„Mąż wydawał się rozsądnym człowiekiem, ale pozory mylą. Mistrz biznesu utopił nasze oszczędności w dziwnych interesach”

załamany mężczyzna fot. Getty Images, ingwervanille
„Mój mąż przez kilka minut nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. W końcu poinformował mnie, że jego wspólnik go okradł. Sprzedał wszystkie samochody, zabrał pieniądze i się ulotnił. Henryk usiadł na kanapie i schował twarz w dłonie”.
/ 27.01.2024 14:31
załamany mężczyzna fot. Getty Images, ingwervanille

Mój mąż zawsze marzył o własnym biznesie. Wydawało mu się, że prowadzenie własnej firmy to lekka i przyjemna praca, która przyniesie mu znacznie wyższe dochody niż etat. Dlatego też przez kilka ostatnich lat nie szukał pracy, ale wiecznie otwierał coraz to nowe biznesy.

Ja przez długi czas go wspierałam, bo wierzyłam w jego mądrość i zaradność. Miarka się przebrała, gdy Henryk utopił wszystkie nasze oszczędności w podejrzanych interesach.

Nie chciał normalnej pracy

Tego dnia wróciłam do domu bardzo zmęczona. W pracy musiałam zostać po godzinach, bo choroba nieźle przetrzebiła nam załogę. Wszystkie zdrowe osoby — w tym ja — musiały wyrobić się ze swoimi obowiązkami, a na dodatek przejąć także zadania osób nieobecnych. A przecież nie byłam już najmłodsza.

Wracając do domu marzyłam jedynie o zjedzeniu czegoś dobrego, kąpieli i położeniu się do łóżka z ciekawą książką. Jednak nic z tego. W domu czekały mnie kolejne obowiązki — przygotowanie posiłku, nastawienie pralki i prasowanie ubrań, które czekały na swoją kolej już od kilku dni. Miałam cichą nadzieję, że mój mąż wykona przynajmniej część tych prac. Jednak zastałam go siedzącego na kanapie z butelką piwa.

— Mógłbyś czasami mi pomóc w pracach domowych — burknęłam. — A nie całymi dniami siedzisz na kanapie i zbijasz bąki.

Henryk spojrzał na mnie zaskoczony, bo rzadko kiedy zwracałam się do niego tak ostrym tonem.

— Ale kochanie, ja nie zbijam bąków — powiedział spokojnie. — Ja ciężko pracuję.

— Ciężko pracujesz? — powtórzyłam z niedowierzaniem. — Twoją jedyną pracą jest przełączanie programów na w telewizorze i podnoszenie butelki z piwem — powiedziałam ze złością w głosie.

— O nie, nie — szybko odpowiedział mój mąż. — Wyobraź sobie, że opracowuję nowy biznes — usłyszałam.

„No nie, kolejny biznes mojego męża” — pomyślałam. Henryk od kilku lat zakładał coraz to nowe biznesy, które miały mu przynieść kolosalne dochody. Niestety nic z tego nie wychodziło, a mój mąż musiał zamykać kolejny interes życia. Jednak wciąż miał nadzieję, że w końcu mu się uda.

— Zamiast wciąż otwierać i zamykać kolejne firmy, to mógłbyś w końcu ruszyć cztery litery i poszukać sobie normalnej pracy — powiedziałam ze złością.

Szczerze mówiąc, byłam tak zmęczona i zła, że nie miałam ochoty poznawać jego kolejnych wizji.

— Nie mam zamiaru pracować dla innych — oburzył się mój mąż. — Jestem stworzony do wyższych celów — powiedział z całkowitą powagą.

Spojrzałam na Henryka i roześmiałam się w głos. Tak naprawdę to podziwiałam ten jego ciągły zapał do zrobienia czegoś na własny rachunek. Byłam też przekonana o jego mądrości i zaradności życiowej. A że ciągle mu się nie udawało? Najwidoczniej nie miał szczęścia.

— To jeżeli jesteś stworzony do wyższych celów, to przygotuj obiad — powiedziałam rozbawiona. — W przeciwnym razie będziesz jadł kanapki — dodałam.

Henryk chciał zaprotestować, ale ostatecznie zwlókł się z kanapy i ruszył w kierunku kuchni. Kiedyś pracował jako kucharz, więc mógł pochwalić się dużymi umiejętnościami kulinarnymi.

Otworzył kolejny biznes

Przez kilka kolejnych dni mąż nadal całymi dniami przesiadywał na kanapie. Z dnia na dzień irytowało mnie to coraz bardziej. A kiedy kolejny raz przyszła podwyżka za czynsz i za wodę, to postanowiłam wreszcie na poważnie z nim porozmawiać.

— Nie możemy żyć tylko z mojej pensji — powiedziałam do Henryka, gdy tylko wróciłam do domu. — Nie poradzimy sobie z jedną wypłatą, bo życie staje się coraz droższe — dodałam. A na dowód przedstawiłam zawiadomienie o podwyżkach i rachunek z zakupów.

— Nic nie poradzę, że politycy fundują nam podwyżki — usłyszałam od męża, który wpatrywał się w telewizor.

— Mógłbyś poszukać pracy — powiedziałam. Mówiłam mu to już od kilku lat, lecz mój mąż nigdy nie posłuchał mojej rady.

— Nie ma takiej potrzeby — odparł Henryk, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. — Razem z Markiem otwieramy biznes.

— Z jakim Markiem? — zapytałam nieufnie. Nie znałam żadnego Marka, więc od razu zapaliła mi się czerwona lampka.

— To mój kolega ze szkoły — odpowiedział mój mąż. A potem dodał, że go nie znam, bo przyjaźnił się z nim jeszcze przed naszym ślubem.

— A możesz mi powiedzieć, co to za biznes? — dopytywałam dalej. Miałam nadzieję, że tym razem mój mąż zdecyduje się na taki profil działalności, która przetrwa dłużej niż pół roku.

— Będziemy sprowadzać auta z zagranicy — powiedział Henryk z dumą.

Nie byłam przekonana do tego pomysłu. Uważałam, że interes jest niepewny, a konkurencja zbyt duża. Jednak jak zwykle wierzyłam w to, że Henryk doskonale wie, co robi.

Nasze oszczędności wyparowały

Nigdy nie sądziłam, że Henryk może wykrzesać z siebie tak duży zapał do pracy. A tu proszę — każdego ranka przeglądał ogłoszenia na zagranicznych portalach w poszukiwaniu aut, które można sprowadzić do Polski. Wyjeżdżał też ze swoim wspólnikiem za granicę, aby w różnych miastach Europu poszukiwać odpowiednich samochodów. „Czyżby tym razem miało mu się udać?” — pomyślałam.

Szczerze mówiąc, to właśnie taką miałam nadzieję i mocno trzymałam kciuki za to, aby tym razem biznes mojego męża wypalił. Pozwoliłam sobie nawet na nieśmiałe myśli o tym, co kupimy za pieniądze zarobione na mężowskim biznesie. Nigdy nie przypuszczałam, że przez te jego interesy stracimy oszczędności naszego życia.

Wszystko wyszło przez zupełny przypadek. Nasza pralka już od kilku dni odmawiała posłuszeństwa, aż w końcu całkowicie się zepsuła. Wezwany na miejsce specjalista stwierdził, że jej naprawa będzie nieopłacalna. Dlatego też podjęłam decyzję o zakupie nowej. Jednak w tym celu musiałam naruszyć nasze oszczędności, które składałam na przysłowiową czarną godzinę.

Jakie było moje zdziwienie, gdy po zalogowaniu się na konto odkryłam, że nasze oszczędności wyparowały.

— Henry, Henryk! — zaczęłam krzyczeć.

— Co się stało? — mój mąż przybiegł zziajany z drugiego pokoju.

— Okradli nas! — krzyknęłam, pokazując palcem monitor komputera.

— Jak to okradli? — Henryk osłupiał.

Nasze oszczędności zniknęły — powiedziałam i się rozpłakałam.

Henryk milczał przez kilka sekund, a potem podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.

— Nikt nas nie okradł — powiedział uspokajająco. Spojrzałam na niego uważnie i coś zaczęło świtać mi w głowie.

Okazało się, że Henryk wybrał z konta wszystkie nasze oszczędności, bo musiał zainwestować w swój nowy interes.

— Oszalałeś?! — zapytałam oburzona. — Przecież to było nasze zabezpieczenie.

— Nic się nie martw kochanie — powiedział mój mąż ze spokojem w głosie. — Wszystkie te oszczędności zwrócą nam się podwójnie, a nawet potrójnie. Podobnie jak pożyczka.

W głowie zapaliła mi się kolejna czerwona lampka

— Jaka pożyczka? — zapytałam osłupiała. A potem dowiedziałam się, że mój mąż — biznesmen pożyczył z banku kilkadziesiąt tysięcy złotych na rozpoczęcie działalności gospodarczej. I chociaż Henryk mnie uspokajał, to ja miałam złe przeczucia.

Wspólnik go okradł

Początkowo wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem, a biznes Henryka rozwija się zgodnie z przyjętymi założeniami.

— Zobaczysz Grażka, zostaniemy milionerami — mówił mi niemal każdego dnia. A ja głupia w to uwierzyłam.

Kolejne spokojne tygodnie sprawiły, że odetchnęłam z ulgą i nabrałam nadziei, że tym razem wszystko się jakoś ułoży. Mój spokój skończył się pewnej soboty. Właśnie robiłam domowe porządki, gdy do mieszkania wpadł zdenerwowany Henryk.

— Co się stało? — zapytałam. Mój mąż przez kilka minut nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. W końcu poinformował mnie, że jego wspólnik go okradł.

— Jak to okradł? — zapytałam, a z wrażenia aż usiadłam na kanapie.

— Tak po prostu — powiedział cicho mój mąż. — Sprzedał wszystkie samochody, zabrał pieniądze i się ulotnił — dodał. A potem usiadł na kanapie i schował twarz w dłonie.

— Henryk, tylko spokojnie — próbowałam uspokoić zdenerwowanego męża. — Przecież to wszystko jest do odzyskania w sądzie. Mieliście podpisaną umowę, która do czegoś zobowiązuje.

Henryk nadal milczał, a ja czułam coraz większy niepokój.

— Zabezpieczyłeś się umowami, prawda? — zadałam pytanie i w oczekiwaniu na odpowiedź czułam, jak mój puls osiąga bardzo niebezpieczne wartości.

— Mieliśmy umowę ustną — mój mąż wreszcie się odezwał. Nie mogłam uwierzyć w to, co mówił, a to i tak nie był koniec niespodzianek. — Ja podpisywałem umowy na zakup aut, a on miał się zająć ich sprzedażą.

Przestałam słuchać. Okazało się, że mój mąż wpakował się w niezłe bagno.

— Jesteś idiotą! — wykrzyczałam mu prosto w twarz. Henryk patrzył na mnie jak zbity pies, a potem zaczął się tłumaczyć, że przecież chciał dobrze. „Jak zawsze” — pomyślałam rozżalona.

Przez głupotę mojego męża straciliśmy wszystkie oszczędności życia i zapożyczyliśmy się na wiele tysięcy złotych. Na szczęście wspólnik Henryka został złapany, więc pojawił się cień szansy na odzyskanie chociaż części pieniędzy. Mój mąż optymistyczne podchodzi do sprawy. Ale ja już nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Zrozumiałam, że przez jego lenistwo i głupotę zmarnowałam sporą część swojego życia. Dlatego zamierzam złożyć pozew o rozwód i tym samym rozpocząć nowy etap w moim życiu. 

Czytaj także:
„Czekałam na dziecko jak na zbawienie, a teraz czuję się nieszczęśliwa. Nie chcę już być matką, to nie dla mnie”
„W obskurnym hotelu uwiodłem stażystkę. Nie wiedziałem, że ta siusiumajtka to córka prezesa”
„Rodzice nie zgodzili się na ślub z sąsiadką. Myślałem, że żyję w XXI wieku, a okazało się, że nadal mamy średniowiecze”

Redakcja poleca

REKLAMA