„Mąż zaczął chodzić na siłownię i zamienił się w bezmyślnego pakera. Bałam się, że dojdzie do tragedii i w końcu >>wykrakałam<<”

para kłóci się w kuchni fot. Adobe Stock, luckybusiness
„Przyzwyczaiłam się już do jego zbilansowanej białkowej diety. Poza tym mąż gdzieś wyczytał, że najlepiej organizm przyswaja luźne papki i nasyca się nimi na dużej. Kupił więc mikser i każde danie sobie miksował, jakby był niemowlakiem, dodając jeszcze do tego sporo wody. W domu jakoś to wytrzymywałam".
/ 27.04.2023 19:15
para kłóci się w kuchni fot. Adobe Stock, luckybusiness

Moje przyjaciółki zazdroszczą mi męża, który wygląda jak Arnold Schwarzenegger w swoich najlepszych czasach. Głupie baby…

– Jaki ten Paweł cudnie zbudowany! – wzdychają. – Ależ on ma mięśnie! Przy nim na pewno niczego się nie boisz.

Uśmiecham się wtedy, robiąc dobrą minę do złej gry. I myślę: „Gdyby tylko wiedziały, jak jest naprawdę…”

Wszystko bym dała za to, aby mój mąż był taki jak dawniej

Czyli… proporcjonalny. I – co niestety się z tym wiąże – zdrowy na ciele i na umyśle. Kiedy Pawła poznałam, ważył nieco ponad osiemdziesiąt kilo. Nie był więc bardzo szczupły. Raczej powiedziałabym, że smukły i zwinny jak pantera. A to dlatego, że od zawsze trenował karate.

Ale nie tylko to mnie w nim ujęło, bo przecież wygląd wyglądem, lecz najważniejszy jest charakter. Mój ukochany był chyba najbardziej rozważnym człowiekiem na świecie. Sądziłam, że to z powodu wschodnich sztuk walki, za którymi, jak wiadomo, stoi cała filozofia.

Problemy zaczęły się od tego, że na naszym osiedlu, w sąsiednim bloku, otwarto siłownię. Niewielką, taką lokalną, ale za to dosłownie pod naszym nosem.

– Pójdę sprawdzić, jak tam jest – stwierdził mój mąż, a kiedy wrócił, oświadczył: – Naprawdę fajnie! Zapisałem się!

Nie widziałam w tym nic złego, w końcu w domu także ćwiczył z ciężarkami, a na profesjonalnych przyrządach robi się to wygodniej i lepiej. Same zalety.

Niestety, siłownia to także koledzy i długie rozmowy o nabieraniu formy czy efektywnym rzeźbieniu ciała. A także o odżywkach, witaminach, odpowiedniej diecie białkowej i… sterydach, które pozwalają na szybsze budowanie mięśni.

Najpierw Paweł tylko ćwiczył, chociaż z upływem czasu coraz intensywniej. A potem wpadł w prawdziwą obsesję...

Z kobietami, które się nadmiernie odchudzają, jest tak, że kompletnie nie widzą u siebie utraty wagi. Anorektyczkom cały czas się wydaje, że mają otłuszczone ciało, więc stosują coraz bardziej restrykcyjną dietę, aż przestają w ogóle jeść.

Ćwiczący na siłowni mają najwyraźniej podobnie

Paweł szybko zaczął się zadręczać, że jego postępy nie są spektakularne. Codziennie się ważył i mierzył. Choć jego bicepsy rozrosły się tak, że rękawy koszulek stały się za ciasne, jemu wciąż było mało.

Przyzwyczaiłam się już do jego zbilansowanej białkowej diety. Poza tym mąż gdzieś wyczytał, że najlepiej organizm przyswaja luźne papki i nasyca się nimi na dużej. Kupił więc mikser i każde danie sobie miksował, jakby był niemowlakiem, dodając jeszcze do tego sporo wody.

W domu jakoś to wytrzymywałam, chociaż widok takiego „jedzenia” odbierał mi apetyt. Ale gdzieś na mieście to był prawdziwy dramat, bo Paweł nie chciał nic tknąć

Skończyły się więc wyprawy do restauracji, do których lubiliśmy pójść od czasu do czasu, i wizyty u znajomych, bo żadna pani domu nie potrafiła zrozumieć, dlaczego mój mąż nawet nie spróbuje jej ciasta.

A rodzina? Ta się zwyczajnie obraziła!

Moi rodzice pukali się w głowę. A on już o niczym innym nie potrafił rozmawiać, tylko o treningu. Temu zaczął podporządkowywać całe nasze życie.

Nieobecność na siłowni jednego dnia stawała się powodem do histerii. Nie można było nigdzie wyjechać bez tych jego głupich hantli. A jeśli do hotelu, to tylko do takiego, w którym były przyrządy do ćwiczeń.

Co najgorsze, nie ustawał w wysiłkach nawet wtedy, gdy cierpiał na kontuzje!

Kochanie, w końcu zrobisz sobie krzywdę – interweniowałam łagodnie.

– A co? Mam przestać ćwiczyć? Nie podobam ci się taki umięśniony? – natychmiast stawał się agresywny.

Powinnam już wtedy się domyślić, że ta zmiana charakteru męża miała coś wspólnego z tymi wszystkimi odżywkami i suplementami, które zaczął brać. Ale ja cieszyłam się z tego, że znowu poczuł ochotę na seks, bo ostatnio przestał mnie zauważać. Tak był wpatrzony w siebie…

Ucieszyłam się za wcześnie: ta jego nagła aktywność w łóżku to także był efekt "koksowania", czyli przyjmowania większych dawek testosteronu. I… po kilku miesiącach wszystko się skończyło. Definitywne.

Kiedy mój mąż przestał w sypialni „stawać na wysokości zadania”, zaczęły się awantury. Paweł wybuchał bez żadnej przyczyny. Zrobił się drażliwy. Mówiłam mu, że może powinien pójść do lekarza, tym bardziej że zaczął mieć kłopoty ze snem.

Nie chciał się do nich przyznać, ale przecież wiedziałam doskonale, że przewala się obok mnie z boku na bok. Bo kiedy nabrał masy, czułam każdy jego ruch – trząsł wtedy całym łóżkiem.

Kiedyś miał gładką skórę i ładną cerę

Gdy dobrze się odżywiał, czasami nawet mu jej zazdrościłam, szczególnie przed okresem, bo wtedy ja wyglądałam nieszczególnie. A teraz na całym ciele pojawiły mu się rozstępy, a na twarzy wyskoczyły brzydkie krosty.

– Kochanie, ja już nie wiem, jak mam cię przekonać, żebyś jednak poszedł się zbadać. To wszystko, co się dzieje, nie jest przecież normalne! – płakałam.

Najbardziej bałam się, że Paweł kupuje te sterydy nie wiadomo gdzie, w internecie, bo tam najtaniej. A to ponoć w większości nielicencjonowane preparaty, straszne świństwo, które może doprowadzić do utraty zdrowia!

Jednak do męża nie docierały żadne rozsądne argumenty… Musiało dojść do tego, że w marcu zemdlał na ćwiczeniach. Właściciel siłowni wezwał karetkę, a w szpitalu na badaniach wyszło, że Paweł ma już uszkodzoną wątrobę i nadciśnienie.

– Rozumiem, że postanowił się pan przekręcić w imię zostania Pudzianem? – lekarz od razu wiedział, co jest grane. – Pan wie, co go czeka w niedalekiej przyszłości, jak będzie tak dalej postępował? – doktor był bardzo szczery i zaczął opowiadać mu o konsekwencjach takiego stylu życia, wymieniając kolejne objawy. – Nie zostawi pan po sobie nawet dzieci, bo nie będzie ich w stanie spłodzić.

Lekarz najwyraźniej zdecydował się zastosować terapię szokową, widząc, że ma do czynienia z twardym egzemplarzem.

– Pana zakopią, a żona po raz drugi wyjdzie za mąż za innego faceta. Rozsądnego. Zmieni nazwisko, urodzi mu syna, a o panu nikt nie będzie pamiętał.

– To... co mam zrobić? – Paweł na szczęście poszedł po rozum do głowy.

Odstawić te świństwa! – zagrzmiał lekarz. – Ale stopniowo, a nie od razu, bo to jak z nałogiem – przyniesie więcej szkody niż pożytku. Ile czasu pan koksuje?

Paweł się przyznał do ponad roku

– Nie jest tak źle. Powinna panu wrócić płodność – pokiwał głową doktor.

– Od czego to zależy? – spytałam.

– Od organizmu męża. To indywidualne reakcje. Pozostaje się tylko modlić.

Nie brzmiało to pocieszająco…

Organizm Pawła okazał się na szczęście silny, bo po roku od odstawienia koksu wyniki badania na ilość plemników i ich żywotność ma naprawdę dobre. Wierzę więc, że niedługo będziemy mogli wreszcie zacząć starać się o dziecko.

Mój mąż kilka miesięcy temu całkowicie odstawił sterydy i mocno ograniczył wizyty na siłowni. Wygląda na to, że kryzys został zażegnany, ale wiem od lekarza, że ćwiczenia są jak nałóg. Wciągają, uzależniają i łatwo znowu wrócić do swojej obsesji. Wystarczy, że facet zacznie być niezadowolony ze swojego ciała.

Widząc męża ze sportową torbą, zawsze już chyba będę się zastanawiała, czy to jeszcze trening dla zdrowia, czy już obsesja, która mu je zrujnuje.

Czytaj także:
„Zajęta karierą ignorowałam, że mąż romansuje z moją przyjaciółką. Latami tkwiłam w chorym układzie, a moja córka cierpiała”
„Mąż zamiast iść do uczciwej roboty, wybrał drogę na skróty. Ten kretyn wpędził całą naszą rodzinę w poważne tarapaty”
„Wysyłałam bratu grubą kasę na leczenie mamy, a ten drań to wykorzystał. Porzucił ją jak śmiecia, a sam spijał śmietankę”

Redakcja poleca

REKLAMA