„Mąż wrócił po 9 latach pracy za granicą. Teraz po całym domu walają się jego brudne koszule i śmierdzące skarpety”

mężczyzna robi pranie fot. iStock, Mindful Media
„Niedługo później nadeszła szara codzienność. Zwykła rzeczywistość. Zaczęło mnie drażnić w moim mężu absolutnie wszystko. Fakt, że nigdy nie zamykał deski sedesowej, że zostawiał brudne naczynia na stole po jedzeniu, a także jego głośne chrapanie”.
/ 02.06.2024 14:30
mężczyzna robi pranie fot. iStock, Mindful Media

Zdawałam sobie sprawę z tego, że odtworzenie czegoś, czego w zasadzie nigdy nie było, będzie sporym wyzwaniem po tylu latach małżeństwa. Przecież nie jesteśmy świeżo po ślubie! Czemu zatem ciągle nam nie po drodze?

To była długa rozłąka

Nigdy nie zapomnę tamtego dnia. Po zakończeniu rozmowy z ukochanym przez dłuższą chwilę nie mogłam oderwać wzroku od ekranu telefonu. Byłam sparaliżowana. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo emocji: zaskoczenie, zwątpienie, ale przede wszystkim ogromna euforia.

Nareszcie znów będziemy mogli być razem! Po dziewięciu długich latach tęsknoty mój mąż postanowił zakończyć swoją emigrację. Opuścił kraj, wyjeżdżając do pracy w Holandii, kiedy byłam w ciąży, oczekując przyjścia na świat naszego pierwszego dziecka – córeczki.

Potrzebowaliśmy kasy

Przypadek sprawił, że parę dni po tym, jak w końcu dostrzegliśmy na teście ciążowym upragnione dwie kreseczki, mój Jarek stracił zatrudnienie. Mimo usilnych starań, przez wiele tygodni nie mógł znaleźć nowej posady, a nasze zaskórniaki kurczyły się w zatrważającym tempie. W dodatku lada moment na świat miała przyjść nasza pociecha.

Nie mamy wyboru. Jadę za granicę, do Holandii – powiedział pewnego dnia mój małżonek. Początkowo próbowałam oponować, ale szybko wyłożył przede mną sensowne argumenty i w końcu uznałam, że to wcale nie taki kiepski plan.

– Kolega załatwił mi tam nieźle płatną fuchę – wytłumaczył. – Uzbieramy trochę grosza, staniemy na własnych nogach, a za parę miesięcy wrócę do domu, do ciebie i dziecka.

W okresie pomiędzy wizytami męża, które zdarzały się sporadycznie i trwały ledwie parę dni, zaszłam w drugą ciążę. Zostałam sama z dwiema pociechami na długi czas… Regularne wpływy z holenderskiego konta Jarka jedynie po części rekompensowały samotność, z którą zmagałam się dzień w dzień.

Nie mieliśmy wyjścia

Mąż niekiedy wspominał o powrocie, ale obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że w naszych warunkach dobrze płatna posada w Holandii to jedyny sensowny wybór. Nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nam pomóc w opiece nad małymi, nie było szans, żebym wróciła do pracy zawodowej. Jarek z kolei zapowiadał stanowczo, że za dwa tysiące to on robić w kraju już nie zamierza.

– Jak przy takich zarobkach zapewnić byt najbliższym? – rzucał w przestrzeń pytania, na które nie oczekiwał odpowiedzi, a ja przyznawałam mu rację. Nie martw się, dam radę.

Początki nie należały do najłatwiejszych, ale opanowałam sztukę samodzielnego zarządzania domem. Wszystkie obowiązki spadły na moje barki, nie mogłam liczyć na niczyją pomoc. Gdy córeczki były chore, to ja w środku nocy zawoziłam je do przychodni i czuwałam przy ich łóżkach.

Zadaniem Jarka było głównie robienie przelewów i pogaduszki z córkami na Skypie. Prawdopodobnie jedynie dzięki temu wiedziały, kim jest, kiedy zjawiał się w domu.

Mąż postanowił wrócić do kraju

A teraz nagle postanowił wrócić. Ot tak, bez zapowiedzi. Znajomy wciągnął go do pracy w swojej firmie i w ten sposób, po prawie dekadzie, mieliśmy od nowa zbudować rodzinę, którą tak naprawdę nigdy nie byliśmy. Z jednej strony ucieszyła mnie perspektywa bycia w końcu razem, ale z drugiej – miałam mnóstwo wątpliwości, jak to wszystko się potoczy.

Gdy Jarek wrócił do domu, było identycznie jak wtedy, gdy wpadał tylko na chwilę. Najpierw wielka euforia, wymyślna kolacja we dwoje, namiętne zbliżenia, zabawa z córkami… Jednak niedługo później nadeszła szara codzienność. Zwykła rzeczywistość.

Zaczęło mnie drażnić w moim mężu absolutnie wszystko. Fakt, że nigdy nie zamykał deski sedesowej, że zostawiał brudne naczynia na stole po jedzeniu, a także jego głośne chrapanie, przez które nie mogłam zmrużyć oka…

– Chryste Panie, kto zajmował się twoim bałaganem jak byłeś w Holandii? – dopytywałam, potrząsając głową z niedowierzaniem. Jarek tylko chichotał pod nosem i rozkładał bezradnie ręce.

– A wiesz, jak to jest, jak pod jednym dachem gnieździ się czterech dorosłych kolesi – usprawiedliwiał się. – Raczej nie obchodziło nas dbanie o czystość.

– Cudownie… Ale w domu to już zupełnie inna bajka. 

Zaczął mnie irytować

W pewnym momencie dotarło do mnie, że nawet jak Jarek oferował mi wsparcie w codziennych zadaniach, to tylko działał mi na nerwy.

– Nie ma problemu, dam radę sama – zazwyczaj od razu kończyłam temat.

W końcu doszłam do wniosku, że jeśli do tej pory jakoś sobie radziłam, to i teraz nie będzie inaczej. W ten sposób nasz związek małżeński nieuchronnie zmierzał w stronę katastrofy.

Prawdę mówiąc nie dochodziło między nami do częstych awantur, a jeśli już, to przeważnie w środku nocy, gdy nasze pociechy już smacznie spały. Na co dzień po prostu traktowaliśmy się jak obcy ludzie. I tak właśnie wyglądało nasze życie przez ostatni okres.

Olśniło mnie to, gdy rozchorowała się Karolcia, a ja zdecydowanie sprzeciwiłam się pomysłowi Jarka, by to on zabrał córeczkę do przychodni. Następnego dnia miał zaczynać nową pracę, stwierdził więc, że mnie wyręczy, żebym zdążyła wypocząć przed jego dłuższymi nieobecnościami w domu.

Wiem, że chciał dobrze

– Z małą sam pójdę, a ty odpocznij sobie w spokoju. Zasłużyłaś na to – powiedział z uśmiechem na twarzy.

– Nie ma mowy! Ani razu nie byłeś z nią u pediatry! Nie masz bladego pojęcia, jakie leki mogą u niej wywołać reakcję alergiczną, po prostu nic nie wiesz…

– No to czemu nie powiesz mi teraz? – wtrącił poirytowany, przerywając mi wpół zdania.

– I tak tego nie zapamiętasz! Wiem, że jesteś tatą naszych córeczek i moim mężem, ale ostatnio traktujesz mnie jak obcą osobę – powiedziałam z wyrzutem. – Okej, zabierz Karolcię do przychodni. Masz rację, chyba faktycznie przyda mi się mały relaks, bo zaczynam świrować.

Musiałam się wygadać

Nasza relacja zaczynała się sypać i bałam się, że wkrótce będzie za późno, aby to naprawić. Postanowiłam, że naprawdę muszę zorganizować sobie trochę czasu w samotności, żeby złapać odpowiedni dystans do całej sytuacji, więc zadzwoniłam do przyjaciółki.

Zwierzanie się innym ze swoich problemów nigdy nie przychodziło mi łatwo. Opowiedziałam jednak Agacie o trudnościach, z jakimi borykało się moje małżeństwo.

Nic w tym zaskakującego – podsumowała krótko.

– O co ci chodzi? – spytałam zaciekawiona.

– Nie mieliście szansy przyzwyczaić się do wspólnego życia. Za każdym razem, gdy Jarek przyjeżdżał do kraju, to było jak miesiąc miodowy, a teraz uderzyła was szara rzeczywistość. Wszystkie młode małżeństwa, kiedy miną pierwsze uniesienia, przez to przechodzą.

Musimy się dotrzeć

– Nie gadaj bzdur, przecież nie jesteśmy żadną młodą parą! – oburzyłam się. – Małżeństwem jesteśmy już ponad dekadę!

– Ale przez prawie cały ten okres twój mąż siedział poza krajem – przypomniała mi przyjaciółka. Zaczęłam się zastanawiać.

– Jak sądzisz, to w końcu przejdzie?

– No wiesz, wydaje mi się, że tak. Po prostu oboje potrzebujecie trochę czasu, żeby się do siebie przyzwyczaić i nauczyć wspólnego życia. Zazwyczaj taki proces zachodzi w początkowym okresie małżeństwa, ale wasza sytuacja jest nieco odmienna… Czasami trzeba iść na ustępstwa i, cóż, puścić w niepamięć niektóre wady męża czy żony. Sama też nie jesteś idealna – dała mi do zrozumienia. – Zaufaj mi, mam w tej kwestii większe doświadczenie. Jestem ze swoim mężem już trzynaście lat i nam także zdarzały się wzloty i upadki. Czasami trzeba po prostu ignorować drobne wady.

Niedomknięta deska sedesowa? Chrapanie w nocy? Brudny talerz na stole? Skarpety porozrzucane po podłodze? Puszki po piwie walające się w kuchni? To tylko małe rzeczy. Zupełnie nieważne drobiazgi. Jasne... Agata chyba wiedziała, o czym myślę.

– W końcu dojdziesz do tego, żeby tego po prostu nie dostrzegać.

Nie jest taki beznadziejny

Ciągle się uśmiecham, kiedy wspominam, jak bardzo zdziwiła mnie wypowiedź znajomej. Miałabym ot tak odpuścić sobie złość na Jarka za to, że zostawia bałagan i wtrąca się w sprawy, o których nie ma zielonego pojęcia?

No cóż, tego dnia Jarek przyszedł do domu z wizyty u lekarza, trzymając w dłoni receptę na jeden z nielicznych antybiotyków, na który, o dziwo, Karolinka nie miała uczulenia. Co więcej, pamiętał, że kupując lekarstwo w aptece, musi kupić również probiotyk! A potem zupełnie mnie zaskoczył, kiedy podał córeczce właściwą ilość leku i ukołysał ją do snu.

Szczerze mówiąc byłam przekonana, że sobie z tym nie poradzi. Sądziłam, że skoro mam największe doświadczenie w zajmowaniu się maluchami, to najlepiej dam sobie radę. Okazało się jednak, że wcale nie jest aż tak beznadziejny w byciu tatą, jak myślałam.

W końcu ogarnął też bałagan. Co prawda być może trochę dłużej zajęło mu dostrzeżenie porozrzucanych wszędzie skarpet i niedomytego kubka po kawie niż mnie, ale ostatecznie dał radę. Jeszcze przez jakiś czas miewaliśmy tego typu nieporozumienia.

Nie powiem, że jesteśmy wzorowym małżeństwem, bo czegoś takiego po prostu nie ma. Od czasu do czasu pokłócimy się albo mamy ciche dni, zupełnie jak inne małżeństwa. Tego po prostu nie da się ominąć. Ale śmiem twierdzić, że nam się udało. Zajęło nam chwilkę, żeby się dotrzeć, ale wyszliśmy z tego cało i – co kluczowe – wciąż jesteśmy razem.

Emilia, 36 lat

Czytaj także:
„Teść przez 5 lat krył mojego męża, gdy spędzał delegacje w łóżku kochanki. Nie robił tego bez powodu”
„Nasze portfele świeciły pustkami, a mąż był bez pracy. Wakacje w Egipcie, które kupili nam rodzice, zmieniły nasz los”
„Mąż widzi mnie tylko w kuchni i przy dzieciach. Poza domem zdejmuje obrączkę i traktuje mnie jak służącą”

Redakcja poleca

REKLAMA