Ile czasu nie było mnie w Polsce? Prawie ćwierć wieku. Wyjechałam do Stanów na kilka miesięcy, na wymianę studencką. Zostałam na… pół życia. Zakochałam się jak wariatka w pewnym bardzo przystojnym, młodym biznesmenie, zaszłam w ciążę. I bilet powrotny do kraju wylądował w koszu.
Przez następne lata wiodłam spokojne i dostatnie życie gospodyni domowej z amerykańskiego przedmieścia. Wychowywałam córkę, dbałam o męża, spotykałam się na ploteczki z sąsiadkami. Byłam szczęśliwa. Potem jednak moje małżeństwo się rozpadło.
Gdy córka dorosła i poszła na swoje, Harry zostawił mnie dla młodej i pięknej asystentki. Na otarcie łez miałam dostać dom i pokaźną sumę na koncie. Obiecałam sobie wtedy, że gdy już wszelkie formalności rozwodowe zostaną załatwione, zafunduję sobie wyjazd do Polski. Chciałam spotkać się z mamą i młodszym bratem. Bardzo za nimi tęskniłam. Miałam też nadzieję, że w otoczeniu najbliższych łatwiej mi będzie pozbierać się po rozstaniu z mężem.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam
Dwa miesiące temu wylądowałam na lotnisku w Warszawie. Przepełniały mnie radość i niepokój. Jak to będzie? Nie widziałam się przecież z najbliższymi od tak dawna! Kilka razy chciałam przyjechać do domu na święta, jednak zawsze coś stawało na przeszkodzie. Nie oznacza to jednak, że zapomniałam o mamie i bracie. Regularnie rozmawialiśmy przez telefon. Wiedziałam, że Wiktor się ożenił, ma dwoje dzieci. I że wszyscy mieszkają razem w naszym mieszkaniu na warszawskiej Saskiej Kępie.
Cieszyłam się z tego. Mama zawsze powtarzała, że nie chciałaby zostać na starość sama, że marzy o tym, by dożyć swoich dni w otoczeniu rodziny. Ja uciekłam na drugi koniec świata, ale brat został. I, jak sądziłam, spełnia jej marzenie.
Kilka lat temu zaczęły docierać do mnie niepokojące wieści na temat zdrowia mamy. Zawsze była bardzo silną, energiczną osobą. A tu nagle bach! Najpierw zawał, a niedługo potem przykry wypadek. Przewróciła się i uszkodziła biodro. Konieczna była operacja. Przestraszyłam się.
– Nie martw się, opiekujemy się nią z Edytą najlepiej, jak umiemy – uspokajał mnie przez telefon brat. – Tylko…
– Tylko co?
– Nie dajemy już rady finansowo. Teoretycznie w Polsce opieka zdrowotna jest darmowa. Ale w praktyce za wszystko trzeba płacić – żalił się.
– Nie martw się. Bardzo chętnie zapłacę za leczenie mamy – odparłam.
Od tamtej pory finansowałam wszystko: rehabilitację, prywatne wyjazdy do sanatorium, lekarstwa. Wystarczyło, by Wiktor powiedział, że coś jest potrzebne, a już robiłam przelew. Zwykle na większą sumę. Chciałam, żeby im wszystkim żyło się wygodniej, niczego nie brakowało. Brat był mi za to bardzo wdzięczny. Za każdym razem mówił, że jestem kochana, że lepszej siostry nie mógł sobie wymarzyć. I podawał telefon mamie.
– U mnie, córeczko, wszystko w porządku. Czuję się coraz lepiej, samodzielnie chodzę. Jeszcze trochę i odzyskam siły – dobiegał mnie jej ciepły głos.
Byłam przekonana, że rzeczywiście tak jest. Nie podejrzewałam niczego złego nawet wtedy, gdy brat przestał prosić mamę do telefonu. Zapewniał mnie, że właśnie jest na rehabilitacji, u lekarza albo śpi i że kiedy indziej oddzwoni. Rzeczywiście, z pewnym opóźnieniem, ale oddzwaniała. I znowu mówiła, że u niej wszystko w porządku, że czuje się coraz lepiej.
Nie cieszysz się, że przyjadę?
Uprzedziłam Wiktora o swoich planach przyjazdu do Polski. Myślałam, że będzie zachwycony. Tymczasem z tonu jego głosu wynikało, że jest raczej odwrotnie.
– Naprawdę? A kiedy? – jęknął.
– Jak załatwię formalności rozwodowe.
– Czyli?
– Mniej więcej za pół roku. Nie cieszysz się? – wyraziłam swoje zdziwienie.
– Cieszę, cieszę, tylko dziwię się, że chce ci się tak tłuc przez pół świata. Zwłaszcza po numerze, który ci wyciął kochany mężulek. Na twoim miejscu poleciałbym raczej do Acapulco.
– Żartujesz! Wreszcie zobaczę mamę, ciebie, poznam twoją żonę, dzieci… Nie ma lepszego lekarstwa na złamane serce.
– No tak… W takim razie do zobaczenia. Daj znać, kiedy dokładnie przyjeżdżasz
– odparł i się rozłączył.
Nie dałam znać. Nie dlatego, że chciałam sprawić bliskim niespodziankę. Po prostu nie miałam możliwości. Po tamtej rozmowie stało się bowiem coś bardzo dziwnego. Brat przestał się ze mną kontaktować. Nie odpowiadał na maile, a gdy do niego dzwoniłam, słyszałam komunikat: abonent niedostępny. Domowy telefon mamy też ogłuchł. Nie rozumiałam, co się dzieje. Z niecierpliwością odliczałam dni do wylotu. Miałam nadzieję, że nie wydarzyło się żadne nieszczęście, że wszystko jest z moją rodziną w porządku.
Na lotnisku w Warszawie oczywiście nikt mnie nie przywitał. Wsiadłam więc do taksówki i ruszyłam do domu. Gdy stanęłam przed drzwiami, byłam bardzo wzruszona. Wyobrażałam sobie, że już za chwilę zobaczę mamę, brata. Ale otworzył mi jakiś obcy, młody mężczyzna.
– Pani do kogo? – burknął.
– Szukam rodziny. Mojej mamy, brata Wiktora… Czyżbym pomyliła drzwi? – spojrzałam na numer.
– Pan Wiktor już tu nie mieszka. Wyprowadził się – usłyszałam.
– Ale jak to? Kiedy? Dokąd? – próbowałam się dowiedzieć.
– Kupiłem od niego to mieszkanie cztery miesiące temu. Więcej nic nie wiem
– wzruszył ramionami i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Byłam zszokowana
Nie bardzo wiedziałam, co mam dalej robić. Usiadłam więc na schodach i próbowałam uporządkować myśli. I wtedy z mieszkania naprzeciwko wyszła jakaś starsza kobieta. To była pani B., nasza sąsiadka, rówieśniczka mamy.
– Beatko, to naprawdę ty? – zapytała.
– Ja! Ja! Jakie to szczęście, że ciągle tu pani mieszka! – ucieszyłam się.
– Pewnie się zastanawiasz, co się stało z twoim bratem, mamą…
– No właśnie! Nie mam pojęcia, co tu się dzieje – spojrzałam na nią bezradnie.
– Chodź do środka, powiem ci, co wiem – zaprosiła mnie.
Usiadłyśmy w stołowym. Pani B. poczęstowała mnie herbatą i szarlotką.
– Ależ ty jesteś podobna do Halinki… Od razu widać, że jesteś jej córką… – zaczęła sąsiadka ze wzruszeniem w głosie.
– No właśnie, co z mamą? Dlaczego jej tu nie ma? Żyje? – zasypałam ją pytaniami.
Sąsiadka spojrzała na mnie smutno.
– Chyba żyje… Ale co to za życie?
– Boże kochany, co ma pani na myśli? – przeraziłam się.
Dokąd on ją wywiózł?!
Pani B. poprawiła się na krześle, odetchnęła głęboko.
– No to ja może zacznę od początku… Jak zapewne wiesz, twój brat sprowadził do waszego mieszkania swoją żonę, Edytę. Urodziły im się dzieci. Na początku wszystko układało się dobrze. Halinka prowadziła dom, pomagała przy wnukach. Była szczęśliwa… Ale potem miała ten zawał. A później wypadek z biodrem. I bardzo podupadła na zdrowiu.
– Tak, brat mi o tym opowiadał. Ale twierdził, że dzięki rehabilitacji, wyjazdom do sanatorium czuje się coraz lepiej.
– Rehabilitacja? Sanatorium? Chyba żartujesz. Biedaczka całymi dniami leżała w łóżku. A twój brat i bratowa wcale się tym nie przejmowali. Pomagałam, jak mogłam, ale sama rozumiesz, nie jestem już najmłodsza… Nieraz prosiłam Wiktora, żeby wynajął kogoś do opieki, ale twierdził, że nie ma pieniędzy – zawiesiła głos.
– I co potem?
– Potem wyjechałam na miesiąc do kuzynki nad morze. Gdy wróciłam, twojej mamy już nie było.
– Kiedy to było?
– A bo ja wiem… Jakieś pięć, może cztery lata temu…
– Cztery LATA temu?! Boże… I nie pytała pani, co się nią stało?
– Pytałam, a jakże, ale za każdym razem słyszałam, że to nie moja sprawa. Dopiero córka twojego brata wyznała mi w wielkiej tajemnicy, że babcia jest w domu starców. W którym, niestety, nie wiem… A kilka miesięcy temu Wiktor z rodziną spakowali się i wyprowadzili. Sprzedawczyni w sklepie mówiła, że do własnego domu, na obrzeżach miasta. Ale adresu nie znam – rozłożyła ręce.
Patrzyłam, słuchałam i na przemian robiło mi się zimno i gorąco. Wydawało mi się, że to, co słyszę, to tylko zły sen. Nie mogłam uwierzyć w to, że brat okazał się tak podłym, bezwzględnym człowiekiem. Teraz już rozumiałam, dlaczego nie ucieszył się, że przyjeżdżam do Polski. Dotarło do niego, że jego oszustwo wyjdzie na jaw i pieniądze przestaną napływać. W zasadzie jestem spokojną kobietą, ale gdyby wtedy stał obok mnie, to chyba bym go zamordowała.
– I co teraz zrobisz, Beatko? – wyrwał mnie z zamyślenia głos pani B.
– Co? Najpierw muszę odnaleźć mamę. A potem zobaczymy – odparłam i zerwałam się z kanapy.
Sąsiadka położyła mi rękę na ramieniu.
– Pomogę ci, dziecko, przecież byłyśmy z Halinką przyjaciółkami. A na razie połóż się u mnie, odpocznij, wyśpij. I nie martw się, wszystko będzie dobrze – powiedziała z uśmiechem.
Zaczęłyśmy poszukiwania mojej mamy. Pomoc pani Barańskiej bardzo mi się przydała. Przecież dawno nie byłam w kraju, bez niej nie wiedziałabym, dokąd pójść, kogo pytać. Byłyśmy w opiece społecznej, w ratuszu, a nawet na policji.
Prosiłam, pisałam podania… Wreszcie po tygodniu dostałam adres. Dom opieki… Sto kilometrów od miasta.
Do końca życia nie zapomnę chwili, gdy weszłam tam po raz pierwszy. W holu zobaczyłam starszą panią. Siedziała na krześle i wpatrywała się w każdego przybysza. Wyciągała szyję, mrużyła oczy. Tak jakby na kogoś czekała… Gdy podeszłam bliżej, nadzieja w jej wzroku zamieniła się w smutek. Zrozumiała, że to ktoś obcy, nie do niej. Zrobiło mi się tak potwornie przykro… Opiekunka wprowadziła mnie do sali, w której stały trzy łóżka. Na jednym z nich siedziała skulona postać. Moja mama. Siwiuteńka. Taka bezbronna, samotna.
– Mamo, to ja, Beata! – krzyknęłam przez łzy i rzuciłam się w jej kierunku.
– To niemożliwe – wykrztusiła i zaczęła dotykać mojej twarzy, włosów.
Jakby sądziła, że jestem tylko zjawą
– Możliwe, możliwe. Jestem przy tobie! I już zawsze będę – przytuliłam ją; była taka chudziutka, taka drobna.
– Bóg wysłuchał mojej modlitwy… To naprawdę ty, córeńko, to ty… Tak bardzo chciałam cię zobaczyć przed śmiercią – wyszeptała wzruszona.
Nie zamierzałam zostawiać mamy w domu opieki ani chwili dłużej. Kiedy już się sobą nacieszyłyśmy, natychmiast ruszyłam na poszukiwanie mieszkania.
Chciałam jak najszybciej zabrać ją z tego przygnębiającego miejsca. W ciągu trzech dni kupiłam przestronne, ale bardzo przytulnie urządzone lokum na naszym starym osiedlu. Na parterze, z niewielkim ogródkiem. W sam raz dla mamy i dla mnie. Gdy podpisywałam umowę, agentka nieruchomości śmiała się, że to najszybciej przeprowadzona transakcja w jej karierze.
Po powrocie na stare śmieci mama natychmiast odżyła. Cieszyła się wszystkim. Własnym pokojem, domowym jedzeniem, zielenią za oknem. No i spotkaniami z panią B. Dawna sąsiadka codziennie nas odwiedzała i sprzedawała mamie wszystkie dzielnicowe plotki. Wkrótce mama czuła się tak, jakby nigdy nie opuszczała Saskiej Kępy.
– Jesteś szczęśliwa? – zapytałam ją któregoś wieczoru.
– Oczywiście! Znowu mam prawdziwy dom, ciebie… Ale… – zawiesiła głos.
– Tak? – spojrzałam na nią.
– A nie będziesz na mnie zła?
– Za co? Mów, co leży ci na sercu!
– Bo widzisz… Tak bardzo chciałabym zobaczyć Wiktora, wnuki… Ostatni raz byli u mnie w odwiedzinach bardzo dawno temu. Tęsknię za nimi – przyznała.
Wiktor! Na sam dźwięk tego imienia zacisnęły mi się pięści. Od dyrektora domu opieki dostałam jego numer telefonu i nowy adres, ale nie zadzwoniłam. Po tym, co zrobił, nie chciałam oglądać go na oczy. Parszywy oszust i bydlak. Oczywiście zamierzałam się z nim rozmówić, ale po pewnym czasie, gdy już się trochę uspokoję. Mama jakby czytała w moich myślach.
– Jesteś pewnie zła na brata? – zapytała.
– Jestem – kiwnęłam głową.
– Nie oceniaj go tak surowo – powiedziała. – Chciał dobrze… Byłam bardzo chora, nie mogłam chodzić, wymagałam całodziennej opieki. Nie mógł mi jej zapewnić, więc oddał mnie do domu starców.
– Tak? To dlaczego to przede mną ukrywał? I dlaczego ty nic mi nie powiedziałaś? Przecież rozmawiałyśmy przez telefon…
– Wiktor prosił, żebym ci nic nie mówiła. Twierdził, że będziesz się martwić, denerwować. A ja nie chciałam przysparzać ci zmartwień. Dość miałaś własnych. Z Harrym. Poza tym Wiktor obiecywał, że to tylko na chwilę. Że gdy wydobrzeję, zabierze mnie do domu. Tego nowego. Piękny sobie ponoć pobudowali.
– Ale jakoś cię nie zabrał – burknęłam.
– No bo ciągle źle się czułam. Ale teraz wszystko będzie już dobrze. Pozbieram się, nabiorę sił… Zadzwoń i zaproś go do nas. Powiedz, że upiekę sernik z makiem, taki, jaki oboje lubicie – ciągnęła.
Nie mogłam tego słuchać. Wyszłam do kuchni pod jakimś pretekstem, bo myślałam, że mnie szlag trafi. Zastanawiałam się, jak w ogóle może bronić Wiktora! Przecież mój kochany braciszek skazał ją na samotną wegetację w domu starców. A ona chciała go zobaczyć?! Tak mnie to poruszyło, że następnego dnia opowiedziałam o wszystkim pani B.. Nie była specjalnie zaskoczona
– Dziwisz się, Beatko? Halinka jest przecież matką Wiktora. A matki zawsze tłumaczą, wybaczają, zapominają… Takie już są… Skontaktuj się z bratem, powiedz mu, żeby przyjechał…
– Na samą myśl, że zobaczę jego kłamliwą gębę, niedobrze mi się robi – jęknęłam.
– Wiem, ale spróbuj, zrób to dla Halinki. Niech te ostatnie lata przeżyje ze świadomością, że ma dwoje dzieci. I że oboje bardzo ją kochają – tłumaczyła.
Przemogłam się.
Nie było łatwo, ale jakoś się udało. W najbliższą niedzielę pojechałam do Wiktora. Najpierw chciałam do niego zadzwonić, ale bałam się, że się przestraszy i rzuci słuchawką. A ja musiałam z nim porozmawiać. Pani B. miała rację, mama zasługiwała na spokojną starość w otoczeniu całej rodziny.
Dotarłam na miejsce wczesnym popołudniem. Brat siedział na tarasie i popijał sobie piwko, bratowa odpoczywała na leżaczku z twarzą wystawioną do słońca. Sielski widok. Gdy mnie zobaczyli, zamarli. Minęła dobra minuta, zanim się otrząsnęli. Musiałam mieć chyba bardzo groźną minę, bo Edyta od razu zerwała się z leżaka, czmychnęła do domu i zamknęła za sobą drzwi. Wiktor został w ogrodzie. Przywołał na twarz coś w rodzaju uśmiechu i ruszył się ze mną przywitać.
Szantaż? Grunt, że poskutkował
– Siostrzyczko, jak miło… – zaczął.
– Daruj sobie te czułości. Nie po to tu przyjechałam – warknęłam.
– W porządku. Jak mnie znalazłaś?
– Normalnie. Dostałam adres od dyrektora domu starców.
– Czyli już wiesz…
– Wiem. Na twoje nieszczęście. Parszywy draniu! Opowiadałeś mi przez telefon, jak cudownie opiekujesz się mamą, wyciągałeś ode mnie pieniądze. A pozbyłeś się jej jak niepotrzebnego śmiecia! I zabroniłeś jej o tym mówić. Co z ciebie za człowiek? – wrzasnęłam.
Skulił się w sobie na moment, ale szybko odzyskał pewność siebie.
– Nie drzyj się tak. Zrobiłem to dla jej dobra. Nie mogła niczego samodzielnie robić, a w domu nikogo nie było przez cały dzień. Nie miałem innego wyjścia…
– Doprawdy? To dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś? Może razem znaleźlibyśmy jakieś rozwiązanie! – nacierałam dalej, a brat łypnął na mnie spode łba.
– Wiesz co? Odczep się ode mnie. Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć! Siedziałaś sobie w luksusach w tej Ameryce i miałaś wszystko gdzieś. A ja musiałem zajmować się mamą. Myślisz, że było mi łatwo? Przecież mam rodzinę, pracę. Zresztą jak jesteś taka mądra, to sama się nią opiekuj! – odparował.
– Właśnie to robię. Mama od kilku tygodni jest ze mną. W nowym mieszkaniu, bo stare sprzedałeś…
– Miałem prawo. Mama podpisała papiery. Nic mi nie możesz zrobić!
Miałam dość tej rozmowy.
– Posłuchaj, padalcu jeden. Mam w nosie mieszkanie, pieniądze, które ci przysyłałam. Mam w nosie ciebie. Ale pamiętaj, że masz matkę, która bardzo cię kocha. Masz regularnie ją odwiedzać, i to z dzieciakami. To adres – podałam mu kartkę.
– A jak nie, to co? – naburmuszył się.
– To wynajmę adwokata i spotkamy się w sądzie. Przekonamy się, czy ta sprzedaż mieszkania była do końca legalna. Wezmę najlepszego w Warszawie… Wiesz, że mnie na to stać. I stracisz swój piękny, nowy domek – wycedziłam.
– To szantaż! – oburzył się.
– Wiem. I co z tego? – wzruszyłam ramionami, a potem odwróciłam się na pięcie i poszłam do samochodu.
Od tamtej pory minęły prawie cztery miesiące. Mama rozkwitła. Jest już po trzech seriach rehabilitacji i chodzi prawie tak dobrze jak przed chorobą. Ma wielu nowych przyjaciół bo pani Barańska zaciągnęła ją na spotkania w klubie emeryta.
Razem wyjeżdżają na wycieczki, chodzą do teatru, do kina. Widzę, że jest bardzo szczęśliwa. Zwłaszcza że Wiktor odwiedza nas regularnie. Czasem przychodzi sam, czasem z dziećmi. Gdy patrzę, jak serdecznie rozmawia z mamą, mam wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Chyba chce mamie wynagrodzić całe zło, które wyrządził.
Czytaj także:
„Mój brat pożyczył mojemu mężowi pieniądze na rozkręcenie biznesu. Kiedy Jacek go oszukał, winę zrzucił na mnie”
„Mój brat to płytki babiarz. Gdy zechciał się ustatkować z nową dziewczyną, okazało się, że poprzednia jest w ciąży”
„Mój brat to bezmyślny gołowąs. Nie chce wziąć odpowiedzialności za swoje życie i za to, które powołał na świat”