Co ja robię z tym facetem? Dlaczego pozwalam się tak traktować? Te pytania zadałam sobie dość późno, bo po czterech latach tkwienia w chorym związku. Najważniejsze jednak, że w końcu dojrzałam do ważnych decyzji.
Dominik był bardzo porywczy, zazdrosny i niezdecydowany
Gdzieś ty takiego męża znalazła? Jak ja ci zazdroszczę…. – zachwycała się sąsiadka, kiedy zobaczyła, jak Dominik odkurza. Oj tak, nie mogłam narzekać. Pod tym względem mój mąż był super. Pomagał mi w domu – odkurzał, sprzątał, zmywał, nawet coś ugotował. Poza tym wynosił śmieci i ścielił łóżko. Jednak ja czasem wolałam już, żeby zostawił ten cały burdel, nie kiwnął nawet palcem w kuchni, ale żeby mnie inaczej traktował.
Nie mogę powiedzieć, że było bardzo źle. Bywały momenty, że czułam się jak księżniczka! Potrafił zaskoczyć mnie romantyczną kolacją przy świecach, kwiatami czy wyszukanymi komplementami. Zazwyczaj było to jednak w ramach przeprosin, czy też rekompensaty za coś. A tego „czegoś” było mnóstwo. Dominik był bardzo porywczy, a jeszcze bardziej zazdrosny. O wszystko i o wszystkich.
A przy tym niezdecydowany. Z jednej strony nienawidził, kiedy nosiłam spódnice czy sukienki. Drażniło go, gdy się zbyt długo malowałam. Wściekał się, pytał, dla kogo się tak pindrzę. Z drugiej strony, kiedy się nie „pindrzyłam”, zarzucał mi, że inne kobiety o siebie dbają, a ze mną to wstyd się gdziekolwiek pokazać.
Skoro jesteś taka dobra w te klocki, to ja już wiem, co ty wyprawiasz z tymi debilami z twojej pracy
Nie lubił, gdy kładłam się do łóżka w zwykłych koszulach nocnych czy piżamach. Wymagał, bym codziennie miała na sobie koronki, haleczki, pończochy. A w złości krzyczał, że te wszystkie fatałaszki kupuję na pewno dla jakiegoś gacha.
Żalił się, że jestem za mało zaangażowana w sprawach łóżkowych. A kiedy chciałam go jakoś zaskoczyć, przejmowałam inicjatywę i starałam się bardziej niż zwykle, najpierw widziałam u niego niesamowite podniecenie i przyjemność, ale po wszystkim dopytywał, który facet mnie tego nauczył. – Skoro jesteś taka dobra w te klocki, to ja już wiem, co ty wyprawiasz z tymi debilami z twojej pracy.
Czegokolwiek więc nie robiłam – było źle. „Debilem” był każdy mężczyzna, którego znałam, a którego nie znał bądź znał i nie lubił mój mąż. „Debilem”, czasem „pajacem”, „frajerem”, „burakiem”… nie raz i nie dwa robił mi awanturę, że wróciłam dziesięć minut później z pracy; że na pewno nie robiłam zakupów godzinę, tylko jeszcze się z kimś gziłam; że on nie jest głupi i wie, że robię z niego idiotę.
Z każdym jego kolejnym wybuchem coraz bardziej się wewnętrznie buntowałam
Byłam szmatą, suką, idiotką, jego największym życiowym błędem… Dlaczego to znosiłam? Sama nie wiem. Może dlatego, że potem zawsze przychodził, przepraszał, mówił, że mnie kocha, że nie wyobraża sobie beze mnie życia. Kajał się, że jest głupkiem i idiotą i obiecywał, że będzie nad sobą pracował. A ja mu wybaczałam. Nie wierzyłam, ale mimo wszystko wybaczałam. Bo robiło mi się go żal.
A poza tym za chwilę znów któraś z sąsiadek lub koleżanek mówiła mi, jak to mam dobrze i jak mi zazdrości, więc w końcu zaczynałam im wierzyć. Wmawiałam sobie, że może faktycznie przesadzam, że nie ma mężczyzn idealnych, więc nie powinnam narzekać, że przecież żadna kobieta nie ma tyle pomocy od swojego męża co ja…
Z każdym jego kolejnym wybuchem coś się jednak zmieniało. Coraz bardziej się wewnętrznie buntowałam. Coraz częściej myślałam o tym, że moje życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Mogłabym przecież słyszeć komplementy od mężczyzny nie tylko przy okazji przeprosin, ale szczerze i bez powodu. Mogłabym móc wyjść z koleżankami na dłużej niż dwie godziny i częściej niż dwa razy w roku.
Podczas tych spotkań nie musiałabym odbierać SMS-ów pełnych wulgaryzmów na temat tego, że on wie, co robię, albo skamlenia, że on taki biedny sam w domu, a ja się bawię… Mogłabym poczuć się szczęśliwa i wolna. Bo przecież można być wolnym w związku. W zdrowym związku.
Mogłam się założyć o każde pieniądze, że Dominik kłamał. I nawet wiedziałam dlaczego
Czara goryczy przelała się w moje trzydzieste urodziny. Chciałam z tej okazji wyjść z najbliższymi koleżankami na drinka. Już dwa miesiące wcześniej wspomniałam o tym Dominikowi. Oczywiście nie był zachwycony. Raz krzyczał, że pewnie z jakimiś fagasami się umawiam, raz że on dobrze wie, jak tam będziemy wszystkich frajerów wyrywać. Innego dnia próbował grać na moich emocjach, mówiąc, jak będzie mu przykro, bo on nie chciałby, żebym bez niego wychodziła…
Pozostałam jednak nieugięta. Wprawdzie obiecałam, że idę na maksymalnie trzy godziny, ale wyszłam. Humor zepsuł mi się już po pierwszych kilku minutach. Dziewczyny wyściskały mnie, złożyły życzenia i dały prezent – bon podarunkowy do sklepu jubilerskiego.
– Nie wiedziałyśmy, co ci kupić, więc sama sobie wybierzesz, co ci się będzie podobało. I dobrze, że zgadałyśmy się z Dominikiem, bo dostałabyś od nas taki sam prezent jak od niego! – zaśmiała się Ania. Zdziwiłam się, bo Dominik nie dał mi żadnego prezentu. Pojechaliśmy na weekend w Bieszczady i tyle. Nie wiedziałam, jak rozumieć słowa Ani. Dziewczyny też chciały wykupić mi pobyt w Bieszczadach?
Zanim jednak zdążyłam je o to zapytać, odezwała się Kaśka: – To kiedy zaczynasz? Umówiłaś się już na pierwszy trening? Teraz to już kompletnie niczego nie rozumiałam… Co miałam zaczynać i na jaki trening się umawiać? Poprosiłam koleżanki, by wszystko mi na spokojnie, po kolei wyjaśniły.
– No, chciałyśmy wykupić ci kurs nauki pływania. Od tak dawna mówiłaś, że o tym marzysz! Ale podpytałyśmy Dominika i powiedział, że on już ci taki kurs wykupił. Dziewczyny, widząc moją minę, chyba zorientowały się, że nic takiego nie miało miejsca.
– Pewnie dopiero ci da, może to ma być niespodzianka? Uśmiechnęłam się smutno. Nie wierzyłam w to. Mogłam się założyć o każde pieniądze, że Dominik kłamał. I nawet wiedziałam dlaczego. Przecież sama kilka razy wspominałam mu o tym kursie, bo marzę o tym, żeby nauczyć się pływać… Zawsze miał jakąś wymówkę – szkoda pieniędzy, szkoda czasu.
Aż w końcu powiedział wprost, że nie pozwoli, aby jakiś frajer spotykał się ze mną sam na sam, w dodatku, gdy ja będę tylko w stroju kąpielowym.
– Pewnie musiałby cię trzymać, dotykać – wściekał się. – Nie ma takiej opcji i nawet mnie nie denerwuj.
– Ale Dominik, przecież nie będziemy sam na sam, tylko na basenie pełnym ludzi – próbowałam go przekonać.
– Widzę, że by ci się to podobało. Co, specjalnie byś udawała, że się topisz? Może jeszcze usta-usta musiałby ci robić? – rzucił z gniewem. Nie podejmowałam więcej tego tematu. Dlatego teraz byłam pewna, że skłamał dziewczynom, żebym tylko na ten kurs nie poszła. Ale jak mógł? Przecież wiedział, że to moje marzenie! Skoro dziewczyny chciały mi je spełnić? Dlaczego był aż tak zaborczy?
Przestałam pokornie znosić jego obelgi
Wieczór nie należał do udanych. Humor mi się zważył, a jeszcze po moim powrocie Dominik zaczął mi robić wymówki, że czuć ode mnie alkohol. Cholera! Wypiłam tylko dwa drinki! W końcu miałam trzydzieste urodziny! Spojrzałam na niego wściekle. Chyba trochę zbiło go to z tropu, bo zmienił taktykę. Podszedł i zaczął się do mnie dobierać.
– Nie mam ochoty! – powiedziałam i odsunęłam się. Rozpętało się piekło. Zaczął krzyczeć, że pewnie się z jakimś wieśniakiem gziłam przez cały czas, więc teraz na niego nie mam ochoty; że on nie pozwoli z siebie robić jelenia. Powiedział mi całe mnóstwo przykrych słów. Nie wytrzymałam. Przestałam pokornie znosić jego obelgi i również zaczęłam krzyczeć. A wtedy on… uderzył mnie w twarz! To mnie chyba otrzeźwiło. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania. Myślałam, że za mną pobiegnie, ale nic takiego nie miało miejsca.
Zapłakana zapukałam do drzwi Kaśki, a gdy otworzyła, bez słowa padłam jej w ramiona. A potem nic nie mówiłam, tylko płakałam, płakałam, płakałam… Następnego dnia Dominik do mnie wydzwaniał, ale nie odbierałam. Zaczął więc wysyłać SMS-y. Najpierw z przeprosinami, kajaniem się i obietnicami poprawy. Kiedy nadal nie reagowałam, zaczęły się obelgi i wyzwiska. „Gdzie jesteś? U tego ch... co Cię wczoraj dymał? Ja was ku... oboje załatwię” – to był jeden z najmniej wulgarnych SMS-ów.
Po raz pierwszy spojrzałam trzeźwo na swój związek i zaczęłam zastanawiać się, co ja robię z takim człowiekiem? Po raz pierwszy odważyłam się i opowiedziałam Kaśce o tym, jak naprawdę wygląda moje życie. I postanowiłam, że muszę definitywnie zakończyć ten związek. Pozwoliłam zniszczyć sobie cztery lata życia, nie pozwolę ani jednego dnia więcej.
– To co, po trzydziestce czas na zmiany? – poklepała mnie po ramieniu Kasia. – Tak! – powiedziałam zdecydowanie. Chociaż było mi strasznie trudno, nie dałam się zwieść Dominikowi. Próbował mnie przekonać prośbą, groźbą, brał mnie na litość. Błagał, przepraszał, krzyczał, obrażał, płakał… Robił wszystko, ale nie ugięłam się. Z pomocą dziewczyn, sama pewnie nie byłabym taka twarda.
Za kilka dni mam pierwszą sprawę rozwodową. Wynajęłam sobie kawalerkę i … zapisałam się na kurs nauki pływania! Mogę wychodzić na zakupy i spotykać się z koleżankami bez strachu. Cieszę się, że wreszcie podjęłam tę decyzję. Żałuję tylko, że zrobiłam to tak późno… Mimo złych doświadczeń nadal wierzę, że jeszcze kiedyś znajdę faceta, który będzie mnie dobrze traktował. I nie musi nawet odkurzać….To koniec!
Czytaj także:
„Rzucił się na mnie, wybił zęby i brutalnie zgwałcił... Jak w kimś tak ładnym może czaić się tyle zła?"
„Przez całe życie kochałem kobietę, która mnie nie chciała. Wybrała faceta, który ją bił, ale za to miał... pieniądze”
„Wiem, że mój mąż pije, ale to nie powód, by nasi synowie go nie szanowali. A oni mówią, że się go wstydzą!”