Mój mąż był raczej typem domatora i nie przepadał za wyjazdami. Najchętniej cały urlop przesiedziałby na działce, kopiąc, sadząc i pielęgnując. Jednak dla mnie ogród to tylko namiastka wypoczynku, sposób na spędzenie miłego weekendu na świeżym powietrzu. W wakacje chciałabym wyjechać gdzieś dalej, zwiedzać nowe miejsca, poznawać ludzi…
Tym bardziej że przecież było nas wreszcie stać na podróże. Po latach oszczędzania i zaciskania pasa mieliśmy czteropokojowe mieszkanie, dobry samochód i zasobne konto w banku. Adam awansował na ordynatora szpitala, ja także nie mogłam narzekać. Jako starszy specjalista w biurze rachunkowym zarabiałam całkiem nieźle.
Traf chciał, że całkiem niedawno znalazłam na Facebooku koleżankę ze studiów, Kryśkę. Bardzo się przyjaźniłyśmy, jednak po rozdaniu dyplomów nasze drogi jakoś się rozeszły. Ona wróciła na wieś do rodziców. Korespondowałyśmy jeszcze ze sobą przez jakiś czas, ale potem kontakt się urwał. Wtedy jeszcze nie było Internetu, który teraz tak ułatwia życie.
Kryśka napisała mi, że jest wdową i ma już dorosłą córkę. Iwonka włączyła się w prowadzenie gospodarstwa rodziców, wystarała się o unijne dotacje i teraz prowadzi agroturystykę. Moja przyjaciółka ze studiów bardzo się ucieszyła, że odnalazłam ją po latach. „Musisz koniecznie do mnie przyjechać na wakacje, zapraszam! – nalegała. – Dla przyjaciół mam zawsze wolny pokój. Stąd niedaleko na Litwę, można pozwiedzać. Lasy wokoło piękne i jeziora… Wypoczniecie sobie z mężem od zgiełku miasta!”.
Trochę się wykręcałam ze względu na Adama, ale Krysia nie odpuszczała! „Ulka, nie przyjmuję odmowy! Sama po ciebie przyjadę i siłą do siebie zaciągnę” – zagroziła, więc uległam. Szczególnie podziałała mi na wyobraźnię możliwość wyprawy do Wilna. To właśnie tam Adam poprosił mnie o rękę…
Całe dnie i noce spędzał w siodle
Pozostało mi jeszcze namówić na wyjazd męża; on oczywiście nie był zachwycony.
– Po co mi cudze gospodarstwo, skoro ja mam tutaj swoje? Chwastami mi zarośnie cała działka, jeśli tam wyjadę – narzekał jak jakiś zgorzkniały emeryt.
– Kochanie, zbliża się dwudziesta piąta rocznica naszych zaręczyn i… – zaczęłam.
W pierwszej chwili nie załapał, ale zaraz potem odchrząknął.
– Taaaak… Wilno.
– Właśnie! Może odnowilibyśmy naszą przysięgę w kościele Matki Boskiej Ostrobramskiej? – zapytałam.
– To całkiem dobry pomysł – stwierdził nagle mąż i przytulił mnie zupełnie jak za narzeczeńskich czasów.
Przed nami rysowały się dwa tygodnie błogiego lenistwa, rowerowych wypraw do lasu, kąpieli w jeziorze… A pewnie także wieczorów przy dobrym winku i grillu oraz popołudniowych seansów na tarasie z książką. Adam także wydawał się ożywiony tą wyprawą. Kupił nawet nowy bagażnik na rowery i sprawdził swoje stare wędki.
Kiedy dojechaliśmy do gospodarstwa Krystyny, rzeczywistość przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Było cudnie! Cisza i spokój, do najbliższej wsi piętnaście kilometrów, a wokoło tylko bezkresne łąki poprzetykane jeziorami. Wysiadłam z auta i odetchnęłam pełną piersią. A potem wpadłam w rozłożyste ramiona Krystyny. Wciąż była piękna i szalona.
– Jesteście zmęczeni podróżą, więc sobie trochę odpocznijcie, a potem was oprowadzę po gospodarstwie – zaproponowała.
Znużeni drogą i upałem zdrzemnęliśmy się oboje. Kiedy się obudziłam, za oknem zachodziło słońce, a po Adamie nie było śladu. Wpadł po chwili, zaaferowany.
– Skarbie, czy wiedziałaś, że oni mają tutaj konie? Przepiękne angloaraby, idealne pod wierzch! Jak ja dawno nie jeździłem konno, a przecież kiedyś to uwielbiałem! – wykrzykiwał. – Tylko… czy ja jeszcze potrafię? – zaniepokoił się.
– Z jazdą konną jest jak z jazdą na rowerze. Nie zapomina się – zapewniłam go.
Sama nie lubiłam za bardzo koni, nawet trochę się ich bałam. Ale ucieszyłam się, że Adam znalazł sobie zajęcie na te dwa tygodnie. Teraz już byłam pewna, że nie zamęczy mnie swoim narzekaniem. Istotnie na konną wycieczkę wybrał się już następnego ranka – razem z córką Kryśki oraz letnikami. Wrócił umęczony, ale szczęśliwy.
Z kolei my z Kryśką wspominałyśmy dawne czasy. Opowiedziałam jej o naszym synu, który wyjechał na stypendium do Niemiec, ale wkrótce ma wrócić do Polski.
– On jest taki ambitny, tylko nauka mu w głowie. Wyobraź sobie, że nie chodził jeszcze na poważnie z żadną dziewczyną. Czy ja się kiedyś doczekam wnuków? – poskarżyłam się przyjaciółce.
– Teraz młodzi późno się wiążą… Popatrz na moją Iwonkę. Ładna, mądra, niczego jej nie brakuje. Ma adoratorów, ale żadnego nie traktuje poważnie – stwierdziła Kryśka. – Wróciła po germanistyce na gospodarstwo i teraz mi stronę internetową po niemiecku robi, żeby ściągnąć zagranicznych gości. W ogóle mówi, że tutaj jej dobrze i ma zamiar rozwijać interes.
– Mądrze myśli! – powiedziałam. – Ma smykałkę do interesów. Marcin też ciągle coś kombinuje, handluje na Allegro. I całkiem nieźle na tym wychodzi, bo już pół świata zwiedził za te pieniądze! A ty wiesz… – zamyśliłam się. – Może by ich tak ze sobą poznać?
– Kogo?
– No, twoją Iwonkę i mojego Marcina. Kto wie, może by sobie przypadli do gustu?
– Niezły pomysł! – zapaliła się Kryśka.
I tak niczego nieświadomy Marcin siedział w Berlinie, Iwonka pomagała matce w gospodarstwie, Adam jeździł konno, a my z Kryśką snułyśmy swoją intrygę.
– Chyba najlepiej będzie, jak Iwonka przyjedzie z wizytą do Warszawy. Pochodzi po teatrach, muzeach… Myślisz, że da się na to namówić? – spytałam przyjaciółkę.
– Już moja w tym głowa, żeby pojechała – zapewniła mnie.
– No to kiedy tylko zechce. Zresztą obie was przecież serdecznie zapraszam!
– Ja się tam nie będę pchała, bo pod okiem matki żaden romans nie wykwitnie – zamachała w proteście rękami. – Jeszcze się do ciebie naprzyjeżdżam, gdy nasz plan wypali. A widzę, że jest szansa, jeśli Marcin odziedziczył wygląd po ojcu. Takiego przystojniaka, jakiego dorwałaś, to ze świecą szukać!
Nie mogłam zaprzeczyć. Adam istotnie był przystojny i nie wyglądał na swoje 53 lata. A kiedy wsiadł na konia i wyprostował się w siodle, to przysięgam, że zakochałam się w nim od nowa. Nawiasem mówiąc, na punkcie tych koni mój mąż kompletnie oszalał. Pół dnia spędzał w stajni albo w siodle. Czasami nawet i noce, bo z Iwonką i kilkoma letnikami urządzali sobie wycieczki w świetle księżyca.
Przyjechała do nas do Warszawy
Z jednej z nich wrócił rozpromieniony i rozmarzony.
– Nawet nie masz pojęcia, jak cudownie jest wykąpać się z koniem w jeziorze… – powiedział. – Cisza, tylko czasami zerwie się z piskiem jakiś zbudzony ptak. I ten sierp księżyca zatopiony w wodzie…
– Kąpaliście się? – spytałam zdziwiona, bo Adam był zupełnie suchy. – Miałeś ze sobą kąpielówki?
A on się na to tylko roześmiał.
Poczerwieniałam gwałtownie, bo zdałam sobie sprawę, że musieli pływać nago!
– Kochanie, tam było ciemno, choć oko wykol. To nie miasto, gdzie nigdy nie gasną światła – zapewnił mnie.
„Pewnie miał rację. Zresztą, Adam zawsze był taki pruderyjny, nigdy by się tak po prostu przy obcych nie obnażył” – pomyślałam.
Następnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do Wilna, gdzie spędziliśmy bardzo, bardzo miły i romantyczny dzień. Wkrótce, żegnani czule przez Kryśkę i obładowani rozmaitymi specjałami domowej roboty, wracaliśmy do stolicy. Zanim wsiadłam do auta, wymieniłyśmy z przyjaciółką spojrzenia na znak, że pamiętamy o naszym tajnym planie.
Już po kilku dniach dostałam od niej informację, że Iwonka bardzo chętnie wybierze się do Warszawy na zwiedzanie i zakupy. Adam na wieść, że przyjeżdża do nas w odwiedziny córka mojej przyjaciółki, nawet się nie zdziwił, a już na pewno nie oponował. Nie zamierzałam go wtajemniczać w szczegóły intrygi. Marcinowi Iwonka wyraźnie przypadła go gustu, bo bardzo chętnie się nią zajął. Nie zawsze jednak mógł jej towarzyszyć, gdyż – jak się okazało – od razu podjął pracę w filii jakiejś niemieckiej firmy z Berlina.
Nie wyglądało jednak na to, aby Iwonka się nudziła. Czasami ja towarzyszyłam jej podczas zakupów w sklepach, czasem gdzieś zabierał ją Adam. Dwa tygodnie minęły szybko i nadszedł czas wyjazdu. Nie miałam pewności co do tego, czy Iwonka i Marcin będą sami kontynuowali swoją znajomość, ale chyba wymienili się numerami komórek i adresami mejlowymi. Byłam więc dobrej myśli.
Kilka dni później Kryśka dała znać, że jej córka wróciła dziwnie melancholijna i zamiast pomagać z ochotą w gospodarstwie, tak jak zwykle, często zamyka się na długie godziny w swoim pokoju albo wychodzi na spacery.
– Moim zdaniem jest zakochana! – zawyrokowała moja przyjaciółka. – Ona jest taka sama jak ja. Pamiętam, że z miłości też nie mogłam jeść ani spać…
Po Marcinie wprawdzie, moim zdaniem, nie było widać żadnego zakochania, wiadomo jednak, że chłopcy reagują zupełnie inaczej.
Bomba wybuchła gdzieś po miesiącu, kiedy to z samego rana zadzwoniła do mnie Krystyna, cała roztrzęsiona.
– No i postarał się ten twój chłopaczyna. Iwonka jest w ciąży! – zakomunikowała mi.
– To chyba dobrze? – wykrzyknęłam, choć lekko zwaliło mnie z nóg. – W końcu tego właśnie chciałyśmy. A że tak wcześnie doczekałyśmy się wspólnego wnusia, to i lepiej…
– Może i tak – Kryśka powoli się uspokajała. – Sęk w tym, że nie ma mowy o ślubie. Ona nie chce wychodzić za mąż! Czy… twój syn ją odtrącił? Pokłócili się może?
– Nie mam pojęcia, ale nie martw się, już ja mu powiem do słuchu! – teraz ja się zdenerwowałam. – Miał przyjemność, to musi ponieść konsekwencje! Zresztą, gdzie on znajdzie drugą taką fantastyczną dziewczynę jak Iwonka? Wkrótce się jej oświadczy!
Jednak Marcin napadnięty przeze mnie w sprawie ciąży zrobił tylko wielkie oczy.
– Ja? Przecież jej nawet nie dotknąłem!
– Nie kłam! Widziałam, jak się całowaliście! – wypaliłam.
– My? Całowaliśmy? – był zdumiony.
– No… w policzek – uściśliłam, a on wyraźnie się odprężył.
– Od tego się jeszcze w ciążę nie zachodzi, mamo – stwierdził pobłażliwie.
– To z kim ona będzie miała to dziecko? – wykrzyknęłam.
– Nie wiem, ale… Zdaje mi się, że powinnaś porozmawiać z tatą – powiedział, odwracając wzrok.
W pierwszej chwili kompletnie nie załapałam, co Adam może wiedzieć o ciąży Iwonki. Jednak chwilę potem, gdy po raz pierwszy zaświtała mi w głowie ta straszna myśl, odsunęłam ją od siebie jak najdalej. I ze strachu nie porozmawiałam z mężem.
I po co nam to wszystko było?
Pewnego wieczoru sam zaczął:
– Muszę ci coś powiedzieć – wyrzucił z siebie spięty.
– Tylko mi nie mów, że spałeś z Iwonką i jesteś ojcem jej dziecka – odpowiedziałam natychmiast, chichocząc nerwowo.
– To ty już wiesz? – jego zdziwienie powiedziało mi wszystko!
– Cholerny draniu! – rzuciłam się na niego z pięściami. – To tak wyglądały wasze kąpiele przy księżycu?! Powinnam się tego domyślić, ty obleśny satyrze!
– Uleńka, daj sobie wszystko wytłumaczyć, proszę! – zaczął.
– A co tutaj jest do tłumaczenia? – nagle ochłonęłam. – Zobaczyłeś młodą chętną lalę, to skorzystałeś! I tylko mi nie mów o waszej wielkiej miłości i porozumieniu dusz, bo tego już nie zniosę. Najlepiej nic nie mów… Boże, jak ja cię nienawidzę…
– Dasz mi rozwód? – zapytał na to mój ukochany mąż z nadzieją.
Krew uderzyła mi do głowy. Opanowałam jednak chęć, by mu przyłożyć.
– Oczywiście – wycedziłam bardzo wolno. – Zostawisz mi mieszkanie, samochód i możesz się wyprowadzić choćby zaraz. Nie mamy sobie już nic do powiedzenia!
„I na co nam było to odnawianie przysięgi przed Ostrobramską Panienką, skoro on już wtedy myślał tylko o Iwonie?” – pomyślałam z goryczą.
Kiedy Kryska dowiedziała się, jaki numer wywinęła jej córka z moim mężem, zamilkła na dobre parę minut.
– Nigdy bym się tego po niej nie spodziewała! – wykrzyknęła w końcu. – Niech sobie nie wyobraża, że będzie tu nadal mieszkać!
– Przestań, Krysiu – powiedziałam, jakimś cudem zachowując spokój. – Wystarczy, że ja nie mam już rodziny, sobie jej nie rozwalaj. Nie wyrzucisz w końcu rodzonego dziecka i wnuka. Za to teraz zyskasz całkiem miłego i przystojnego zięcia.
– Tak mi przykro… – powiedziała tylko.
– Mnie też. Nie wyszło nam na dobre nasze knucie. Ależ miałyśmy pomysł!
Adam po rozwodzie sprzedał swoją ukochaną działkę pod Warszawą i wszystkie pieniądze zainwestował w rozwój gospodarstwa Krystyny. A raczej swojego i Iwonki, bo przecież córka wkrótce przejmie interes po matce. Zrezygnował oczywiście z posady ordynatora w stolicy. Teraz pracuje na pół etatu w lokalnym szpitalu, do którego musi dojeżdżać przeszło 40 kilometrów. Dlatego podobno przebąkuje o zaniechaniu praktyki i zajęciu się dzieckiem i domem.
Słyszałam, że urodziła im się córeczka. Trochę zazdroszczę Krystynie, że została babcią, ale może i mnie się niedługo poszczęści? Marcin zaręczył się z dziewczyną ze swojej firmy i chyba oboje myślą poważnie o stworzeniu rodziny. Moje kontakty ze przyjaciółką ostatnio się rozluźniły, bo niby o czym gadać? Nie zostało nam za wiele wspólnych tematów. Pewnie wkrótce w ogóle przestaniemy się do siebie odzywać, a ja będę wiedziała o byłym mężu tylko tyle, co mi powie nasz dorosły syn.
I dobrze! Nie jestem ciekawa. Zresztą ciągle czuję się na tyle młoda, żeby chyba i ja zacznę nowe życie. Pora zadbać o siebie.
Czytaj także:
„Przed laty mój ojciec miał romans, a ja jestem jego owocem. Teraz już wiem, dlaczego matka nigdy mnie nie kochała”
„Starość zmusiła nas, by sprzedać nasz raj na ziemi. Córka chciała położyć łapy na kasie, ale my spełniliśmy marzenie”
„Córka twierdzi, że okradam ją z renty po ojcu, bo skąpię na jej zachcianki. A jedzenie i rachunki same się opłacają?”