„Mąż wraca po pracy do domu i nie kiwnie nawet palcem. Co z tego, że cały dzień latam na miotle - panicz chce zimnego piwka”

Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, Кирилл Рыжов
„Nie mogę już, jestem zmęczona. Codziennie jest tak samo. Najpierw cyrk ze śniadaniem, gotowanie, pranie. Przecież ja chyba nigdy w życiu nie widziałam dna kosza na brudne rzeczy. Potem oczywiście trzeba zdjąć z suszarki, wyprasować, poskładać. Wieczorem ogarnianie tych wszystkich zabawek, które i tak jutro będą wszędzie”.
/ 08.10.2022 12:30
Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, Кирилл Рыжов

Był dopiero początek marca, za oknami ciemno, a ja wstałam jak zwykle o piątej rano. Mąż chrapał. Nie chciałam go budzić, bo poprzedniego wieczora długo pracował… Musiałam zrobić śniadanie dla nas wszystkich.

Poczłapałam w szlafroku do łazienki, umyłam zęby i opadłam na chwilę na kuchenne krzesło, że jakoś dodać sobie sił dzięki dobrej kawie. Wiedziałam, że dzieciaki wpadną po szkole głodne jak szakale, więc wstawiłam do piekarnika kurczaka z warzywami, nastawiłam wielki garnek zupy i zabrałam się za robienie kanapek. Wyszedł tego cały stos, bo i dla Mirka do pracy, i dla Kasi i Jacka do szkoły.

Spojrzałam na zegarek. O rany – już siódma. Ostatnia szansa na chwilę spokoju przy kolejnej kawie, zanim wpadnie tu tornado…

A potem się zaczęło. „Maooo, ja chcę płatki”. „Ale nie ma mleka”. „To idź to sklepu”. „Ale jest jeszcze zamknięty”. „Niedobry ten sok!”. „Innego nie ma”. „Daj mi kanapkę z serem”… I tak dalej. W końcu wyszli, a ja z rezygnacją spojrzałam na pobojowisko na stole. Resztki kanapek, tony okruszków, rozpaćkany dżem, rozlana herbata.

Kiedy tylko zabrałam się za czyszczenie tego wszystkiego, zadzwonił dzwonek do drzwi. Kto, u licha? W progu stała Baśka, moja serdeczna przyjaciółka. Najpierw mocno mnie przytuliła, potem obrzuciła uważnym spojrzeniem mnie i moją kuchnię.

– Ho, ho, poranna imprezka, jak widzę – uśmiechnęła się. – I to w dodatku w szlafroku.

– Daj spokój, nie mam siły się przebrać nawet – odparłam zrezygnowana. – Kawy też się napić nie mogę.

– To ja zaparzę kawusię, a ty, kochana, pójdziesz się ubrać jak człowiek. Potem pogadamy. No już.

Czy tutaj da się coś zmienić, naprawić?

Chcąc, nie chcąc poszłam. Wzięłam nawet szybki prysznic i po dziesięciu minutach byłam w kuchni, gdzie Basia już kończyła czyszczenie stołu i wstawiała naczynia do zmywarki. 

– Nie mogę już, Basiu. Codziennie jest tak samo. Najpierw cyrk ze śniadaniem, gotowanie, pranie. Przecież ja chyba nigdy w życiu nie widziałam dna kosza na brudne rzeczy. Potem oczywiście trzeba zdjąć z suszarki, wyprasować, poskładać. Wieczorem ogarnianie tych wszystkich zabawek, które i tak jutro będą wszędzie…

– Rozumiem, kochana, ja też tak miałam, wiesz przecież. Wieczór wyglądał tak, że po prostu padałam na twarz.

– Ale co robić?

– Jak to co? Mirka zagoń do roboty, też tu mieszka.

– Jasne! – zaśmiałam się. – Tylko on jest wiecznie zmęczony przecież po pracy. Obiad, telewizor, komputer i spać. Już nawet lekcji z dzieciakami nie odrabia.

– No to pogadaj z mężusiem, i to na poważnie! A najlepiej po prostu przestań to wszystko robić. Nie gotuj, nie sprzątaj, olej. Może wtedy docenią twoją harówkę. Dzisiaj jest wtorek, daj im dwa dni. A w piątek zrób sobie wieczór dla siebie. Wyślij dzieciaki do dziadków, Mirka do kolegów, a sama weź kąpiel, wypij kieliszek wina i obejrzyj jakiś zabawny film.

Nie mogłam przestać o tym myśleć. W sumie to może nie taki najgorszy pomysł? Dlatego w środę bezczelnie nie wstałam o piątej, obudził mnie dopiero zawiedziony Mirek.

– Gdzie śniadanie? – zapytał.

– Nie ma, zróbcie sobie, ja chcę spać.

– Aha – zrobił zdziwioną minę i zniknął w kuchni.

Zostawiłam go z rozdziawioną buzią

Myślałam o tym cały dzień, rzecz jasna nie przeszkadzało mi to w zajmowaniu się praniem, suszeniem i wszystkim tym, co kocham najbardziej. Kiedy tornado już wróciło, spałaszowało obiad i poszło odrabiać lekcje, a mój jaśnie pan zasiadł przed telewizorem, umościłam się na fotelu obok.

– Mirek, musimy pogadać.

– Oj, Teresa, nie teraz, druga połowa meczu się zaczyna – jęknął.

– Teraz! – wkurzyłam się i wyrwałam mu pilota z ręki. – Mam dość takiego życia, w którym zupełnie nie uczestniczysz, jesteś jak statysta. Masz podane jedzenie pod nos, herbatka, piwko – proszę bardzo. Nie sprzątasz, nie gotujesz, nie bawisz się z dziećmi. To wszystko robię ja, nie widzisz?

– Ale do szkoły je zawożę i na zajęcia… – próbował się bronić.

– Wielkie mi halo. Zawozisz, bo ja już nie mam na to siły. A w tym czasie mam do ogarnięcia cały dom.

– I wspaniale to robisz, przecież wiesz… – chciał mnie wziąć za rękę.

– Wspaniale, oczywiście. Tylko nie zauważyłeś przypadkiem, jakim kosztem się to odbywa? Jak ja wyglądam w tym wiecznym szlafroku, z przetłuszczonymi włosami, suchą cerą, zniszczonymi rękami? A najgorsze jest to, że nie ma we mnie za grosz radości. Chodzę jak robot, uśmiecham się jak robot. Mam tego po prostu dosyć. Przemyśl sprawę, ja idę zająć się dziećmi. A ty dzisiaj śpisz na kanapie, za bardzo jestem wkurzona, żeby cię oglądać.

W sumie się nie dziwię, bo nigdy takiego wywodu z moich ust nie słyszał.

– A, i jeszcze jedno. Jutro jest piątek, a ja robię sobie wolny wieczór. Ty zawozisz dzieci po szkole na noc do dziadków, a potem idziesz do Karola. Będzie Baśka z mężem i jeszcze kilku chłopaków. Baśka dopilnuje, żebyście nie zrobili z siebie meneli i potem cię odwiezie albo weźmiesz taksówkę. Przed dwudziestą drugą masz się nie pokazywać. Dobranoc.

Pyszne śniadanie i kwiaty na stole. Co się dzieje?

Rano oczywiście odbyliśmy ten sam rytuał co zwykle, potem towarzystwo zniknęło, ja zajęłam się tym, co zawsze. Ale tym razem postanowiłam, że skoro to ma być mój dzień, to będzie i… wyszłam z domu. Poszłam do paru sklepów, przymierzałam ubrania, nawet kilka ciuszków kupiłam. Zdecydowałam się też na jakiś magiczny krem, który miał mnie podobno odmłodzić.

Czasu starczyło też na fryzjerkę i – uwaga – obiad w restauracji. To był chyba najprzyjemniejszy punkt programu. Ileż radości sprawiło mi to, że nie musiałam sama nakładać sobie na talerz, nie musiałam jeść tak dobrze mi znanych gołąbków i jeszcze w dodatku ktoś po mnie pozmywa!

Podniesiona na duchu wbiegłam do domu i przez telefon opowiedziałam o wszystkim Baśce. Śmiała się do rozpuku.

– Widzisz, że można? A co do wieczoru, już wszystko przygotowane, nic się nie martw. Już ja Mirkowi nakładę do głowy tego i owego, a i chłopaki go do pionu postawią.

– Ale jak? – wciąż nie byłam pewna.

– A usłyszy, że facet nie jest po to, żeby żonie „pomagał”, tylko żeby był jej partnerem. Ona gotuje, to on sprząta. Ona pierze, to on prasuje. Ona myje podłogę, to on okna. Spokojnie, Karol ma to samo zdanie i siłę perswazji. Uda się, zobaczysz. No, a teraz szykuj kąpiel, ciepłe kapcie i pod kołderkę z głupim filmikiem. Nara!

Więc wzięłam tę kąpiel, nalałam sobie kieliszek słodkiego wina i w puchatym dresiku zasiadłam przed telewizorem. I tak mi było błogo i spokojnie, że nie zauważyłam nawet, kiedy zasnęłam. Rano obudziłam się wypoczęta. Po obowiązkowej toalecie skierowałam się do kuchni. Dzieci jeszcze nie wróciły od dziadków, ale czekał na mnie Mirek ze smutną miną i dużym bukietem kwiatów.

– Teresa – szepnął. – Przepraszam cię, naprawdę. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak źle. Przyzwyczaiłem się, wygodnie mi było, u moich rodziców też to działało. Mama nie narzekała, może inaczej nie umiała, ale faktycznie czasy się zmieniły. Oni mi faktycznie wczoraj wylali na głowę kubeł zimnej wody. Ja zrobię wszystko, żeby ci pomagać… To znaczy – być twoim mężem i partnerem. Dasz mi szansę?

– Może… Ale jak to sobie wyobrażasz?

Już nie jestem taka zmęczona

– Zrobimy grafik i ustalimy, że na przykład ty robisz śniadanie, innego dnia ja, i sprzątamy wszyscy razem, bo i dzieciaki trzeba nauczyć obowiązków. Potem jadę z nimi do szkoły, ty robisz obiad. Ja potem zmywam. Zakupy razem. Przy większych porządkach się zobaczy, bo musisz mnie pewnych rzeczy nauczyć… Jednego dnia możemy robić tak, że ja czytam dzieciakom bajki, a ty robisz lekcje, a drugiego odwrotnie. Ich też nauczymy, że jak nabrudzą, to sprzątają. Też im się zrobi grafik, możemy im naklejać naklejki – chłopaki mi pokazywali w internecie. A, i koniecznie raz w tygodniu cały wieczór dla ciebie, tak jak wczoraj. To co?

Usiłowałam wciąż zachować kamienną twarz, ale w duchu się śmiałam. Czy to możliwe? Ale chyba warto spróbować. Więc spróbowaliśmy. Z początku łatwo nie było, bo mężowi nawet nastawienie zmywarki albo odkurzanie sprawiały kłopoty, ale nie krytykowałam, tylko dziękowałam.

Dzieciaki też się trochę buntowały, ale kiedy zaczęły dostawać najklejki i małe nagrody za dobrze wykonaną pracę, zdecydowanie im się to spodobało. A ja? Już nie jestem taka zmęczona i więcej się uśmiecham. No i na piątkowe wieczory wciąż czekam z niecierpliwością.

Czytaj także:
„Wzięłam przystojnego sąsiada za podglądacza, a on okazał się bohaterem. Miłość mojego życia dosłownie spadła mi z… drzewa”
„Kiedy Andrzej mi się oświadczył, szalałam ze szczęścia. Cały romantyzm diabli wzięli, gdy jego rodzice zaczęli nam planować wesele"
„Przyjaciółka stała się roszczeniową >>madką<<. Wybrała mnie na matkę chrzestną, bo chciała mieć chodzący bankomat”

Redakcja poleca

REKLAMA