„Mąż wprowadzał w domu pruski dryl. Był oschły, zasadniczy, przemocowy. Przeżyłam szok, gdy odkryłam, że córka się go boi”

mama pociesza córkę fot. Adobe Stock, motortion
„Agnieszka poradziła nagrać męża, tak, żeby o tym nie wiedział. Nie przemówił do mnie ten pomysł. Miałam skrupuły, bo gdyby Zygmunt znalazł sprzęt, straciłby do mnie zaufanie. W końcu się jednak przełamałam i posłuchałam przyjaciółki. Doszłam do wniosku, że przecież wszystko to robię dla dobra dziecka. A potem wysłuchałam nagrania. Z rosnącą zgrozą…”.
/ 26.09.2022 07:15
mama pociesza córkę fot. Adobe Stock, motortion

Moja córka przez całe życie bała się ojca. Za nic nie chciała się do niego przytulić ani go pocałować. Unikała z nim jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Kiedy tylko ojciec wracał do domu, dziecko natychmiast zaczynało się denerwować. Miało tiki nerwowe. Widziałam na przykład, jak drży jej powieka. A nie daj Boże, żeby musiała się do ojca odezwać albo żeby on ją o coś zapytał. Od razu zapominała wtedy języka w buzi. Stała tylko z miną zbitego psa i cała się trzęsła.

Czasami wydawało mi się, że Marysia ma początki nerwicy. Aż mi się serce ściskało, gdy na to patrzyłam. Bo przecież kiedy męża nie było w pobliżu, stawała się zupełnie innym dzieckiem! Uśmiechniętym, ufnym, bardzo skorym do pieszczot. Babcie to ją wprost uwielbiały, dziadkowi tylko by na kolanach siedziała cały czas, chociaż miała już prawie 11 lat. Zauważyłam, że jest bardzo dziecinna jak na swój wiek. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo w końcu nie miałam porównania. Marysia jest przecież jedynaczką. A ja nie pamiętam już, jaka byłam w wieku mojej córki…

Wprowadził w domu niemal pruski dryl

Inna sprawa, że mąż przez lata zasłużył sobie na ten jej strach. W domu wprowadził pruski dryl i potrafił dziecko ćwiczyć jak swoich podwładnych. Przez wiele lat pracował jako policjant w dochodzeniówcea to ciężki kawałek chleba. Miał stresującą robotę i całe napięcie przynosił ze sobą do domu. Nie było w nim za grosz serdeczności.

W łóżku jeszcze jakoś się rozumieliśmy. Nocami więc wynagradzał mi swoją oschłość za dnia. Ale jak miał ją wynagrodzić córce? Dodam, że nigdy jej nie uderzył. Stwarzał za to taką atmosferę, że córka doskonale wiedziała, iż jest nią rozczarowany. Nigdy się nie uśmiechał. Wydawał jej tylko polecenia surowym i nakazującym tonem... Dziecko wyczuwa, kiedy własny rodzic kocha je bezwarunkowo, a kiedy uzależnia swoje uczucia od tego, czy spełni jego wygórowane oczekiwania.

Wiele razy błagałam męża, aby się zmienił, bo doprowadzi do rozpadu naszej rodziny. Widziałam przecież dobrze, co się dzieje. Przemoc psychiczna potrafi być równie groźna jak fizyczna. Mąż w końcu sam stwierdził, że tak dłużej być nie może. Zwolnił się z policji i teraz pracuje w ochronie. Poszedł też na terapię. Minęło pół roku i stał się innym człowiekiem. Co z tego, skoro córka nadal się go bała...

Kiedy musiałam iść do pracy na nocną zmianę i Marysia miała zostać sama z ojcem, to już od powrotu ze szkoły była blada i roztrzęsiona, a potem zaszywała się gdzieś w kącie. Bałam się, że choć tata stara się być dla niej miły i serdeczny, teraz może być już na to za późno.

Byłam po poradę u psychologa. Usłyszałam, że jeśli ojciec nadal będzie się starał, dziecko w końcu nabierze zaufania. Kiedy jednak patrzyłam na wszystko, co dzieje się w moim domu, trudno mi było w to uwierzyć.

Słuchając nagrania przeżyłam szok

Radziłam się też mojej przyjaciółki, Agnieszki. Zasugerowała mi, że może Zygmunt tylko przy mnie jest taki dobry dla córki, a kiedy wychodzę, ujawnia swoje prawdziwe oblicze. Poradziła mi nagrać męża, tak, żeby o tym nie wiedział. Nie przemówił mi do przekonania ten pomysł. Miałam skrupuły, bo gdyby Zygmunt znalazł sprzęt, kompletnie straciłby do mnie zaufanie. I wcale bym się mu nie dziwiła. Gdybym była na jego miejscu, nie wyobrażam sobie, aby nagrywała mnie żona! Tym bardziej w sytuacji, gdy staram się ze wszystkich sił zmienić, tak jak obiecałam…

W końcu się jednak przełamałam i poszłam za radą przyjaciółki. Doszłam do wniosku, że przecież wszystko to robię dla dobra dziecka. A potem wysłuchałam nagrania. Z rosnącą zgrozą… Ku mojemu ogromnemu zdumieniu okazało się, że Zygmunt jest wzorem cierpliwości, taktu i miłości. Za to z chwilą, gdy zamykają się za mną drzwi, istny diabeł wstępuje w Marysię!

Moja mała, zahukana córeczka krzyczała na całe gardło i przeklinała. Nawet nie sądziłam, że Marysia zna takie słowa! Mnie coś takiego natychmiast wyprowadziłoby z równowagi. Tymczasem mąż przemawiał do niej spokojnie, usiłując ją uspokoić i udobruchać...

Jestem wdzięczna przyjaciółce, że podsunęła mi ten pomysł. Tamto nagranie dało mi wiele do myślenia. Teraz już wiem na pewno, że wszyscy potrzebujemy terapii. Nie indywidualnej, lecz rodzinnej. To, że mąż się leczy, nie wystarczy. Opieki psychologa wymaga także Marysia. A pewnie i ja, chociaż wciąż nie do końca zdaję sobie z tego sprawę.

Czytaj także:
„Zakochałam się w biedaku, więc rodzice wygnali mnie z domu, a brat pozbawił spadku. Moją rodzinę zniszczyła chciwość...”
„Szef postawił mi ultimatum: albo pójdę z nim do łóżka, albo wylatuję z pracy. Postanowiłam pogadać sobie z jego żoną…”
„Ojca uważałem za wzór cnót, ale nie zawsze był świętoszkiem. Ukrywał prawdę przed rodziną, bo wstydził się przeszłości…”

Redakcja poleca

REKLAMA