Nigdy nie narzekałam na to, że mieszkam tu, gdzie mieszkam. Miasto, w którym się wychowałam, nie było małe, choć nie zaliczało się też do ogromnych metropolii. Na studia co prawda dojeżdżałam, ale weekendy spędzałam z rodzicami.
Lubiłam tutejszy spokój, zielone skwery, pobliski las i zgraną, zupełnie nietoksyczną społeczność. Nie musiałam się z nikim o nic szarpać, a wszyscy na osiedlu świetnie mnie znali.
Jeszcze na studiach załapałam się do pracy, w której zostałam na długie lata. Studiowałam filologię romańską i związałam się z wydawnictwem, potrzebującym regularnych tłumaczeń z języka francuskiego i włoskiego. Kiedy tłumaczyłam, znajdowałam się w swoim żywiole, dlatego też wykonywanie obowiązków zawodowych było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Choć po pół roku otrzymałam zatrudnienie na umowę o pracę, pracowałam w pełni zdalnie – w końcu siedziba wydawnictwa mieściła się w stolicy.
Choć moi znajomi, jeden po drugim, wyjeżdżali za lepszą pracą, ja nie zamierzałam się nigdzie ruszać. Moi rówieśnicy kompletnie nie rozumieli, dlaczego tak się trzymam tego miejsca.
– Nie interesują cię duże miasta? – zdziwiła się kiedyś Justyna, moja koleżanka jeszcze z liceum. Sama wybierała się na stałe do Gdańska, gdzie dostała pracę. – Przecież tam jest tyle możliwości! Tyle różnych perspektyw…
Tylko Rafał, kolega z osiedla, nigdy nie męczył mnie pytaniami o to, czy nie chciałabym gdzieś wyjechać. Nie martwił się też moim brakiem wielkich planów na przyszłość. I myślę, że to właśnie dlatego zbliżyłam się do niego na tyle, by zostać jego żoną.
Rafał był zawsze bardzo ambitny
Co by nie mówić, Rafałowi akurat nie brakowało ambicji. Choć nigdy nie krytykował mojej pracy i zamiłowania do naszego miasta, sam snuł plany, zakładające tymczasową pracę w innych zakątkach Polski. Kiedyś tak na to nie patrzyłam, ale teraz wiem, że po prostu bardzo zależało mu na pieniądzach. Bardziej nawet niż na mnie czy naszym małżeństwie.
Zwykle byliśmy zgodni, bo on codziennie poświęcał się swojej pracy w biurze dużej firmy cateringowej, ja natomiast, kiedy siadałam w ulubionym fotelu z laptopem na kolanach i zabierałam się za kolejne tłumaczenie, potrafiłam przepaść na całe godziny. Tym sposobem raczej nie wchodziliśmy sobie w drogę. Naturalnie zdarzały nam się wspólne wyjścia, ale raczej okazjonalnie. Mieliśmy przecież tyle do roboty…
Wtedy wydawało mi się, że bardzo go kocham. A już na pewno podziwiałam go za ten upór w dążeniu do celu. Bo chociaż mój mąż nieźle zarabiał, wiecznie było mu mało. Wciąż marudził, że stać go na wiele więcej, a ja jak idiotka zazdrościłam mu trochę tej niezachwianej pewności siebie i przekonania o własnej wartości.
Kiedy urodził się Filip, dużo się nim zajmowałam, a praca zdalna okazała się dla mnie prawdziwym wybawieniem. Synek stał się moim oczkiem w głowie. Rafał… cóż, twierdził, że bardzo go kocha, ale rzadko kiedy miał dla niego czas. Maluch natomiast był w niego zapatrzony jak w obrazek.
Długo uspokajałam Rafała, gdy stracił pracę, bo szef zdecydował się zatrudnić na jego miejsce kogoś z rodziny, wyciągając jakąś sprawę sprzed wielu miesięcy i obarczając Rafała odpowiedzialnością za to, że w ogóle miała miejsce.
Filip skończył już pięć lat i coraz bardziej szukał kontaktu z ojcem. Mój mąż jednak go nie dostrzegał, a przez całe dwa tygodnie chodził jak struty. Tylko wieczorami tkwił przed ekranem laptopa, zawzięcie szukając czegoś nowego. I w końcu znalazł.
– Hanka! – zawołał do mnie któregoś razu zaraz po porannej kawie. – Jadę do Anglii!
Pomysł wyjazdu nie bardzo mi się podobał
– Do Anglii? – powtórzyłam niepewnie. Przyznam, że dość mocno mnie wtedy zaskoczył.
– No, pisałem właśnie z Tomkiem… Pamiętasz Tomka? To ten kurier, który popracował w naszej firmie może z dwa miesiące. – Nie pamiętałam, ale nie zamierzałam się przyznawać, zwłaszcza że on już ciągnął dalej: – On ma tam koleżankę i ta laska podobno dwa lata temu otworzyła firmę consultingową. Wiesz, biznes się rozrósł, mają już dwie filie i teraz szukają ludzi do pracy biurowej. Zapytał, czy się na to nie piszę. No, a ja się zgodziłem.
– Aha – wykrztusiłam tylko.
– Nieźle, co? – Był wyraźnie podekscytowany.
Ja wręcz przeciwnie. Chociaż pokiwałam głową, nie czułam entuzjazmu. Perspektywa jego niedalekiego wyjazdu wcale mi się nie uśmiechała. A co ze mną? Co z Filipem?
– Na długo? – spytałam w końcu, starając się uśmiechnąć.
– No… myślę, że na stałe – potwierdził moje obawy. – Ale nic się nie martw, Hanka. Jak tylko wszystko ogarnę, przylecę po was i zamieszkamy razem. No, przecież te swoje tłumaczenia możesz robić z dowolnego miejsca.
Skrzywiłam się, bo wcale nie chciałam opuszczać Polski. Nie marzyłam też o tym, by nasz syn wychowywał się w innym kraju, skoro tu miał wszystko, czego potrzebował.
– No nie wiem…
– Hanka. – Ujął moją twarz w dłonie i uśmiechnął się zachęcająco. – Wszystko sobie zorganizujemy. A pomyśl tylko, ile to kasy więcej będzie!
Kamil bardzo mi pomagał
Nie powstrzymałam Rafała. W sumie nie próbowałam, bo widziałam, jak tego pragnie. Wyleciał więc do Anglii, a my z Filipem pożegnaliśmy go na lotnisku. Nasz synek bardzo to przeżył. I tak rzadko widywał się z tatą, a teraz… teraz miał go zobaczyć Bóg wie kiedy. Pocieszanie go nie szło mi najlepiej. Zwłaszcza że i ja czułam się trochę dziwnie. Jakoś tak niepewnie i… samotnie. Poza tym, odkąd Rafał wyjechał, wszystko w domu się psuło.
Zatkany zlew w kuchni okazał się pretekstem do odnowienia dawnej znajomości z byłym chłopakiem mojej starszej siostry, Kamilem. On, mechanik samochodowy, zawsze był bardzo zaradny, a teraz po pracy często wykonywał drobne naprawy w mieszkaniach znajomych.
To było akurat tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Kamil wiedział od mojej siostry, że mam męża i dziecko, więc nieopatrznie zapytał:
– Pewnie mam się z tym streszczać, co? – Puścił mi oko. – Mąż wraca dziś czy jutro?
– Nie wraca – mruknęłam cicho. – Mają jakąś papierkową robotę na miejscu i powiedział, że się nie wyrobi.
Spojrzał na mnie z góry.
– No, gdybym ja miał taką piękną żonę, to rzuciłbym wszystkie papiery w cholerę, byle tylko do niej wrócić.
Zarumieniłam się wtedy lekko, ale nic nie odpowiedziałam. Musiałam jednak przyznać, że całkiem polubiłam Kamila. Nie wiedziałam, czemu właściwie siostra z nim zerwała. Wydawał się naprawdę fajnym facetem. No i Filip go uwielbiał. Już wkrótce zaczął go nazywać wujkiem.
Telefon do męża pozbawił mnie złudzeń
Mijały miesiące, mijały lata, a Rafał wcale do nas nie przyjeżdżał. Za każdym razem miał jakąś wymówkę, a pod koniec trzeciego roku od wyjazdu w ogóle przestał do mnie dzwonić. Próbowałam się z nim kontaktować na różne sposoby – pisałam esemesy, dzwoniłam, wysyłałam wiadomości na Messengerze, ale bez skutku. Zupełnie, jakby zapadł się pod ziemię. Kiedy więc któregoś dnia po wybraniu jego numeru wybrzmiały tylko dwa sygnały, byłam w autentycznym szoku.
– Słucham? – To jednak nie był głos Rafała. Mało tego – rozmawiałam z kobietą.
Co robiła z moim mężem? I dlaczego w ogóle odbierała jego telefon? Przez moją głowę przemykały miliony myśli. A może to jakaś jego asystentka albo ktoś inny z pracy? Ale, skoro tak, dlaczego sam nie odbierał niemal od miesiąca, a ostatecznie dodzwoniłam się właśnie do niej?
– Z kim rozmawiam? – zapytałam może nieco ostrzej, niż wypadało.
– To raczej pani powinna się przedstawić – odpowiedziała tamta z wyraźną drwiną.
– W porządku – burknęłam, siląc się na spokój. – Powinno wystarczyć, że jestem żoną właściciela tego telefonu.
– Słucham? – Urwała na moment, a potem głośno się roześmiała. – A, ta żałosna tłumaczka z Polski? Rafał wspominał, że zostawił tam jakąś babę z bachorem… Ty dalej sądzisz, że on do ciebie wróci? Bo ja bym na to nie liczyła. Jestem z nim w ciąży, złotko. A on traktuje to teraz bardzo poważnie.
Nie wiedziałam, co dalej
Nie rozmawiałam dłużej z tą nadętą paniusią. Chociaż podświadomie podejrzewałam, że Rafał może już nigdy nie wrócić, wciąż wmawiałam sobie, że to tylko moje czarnowidztwo. Że pewnie jest bardzo zajęty, nie ma czasu się skontaktować…
Pierwszą osobą, do której zadzwoniłam, był Kamil. Kiedy usłyszał przez telefon, jak łamie mi się głos, był u mnie po dziesięciu minutach. Nie wiem, jak to zrobił, skoro warsztat miał po drugiej stronie miasta, a mieszkanie tuż obok niego.
– Rany, Haniu, co się stało? – zapytał z troską, przyglądając się moim zapuchniętym powiekom. Pomyślałam sobie, że muszę wyglądać okropnie. Dobrze, że Filip był wtedy u kolegi.
– Zostawił mnie – wykrztusiłam z trudem. – Mój mąż nie wróci. To już pewne.
Niewiele myśląc, wtuliłam się w niego i głośno rozpłakałam.
Nasze życie zaczyna się od nowa
Pierwsze trzy miesiące po tym, jak poznałam prawdę, były bardzo trudne. Zwłaszcza że po kilkunastu dniach Rafał zjawił się w Polsce – nie, nie po to, żeby wrócić, ale by porozmawiać o rozwodzie. Odzywał się do mnie tak bezczelnie, że kompletnie go nie poznawałam. Właściwie nie żałowałam, że towarzyszący mi wtedy Kamil dał mu w nos.
Najgorzej było wytłumaczyć wszystko Filipowi. Najpierw nic nie mówił – zamknął się w swoim pokoju i nie chciał z nikim rozmawiać. Potem ciągle krzyczał, złościł się kolejno na mnie, i na Rafała. Z czasem jednak się uspokoił, a kiedy Kamil obiecał mu pomóc w treningach piłki nożnej, po raz pierwszy od wielu dni na jego twarzy zagościł uśmiech.
Rozwód w końcu za mną. I choć Rafał nas zostawił, ja i Filip nie jesteśmy sami. Teraz już zawsze będziemy mogli liczyć na Kamila, który przebojem wdarł się do naszego życia.
Czytaj także:
„Maciek miał kochanek na pęczki, a mnie z żalu pękało serce. Libido odebrało mu wzrok i nie widział, co ukrywam”
„Po rozwodzie zrozumiałem, że jednak kocham żonę. Myślałem, że łatwo ją odzyskam, ale była nieugięta”
„Po ślubie moja przyjaciółka zamieniła się w pustaka. Kiedy ja opowiadam o swoich problemach, ona papla o błyskotkach”