„Mąż wygrał pół miliona na loterii, a potem zażądał rozwodu. Nie da mi ani złotówki, bo mamy intercyzę”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, LunaLu
„– Karolina, mówiłem ci, żebyś to przeczytała przed podpisaniem – powiedział chłodno, jakby nie rozumiał, o co robię awanturę. – Mówiłeś, że to formalność! – krzyknęłam, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. – Ufałam ci!”.
/ 16.09.2024 19:00
załamana kobieta fot. Adobe Stock, LunaLu

Marek był w moim życiu zawsze tą pewną i stabilną częścią, której mogłam się trzymać w każdej sytuacji. Nasze małżeństwo zaczęło się od wielkiej miłości – takiej, której każdy by nam zazdrościł. Byliśmy razem na studiach, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy.

To była miłość od pierwszego wejrzenia, przynajmniej z mojej strony. Z Markiem wszystko wydawało się proste. Był przystojny, inteligentny, a do tego miał w sobie coś, co przyciągało mnie jak magnes. Niezależnie od tego, jak wiele czasu spędzaliśmy razem, zawsze czułam, że to jeszcze za mało.

Nasza bajka miała swoje zasady

W tamtym czasie byłam przekonana, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Marek pochodził z dobrze sytuowanej rodziny, a jego rodzice od zawsze byli przygotowani na to, że w ich życiu nie będzie miejsca na przypadki. Kiedy Marek poprosił mnie o rękę, czułam się jak w bajce. Szybko zrozumiałam jednak, że ta bajka ma swoje zasady.

Marek, choć kochał mnie całym sercem, był pragmatyczny – zawsze myślał kilka kroków naprzód, planował nasze życie z niezwykłą precyzją. To on zaproponował intercyzę.

– Kochanie, wiesz, że musimy być rozsądni – powiedział, kiedy pierwszy raz wspomniał o tym dokumencie. – To tylko formalność. Chcę, żebyś miała pewność, że w razie czego niczego ci nie zabraknie.

Byłam zbyt ufna

Początkowo nie rozumiałam, dlaczego miałabym podpisywać coś takiego, ale Marek zapewniał mnie, że to dla naszego dobra. Był taki przekonujący, a ja chciałam wierzyć, że wszystko, co robi, jest dla nas najlepsze. Ostatecznie zgodziłam się podpisać dokument, nie czytając go dokładnie. Ufając, że Marek nigdy by mnie nie oszukał.

Teraz, kiedy patrzę wstecz, widzę, jak naiwna byłam. Intercyza wydawała mi się wtedy nieistotnym kawałkiem papieru, czymś, co nie będzie miało wpływu na nasze życie. Nie chciałam wchodzić w szczegóły – wierzyłam Markowi bezgranicznie. Czułam się kochana i bezpieczna, a przecież to było najważniejsze, prawda?

Nie mogłam przewidzieć, że ta niewielka formalność, którą Marek wprowadził do naszego związku, stanie się w przyszłości symbolem jego zdrady. Zdrady, która zburzyła wszystko, w co wierzyłam. Ale wtedy, podpisując ten dokument, nie miałam o tym pojęcia. Byłam przekonana, że nic nie jest w stanie nas rozdzielić.

Tego się nie spodziewałam

Telefon zadzwonił w sobotni poranek, kiedy jeszcze leżałam w łóżku, owijając się ciepłą kołdrą. Marek był na konferencji służbowej, więc łóżko wydawało się dziwnie puste. Na wyświetlaczu widniało jego imię, co mnie zaskoczyło – zazwyczaj o tej porze był już zajęty pracą. Odpowiedziałam szybko, wciąż zaspana.

– Hej, kochanie. Jak tam konferencja? – zapytałam z uśmiechem, spodziewając się typowego dla Marka sprawozdania z kolejnych spotkań i wykładów.

– Karolina, muszę ci coś powiedzieć – usłyszałam w jego głosie coś niecodziennego, jakby ledwie powstrzymywał ekscytację.

– Co się stało? – Zaniepokoiłam się, siadając na łóżku.

– Wygrałem – odpowiedział krótko, jakby nie wierzył własnym słowom.

– Wygrałeś? Co wygrałeś? – Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć, o co chodzi.

– Na loterii. Wygrałem na loterii, Karolina! – Marek niemal krzyczał z radości, a ja przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa.

– Ile? – spytałam, czując, jak moje serce przyspiesza.

– Pół miliona. Pięćset tysięcy złotych! – Jego śmiech wypełnił całą ciszę w mieszkaniu.

Byłam w szoku

Zaniemówiłam. Pół miliona... To była ogromna suma, która mogła zmienić nasze życie na lepsze. Marek ciągle mówił, ale ja ledwo go słyszałam. Myślałam o tym, co te pieniądze oznaczają. Jak wiele możemy teraz zrobić.

– Karolina? Jesteś tam? – Przerwał moje myśli jego głos.

– Tak, tak, jestem... To niesamowite! – starałam się brzmieć entuzjastycznie, ale w środku zaczęłam odczuwać niepokój.

Kiedy Marek wrócił z konferencji, atmosfera w domu była dziwnie napięta. Czułam, że Marek jest inny – bardziej zdystansowany, jakby coś go trapiło. Na początku próbowałam ignorować te odczucia, tłumacząc sobie, że to tylko stres związany z nagłym przypływem pieniędzy. Ale im więcej czasu spędzaliśmy razem, tym bardziej odczuwałam, że coś jest nie tak.

Mąż miał wiele planów

Pewnego wieczoru, siedząc przy stole, Marek zaczął mówić o swoich planach na przyszłość. Opowiadał o inwestycjach, spłaceniu kredytu, może o kupnie nowego samochodu. Wszystko brzmiało tak, jakby chciał to zrobić sam. Byłam tylko słuchaczką, jakby te wszystkie decyzje już zapadły bez mojego udziału.

– Marek, a co z nami? – zapytałam w końcu, nie mogąc dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. – Jak myślisz, co powinniśmy zrobić tylko dla nas?

Marek spojrzał na mnie zaskoczony, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że powinien coś powiedzieć.

– Karolina, te pieniądze to duża odpowiedzialność. Musimy być rozsądni. Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze będę cię wspierał... – zaczął, ale jego słowa brzmiały dziwnie obco.

– Wspierał? Co to znaczy? – przerwałam mu, czując narastający niepokój.

Marek zawahał się, a potem spuścił wzrok.

Wiesz, co jest zapisane w naszej intercyzie – powiedział cicho, unikając mojego spojrzenia.

I wtedy to do mnie dotarło. Te pieniądze, które mogłyby zmienić nasze życie, były tylko jego. Nie odpowiedziałam. Wstałam od stołu i bez słowa poszłam do sypialni. Czułam się zdradzona. Zdradzona przez człowieka, któremu ufałam najbardziej na świecie.

Nie chciałam w to uwierzyć

Od kiedy Marek powiedział mi o intercyzie i o tym, że wygrana na loterii jest tylko jego, nie mogłam przestać myśleć o tym, jak bardzo mnie zawiódł. Każdy jego gest, każde słowo zdawały się teraz mieć podwójne dno. W mojej głowie zaczęły kłębić się wątpliwości i pytania. Czy Marek od samego początku planował, że te pieniądze będą tylko dla niego? Czy naprawdę kiedykolwiek myślał o nas jako o jednej drużynie?

Nie potrafiłam już patrzeć na niego tak jak wcześniej. Nasze wspólne życie, które do tej pory wydawało mi się stabilne i bezpieczne, nagle zaczęło tracić sens. Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Postanowiłam zrobić coś, co powinno było zrobić od razu – przeczytać intercyzę, którą podpisałam, nie zagłębiając się w szczegóły.

Dokument znalazłam w dolnej szufladzie biurka, ukryty między starymi rachunkami i umowami. Serce waliło mi jak młotem, gdy otworzyłam teczkę. Zaczęłam czytać powoli, zdanie po zdaniu, ale z każdym kolejnym słowem moje przerażenie rosło.

Nie miałam nic

Intercyza była bardziej skomplikowana, niż sobie wyobrażałam. Nie tylko jasno wykluczała mnie z jakiegokolwiek udziału w majątku Marka, ale również ograniczała moje prawa do innych aktywów, które mógłby nabyć w przyszłości. Wszystko, co Marek zdobył po naszym ślubie, miało należeć wyłącznie do niego. Byłam goła i wesoła. Zostałam potraktowana jak osoba postronna w naszym własnym małżeństwie.

– Marek! – zawołałam go z sypialni, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Usłyszałam, jak wstaje z kanapy i niechętnie idzie w moją stronę.

– Co się stało? – zapytał, stając w progu.

– Co to ma znaczyć? – Wymachiwałam przed nim dokumentem, nie kryjąc swojej wściekłości. – Ta intercyza... Ona wyklucza mnie z wszystkiego!

Marek spojrzał na dokument, potem na mnie, a na jego twarzy pojawił się dziwny, obojętny wyraz.

– Karolina, mówiłem ci, żebyś to przeczytała przed podpisaniem – powiedział chłodno, jakby nie rozumiał, o co robię awanturę.

Mówiłeś, że to formalność! – krzyknęłam, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. – Ufałam ci!

– I nadal powinnaś mi ufać – odparł, ale jego głos był zimny, jakbyśmy rozmawiali o czymś błahym. – Te pieniądze to moja wygrana. Nie chciałem, żeby coś nas obciążało, gdybyśmy kiedykolwiek mieli się rozstać.

Byłam zła i rozczarowana

– Rozstać? – Moje serce zatrzymało się na ułamek sekundy. – O czym ty mówisz?

– Karolina, musimy być realistami – Marek mówił dalej, ignorując mój szok. – Te pieniądze mogą nas zabezpieczyć na przyszłość, ale tylko jeśli będziemy rozsądni. Nie chcę, żeby nasze małżeństwo było obciążone finansowymi zobowiązaniami.

– Rozsądni? – moje słowa brzmiały jak oskarżenie, a Marek w końcu spojrzał mi prosto w oczy.

– Karolina, nie chciałem tego mówić w ten sposób... – westchnął, jakby czuł się zmęczony tą rozmową. – Ale tak, musiałem pomyśleć o sobie. O swoim przyszłym bezpieczeństwie.

– O swoim? – poczułam, jak wściekłość miesza się ze smutkiem i bezradnością. – A co ze mną? Co z nami?

– Nie chciałem, żebyś tak to odbierała. Ale fakty są takie, że to są moje pieniądze. Zgodziliśmy się na takie zasady na początku i... – zamilkł, widząc, jak moje oczy wypełniają się łzami.

Nie mogłam uwierzyć, że Marek, mężczyzna, którego kochałam i któremu ufałam, planował wszystko tak dokładnie, by wykluczyć mnie z tego, co miało być wspólnym życiem. Czułam się zdradzona, jakby nasze małżeństwo nigdy nie było czymś prawdziwym, a jedynie układem opartym na jego warunkach.

– Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptałam, czując, jak emocje mnie przytłaczają. – Ty naprawdę myślałeś tylko o sobie.

Marek nie odpowiedział. Stał tam, milcząc, z wyrazem twarzy, który wydawał się bardziej chłodny niż kiedykolwiek wcześniej.

Mąż już mnie nie chciał

Od tamtej rozmowy Marek stał się jeszcze bardziej zdystansowany. Zaczęłam zauważać zmiany w jego zachowaniu – późne powroty do domu, szeptane rozmowy przez telefon, a przede wszystkim te dziwne, tajemnicze uśmiechy, kiedy myślał, że go nie widzę. Pewnego wieczoru usłyszałam, jak rozmawia z prawnikiem. Stałam za drzwiami, serce waliło mi w piersi.

Wszystko idzie zgodnie z planem – mówił spokojnie. – Rozwód może być szybki i bezproblemowy.

Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Rozwód? Marek planował to od początku, kalkulował, jak zabezpieczyć swoją wygraną, bym nie dostała niczego. To było jak zimny prysznic. Zdrada, którą czułam, nie była już tylko emocjonalna – była realna, namacalna. Patrzyłam, jak mężczyzna, którego kiedyś kochałam, staje się obcy i niepoznawalny. Przestałam być jego żoną, a stałam się przeszkodą na drodze do nowego, bogatszego życia.

Chciał się rozwieść

Wieczorem, gdy Marek wrócił do domu, czekałam na niego w salonie. Gdy tylko przekroczył próg, od razu przeszłam do rzeczy.

Marek, co się z tobą dzieje? – zapytałam ostro, próbując zapanować nad drżeniem głosu. – Dlaczego rozmawiasz z prawnikiem o rozwodzie?

Jego twarz stężała, jakby już wiedział, że nie będzie to łatwa rozmowa. Nie próbował zaprzeczać.

– Karolina... – odpowiedział chłodno. – Nasze małżeństwo nie jest tym, czym było. Wygrana na loterii uświadomiła mi, że potrzebuję czegoś więcej... że chcę czegoś innego w życiu.

– Czegoś innego? – powtórzyłam, z trudem łapiąc oddech. – Myślałam, że jesteśmy razem w tym wszystkim.

– Karolina, nie chcę dłużej żyć złudzeniami – odpowiedział chłodno. – Te pieniądze dały mi nowe możliwości, a nasze małżeństwo... – zawahał się, jakby szukał odpowiednich słów – po prostu przestało pasować do mojego nowego życia.

Ale byłam głupia

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Patrzyłam na Marka, próbując zrozumieć, kiedy nasze małżeństwo stało się dla niego ciężarem. W jego oczach nie widziałam już miłości, tylko chłodną kalkulację.

– Naprawdę myślisz, że możesz mnie tak po prostu zostawić? – zapytałam, czując, jak wściekłość narasta we mnie z każdą chwilą. – Że te pieniądze zmieniają wszystko?

– One zmieniają wszystko – odparł stanowczo. – Karolina, zrozum, to dla nas obojga najlepsze rozwiązanie.

Stałam tam, patrząc na mężczyznę, który kiedyś był całym moim światem, a teraz stał się kimś zupełnie obcym. Marek już dawno mnie przekreślił, a ja musiałam zdecydować, jak odpowiem na tę zdradę.

Chciałam mieć to już za sobą

Stałam przed lustrem w łazience, próbując zebrać myśli. Ostatnie tygodnie były pełne napięcia i niepewności. Marek nie wspominał już o rozwodzie, ale między nami było czuć dystans. Nasze rozmowy były krótkie i zdawkowe, jakbyśmy byli obcymi ludźmi, którzy przypadkiem zamieszkali pod jednym dachem.

Rozwód był już tylko kwestią czasu, a ja wiedziałam, że muszę wybrać między walką a pogodzeniem się z losem. Prawnik poinformował mnie, że raczej nie mam szans czegokolwiek wywalczyć, jeśli jest intercyza. Czy naprawdę chciałam ciągnąć tę batalię? 

Marek wydawał się niewzruszony, jakby już wybrał swoją drogę. Dla niego liczyły się tylko pieniądze, jego nowe życie, które chciał rozpocząć bez żadnych zobowiązań. Ja jednak czułam się rozdarta. Nie mogłam wymazać z pamięci wszystkich wspólnych lat, marzeń, które kiedyś mieliśmy.

Ostatecznie podjęłam decyzję. Zgodziłam się na szybki rozwód, bez walki o pieniądze, na które i tak nie miałam szans.

Gdy podpisałam papiery rozwodowe, poczułam ulgę, ale i smutek. Nasze małżeństwo, które kiedyś wydawało się takie silne, rozpadło się, a ja zostałam z niczym – poza szansą na nowy początek. Wiedziałam, że przede mną długa droga, ale teraz mogłam zacząć myśleć o sobie i swojej przyszłości, bez Marka.

Karolina, 41 lat

Czytaj także: „Mąż wrócił z delegacji z niespodzianką. Po tym, co odkryłam w walizce, czuję do niego tylko wstręt”
„Mój mąż to śmierdzący leń i maruda. Sama urabiałam się po łokcie przy dzieciach, aż ten nierób wreszcie dostał nauczkę”
„Miałam poważny problem, ale sąsiad zaproponował swoją pomoc. Okazało się, że najpierw muszę zrobić >>coś<< dla niego”

 

Redakcja poleca

REKLAMA