„Mąż wyjechał do USA i założył nową rodzinę, ale teściowa pilnuje wnuka jak Cerber. Jeden mój błąd wychowawczy i będzie afera”

matka poucza nastoletniego syna fot. iStock by Getty Images, ljubaphoto
„Muszę zrobić wszystko, żeby się o tym wyskoku nie dowiedziała… Niby prosta rzecz, bo i skąd blisko siedemdziesięcioletnia kobieta miałaby się orientować w aresztowaniach nieletnich, ale doświadczenie mi mówiło, żeby zachować maksimum ostrożności. Czasami dowiadywała się o takich sprawach, że zdarzało mi się przeszukiwać mieszkanie pod kątem ukrytego podsłuchu”.
/ 29.04.2023 19:15
matka poucza nastoletniego syna fot. iStock by Getty Images, ljubaphoto

– Dzień dobry. Z tej strony komisarz Maciej N.. Czy rozmawiam z panią… – usłyszałam szelest przewracanych kartek. – Marią S.?

Po plecach przeszedł mi dreszcz. Jak to komisarz? Boże, na pewno coś się stało z moim Mikołajem!

– Zgadza się… – odpowiedziałam po chwili cicho i niepewnie. – To ja. W czym mogę panu pomóc?

– Dzwonię w sprawie pani syna…

Czy nic mu się nie stało?! – przerwałam mu przerażona.

– Proszę się uspokoić. Chłopcu nic nie jest. Mamy inny problem. Został przyłapany podczas zakupu alkoholu.

– Mikołaj kupował alkohol? – zdziwiłam się. – Ależ to niemożliwe!

No, nie wierzę własnym uszom. Zachowywałam się jak typowa matka! Mój syn kupował alkohol? Mój mały Miki? Nie, nigdy, to pomyłka! Każdy, tylko nie on. Miłość matczyna przenosi góry, ale niestety bywa ślepa.

– Tak właśnie było.

– Rozumiem… – odpowiedziałam. – Mam przyjechać na komisariat?

– Zdecydowanie tak. Trzeba podpisać zeznanie i odebrać syna. Zresztą, szczegóły omówimy na miejscu.

– W porządku – mruknęłam, choć wcale nie było w porządku. – To dokąd mam przyjechać?

– Komisariat na starym mieście.

– Dobrze. Niedługo będę. Już wsiadam do samochodu…

– W takim razie do zobaczenia – połączenie zostało przerwane.

A może nie znam własnego dziecka?

Sekundy mijały, a ja nadal nie mogłam się ruszyć. Mój piętnastoletni syn został zatrzymany. Świat się skończył. I co teraz? Boże, na pewno wyślą pismo do szkoły! A jak się teściowa dowie, ale będzie miała używanie! No nie wierzę, Mikołaja zamknęli, a ja się martwię starą wredną babą.

Odkąd Michał, ojciec Mikołaja, przeprowadził się na stałe do USA, jego matka wzięła sobie do serca prośbę swojego syna, żeby się nami opiekowała. Co tu kryć, mamy odmienną opinię na temat owej „opieki”, ale w końcu, po dobrych kilku latach, udało mi się nieco ją od nas odsunąć.

Nawet Michał, mimo że już od siedmiu lat mieszkał po drugiej stronie oceanu, zajęty nową rodziną, wiedział, że jego matka przesadza.

Muszę zrobić wszystko, żeby się o tym wyskoku nie dowiedziała… Niby prosta rzecz, bo i skąd blisko siedemdziesięcioletnia kobieta miałaby się orientować w aresztowaniach nieletnich na starym mieście, ale doświadczenie mi mówiło, żeby zachować maksimum ostrożności. Czasami dowiadywała się o takich sprawach, że zdarzało mi się przeszukiwać mieszkanie pod kątem ukrytego podsłuchu. Zaskakujące? A jednak!

Dobra, czas się zebrać i pojechać po synalka… Samotne wychowywanie Mikiego właściwie nie przysparzało mi większych kłopotów. Jakoś pogodził się z wyjazdem ojca; możliwość pochwalenia się przed kolegami regularnymi pobytami w Stanach pewnie mu to rekompensowała, zwłaszcza że miał z tego także wymierne korzyści. Angielski opanował perfekcyjnie, był nad wyraz samodzielny i odpowiedzialny. No, świetny chłopak.

Hola, hola! Czyż przed chwilą nie dostałam obuchem w łeb? Przez telefon, ale i tak zabolało. A jednak nadal pieściłam w głowie życzeniowy obraz mojego syna. Może wcale nie był ani taki odpowiedzialny, ani szczęśliwy, ani samodzielny. No nie, samodzielny, to akurat był. W końcu samodzielnie kupił wódkę. Albo whisky. Żeby było bardziej po amerykańsku. Może ja w ogóle nie znam własnego syna? Może jestem jak te tysiące matek, które dziwią się, gdy dzieje się coś złego.

Potrząsnęłam mocno głową, jakbym wierzyła, że wszystkie niepokojące, straszne myśli odpadną i odlecą w siną dal. Niestety tak to nie działało…

Chwyciłam torebkę, kluczyki i wybiegłam na parking. Nie było dużych korków, więc szybko dojechałam do centrum. Zastanawiałam się, co też Mikołaj tutaj porabiał. Środek miasta, daleko od szkoły, zupełnie nie po drodze do domu. Nawet jeżeli kupował ten alkohol, dlaczego akurat tutaj?

Minęłam portiernię, w której skierowali mnie na drugie piętro, i po chwili stanęłam przed drzwiami, na których przeczytałam tabliczkę: „Pokój przesłuchań”. Zapukałam dwa razy, ale odpowiedziała mi cisza, nikt nie zareagował. Próbowałam wejść. Zamknięte. Poszłam dalej i nacisnęłam klamkę następnego pokoju. Już bez pukania.

Przy biurku siedział mężczyzna. Całkiem przystojny, tylko minę miał mało zachęcającą do rozmowy.

– Pani do kogo? – zapytał szorstko, a ja rozpoznałam głos z telefonu.

– Komisarz N.? – popularne nazwisko, łatwe do zapamiętania. – Jestem matką Mikołaja, tego aresztowanego nastolatka…

Jednak wzbudziłam jego zainteresowanie. Na dobre oderwał się od wypełnianych dokumentów. Wstał i szybko wydostał się zza swojego biurka.

– A, to pani. Dzień dobry. Chodźmy, zaprowadzę panią do syna.

Ja jednak nie zrobiłam ani kroku.

Komisarz był dużo milszy niż wyglądał

– Czy najpierw mógłby mi pan nieco więcej powiedzieć na temat tego, co się stało? Chciałabym poznać wersję policji, zanim porozmawiam z synem.

Spojrzał na mnie uważnie.

– Dobrze, nie ma sprawy. Myślałem, że spieszy się pani do Mikołaja.

– Owszem, spieszę się, ale chciałabym wiedzieć, co się stało.

Nie odrywał ode mnie swojego bystrego spojrzenia. Przy okazji zauważyłam, że jego oczy miały wyjątkowo ładny niebieski kolor, jak u tego aktora w tym serialu… O czym ja, do cholery, myślę?! Samotność mi nie służy.

– Właściwie to niby nic wielkiego. Syn kupił butelkę wódki, a że miał pecha, a może szczęście, trafił do sklepu, który monitorujemy. Sprzedawca już jakiś czas temu trafił na naszą czarną listę, bo mieliśmy podejrzenia, że sprzedaje napoje wyskokowe dzieciakom. No i został złapany na gorącym uczynku. Pani syn kupił od niego pół litra czystej. I tyle. Musieliśmy go zatrzymać i powiadomić rodziców. Przez jakąś godzinę utrzymywał, że rodzice są w Stanach, a nim opiekuje się w tej chwili niepełnosprawna babcia, ale wie pani – uśmiechnął się chytrze – co byliby z nas za policjanci, gdybyśmy nie umieli poradzić sobie z nastolatkiem.

Jego ojciec jest w Stanach – wtrąciłam lekko urażona, czując się w obowiązku wytłumaczyć, że kłamstwo mojego syna było tylko połowicznym kłamstwem. Tylko? Mój Boże… Ślepa miłość, ślepa jak kret.

– Ale to pani mieszka z synem.

– Zgadza się. A babcia nie jest niepełnosprawna – westchnęłam.

Komisarz uśmiechnął się, tym razem szczerze. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja przez moment zapomniałam, dlaczego tu jestem. Naprawdę miał niesamowity kolor tych tęczówek. Lazurowy jak morze. Gdyby mnie przesłuchiwał w jakiejś sprawie, wszystko bym mu wyśpiewała.

– W swojej pracy mam do czynienia z mnóstwem młodych ludzi – powiedział. – Od najgorszych szumowin, młodocianych przestępców, dla których poprawczak to stanowczo za mało, po tych całkiem niewinnych, którzy mieli po prostu w życiu pecha. Po tylu latach już po paru minutach wiem, do jakiej grupy trafi dany delikwent. I sądzę, że pani syn to naprawdę dobry chłopak. Nie wiem, dlaczego kupił tę flaszkę, nie znam powodów i nawet nie próbuję się domyślać, ale w jego wypadku zaryzykowałbym stwierdzenie, że wynikło jakieś nieporozumienie.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Nie miał pojęcia, jak bardzo chciałam coś takiego usłyszeć. Nie przychodził mi do głowy żaden racjonalny powód, dla którego mój syn mógł zrobić coś równie głupiego, ale miałam wielką nadzieję, że jakiś powód jest. I Mikołaj nie zszedł na złą drogę.

– Uspokoiłem panią trochę? Czy teraz pójdzie pani do syna i zabierze go do domu? – znowu się uśmiechnął.

– Tak, oczywiście – bąknęłam.

– Pewnie o niczym innym nie marzy. Wyglądał na przestraszonego, kiedy go zgarnęliśmy – dodał. – Proszę tylko podpisać te papiery i możecie zmykać.

– Dziękuję.

To będzie nasz mała tajemnica

Komisarz sięgnął do kieszeni i wyjął z niej wizytówkę. Podał mi ją.

– Wiem, że z chłopakami bywa ciężko. Gdyby cokolwiek się działo, niech się pani nie waha i dzwoni. Czasami najważniejszy jest czas. Żeby tylko więcej nie robił głupot…

Groźny, niedostępny komisarz przemienił się w przyjaznego faceta, który chętnie służy pomocą. Może nawet umówi się z mamą nastolatka na randkę? Boże, naprawdę oglądam za dużo amerykańskich seriali…

– Dziękuję – wzięłam wizytówkę, schowałam do torebki i wyszłam.

Mikołaj już na mnie czekał. Kiedy mnie zobaczył, podbiegł i wtulił się w moje ramiona niczym małe dziecko.

– Przepraszam – usłyszałam. – Nigdy w życiu tak się nie bałem.

Uściskałam go mocno.

– Czy możesz mi tylko powiedzieć, dlaczego? – zapytałam go.

Podniósł na mnie spojrzenie.

– To był zakład z chłopakami ze szkoły – wyznał skruszony. – Specjalnie wybraliśmy taki sklep daleko od szkoły, żeby nikt nas nie widział. Właściwie tego nie chciałem, ale głupio mi było się wycofać…

Popatrzyłam na niego uważniej.

– Wiem, mamo, wiem, masz rację, to było głupie. Już nigdy nie dam się namówić do czegoś takiego. Nie chcę tutaj wrócić… Za nic w świecie.

– Nie wrócisz – odpowiedziałam cicho, ale zdecydowanie. – Oboje się o to zatroszczymy. Pocałowałam go.

 – A teraz chodź, wracamy do domu.

– Mamo… możemy o tym nie mówić babci? – zapytał niepewnie.

– Nikomu o tym nie powiemy – zapewniłam go. – To będzie nasz mały sekret, wspominany ku przestrodze. A kiedyś oboje będziemy się z tego głośno śmiać, zobaczysz. Tylko proszę, synku, nie rób więcej głupot.

Czytaj także:
„Wścibska baba lata do kościoła na przeszpiegi. Węszy po ławkach, kto i co ma za uszami, a potem rozpowiada po wsi”
„Teściowie nadal spędzają wakacje i święta ze swoją byłą synową. Czy już zawsze będę musiała siedzieć z nią przy stole?”
„Teściowa podbierała córce kosmetyki, a mi grzebała w bieliźnie i kradła majtki. Wścibska baba dostała w końcu po łapach”

Redakcja poleca

REKLAMA