„Wścibska sąsiadka znała każdy mój krok. Całymi dniami wysiadywała pod płotem i kontrolowała moje życie”

Kobieta, która czuje się obserwowana fot. Adobe Stock, Andriy Petrenko
„Sąsiedzi mieszkali na wyciągnięcie ręki, a jednak się nie znaliśmy. Do czasu, kiedy nie poczułam, że jestem obserwowana. Czułam, że składam się wyłącznie z pleców. Ktoś się na mnie gapił, i to wyjątkowo intensywnie, wywiercając mi wzrokiem dwie dziury między łopatkami”.
/ 23.02.2022 07:48
Kobieta, która czuje się obserwowana fot. Adobe Stock, Andriy Petrenko

Ogródek był tak mały, że można było nakryć go dwiema apaszkami, ale ani nam, ani dzieciom to nie przeszkadzało. Antek i Tosia spędzali całe dnie, grzebiąc w piaskownicy i eksperymentując z podlewaniem kwiatków, co z reguły kończyło się awaryjną wymianą przemoczonych ubrań.

Byliśmy szczęśliwi. Nasz nowy dom stał w szeregowej zabudowie przytulony do sąsiadów, granice ogródków wyznaczały ogrodzenia stylizowane na wiejskie płoty i krzewy osłaniające posesje. Sąsiedzi mieszkali na wyciągnięcie ręki, a jednak prawie się nie znaliśmy, nikt nikomu nie przeszkadzał.

Do czasu, kiedy nie poczułam, że jestem obserwowana. Z początku bagatelizowałam wrażenie, starając się zająć ważniejszymi sprawami, ale niewytłumaczalny lęk narastał.

– Mam wrażenie, że patrzy na mnie Wielki Brat – powiedziałam żartem Tadzikowi. – Ktoś zawiesił na mnie oko i śledzi, co robię.

Zaraz pożałowałam szczerości, bo usłyszałam jak to zabrzmiało.

– Kiedy to zauważyłaś? – spytał całkiem serio mój mąż.

– Kilka dni temu, sama nie wiem, co o tym myśleć. Chyba mi się zdawało. 

– Gdyby cię coś zaniepokoiło, od razu do mnie zadzwoń.

– Nie strasz mnie – wzruszyłam ramionami. – To nie może być prawda, mieszkamy pod miastem, ale wśród ludzi, na osiedlu. Kto mógłby mnie obserwować?

– Lepiej się nie domyślać, różnie bywa – mruknął Tadzik. – Przez większą część dnia jesteś sama z dziećmi, wolałbym wiedzieć, czy nic wam nie grozi.

– Przez ciebie będę się bała – wstałam z kanapy. – Wolałabym, żebyś wyśmiał moje obawy, udowodnił, że są urojone, i wytłumaczył, że powinnam przestać o nich myśleć.

– Nie jestem cudotwórcą – uśmiechnął się Tadzik – a poza tym wolę dmuchać na zimne. Zawiadom mnie, gdybyś miała uczucie, że ktoś na ciebie patrzy, urwę się z pracy i zaczaję na tego zboka. Ze szpadą w dłoni albo nie, wezmę hantle. Też można nimi nieźle przyłożyć.

– Dziękuję, bohaterze – pocałowałam go mocno i wtedy usłyszałam wołanie Tosi.

Nasze dzieci miały wbudowany radar, niby grzecznie spały, ale potrafiły zwęszyć najdrobniejszą czułość okazywaną sobie przez rodziców i skutecznie ją uniemożliwić.

– Pójdę do niej – Tadzik udał się usypiać córeczkę, a ja wyjrzałam przez okno.

Na dworze było ciemno, w pokoju jasno, więc zobaczyłam tylko czarną taflę szyby i swoje odbicie. Znowu wróciło to dziwne uczucie, że ktoś na mnie patrzy. Wstrząsnęłam się i zasunęłam firanki. Były półprzeźroczyste, ale okna wychodziły na ogród, nie było potrzeby zakładać rolet, uważałam, że bez nich okna wyglądają dużo lepiej.

Nagle poczułam, że… składam się tylko z pleców

W sobotę mieliśmy gości, przyszli Zosia i Olek z dziećmi i zapomniałam o męczących przywidzeniach. Była piękna pogoda, Tadek rozstawił stół na trawie, tuż pod płotem. Dzieciaki biegały, my usiedliśmy, by porozmawiać.

Nagle poczułam, że składam się wyłącznie z pleców. Ktoś się na mnie gapił, i to wyjątkowo intensywnie, wywiercając mi wzrokiem dwie dziury między łopatkami.

– Tadzik, teraz – szepnęłam, nie chcąc spłoszyć podglądacza.

– Co teraz? – nie zrozumiał małżonek, a przecież dopiero co mówił, że mam go informować o odczuciach!

– Ktoś nas obserwuje – powiedziałam głośniej, zła, że muszę ujawnić się przed obserwatorem i gośćmi.

– Nie robimy nic ciekawego – zaśmiał się Olek, sięgając po sałatkę.

Wstałam z krzesła i podeszłam do płotu. Podglądacz mógł tylko tam się ukryć, innej możliwości nie było. Tadzik stanął obok mnie i oboje zamarliśmy, czekając nie wiadomo na co. Zosia, Olek, a nawet dzieci bardzo zainteresowali się tym, co robimy, i podeszli.

Teraz wszyscy wpatrywaliśmy się w płot i rosnący za nim krzak. Starałam się prześwietlić wzrokiem liście i nagle odskoczyłam, bo gałązki poruszyły się i zobaczyłam między nimi parę oczu. Na szczęście ludzkich.

– Masz swojego podglądacza. To tylko sąsiadka – szepnął Tadzik.

Niepotrzebnie zniżał głos, kobieta stała nie dalej jak pół metra od nas, jeśli nie była głucha, na pewno słyszała każde słowo. Nie zamierzała odejść, zabrała się za podlewanie i tkwiła koło nas jak stacja nasłuchowa. Byłam pewna, że robi to specjalnie, stanęła tuż koło płotu i naszego stołu jak dodatkowy gość.

– Nie zwracajmy na nią uwagi – Tadzik mówił jedno, a robił drugie, szeptał tak cicho, że ledwie go słyszeliśmy.

Poszliśmy za jego przykładem, sąsiadka wciąż tkwiła za płotem, prawdopodobnie z uchem przyklejonym do ogrodzenia. Ani myślała odejść.

– Przenieśmy się do domu, tu jest za ciasno dla tylu osób – powiedziałam głośno.

Nawet najbardziej niedomyślny człowiek zorientowałby się, że należy się oddalić, a ona nic. Uparła się, żeby nam towarzyszyć, widać nie miała własnego życia.

– Obawiam się, że ona nie tylko słyszy, ale i widzi – Tadzik podszedł do okna i zamknął je dokładnie, kiedy weszliśmy do domu. Zezłościłam się.

– Skąd ona tam się wzięła, zdawało mi się, że obok mieszka małżeństwo z córką!

– Bo mieszka, specjalistka od nasłuchu prawdopodobnie przyjechała tu tylko w gościnę – odparł Tadzik.

– Oby nie na stałe – parsknął śmiechem Olek. – I pomyśleć, że zazdrościłem wam domu z ogrodem. Teraz uważam, że mieszkanie w bloku ma swoje dobre strony.

– Ona się nudzi i jest nas ciekawa – powiedziałam. – Porozmawiam z nią jutro, przedstawię się, może wtedy przestanie nas obserwować.

– Nie byłbym taki pewien – odparł Olek ze źle skrywaną satysfakcją.

– Udowodnię ci, że się mylisz. Do każdego można trafić, ona też zrozumie, że nie lubimy być podsłuchiwani.

Sąsiadka miała na imię Teresa. Jak mi powiedziała, przeniosła się do córki, ale źle się czuła w nowym miejscu. Zachęcona, rozgadała się jak katarynka.

– Nikogo tu nie znam, a u siebie, jak wyszłam przed dom, zaraz miałam z kim pogadać. Tu ludzie żyją inaczej, nie rozumieją, że dobry sąsiad jest skarbem… Pomoże, wysłucha, zawsze jest pod ręką. Ludzie powinni żyć razem.

Słońce mocno przygrzewało, a ja poczułam niemiły dreszcz. Zawsze razem z Teresą, to brzmiało jak wyrok.

Nie chciałam rolet, ale chyba nie mamy wyboru

Przeprosiłam ją i poszłam do dzieci. Potem zajęłam się obiadem i chwilowo zapomniałam o wścibskiej sąsiadce. Z kuchni do ogródka wywabiły mnie odgłosy kłótni dzieci. Rozdzieliłam je, wysłałam Antka do domu, żeby przemyślał swoje postępowanie, i zajęłam się pocieszaniem Tosi.

Teresa przez cały czas tkwiła za płotem, bardzo zainteresowana tym, co się u nas dzieje. Postanowiłam ją ignorować, ale czułam, że powoli narasta we mnie złość.

– Ej, halo! Nie ruszaj garnka! Odejdź od kuchni! Skaranie boskie z tymi dzieciakami – krzyk sąsiadki postawił mnie na baczność.

Nie rozumiałam, o co chodzi, ale wzięłam Tosię na ręce i pobiegłam do domu. W drzwiach zderzyłam się z Teresą. Czyżbym zapomniała zamknąć furtkę?

– Nie ruszaj, mówię! – krzyknęła i przepchnęła się przede mną.

Pierwsza dopadła przestraszonego Antka, biedne dziecko wcisnęło się w kąt i patrzyło przestraszone na groźną babę. Zrezygnowałam z uprzejmości, ostatnia barykada dobrego wychowania legła w gruzach, Teresa wreszcie miała szansę usłyszeć, co o niej myślę. Nie krępowałam się, wyrzuciłam z siebie wszystko i kazałam wyjść z mojego domu. Oraz ogródka.

Przestraszony awanturą Antek zaczął płakać, Tosi nie trzeba było zachęcać, zawsze robiła to co brat. Ale w prawdziwą konsternację wprawiły mnie dopiero łzy Teresy.

– Za co taka poniewierka? – siąknęła nosem. – Zobaczyłam, że chłopak sięga do garnka na kuchni, to przybiegłam na ratunek. U nas jeden ściągnął na siebie sagan z wrzątkiem i ledwo go odratowali. Dzieci trzeba pilnować…

Ostatnie zdanie zabrzmiało odrobinę zjadliwie, łzy obeschły równie szybko jak się pojawiły. Teresa miała swoją chwilę triumfu i dobrze o tym wiedziała. Nie pozostało mi nic innego jak ją przeprosić i podziękować.

Antek przyznał się, że chciał spróbować gotującej się ogórkowej, więc nie mogłam zarzucić Teresie kłamstwa. Jakby nie patrzeć, uratowała mojego syna przed poparzeniem. Wieczorem Tadzik dostrzegł u sąsiadów w ogrodzie ruch i błysk odbity od szkieł.

– Obserwatorka na stanowisku. Ma lornetkę, będziemy musieli pomyśleć o roletach – powiedział z rozbawieniem.

Od tej pory Teresa podgląda nas bez żenady, przecież udowodniła, jakie to ważne, by interesować się sąsiadami. Zamówiłam rolety, upewniając się, czy są szczelne. Nie odbiorę Teresie ulubionego zajęcia, nie miałabym serca pozbawić jej naszego życia, ale czasem potrzebujemy chwili prywatności. I rolety nam ją zapewnią. 

Czytaj także:
„List od kochanki męża zakończył moje małżeństwo. Ten drań miał z nią dziecko, a nie przyznał się do żony i dwóch córek”
„Po śmierci mamy ojciec miał drugą żonę. Nie akceptowałam jej, a on nie chciał być sam, bo na dzieci nie mógł liczyć”
„Od ponad dwóch lat żyjemy z mężem na odległość. Musieliśmy dokonać wyboru – albo się rozstajemy, albo klepiemy biedę”

Redakcja poleca

REKLAMA