strasznie przygnębiony.
– Co zamierzasz? – zapytałam zaniepokojona.
– Chyba nie mam wyjścia i muszę zamknąć firmę – westchnął głęboko.
– Może da się to jakoś przeczekać? – zastanawiałam się gorączkowo. – Przecież taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie.
– A my w tym czasie wydrenujemy się z kasy i nie będzie za co chleba kupić – stwierdził mąż z przekąsem. – To się mija z celem. Sama widzisz, jak jest.
Paradoksalnie im bardziej firma Krzyśka się pogrążała, tym lepiej ja radziłam sobie na niwie zawodowej. Zleceń przybywało i miałam ręce pełne roboty. Nie zostaliśmy na lodzie, bo mieliśmy za co żyć, ale Krzyśkowi nie było to w smak.
Po dopełnieniu formalności związanych z zamknięciem działalności gospodarczej spędzał czas w samotności, grając w jakieś głupie gry. Rozumiałam, że jest mu ciężko i musi się pozbierać, dlatego nie naciskałam. Miałam nadzieję, że zachowa się tak, jak zwykle, gdy na drodze pojawiały się kłopoty – weźmie się w garść i stanie do walki, lecz nic takiego nie następowało.
Mijały tygodnie, a Krzysiek w dalszym ciągu taplał się w bagienku. Zaczęłam nawet podejrzewać, że może mieć depresję. Dawałam mu oczywiście pieniądze, żeby miał na swoje wydatki, bo praca, którą znalazł, niestety pod względem finansowym czterech liter nie urywała. Nasz związek także zapomniał o czasach świetności. Krzysiek zachowywał się tak, jakby był na mnie wielce obrażony.
Oddaliśmy się od siebie
– Dlaczego taki jesteś, co się dzieje? – wielokrotnie podejmowałam próby rozmów, ale bez efektów.
– Przecież jest w porządku – odpowiadał zirytowany, a ja nie drążyłam tematu, nie chcąc go jeszcze bardziej denerwować.
Funkcjonowanie na tych zasadach stało się na dłuższą metę męczące. Oddaliśmy się od siebie, a Krzysiek w ogóle nie doceniał moich starań. Ciężko pracowałam, a on mnie traktował niczym piąte koło u wozu. W pewnym momencie czara goryczy się przelała – miałam już tego serdecznie dość.
– Weź się człowieku wreszcie ogarnij – starałam się zmobilizować go do działania. – Znam cię i wiem, że stać cię na więcej, niż zadowalanie się ochłapami.
– Jasne, to twoim zdaniem takie proste – ironizował. – Pstryknę palcami i stanie się cud.
– Mógłbyś się bardziej postarać – mnie też zaczęły nerwy puszczać, nie były wykute ze stali.
– Nie każdy jest taki, jak ty – dopadała go złość. – Idź i sobie radź, bo tylko ty tak potrafisz.
Wymieniliśmy jeszcze parę nieprzyjemnych zdań, po czym w domu nastały ciche dni. Jeżeli Krzysiek uważał, że po mnie to spływa i czerpię z jego niemocy jakąkolwiek satysfakcję, to się srogo mylił. Przeżywałam to bardziej, niż się mu wydawało, ale tego nie okazywałam. Wolałam płakać w samotności.
Był piątkowy wieczór. Wróciłam do domu potwornie zmęczona. Marzyłam o tym, aby szybko coś przekąsić i zanurzyć się w wannie pełnej gorącej wody. Tymczasem zastałam Krzyśka siedzącego przy kuchennym stole, a obok niego stojącą na podłodze walizkę.
– Co to jest? – cała się trzęsłam, bo takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.
– Wyprowadzam się – oznajmił głosem tak obojętnym, jakby chodziło o wyjście na zakupy.
– Zaraz… Nie pojmuję… – nie wierzyłam własnym uszom.
– Jakiś czas temu poznałem wspaniałą kobietę i się zakochałem – słowa, które padały z jego ust, raniły jak ostre sztylety. – W przeciwieństwie do ciebie wspiera mnie, jest ciepła i wyrozumiała.
Odebrało mi mowę
Byłam w stanie jedynie patrzeć, jak wstaje i wychodzi. Nie docierało do mnie to, co się przed chwilą wydarzyło. Po kilku latach małżeństwa pełnego wzlotów i upadków ot tak wyniósł się, bo ktoś inny zawrócił mu w głowie. Klapnęłam zrezygnowana na krzesło i się rozpłakałam. Po mniej więcej godzinie zdobyłam się na wysłanie wiadomości do mojej przyjaciółki z prośbą, żeby natychmiast przyjechała, bo właśnie niebo runęło mi na głowę.
– Co za bydlak – Olka nie szczędziła pod adresem Krzyśka gorzkich słów.
– Nie mów tak – stanęłam w jego obronie.
– Ale to prawda – wzruszyła ramionami – jak miał kontrolę, bo lepiej zarabiał, to było cacy.
Wcześniej nie spojrzałam na to z tej perspektywy, ale teraz zapaliła mi się czerwona lampka.
– Za wysoko podniosłaś mu poprzeczkę, oni tego nie znoszą – Olka nie kryła wściekłości. – Niewielu facetów potrafi pogodzić się z tym, że kobieta ma więcej kasy.
– Nie wydaje mi się, żeby Krzysiek tak do tego podchodził… – to, co mówiła przyjaciółka, brzmiało całkiem logicznie, lecz nie potrafiłam tego przyswoić.
– Zawyżyłaś loty, więc poszedł do takiej, co nie narazi go na zniewagę i zhańbienie męskości – skwitowała ironicznie Olka.
– I co ja mam teraz zrobić? – czułam, że za sekundę się rozpłaczę.
– Żyj, dziewczyno, żyj.
Nie pozostało mi nic innego, jak dostosować się do rady bliskiej osoby. Kochałam Krzyśka i bardzo mi go na co dzień brakowało. Parę razy miałam ochotę zadzwonić i poprosić go o wyjaśnienia, ale Olka stanowczo to odradzała.
– Zamiast tego złóż pozew o rozwód, na to nie potrzebujesz jego zgody – oznajmiła.
Nie byłam gotowa na taki krok i chyba wolałam, żeby taka inicjatywa wyszła od niego. W końcu trzeba będzie podjąć decyzję, ale na ten moment nie dysponuję zasobami emocjonalnymi, kute pozwolą mi się z tym uporać.
Czytaj także:
„Mąż odszedł do kochanki, więc krzyż mu na drogę. Naiwniak myślał, że pozwolę mu wrócić, gdy kopnęła go w tyłek”
„Po 15 latach małżeństwa przyłapałam męża na zdradzie. Postanowił zdjąć spodnie u sąsiadki z kiepską reputacją”
„Ja harowałem na obczyźnie, a żona martwiła się hybrydą na paznokciach. Wygodnie jej było, póki miała co do garnka włożyć”