„Mąż wyliczał mi każdą złotówkę, a córce żałował nawet na spinki do włosów. Ciągle wypominał, że beze mnie było mu lepiej"

Mąż wydziela mi pieniądze fot. Adobe Stock, peopleimages.com
„– Jak będziesz mieć swoje pieniądze, to będziesz je przepuszczać. A póki jesteś na moim utrzymaniu, to ja decyduję, ile i na co wydajemy".
/ 05.01.2023 14:30
Mąż wydziela mi pieniądze fot. Adobe Stock, peopleimages.com

Przemoc! Często się o tym mówi. Choć zwykle dotyczy maltretowania, bicia, kłopotów w pracy. Ale jest i inny rodzaj. Ten ukryty. Pozornie wszystko wygląda dobrze. Ale stres i strach osaczają cię, rządzą twoimi myślami. Wiem, bo żyłam tak latami.

Zaszczuta jak pies

W sklepie była promocja typu „trzy produkty w cenie jednego”. Stałam przed półką i zastanawiałam się, jak to zrobić, żeby jakoś realnie zaoszczędzić te pieniądze. Ale nic nie wymyśliłam – Patryk rozliczał mnie z paragonów. Westchnęłam z rezygnacją i zaniosłam do kasy jedno masło.

Nie chciało mi się oszczędzać, wykorzystując promocję, skoro nic z tego nie miałam. Do tego nie miałam siły potem tłumaczyć mężowi, dlaczego kupiłam trzy kostki masła naraz. Kiedyś myślałam, że oszczędność jest oczywista dla wszystkich, ale on i tak był niezadowolony, że wydałam za dużo pieniędzy. Jego pieniędzy.

Po drodze ze sklepu poszłam odebrać Nikolę. W szatni zauważyłam, że jej kapcie poprzecierały się na palcach. Wiedziałam, co mnie czeka w domu: proszenie męża o pieniądze na nową parę.

– Przepraszam! – zawołał nagle ktoś za mną. – Pani jest mamą Nikoli, tak?

Kiwnęłam grzecznie głową, a kobieta w fartuchu woźnej podeszła bliżej.

– Rano mąż odprowadzał córkę i wypadło mu pięćdziesiąt złotych – powiedziała, po czym wyjęła z kieszeni niebieski banknot. – Proszę, niech pani weźmie, bo ja nie zdążyłam go wtedy dogonić.

Byłam wstrząśnięta jej uczciwością i wylewnie jej podziękowałam. Schowałam pięć dych do torebki, zerkając na Nikolę, czy usłyszała tę rozmowę. Córeczka mocowała się właśnie z rzepami przy bucikach i nie wyglądało, żeby zwracała na nas uwagę. Więc może…

Zaczęłam gorączkowo myśleć. Oto z nieba spadło mi pięćdziesiąt złotych! Mogłam je mieć tylko dla siebie! Iść do sklepu i kupić sobie, co tylko chciałam! Ale zaraz przyszła myśl, która sprowadziła mnie na ziemię. A co, jeśli Nikola powie ojcu, że mam dla niego pieniądze? Albo, co gorsze, woźna, kiedy go zobaczy następnym razem, sama mu o tym wspomni?

Kiedy doszłyśmy do domu, wiedziałam już, że nie kupię sobie nawet kremu do rąk. Musiałam oddać pieniądze Patrykowi, nie było wyjścia. Prędzej czy później dowiedziałby się, że je miałam i nawet nie chciałam sobie wyobrażać, jak by zareagował. Kiedy kładłam na stole banknot, czułam niemal fizyczny ból. Tyle rzeczy mogłam za niego mieć!

Czasami wchodziłam do drogerii i oglądałam różne kosmetyki do makijażu, wąchałam perfumy, wcierałam w twarz i ręce testery kremów. Raz, kiedy Patryk był u matki, umalowałam się cieniami i kredkami, usta pociągnęłam szminką i spryskałam się wodą toaletową. A potem poszłam na spacer promenadą i udawałam, że jestem na swoim miejscu wśród tych wszystkich eleganckich, ładnie ubranych kobiet.

Żałowałam tylko, że nie mogłam sobie zrobić zdjęcia. Patryk by je zobaczył i zaczął wypytywać jak na przesłuchaniu. Już raz przyłapał mnie na chodzeniu w pożyczonej od koleżanki bluzce. Nie sądziłam, że w ogóle ją zauważy.

– Co masz na sobie? – zapytał przyglądając mi się krytycznie.

– Marzena mi pożyczyła – pogładziłam niemal czule zieloną bluzeczkę.

– Oddaj jej to natychmiast! – był wyraźnie rozdrażniony. – Czy ty widziałaś, żebym ja pożyczał ubrania od kolegów?

Miałam ochotę odpowiedzieć mu, że nie, bo on nie ma ani jednego kolegi, ale tylko zapytałam, dlaczego mu się nie podoba pożyczony ciuch.

– Ciuch jak ciuch – prychnął pogardliwie. – Chodzi o to, co ty wyprawiasz! Co sobie Marzena pomyśli? Że nie masz w czym chodzić? Że my żebracy jesteśmy? Może jeszcze ci załatwi darmowe obiady albo worek starych szmat z Caritasu?

Zaczął się nakręcać i poczułam się okropnie zmęczona. Nie bałam się go. Nie podniósł na mnie ręki, nie krzyczał, ale miał taki ton… Kiedy był zły, ciągle gadał, robił mi wyrzuty, podliczał, ile jego pieniędzy przepuściłam i wypominał, że beze mnie było mu lepiej. Byłam w stresie. Z czasem nauczyłam się tego nie słuchać, chociaż musiałam uważać, żeby mieć odpowiednią minę. Patryk nie mógł wiedzieć, że go ignoruję, więc spuszczałam oczy i mamrotałam przeprosiny.

Gdybym tego nie robiła, ukarałabym sama siebie.

Raz mu się postawiłam

Odgryzłam się, że jest skąpy, chociaż zarabia zupełnie normalnie i moglibyśmy czasem gdzieś wyjść albo kupić coś, co ja wybrałam do domu.

– Jak będziesz mieć swoje pieniądze, to będziesz je przepuszczać – syknął. – A póki jesteś na moim utrzymaniu, to ja decyduję, ile i na co wydajemy.

Nikola miała wtedy osiem miesięcy i gdybym nawet poszła do pracy, za żłobek albo nianię zapłacilibyśmy fortunę. Kiedy córka poszła do przedszkola, zaczęłam rozglądać się za pracą. Znalazłam nawet second hand, w którym szukali sprzedawczyni i się zgłosiłam. Myślałam, że Patryk się ucieszy, że go odciążę finansowo.

Przecież zawsze na wszystko mi wydzielał co do grosza, rozliczał mnie z każdego paragonu, wiecznie podkreślał, że sam utrzymuje trzy osoby.

– Świetnie! – rzucił z miną, której daleko było do entuzjazmu. – Kiedy dostaniesz pierwszą pensję? Rozliczę czynsz i media, żebyś mogła zapłacić swoją połowę. No i oczywiście połowę utrzymania Nikoli.

– Co? – zgłupiałam. – Myślałam, że…

– Że co? – wpadł mi w słowo. – Że będziesz sobie mogła wydawać swoją pensję na pierdoły, a ja dalej będę utrzymywał całą rodzinę? No chyba nie! Idziesz do pracy, więc nie ma powodu, żebym dłużej na ciebie harował. Podobno mamy równouprawnienie, co nie?

Zostałam w tej pracy przez trzy miesiące. To było bez sensu. Pracowałam na zmiany i nie mogłam tego pogodzić z odbieraniem Nikoli z przedszkola, w domu nic nie było zrobione i nieraz kiedy wracałam po dziewiętnastej, zastawałam męża obrażonego, że musiał jeść obiad z mrożonki.

No i kompletnie nic z tego nie miałam, bo Patryk pokazał mi, ile kosztuje czynsz, prąd, kablówka i abonament telefoniczny.

– A co? Spodziewałaś się, że to jest za darmo? – roześmiał się nieprzyjemnie.

A potem zażądał połowy całej kwoty rachunków. Kiedy mu ją oddałam, zostało mi… dwanaście złotych i grosz…

Zrezygnowałam z pracy

Wróciliśmy do starych zwyczajów – on utrzymywał dom, ja byłam gosposią na cały etat. Zapłaciłam jednak za mój zryw wolnościowy. Od tamtego czasu Patryk jeszcze oszczędniej gospodarował pieniędzmi. Musiałam go niemal błagać o nowe kozaki, bo w starych pękła podeszwa i przemakały. Na kosmetyki i przyjemności nie miałam szans – to był zbyteczny wydatek, zdaniem męża.

Dziecko też miało mieć najtańsze rzeczy i za każdym razem, kiedy z czegoś wyrastało albo niszczyło, Patryk okazywał niezadowolenie, jakby to była moja wina. Ale jakie miałam wyjście? Nikola musiała mieć nową kurtkę, buty, nawet głupie spinki do włosów, więc pokornie za każdym razem tłumaczyłam małżonkowi, na co potrzebuję tych stu, czterdziestu czy nawet ośmiu złotych. Te dyskusje potrafiły ciągnąć się całymi popołudniami.

– Może po prostu zetnij jej włosy? – zasugerował, kiedy znalazł na paragonie pozycję „komplet spinek”.

– Daj spokój. Ona chce mieć długie jak jej koleżanki – zaprotestowałam.

– A ja chcę mieć willę z jacuzzi – odparował, a ja zagryzłam wargę.

– Naprawdę musi mieć tyle tych pierdółek do włosów? Dopiero jej coś kupowałaś.

– Gumki – szepnęłam, coraz bardziej zrezygnowana.

To było absurdalne i upokarzające, ale nie miałam wyjścia. Musiałam jakoś czesać córkę, a nie miałam własnych pieniędzy. Ba, sama nie miałam na własność nawet majtek, bo przecież na wszystkie dał mi mąż. I potrafił wypominać mi, że mogłam kupić tańsze.

Czasami myślałam, żeby od niego odejść

Nie był agresywny, nie zatrzymywałby mnie. Ale na pewno walczyłby, żeby płacić jak najniższe alimenty. Jak utrzymałabym siebie i córkę z jednej pensji?

– Ale czemu miałabyś go zostawiać, córuś? – moja mama była przerażona, kiedy jej się zwierzyłam z tej myśli. – Gdzie ty takiego drugiego znajdziesz?! Przecież to wspaniały mąż i ojciec!

A potem zaczęła mi wyliczać, że przecież nigdy mnie nie uderzył, nigdy się nie upił, nie zdradzał. Jej zdaniem, był ideałem, a ja szczęściarą. Wysłuchałam mrożących krew w żyłach historii o jej siostrze i koleżankach oraz córkach koleżanek – każda z bohaterek jej opowieści miała męża potwora, damskiego boksera, pijaka albo kobieciarza.

– A ty narzekasz, bo on jest oszczędny?! Boże drogi… – zakończyła swój wywód, patrząc na mnie z potępieniem.

Nigdy więcej nikomu się nie poskarżyłam na mojego męża. Za każdym razem kiedy miałam ochotę od niego uciec, zacząć na niego wrzeszczeć albo – to też się zdarzyło – skoczyć z wiaduktu, żeby tylko nie musieć dalej z nim żyć, przypominałam sobie, że przecież nic złego mi nie robi i to ja przesadzam. O te kapcie dla Nikoli na szczęście nie musiałam długo go prosić.

Powiedział, że sam je obejrzy rano w przedszkolu i oględziny wypadły po mojej myśli, bo po południu już miałam zielone światło na zakup nowych kapci. Po przedszkolu zabrałam więc córkę na bazar do sklepu obuwniczego. Kiedy już wybrałyśmy kapcie, stanęłam przed półką z galanterią i zagapiłam się na torebki.

Przez głowę przeleciała mi myśl, że chyba nie mają zabezpieczeń, a w sklepie nie ma ochrony, więc mogłabym jedną przewiesić sobie przez ramię i po prostu z nią wyjść jak gdyby nigdy nic. Ale nie zrobiłam tego.

Nie dlatego, że brzydzę się złodziejstwem, tylko po prostu nie miałabym co potem z tą torebką zrobić. Przecież Patryk wiedział, jak wygląda moja – żebrałam o pieniądze na nią chyba z miesiąc. Natychmiast zainteresowałby się, skąd wzięłam inną. A po sytuacji z pożyczoną bluzką wiedziałam, że nawet gdybym powiedziała, że znalazłam tę torebkę pod śmietnikiem, i tak byłby wściekły, że mam coś, na co mi nie dał pieniędzy.

W domu pokazałam mu buciki i paragon, kiwnął tylko głową i odebrał resztę. Oddałam mu ją z bólem, bo akurat tyle kosztowałyby ładne kolczyki, które widziałam na wystawie obok sklepu obuwniczego. To były tanie błyskotki, ale ja i tak nie mogłam ich mieć…

– Za tydzień nasza rocznica… – odważyłam się mu przypomnieć, ciągle myśląc o kolczykach.

– Tak, wiem – odmruknął. – Upieczesz bezę?

I nagle coś we mnie wstąpiło. Nie miałam najmniejszej ochoty piec dla niego cholernej bezy! Chciałam wyjść na miasto, dostać prezent albo chociaż kwiaty! Chciałam choć raz poczuć się jak jego żona, a nie służąca czy wręcz niewolnica!

– A masz dla mnie prezent? – zapytałam, tłumiąc nerwowe drżenie.

Podniósł głowę znad czasopisma.

– A co chcesz? – zapytał obojętnie.

– Kolczyki – odpowiedziałam bez namysłu, myśląc o tanich błyskotkach z butiku.

– Masz już – odpowiedział powoli. – Nawet kilka par. Wybierz coś innego. Może jakąś spódnicę? Lubię cię w mini.

I wtedy nagle to zrozumiałam. Że nie chodzi i nigdy nie chodziło o oszczędzanie. Chodziło o kontrolę! Patryk rozliczał mnie z każdej złotówki, żeby całkowicie nade mną dominować. Byłam całkowicie od niego zależna. A on się tym upajał…

– Wiesz co? – nagle wstąpiła we mnie odwaga. – Mam gdzieś prezent od ciebie. I całe to obchodzenie rocznicy. Nie będzie mnie w domu w piątek. Kup sobie coś sam i zjedz. Aha, i odbierz Nikolę po rytmice.

Najpierw parsknął śmiechem, jakbym wygłosiła zabawny monolog, a potem zapytał, czy coś piłam. Ja jednak miałam już dość męczących dyskusji, w których on wprawdzie nawet nie podnosił głosu, ale jakoś tak to robił, że czułam się potem jakby mnie pobił. Zrozumiałam, czym było to uczucie – to było koszmarne upokorzenie. On je powodował celowo i po mistrzowsku.

– Wiesz co? – powtórzyłam. – Właściwie to nie w piątek. Już teraz wychodzę, a ty zajmij się dzieckiem. I naprawdę wyszłam.

Pojechałam do Marzeny, która chyba jako jedyna nigdy nie piała z zachwytu nad moim mężem.

– Chcesz u nas pomieszkać przez jakiś czas? – zapytała. – Pogadam z Olkiem. Ale… Co z Nikolą?

Nie martwiłam się o córkę. Wiedziałam, że w jednym moja matka miała rację: Patryk był dobrym ojcem. Potem dzwonił do mnie kilkadziesiąt razy dziennie. Najpierw stanowczo żądał, żebym wróciła, potem prosił, na koniec groził, że jeśli nie zjawię się w domu w ciągu godziny, to nie mam po co wracać.

Nie wróciłam...

Pracę znalazłam na bazarze, w sklepie zoologicznym. Mogłam wynająć pokój w mieszkaniu studenckim, ale ostatecznie zdecydowałam się dzielić opłaty z Marzeną i jej chłopakiem. Przynajmniej na razie. Złożyłam też pozew rozwodowy, jako powód podając długotrwałą przemoc ekonomiczną. Tak, jest takie pojęcie. To dokładnie to, co robił mi były już dzisiaj mąż.

Nie wszyscy o tym wiedzą, bo przemoc kojarzy się z biciem i krzykami. Ale, co najśmieszniejsze, rozwód przyniósł mi nie tylko wolność od tyrana, ale też… wolność finansową, bo nigdy nie mieliśmy intercyzy i dostałam połowę majątku, a do tego alimenty na córkę i na mnie. Ta historia to już przeszłość, dzisiaj jestem niezależna finansowo i szkolę się w nowym zawodzie, ale musiałam to w końcu z siebie wyrzucić.

O przemocy ekonomicznej prawie się nie mówi, a ona dotyka wiele osób. Dopiero adwokat powiedział mi, że Patryk nigdy nie miał racji, mówiąc, że wydaję JEGO pieniądze. Nie, to były NASZE pieniądze i nie robił mi żadnej łaski. Tak powiedziała sędzia, a ja żałuję tylko, że nie usłyszałam tego wcześniej…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA