Zawsze podziwiałam Monię, bo była niezależna i odważna w wyrażaniu swoich poglądów. A mój mąż jej nienawidzi do dziś. Kto by przypuszczał, że po dwudziestu latach nieobecności Monika znów pojawi się w naszym mieście? Przyjechała na pogrzeb mamy i najwyraźniej na razie nigdzie się nie wybierała, spokojnie porządkując opuszczone mieszkanie.
– Życie dało jej w końcu kopa – stwierdził mój mąż z szokującą, nawet jak na niego, satysfakcją. – I wróciła do punktu startu. Tyle że kiedyś była piękna i młoda, a teraz jest stara i przegrana. Cóż, jak powiada Pismo: kto sieje wiatr… Jak to szło, Gośka?
– Zajrzyj do Biblii, jak jesteś taki święty – burknęłam zdegustowana.
Już to o starości to mógł sobie darować!
Chodziłyśmy z Monią do jednej klasy, więc jesteśmy rówieśnicami! Pięćdziesiąt lat to nie jest sędziwy wiek, do cholery. Gdyby Kazik zadał sobie trud i choć raz spojrzał na siebie krytycznym wzrokiem, nie chrzaniłby takich bzdur. Na głowie została mu z włosów tylko autostrada przez środek, a ten się ma za playboya… Coś mi się zdaje, że do tej pory nie zapomniał „kosza”, jakiego dostał od Moniki jeszcze w szkole średniej. Och, jego męska duma najwyraźniej została zraniona na wieki! Myśli, że nie wiem o jego amorach?
Monia była laską, a jakże, ale miejscowych chłopaków zawsze traktowała jak powietrze. Nasza szkolna społeczność nieopisanie ją mierziła, nawet nie próbowała się w niej odnaleźć. Z satysfakcją stała w opozycji do ogółu przy każdej okazji, a zamieszanie, które tym wywoływała, wydawało się sprawiać jej radość.
Niesamowicie mi zawsze imponowała niezależnością i przez cały okres szkolny szukałam jej towarzystwa, a ona, dziwnym trafem, tolerowała moją nieciekawą osobę na swojej orbicie. Na jakimś poziomie byłyśmy chyba podobne, choć nigdy nie rozumiałam przeciw czemu ona tak się buntuje. Dlaczego nasze miasteczko jest dla niej tak nieatrakcyjne, że pragnie z niego uciec za wszelką cenę? Wystarczyło tylko, by zrezygnowała z realizacji swoich zwariowanych pomysłów, a byłaby zaakceptowana!
– Co tam! – prychała. – Mam się przejmować małomiasteczkową moralnością, skoro marzy mi się praca na Montmartre Paryżu?!
Mówiąc szczerze, byłam zawsze przekonana, że to takie gadanie dla szpanu, ale jakieś trzy lata po maturze dostałam od Moni kartkę ze zdjęciem wieży Eiffla. Wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że mogła jednak poważnie traktować swój plan na życie. Nie byłam tym jednak zgorszona, raczej zaintrygowana.
Moje życie było takie monotonne
Karmienie dziecka, pranie pieluch, sprzątanie i gotowanie – wszystkie te syzyfowe czynności… Bezapelacyjnie mogłabym w tamtym czasie zostać dziwką lub nawet ciągnąć za wojskiem w taborze markietanek; wszystko wydawało się lepsze od życia, które prowadziłam.
– Ależ ja nie jestem prostytutką, słońce ty moje – zaprotestowała Monia, kiedy rok później odwiedziła rodziców i spotkałyśmy się na szybkiej kawie w rynku. – Nazwałabym siebie panią do towarzystwa, jeśli już potrzebujesz etykiet. Tak naprawdę – szepnęła z błyskiem w oku – jestem kochanką pewnego dyplomaty. Ma to swoje plusy, ale i parę minusów…
Co ona wiedziała o minusach? W tym czasie wychodziłam właśnie z prania pieluch po pierwszym dziecku i oczekiwałam narodzin kolejnego. Jakoś tak wyszło, że zagrzebałam się w obowiązkach mamy, żony i pani domu, i zanim się spostrzegłam, nie było już Małgośki z głową w chmurach, tylko nudna jak kwit na węgiel żona pana Kazika. Mimo że pieniędzy nam nie brakowało, bo mąż miał dobrą posadę, kiedy tylko odzyskałam odrobinę swobody, postanowiłam poszukać pracy. Zostałam księgową. A żeby zobrazować ówczesny stan mojego ducha, powiem, że to była dla mnie przygoda. Znowu mogłam zaistnieć jako ja, a nie dodatek do męża. Nie nacieszyłam się jednak długo wolnością, bo ktoś musiał zająć się chorą teściową.
– I tak zarabiasz gówniane pieniądze – powiedział Kazik. – Na opiekunkę wydamy dużo więcej. Lepiej wróć do domu i zatroszcz się o mamę.
I tak pół wieku mi zleciało na zajmowaniu się życiem innych, a nie swoim… Od czasu do czasu dostawałam od Moni pocztówki z Tokio, Canberry, Wellington.
Pociągało mnie to kolorowe życie
Miejsca, o których uczyłam się tylko na lekcjach geografii. Otwierałam atlas, odnajdywałam miasto, z którego nadeszła kartka, a potem z westchnieniem zazdrości przyklejałam kolorowe zdjęcie na wewnętrznych drzwiach szafy. Wpatrywałam się w nie i nie mogłam uwierzyć, że ktoś, kto chodził ze mną do szkoły, wychowywał się w tym samym otoczeniu i miał podobne możliwości finansowe, był w tylu ciekawych miejscach na świecie. Podniecające było wyobrażać sobie, że to mogłoby być moje życie. W marzeniach przeistaczałam się w bohaterkę filmu „Angelika wśród piratów” i adorowana przez ogorzałych od słońca i wiatru przystojnych mężczyzn, opływałam świat na pokładzie pięknego żaglowca. Potem w łazience przeglądałam się w lustrze i, widząc swoje posiwiałe włosy i wystające boczki, mruczałam ze złością i łzami w oczach:
– Angelika! Kto chciałby cię uprowadzić?
Po śmierci teściowej odzyskałam swoje życie, tylko że już nie miałam pojęcia, co z nim robić. Dzieci od dawna nie mieszkały z nami, mąż realizował swoje ambicje w firmie, a ja plątałam się po wielkim, pustym domu i wyrażałam emocje za pomocą mokrego mopa. W tym właśnie czasie Monia wróciła do miasta.
– Zostaniesz? – spytałam z nadzieją, gdy się spotkałyśmy, ale tylko wzruszyła ramionami.
– Jakiś czas na pewno – odparła po chwili. – Muszę pozamykać wszystkie sprawy, a potem… Sama jeszcze nie wiem, Gosiu.
Szczęściara ma wybór
W przeciwieństwie do mnie, mogła robić, co chciała.
– Chciałabyś się stąd wyprowadzić? – spytała zaintrygowana moim pełnym wyrazu milczeniem.
Zamierzałam skinąć głową, ale uczciwość mi nie pozwoliła. W sumie bałabym się chyba rzucić wszystko i jechać w nieznane. Nikt tam na mnie nie czeka, nikt mnie nie zna, ani ja nie znam nikogo… Trochę strasznie. Co ja bym robiła za granicą?
– A tu co robisz? – spytała Monia.
– Właściwie tylko sprzątam mieszkanie i gotuję obiady – odparłam w zamyśleniu.
– Ile z tego wyciągasz? – podpuszczała. – Mogłabyś robić to samo w moim paryskim mieszkaniu i mieć z tego konkretne pieniądze. Co ty na to? Mnie się wydaje, że na początek styknie, nie sądzisz?
Tylko się roześmiałam. Pomagałam jej w porządkowaniu mieszkania po rodzicach, więc sporo czasu spędzałyśmy razem. Nie wiem, czemu Kazik miał o to pretensje, wciąż powtarzał, że zaniedbuję dom i więcej czasu spędzam z tą, jak się wyraził, lafiryndą, niż z własnym mężem. Tak jakby on co dnia gnał na złamanie karku z pracy, żeby mnie zabawiać rozmową! Jeśli chodzi o ścisłość, zauważyłam raczej odwrotną tendencję. To nie mogę jej do nas zaprosić?
– Chodzi o to – mruczał ze złością – że ta kobieta ma na ciebie zły wpływ. Sama wiesz, jaką miała przeszłość.
– A co ty, Kazik – odparłam z lekka poirytowana – zabawiasz się w mojego tatusia czy robisz teraz za lokalną przyzwoitkę?
– O! – sapnął z satysfakcją.– Kiedyś nie odezwałabyś się do mnie w ten sposób! Sama widzisz, jak to działa, ten bezczelny tupet jest zaraźliwy.
Chyba rzeczywiście nabrałam trochę więcej pewności siebie, ale wcale nie uważałam, że to coś złego. Sporo rozmawiałyśmy o sobie, o swoich pragnieniach, o marzeniach, które nigdy się nie spełniły. Słuchałam opowieści Moni, mogłam się też wygadać, i to szczerze, a tego nie robiłam od lat. Naprawdę żałowałam, że Monia nie zostanie w mieście, a to już było raczej pewne. Brakowało mi przyjaciółki.
– Ona nie jest twoją przyjaciółką, kotku – stwierdził Kazik, kiedy spytałam go, czy mogę zaprosić Monię na przyjęcie z okazji rocznicy ślubu. – Ta kobieta zajmowała się nierządem i jej obecność na naszej uroczystości byłaby grubym nietaktem.
– W stosunku do czego? – próbowałam ogarnąć jego rozumowanie.
– Do świętego sakramentu, jakim jest małżeństwo, do cholery! – podniósł głos. – Co z tobą, kobieto, żebym ci musiał takie rzeczy tłumaczyć?
– Po pierwsze, Monia nie zajmowała się żadnym nierządem… Co to w ogóle za słowo?! A po drugie, od kiedy to ty się taki święty zrobiłeś? O ile pamiętam, kiedy się pobieraliśmy, preferowałeś światopogląd marksistowski i kto wie, gdyby nie porozumienia sierpniowe, pewnie zostałbyś członkiem jedynej słusznej partii.
– Nie życzę sobie tego śmiecia w naszym domu! – krzyknął Kazik. – Zrozumiano?
Naprawdę było mi strasznie przykro, że najbliższy mi człowiek okazał się bucem. Czy rzeczywiście powinnam świętować rocznicę małżeństwa z takim kimś, czy raczej opuścić na błąd młodości kurtynę milczenia? Czułam się zażenowana całą sytuacją, bo zdążyłam już zaprosić Monikę i teraz musiałam wymyślić wiarygodne kłamstwo, by broń Boże, nie pojawiła się w naszym domu.
Tylko co właściwie miałam jej powiedzieć?
Wszystkie wykręty brzmiałyby fałszywie, a ja nie widziałam powodu, by się poniżać, osłaniając chamstwo Kazika. Postanowiłam powiedzieć prawdę.
– Kazik się nie zgadza na twoją obecność na imprezie, Monia – poinformowałam więc przyjaciółkę. – Przykro mi, że się na tobie odgrywa. Myślę, że chodzi o to, że go spławiłaś, gdy się przystawiał.
– Powiedział ci? – spytała ze zdziwieniem. – Byłam pewna, że nie będzie się tym chwalił.
– Przecież to było wieki temu – wzruszyłam ramionami. – Zresztą wiem to od ciebie, nie pamiętasz, jak mi opowiadałaś? Razem się z Kazika wtedy śmiałyśmy…
Monia w zamyśleniu pokręciła głową i popatrzyła na mnie jakoś dziwnie.
– A niech tam – powiedziała po chwili milczenia. – Szczerość za szczerość. Kazik dostawiał się do mnie już tutaj. Przedwczoraj jakby nigdy nic przylazł i zaproponował mi niezobowiązujący seks, jak się wyraził. Twierdził nawet, że jeśli czułabym się niezręcznie w mieszkaniu świętej pamięci rodziców, może wynająć pokój w motelu. Chyba uznał, że upadłam już wystarczająco nisko, by się skusić na takie ciacho jak on. Przepraszam, Gośka – zreflektowała się. – Ale nikt nie lubi być traktowany w ten sposób, rozumiesz.
Wzruszyłam ramionami; dziwne, jakoś nie czułam się urażona. Bardziej zszokowana tym, że mój świątobliwy ostatnio małżonek przeprowadził podobną akcję. Monia chyba wyczuła moje wątpliwości, bo podsunęła mi pod nos swój telefon komórkowy.
– Tu są jego SMS-y. Nie grzeszy chłop subtelnością, jak widzisz.
Wpatrywałam się w ekran telefonu jak zahipnotyzowana. Mój mąż w krótkich, ordynarnych słowach proponował seks kobiecie, którą wobec mnie oskarżał o złe prowadzenie. Co za obłuda, normalnie było mi słabo.
– Potrzebujesz jeszcze sprzątaczki w tym twoim paryskim mieszkaniu, Monia? – spytałam po dłuższej chwili.
– Jasne – Monika skinęła głową. – Jeśli się zdecydujesz, wyjeżdżamy za dwa tygodnie.
– Już się zdecydowałam.
Prawda jest taka, że chyba powinnam w końcu ruszyć tyłek z tego grajdołka i pozwiedzać świat. Dobrze byłoby też przemyśleć parę ważnych spraw w samotności.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”