„Mąż wypominał wydatki na jedzenie i dzieci, a za plecami topił fortunę w prostytutkach, alkoholu i kokainie”

Mąż wydawał fortunę na prostytutki i narkotyki fot. Adobe Stock, DC Studio
Samochód tego gnojka stanął pod mocno oświetloną willą. Nad wejściem migotał napis „Night Club”. Znałem to miejsce jeszcze z czasów pracy w policji. Tego typu przedsiębiorstwo było tu chyba od zawsze. Ale klub nocny oczywiście skrywał drugie dno...
/ 23.02.2022 06:18
Mąż wydawał fortunę na prostytutki i narkotyki fot. Adobe Stock, DC Studio

– Pamiętasz Weronikę, moją przyjaciółkę?

– Pamiętam – uśmiechnąłem się. – Tylko że poprzednio nie wyrażałaś się o niej jako o przyjaciółce, ale koleżance. Zbliżyłyście się do siebie ostatnio tak mocno?

– Nie musisz być zgryźliwy – Magda wydęła lekko wargi, udając rozgniewaną.

Uwielbiałem takie jej gierki, były naprawdę urocze

– No dobrze, może nie jest bardzo bliską przyjaciółką, ale znamy się i ją lubię.

Westchnąłem. Taki wstęp mógł oznaczać dwie rzeczy: albo moje kochanie chce mi opowiedzieć o nieszczęśliwym życiu koleżanki, albo, co gorsza… I chodziło właśnie o to „co gorsza”.

– Ona potrzebuje pomocy dobrego detektywa. A nie znam lepszego od ciebie.

– A ilu znasz w ogóle? – mruknąłem.

– Nie czepiaj się słówek! – napomniała mnie. – Pomożesz? Oczywiście Weronika jest gotowa zapłacić. Wprawdzie ma problemy finansowe, ale…

Machnąłem niecierpliwie ręką, przerywając jej. Nie cierpię pracować dla znajomych, bo wtedy jakoś trudno upomnieć się o pełne honorarium.

– Najpierw muszę się dowiedzieć, co to za sprawa i dopiero zdecyduję, co dalej.

– Dobrze, w takim razie posłuchaj…

Znów uciszyłem Magdę gestem.

– Niech ta Weronika przyjdzie do mnie jutro po piętnastej. Ty mi to dzisiaj opowiesz, a ona i tak będzie musiała naświetlać sprawę od początku. Powiedz tylko, czy chodzi o jej męża?

– Skąd wiesz? Jesteś genialny!

– Proszę cię – powiedziałem błagalnie. – Nie próbuj mnie nastroić życzliwie pochlebstwami. Jeśli kobieta prosi znajomego detektywa o pomoc dla koleżanki, musi chodzić o faceta. Po prostu musi! A ja kojarzę w dodatku, że ona jest mężatką. Zatem idzie o męża?

Magda pokiwała głową.

– Tak. I ma straszne problemy z tym gościem. Nie uwierzysz…

– Uwierzę, uwierzę – nie dałem jej dokończyć. – Ale to już jutro. Może ten wieczór poświęcimy sobie?

Zjawiła się kwadrans po trzeciej. To była ładna, miła kobieta, w wieku Magdy, ale teraz wyglądała na starszą. Życie musiało jej dać ostatnio w kość, bo pamiętałem, że przy poprzednim spotkaniu prezentowała się o wiele lepiej. Wprawdzie już wtedy miała zmęczone, nieco smutne oczy, ale potrafiła się uśmiechnąć, powiedzieć coś zabawnego. Teraz siedziała przede mną z przygnębioną twarzą i ziemistą cerą.

Po przebijającym się przez dobre perfumy zapachu mogłem odgadnąć, że sporo ostatnio pali.

– Magda uprzedziła, że chodzi o pani męża. – Jakoś nie było dotąd okazji przejść na „ty”, więc zachowywałem grzecznościowe formy.

Zresztą, chyba tak wolałem. To pozwalało na dystans do problemu. Pokiwała głową, a potem zaczęła opowiadać... Szczerze mówiąc, do tej chwili byłem pewien, że chodzi o podejrzenie zdrady. Ale, jak się okazało, ewentualna niewierność męża stanowiła tylko pewien wycinek problemu, aczkolwiek dla klientki bardzo ważny i bolesny. Już w myślach tak ją właśnie zacząłem nazywać – klientka – bo wiedziałem, że muszę jej pomóc, choć nie cierpię tego typu spraw.

– To się zaczęło jakieś trzy lata po ślubie – mówiła. – Zaraz po tym, jak się urodziła Aneczka. W mojego męża jakby diabeł wstąpił. Przedtem też miał różne wyskoki, potrafił wracać do domu późno, nie odbierać telefonu, ale zawsze miał jakieś dobre wytłumaczenie. W każdym razie, wierzyłam mu…

– A może raczej bardzo chciała pani wierzyć?

– Pewnie tak – zgodziła się. – Teraz to nieważne. Ale kiedy urodziłam dziecko, przestał się w ogóle krępować…

Ta część była mi doskonale znana z innych dochodzeń

Mężczyzna uznaje, że kobieta została już uwiązana w domu, traktuje dziecko jak kotwicę i gwarant tego, że może się czuć bezpieczny. Po pierwsze, partnerka nie stanowi w tym momencie obiektu zainteresowania innych mężczyzn, nie może się przecież nawet spokojnie ruszyć z domu. Po drugie, sama nie ma możliwości kontrolować kochanego małżonka, bo przecież większość czasu musi spędzać przy potomstwie.

Po trzecie, najczęściej staje się od niego uzależniona finansowo i przestaje mieć wiele do powiedzenia. To wszystko upewnia męża, że może sobie pozwolić naprawdę na wiele. I tak to później zostaje już na lata. Ale tutaj mieliśmy do czynienia z czymś więcej. Bo parę miesięcy wcześniej Weronikę odwiedził komornik. Przedstawił jej roszczenia pięciu osób, którym jej mąż był winien niebagatelne sumy.

– Zupełnie nie wiem, o co chodzi… – westchnęła, starając się opanować drżenie głosu. – Karol prowadzi firmę, rzeczywiście nie idzie mu rewelacyjnie, szczególnie ostatnio, ale zapewniał, że wszystko ma pod kontrolą. A komornik powiedział, że to, z czym przyszedł, to wcale nie jest koniec. I na razie chcą mi wejść na pobory. Ale jeśli mąż nie ureguluje w wyznaczonym terminie należności, będą licytować nasz dom i wszystko, co się da.

– Jak mąż zareagował na to wszystko?

Wzruszyła ramionami. Zrobił to, czego się spodziewałem. Wpadł w gniew, krzyczał, wyklinał na niecierpliwych wierzycieli, zapewniał, że to wszystko nie jego wina.

– Najgorsze, że ten jego interes przez jakiś czas nieźle funkcjonował – mówiła Weronika. – Ale on zawsze miał problemy z pieniędzmi. Choćby nie wiem, ile zarobił, przepuszczał wszystko nie wiadomo na co. Twierdził, że inwestuje, opowiadał o tym, jak go oszukiwano… Ale ja wiem swoje. Tyle forsy musi tracić na coś konkretnego.

– Myśli pani o kochankach?

Ściągnęła wargi w wąską kreskę

Tak, kochanki też jej przychodziły do głowy. I na pewno jakieś były. Ale kwoty, jakie był winien jej mąż, były zbyt duże, by mogło chodzić tylko o utrzymanie kobiet.

– Mam tego dość – powiedziała, ocierając kącik oka.

Podziwiałem ją. Klientki z reguły płakały, opowiadając takie rzeczy. Ale w jej przypadku chyba bardziej niż niewierność męża przerażała ją perspektywa utraty dorobku życia.

– Nie poradzę sobie sama. Nie mam nawet prawa jazdy i samochodu, więc możliwości obserwowania go są ograniczone. A poza tym, muszę się zajmować Aneczką. Cierpi na autyzm, wymaga nieustannej uwagi i opieki. A ten… – przełknęła inwektywę. – A mąż z tego korzysta. Pomoże mi pan? – padło wreszcie pytanie. – Nie wiem, może powinnam się z nim rozwieść, zanim będzie za późno?

Pokiwałem głową. Pewnie, że jej pomogę. Tyle że wiele na tym pewnie nie zarobię… Zacząłem od sprawdzenia firmy tego Karola. Nie figurowała w rejestrze dłużników, przynajmniej jako byt prawny. Bo sam jej właściciel już jak najbardziej tam się znajdował. Ale było tylko kwestią czasu, kiedy zostanie ogłoszone, że przedsiębiorstwo utraciło płynność finansową. A to oznacza bankructwo.

W końcu pół miliona długów, jakich narobił Karol, to poważna sprawa. A wszystko wskazywało na to, że to nie koniec, bo w sądach toczyły się kolejne sprawy, których przed żoną nie był w stanie już ukryć. Coś tu było nie tak. Nie wyglądało mi to na zwykłe malwersacje, bo z kradzieży złodziej przynajmniej coś ma. A tu odnosiłem wrażenie, że pieniądze znikają w studni bez dna.

Udałem się do starych kumpli z policji

I dzięki ich pomocy, sprawa zaczęła mi się troszeczkę rozjaśniać. Po rozmowie z Marcinem, pracującym w wydziale kryminalnym, zadzwoniłem do klientki.

– Przepraszam, ale muszę o coś zapytać. Czy zna pani przestępczą przeszłość swojego męża?

Po drugiej stronie panowało przez chwilę milczenie, dopiero po dobrych kilkunastu sekundach padło pytanie:

– Słucham?!

– Pani mąż w latach młodości był notowany w związku z rozprowadzaniem narkotyków. Miał nawet proces, ale wykręcił się, idąc na współpracę z prokuraturą i sypiąc kumpli.

– Nic mi o tym nie mówił – odparła.

Nie mówił? Jakoś mnie to nie dziwiło. Wzorowy obywatel, cholera! Wielki biznesmen. Marcin powiedział mi jeszcze, że Karolek w chwili zatrzymania bez wątpienia był też uzależniony od narkotyków.

– Prawdę mówiąc, każda kobieta powinna mieć możliwość sprawdzenia mężulka przed ślubem – powiedział jeszcze. – To prawnie wykluczone, ale parę fajnych babeczek uniknęłoby problemów, gdyby wiedziały, z kim się wiążą. Świat roi się od różnych gagatków, a większość z nich znakomicie się maskuje. Przynajmniej do czasu.

Nie pozostało mi nic innego, jak poobserwować bezpośrednio Karolka. Jako doświadczony glina, wiedziałem już doskonale, że gość musi mieć naprawdę sporo za uszami. Tyle że przez parę pierwszych dni nic się nie działo. Jechał do firmy, potem miał jakieś spotkania, wracał do domu. Zwróciłem wprawdzie uwagę, że chwilami wydaje się mocno pobudzony, jeździ zatłoczonymi ulicami jak wariat, ale niewiele ponad to.

Nie on jeden miał przecież zwyczaj traktować ulice jak tor wyścigowy. Tyle że on czasem jeździł jak szaleniec, ale też często zupełnie normalnie. To mnie naprowadziło na pewną myśl, która mogła to tłumaczyć, ale musiałem to najpierw sprawdzić.

Okazja nadarzyła się w następnym tygodniu

W czwartkowy wieczór otrzymałem od Weroniki SMS: „Wychodzi na spotkanie biznesowe. Może pan zdąży, zanim odjedzie. Na razie się szykuje”. Spotkanie biznesowe o dwudziestej? Może tak, może nie. Zebrałem się czym prędzej, a w drodze zadzwoniłem do Magdy.

– Kochanie, dzisiaj się chyba nie zobaczymy. Jadę obserwować tego gagatka.

– Jasne, skarbie – usłyszałem ciężkie westchnienie, ale przecież nie mogła mieć pretensji, skoro sama mi tę robotę wcisnęła.

Zdążyłem dosłownie w ostatniej chwili. W zapadającym mroku zobaczyłem delikwenta wsiadającego do samochodu. Po chwili mknęliśmy ulicami. Biznesowe spotkanie – wedle mojej najlepszej wiedzy – powinno odbywać się w jakiejś dobrej restauracji w centrum, a najlepiej w rynku. Tymczasem mój „podopieczny” zmierzał raczej w stronę obrzeży miasta. To było zastanawiające. Kiedy wjechaliśmy w dzielnicę willową, dobrze mi znaną, miałem już pewność, dokąd zmierzamy. I nie pomyliłem się.

Samochód Karolka stanął pod mocno oświetloną willą. Nad wejściem migotał napis „Night Club”. Znałem to miejsce jeszcze z czasów pracy w policji. Tego typu przedsiębiorstwo było tu chyba od zawsze. Elegancka nazwa „Night Club” oczywiście skrywała drugie dno. Karolek wszedł do środka, a ja odczekałem pięć minut, zanim poszedłem jego śladem. Założyłem tylko okulary z kamerą i włączyłem nagrywanie. Zadzwoniłem, otworzył mi kwadratowy koleś.

– Pan do kogo?

– Chciałbym wejść. Po prostu wejść i się rozerwać – odparłem.

– A masz, przyjacielu, kartę wstępu?

Karta wstępu… Nieźle. Jak widać, interes się rozwija.

– Mam – wręczyłem mu stówę.

Spojrzał na banknot i skrzywił się.

– Stempel już nieważny – mruknął.

Dodałem pięćdziesiątkę.

– Brakuje jeszcze fotografii i… – zaczął.

– Nie przeginaj! – przerwałem mu.

– Skubać też trzeba z umiarem.

Jak na wykidajłę, był całkiem bystry i dowcipny. A za dodatkową pięćdziesiątkę wskazał mi miejsce, gdzie mogłem znaleźć Karola.

– A pan co? – zainteresował się. – Przyjaciel czy gość na imprezkę?

– Zazdrosny kochanek – odparowałem, a kwadraciak się roześmiał.

Wszedłem do środka. Tak, mąż Weroniki rzeczywiście miał spotkanie. Ale czy można je nazwać biznesowym? Jeśli nawet chodziło o interes, to raczej niezwiązany z zasadniczą działalnością jego firmy. Kiedy wszedłem do drugiej sali, zobaczyłem, jak w otoczeniu panienek i kumpli wciąga z blatu szklanego stolika biały proszek usypany w zgrabną kreskę.

Potwierdziły się moje najgorsze podejrzenia

I zrobiło mi się żal jego żony. Tymczasem Karol, ożywiony narkotykiem, chwycił za rękę najbliższą pannę i pociągnął ją w stronę schodów prowadzących na górę przy okrzykach i aplauzie pozostałych uczestników zabawy. Przyjrzałem się mężczyznom. Wszyscy mniej więcej w wieku męża klientki, wyglądający na tak zwanych biznesmenów. Ciekawe, czy mieli podobne problemy, jak ich jurny kumpel?

Więcej kokainowych kresek nigdzie nie widziałem. Być może tylko on szedł tak na całość. Weronika była blada, kiedy patrzyła na ekran laptopa, na którym wyświetlałem nagranie z klubu.

– Gdzie to było? – spytała przez zęby.

Wyglądała tak, że obawiałem się, iż może mi tu zaraz zejść na serce. Magda podeszła do niej z tyłu, otoczyła ją ramionami. Obie chciały, aby moja narzeczona brała udział w tej rozmowie. Z początku krzywiłem się, nie powinno się mieszać spraw osobistych z pracą aż do tego stopnia, ale teraz byłem nawet zadowolony. Sam nie mógłbym pocieszyć kobiety.

– Takie miejsce nazywa się łagodnie domem publicznym, a zwyczajnie – burdelem.

– To już wiem, gdzie mój mąż topi pieniądze – powiedziała z goryczą. – I ktoś taki ma czelność mnie dotykać, albo wypominać, że za dużo wydajemy: że za drogie jedzenie, za drogie zabawki dla dziecka i za dużo wyjść na kinderbale! Sam wszystko przepuszcza na panienki!

– Niezupełnie – pokręciłem głową, a obie panie spojrzały na mnie zaskoczone. – Niezupełnie wszystko przepuszcza na prostytutki i być może jakieś kochanki, że się tak wyrażę, stacjonarne. Zdaje mi się, że większość gotówki jednak wciąga nosem.

– Nie rozumiem – powiedziała z irytacją Magda. – Na żarty ci się zebrało? W takiej chwili?

– Jestem jak najdalszy od żartów, kochanie. Ale widziałaś, jak Karol z wprawą wciągnął kreskę kokainy? Podczas tego wieczoru zażył jeszcze jedną taką, zanim wyszedłem. A byłem tam tylko przez godzinę. A zatem jest przyzwyczajony i wprawiony, bo mnie jedna czwarta takiej dawki wysłałaby na ostry dyżur i odtrucie. Pani Weroniko, czy nie zauważyła pani nic podejrzanego?

Tak, jak się spodziewałem, nie zauważyła. Owszem, Karol bywał czasem pobudzony, wylewał z siebie mnóstwo słów, momentami wręcz bredził, ale składała to na karb jego chaotycznej natury. Pociągał nosem, to zauważyła i ją to irytowało. Miewał też napady kaszlu i dziwnie często chorował na krtań i zapalenie płuc. W sumie nic takiego, czego nie można racjonalnie wytłumaczyć czy to alergią, czy słabym zdrowiem. Z kokainistami już tak jest.

Dla najbliższych ich uzależnienie staje się widoczne dopiero, kiedy pokazuje im się je palcem. Wtedy puzzle zaczynają się układać w spójną całość. Ćpanie tłumaczyło także epizody jego wariackich rajdów samochodem po mieście.

– Nawet sobie pani nie wyobraża, ile kosztuje takie uzależnienie – powiedziałem. – Kokaina to drogi narkotyk. A jeśli się ją zażywa często, niesamowicie drogi. Mąż powinien poddać się terapii…

– Nie interesuje mnie to – warknęła Weronika.

Już się trochę pozbierała.

– Myśli pan, że to, co pan nagrał, będzie dobrym materiałem dowodowym w sądzie?

– Chcesz się rozwieść? – spytała Magda. – A może… – umilkła natychmiast, bo zgromiłem ją spojrzeniem.

To nie jej życie, niech sobie daruje dobre rady.

– A ty byś się nie rozwiodła, gdybyś zobaczyła, co wyprawia twój mąż, w dodatku w chwili, kiedy nie masz pieniędzy i grozi ci bankructwo?! Jak mogłam tego nie widzieć?! Jak mogłam być taka ślepa. To co pan powie o rozwodzie?

– Myślę, że z takim materiałem każdy sąd orzeknie rozwód z winy pozwanego – odparłem krótko.

Wreszcie się rozpłakała, a mnie zrobiło się jej żal jeszcze bardziej niż przedtem. Powinna wziąć ten rozwód, i to jak najszybciej, żeby uniknąć przynajmniej części roszczeń dłużników, którzy jeszcze się do niej zgłoszą.

– Ile jestem winna, panie Marku? – spytała, kiedy się trochę uspokoiła. – Magda wprawdzie mówiła, że mogę u pana liczyć na jakieś zniżki, ale nie oczekuję specjalnego traktowania. Proszę podać cenę, przy moich problemach finansowych te dwa czy trzy tysiące…

– Trzysta złotych – przerwałem jej. – Należy się trzysta złotych.

Wytrzeszczyła na mnie oczy.

– Żartuje pan? Przecież stawka dzienna jest…

– Podliczam panią po kosztach – odparłem. – Przy czym dwieście złotych to jest to, co musiałem dać gorylowi w klubie. A resztę liczę za benzynę. Proszę się ze mną nie kłócić! – rzuciłem ostro, widząc, że zbiera się dyskutować. – Komu jak komu, ale pani pieniądze się na pewno przydadzą. Nie miałbym w tej sytuacji sumienia brać więcej. Proszę mi tylko obiecać, że zrobi pani wszystko, biorąc pod uwagę interes swój i dziecka, a nie tego ćpuna i dziwkarza.

Za pełne wdzięczności oraz podziwu spojrzenie Magdy, jakim mnie obdarzyła w tym momencie, gotów byłbym nawet dopłacić do tej sprawy…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA