Od bardzo dawna noszę cudowny medalik z Niepokalaną. To podarunek od mojej ukochanej babci, więc mam do niego szczególny sentyment, choć to żadne srebro ani złoto, tylko zwykła, trochę już starta blaszka. Mam pięćdziesiąt pięć lat. Jestem wierzącą i praktykującą katoliczką, ale gdybym nawet nią nie była, to wspomnienie babci, która mnie właściwie wychowała, kazałoby mi taktować tę blaszkę jak świętość.
Dlatego nie słucham męża, który mi wielokrotnie powtarzał, że medalik nie pasje do wyjściowych sukienek i kiedy na przykład wychodzimy na jakąś uroczystą galę i zakładam na szyję wisior albo korale, powinnam go zdjąć, bo się wręcz kłóci z całą resztą.
– Nie mówię, żebyś go nie nosiła w ogóle, tylko nie zawsze i nie do wszystkiego – tłumaczył Marek. – Elegancja polega na tym, że dba się o każdy szczegół, a ty tego nie chcesz zrozumieć. Na co dzień noś go sobie, proszę bardzo. Ale gdy idziemy do moich znajomych i ja widzę, jak oni cię oglądają, a potem na pewno obgadują, to wolałbym, żebyś mnie posłuchała.
Odpowiedziałam, że może on tego nie pojmuje, ale ja medalik noszę od dziecka i nie mam zamiaru się go pozbywać albo zakładać stosownie do okazji.
Już myślałam, że da mi spokój, ale zbliżały się imieniny jego szefa, a to jest zawsze wielka impreza, z przyjęciem w najelegantszym lokalu i zabawą do rana.
Zdecydowałam się na dopasowaną małą czarną, bo nadal mam niezłą figurę, a to jest fason zawsze modny i ponadczasowy. Tuż przed wyjściem mój małżonek wręczył mi malutkie pudełeczko z logo modnej firmy jubilerskiej.
– Cóż – powiedział – jesteś uparciuchem, więc trzeba z tobą inaczej… Niech ci będzie. Do tego się nikt nie przyczepi, więc noś na zdrowie!
Na białym atłasie lśnił złoty łańcuszek o ciekawym splocie i miniaturowy ryngraf Matki Boskiej. To nie była żadna znana mi ikona, po prostu projekt jakiegoś artysty, nawet udany, ale kompletnie do mnie nieprzemawiający i obcy. Ot, po prostu droga i ładna biżuteria, nic więcej…
Obraził się, że go nie chcę
– Podoba ci się? – zapytał mąż.
Był pewien, że zapieję z zachwytu.
– Owszem – odpowiedziałam – podoba, ale co z tego? Chcesz, żebym to nosiła zamiast mojego medalika?
– To chyba oczywiste – usłyszałam. – Nie pytaj, ile kasy wydałem, bo nie uwierzysz. Ale trudno, noś i wyglądaj jak człowiek. Teraz się nikt nie przyczepi, że pachniesz ciemnogrodem.
Był z siebie bardzo dumny. Nawet mu nie przyszło do głowy, jaką mi robi przykrość. Puszył się jak paw i czekał na podziękowania, bo inna opcja nie przyszła mu do głowy. Wszystko było proste: stara blaszka wyląduje w szufladzie, a ja nawet jej nie pożałuję, bo kto mądry żałuje czegoś bezwartościowego, jeśli dostaje rzecz cenną i piękną? Chyba głupi!
Marek zrobił naprawdę wielkie oczy, gdy usłyszał, że jestem wdzięczna za prezent i troskę o mój wygląd, ale swojego medalika nie zdejmę. Nie ma mowy. Jest pamiątką i talizmanem, i czymś, co ma wartość sentymentalną, to prawda, ale właśnie dlatego jest nie do zastąpienia.
– Nie wierzę, że ci muszę tłumaczyć takie oczywiste rzeczy. Jesteśmy razem tyle lat, myślałam, że zdążyłeś mnie poznać. Gdzie twoja wrażliwość, wyobraźnia, empatia? Gdzie twoja miłość do mnie? Zaczynam nawet wątpić, czy wiesz, czym jest miłość, skoro tak się zachowujesz…
– A jak niby ja się zachowuję? – Marek prawie krzyczał, taki był zły. – Chodzi mi o ciebie, bo po co mają opowiadać, że nie masz gustu i ubierasz się beznadziejnie? Wiesz, ile się naszukałem tej zawieszki? Nie umiesz być wdzięczna? Niczego nie doceniasz, liczy się tylko to, co ty uznajesz za słuszne. Ze mną się wcale nie liczysz!
– Ja się z tobą nie liczę? Ja? A co byś powiedział, gdybym kazała ci wyrzucić zegarek po twoim ojcu? Jest stary, toporny, od razu widać, że to żadna znana firma, a ty go nosisz i bez przerwy naprawiasz…
– To co innego!
– Czemu? Chodzi o znaczenie religijne? Boisz się, że to będą wyśmiewać twoi znajomi, bo teraz takie czasy, że wiara się kojarzy z zacofaniem i ciemnotą. Przyznaj się, że to masz na myśli, każąc mi albo zdjąć stary medalik, albo go zastąpić modnym, złotym, nowoczesnym, który nikogo nie będzie śmieszył i gorszył – wytknęłam. – A wiesz, że ocenianie ludzi poprzez pryzmat ich religijności jest dowodem głupoty? Jesteśmy małżeństwem tyle lat, nigdy ci nie przeszkadzało, że praktykuję, i byłam ci za to wdzięczna. I teraz nagle zmieniasz front? Ja się na to nie zgadzam!
Od słowa do słowa bardzo się pokłóciliśmy
Nie poszliśmy na te nieszczęsne imieniny i podobno szef męża się na niego obraził. Marek ma w pracy przechlapane, chodzi jak struty… Nigdy bym nie przypuszczała, że będą u nas tak długo trwające ciche dni o zwyczajny medalik.
Mąż jest obojętny religijnie, ale do tej pory nigdy mi nie przeszkadzał ani nie wyśmiewał mojej wiary, więc się boję, że to może być początek jakiegoś większego problemu, jakiegoś kryzysu w naszym małżeństwie.
Kocham mojego męża, ale nie pozwolę sobą sterować. Co mam robić?
Czytaj także:
„Po 4 latach małżeństwa i urodzeniu syna, odkryłam, że mój mąż ma drugą naturę. Ta świadomość zmieniła wszystko”
„Kiedy mój mąż został ojcem, stwierdził, że jednak nie chce dzieci. Planowaliśmy gromadkę, a już z pierworodną zostałam sama”
„Chcieliśmy zeswatać syna z córką mojej przyjaciółki. Dziewczyna szybko zaszła w ciążę, ale ojcem okazał się... mój mąż”