„Ojca uważałem za wzór cnót, ale nie zawsze był świętoszkiem. Ukrywał prawdę przed rodziną, bo wstydził się przeszłości…”

chłopak, który poznał prawdę o ojcu fot. Adobe Stock, fresnel6
„– Staczałem się coraz bardziej, ale wtedy tego nie widziałem – tata ciągnął swoją opowieść, chociaż widziałem, jakie to dla niego trudne. – Wtedy myślałem, że jest dobrze. Byłem wolny, mogłem robić, co chciałem, i zamiast siedzieć ileś godzin w pracy, ja robiłem jeden czy drugi wypad, i miałem kasę na zabawę i jedzenie”.
/ 22.09.2022 17:15
chłopak, który poznał prawdę o ojcu fot. Adobe Stock, fresnel6

Rodzinny album moich rodziców pełen jest zdjęć mojej mamy z czasów dzieciństwa i młodości. Potem pojawiają się zdjęcia z tatą – na spacerze, pod namiotem, przy stole na rodzinnych spotkaniach… I wreszcie ze ślubu.

Nigdy się jakoś nie zastanawiałem, dlaczego nie mamy ani jednego zdjęcia taty z okresu, zanim poznał mamę. Ani dlaczego tak mało wiadomo o jego rodzinie. Raz zapytałem go o babcię i dziadka, których nigdy nie poznałem i usłyszałem tylko, że nie żyją. Nie drążyłem tematu, bo tata niechętnie opowiadał o swoim dzieciństwie. W przeciwieństwie do mamy i jej rodziców.

Babcia często wspominała śmieszne historie z przeszłości. Na przykład to, jak mama, jako kilkuletnia dziewczynka, przebrała się w jej szpilki i sukienkę, i tak wystrojona poszła do sklepu po pieczywo. Podobno wzbudziła sensację na całej ulicy. Dziadek zaś mówił o wagarach mamy, co zawsze wzbudzało jej złość i go uciszała.

O tacie nie wiedziałem nic. Pytałem kilka razy, ale mnie zbywał. Z czasem przestałem napierać, miałem swoje sprawy. Aż przyszedł czas, gdy miałem poznać brata mojej mamy.

Przez przypadek usłyszałem rozmowę

Wujek wyjechał do Stanów, jak miałem kilka miesięcy, nie pamiętałem go. Jest moim chrzestnym i zawsze przysyłał mi prezenty na urodziny i święta, oglądałem też oczywiście jego zdjęcia. Ale go nie znałem. Zdziwiło mnie napięcie pomiędzy rodzicami, gdy okazało się, że wujek Robert przyjeżdża. Mama się bardzo cieszyła, ale tata był wyraźnie zdenerwowany. Myślałem, że może po prostu za sobą nie przepadają, ale z tego, co mówił tata, wynikało, że jest wręcz przeciwnie.

Pewnie bym się tym nie przejmował, w końcu co mnie, prawie dwudziestoletniego chłopa obchodzi, dlaczego tata tak przeżywa przyjazd swojego szwagra? Jednak przypadkiem podsłuchałem rozmowę rodziców i to mnie zaintrygowało!

– Daj spokój, przecież wiesz, że on nie ma do ciebie pretensji – mama tłumaczyła coś tacie w kuchni, ja akurat szedłem do swojego pokoju.

Zatrzymałem się w pół kroku. Może się wreszcie czegoś dowiem?!

– Ale jest mi głupio – w głosie taty słyszałem wahanie. Zdziwiło mnie to. – Przecież przeze mnie o mało nie zginął, jak mam o tym zapomnieć?

– Ale w końcu tylko dzięki tobie żyje, uratowałeś go – mama starała się zachować spokój, chociaż słyszałem w jej głosie zdenerwowanie.

– Tak, raczej reanimowałem po tym, co mu zrobiłem…

– Hej, o co chodzi? – nie wytrzymałem i wkroczyłem do kuchni. – Nie róbcie takich min. Przecież wiem, że jest coś, o czym tata nie chce mówić. Ale chyba dość już tych tajemnic. Jestem dorosły, mam prawo wiedzieć!

Milczeli, wyraźnie speszeni.

– No? Słyszałem to, co mówiłeś o wujku Robercie, co się stało?

– Wojtek ma rację, nie ma sensu niczego ukrywać – westchnęła mama. – Poza tym ktoś się może wreszcie wygadać, po co ma się dowiadywać od obcych? Lepiej, żeby poznał tę historię od ciebie. To przynajmniej będzie prawdziwa wersja.

– W porządku – mruknął tata. – Musisz coś wiedzieć… Mam nadzieję, że nie zmienisz o mnie zdania.

Zaczął opowiadać, a ja z każdym zdaniem czułem się coraz bardziej oszołomiony. Znałem tatę jako odpowiedzialnego i pracowitego kierowcę autobusu. Tymczasem on nie zawsze taki był… Po raz pierwszy usłyszałem też prawdę o swoich dziadkach.

Dziadek był złodziejem. Mój tata praktycznie go nie znał, bo jego ojciec więcej czasu spędzał w więzieniu, niż w domu. A babcia piła…

– Nie osądzaj jej źle – powiedział, patrząc na mnie smutno. – Ją to wszystko po prostu przerosło. Szukała jakiejś odskoczni, ukojenia, i w końcu znalazła je w kieliszku.

Latami uczył się złodziejskiego fachu

Mojego tatę wychowała więc praktycznie ulica, a że mieszkał w nieciekawej dzielnicy, na skutki takiej edukacji nie trzeba było długo czekać. Po podstawówce trafił do zawodówki i miał problem z jej ukończeniem. W domu nie dostawał jedzenia, więc szukał go gdzie indziej. Dość wcześnie zaczął kraść. Najpierw w sklepach bułki, słodycze, potem wszystko, co można było zjeść albo sprzedać. Wpadł i milicja zaprowadziła go do rodziców. Miał szczęście, że nie skierowali go do poprawczaka. I pecha, bo ojciec był na wolności.

– Sprał mnie na kwaśne jabłko – powiedział mój tata. – I nie dlatego, że ukradłem, tylko dlatego, że się dałem złapać. Mama siedziała na wersalce pijana i jęczała, żeby mnie zostawił. Uciekłem wtedy z domu.

Nocował u kumpli, po melinach i uczył się złodziejskiego fachu. Bo co mu zostało? Co jakiś czas wracał do domu, ale zawsze kończyło się to awanturą z ojcem, więc uciekał znowu. A kiedy skończył 18 lat, wyprowadził się na zawsze. Szkołę ciągle opuszczał, więc wreszcie go wywalili. W końcu był już dorosły. Od znajomych na ulicy dowiedział się, że ojciec znów trafił do więzienia. Nawet zastanawiał się, czy nie wrócić do domu, ale nie chciał. Po co? Matka, wiecznie pijana, nawet by tego nie zauważyła.

– Staczałem się coraz bardziej, ale wtedy tego nie widziałem – tata ciągnął swoją opowieść, chociaż widziałem, jakie to dla niego trudne. – Wtedy myślałem, że mam dobrze. Byłem wolny, mogłem robić, co chciałem, i zamiast siedzieć ileś godzin w pracy, ja robiłem jeden czy drugi wypad, i miałem kasę na zabawę i jedzenie. Niczym nie gardziłem, kradłem portfele, radia samochodowe, rowery spod sklepu. I kwiaty z cmentarza. To był dobry zarobek – szybki i bezpieczny. Pilnowano tylko po Wszystkich Świętych, a tak na cmentarzu żywego ducha nie było. W ciągu dnia robiłem rekonesans. Zapamiętywałem, gdzie ktoś położył jakąś ładną wiązankę, a gdy się ściemniło, to ją zabierałem. Kupowali ode mnie handlarze za mniej niż pół ceny. Ja miałem kasę, oni następnego dnia sprzedawali nowemu klientowi. I interes się kręcił.

Facet zobaczył go i… padł jak długi

Tata zamilkł, a ja siedziałem jak porażony. Nie mogłem wykrztusić słowa. Spojrzał na mnie.

– Tak, synku, byłem złodziejem i cmentarną hieną – powiedział gorzko. – I pewnie skończyłbym jak większość takich lumpów, gdyby nie przypadek. Pewnej nocy zbierałem kwiaty na cmentarzu. To była jesień, zimno, ciemno, spieszyłem się. Pochylony nad kolejnym grobem, zamyślony, wyprostowałem się i wszedłem w alejkę. I wtedy zobaczyłem jakiegoś faceta. Pewnie skracał sobie drogę, idąc przez cmentarz. Jak mnie zobaczył, to wrzasnął i upadł. W pierwszej chwili chciałem uciekać, niepotrzebny był mi świadek kradzieży. Nawet rzuciłem wiązankę i zacząłem biec. Ale się zatrzymałem. Pomyślałem, że facet mógł dostać zawału na mój widok… Było zimno, w nocy zaczynały się już przymrozki. Nie mogłem go tak zostawić. Wróciłem. Oddychał, ale się nie ruszał. Okryłem go swoją marynarką i pobiegłem na ulicę, po pomoc. Wtedy nie było komórek… Na szczęście, przy bramie stał taksówkarz. Wrócił ze mną, zawieźliśmy gościa na pogotowie. Zostałem z nim, bo pytali mnie, jak to było, jak długo leżał. Nie powiedziałem, co naprawdę robiłem na cmentarzu, wyznałem, że wyszedłem z alejki i on się mnie przestraszył. To był wujek Robert…

– Na szczęście tylko zemdlał – mama weszła tacie w słowo. – Zawiadomili nas, przyjechaliśmy. I ja i moi rodzice byli bardzo wdzięczni twojemu tacie, że nie zostawił tam Roberta, bo rzeczywiście mógłby nie przeżyć tej nocy. A ja… polubiłam tatę.

– Długo bałem się mamie przyznać, co naprawdę robiłem na cmentarzu. – powiedział tata. – Zakochałem się. To dla niej poszedłem do wieczorówki, zrobiłem kurs na kierowcę autobusów. Chciałem, żeby znała prawdę, ale bałem się, że kiedyś przez przypadek wszystkiego się dowie. I mnie znienawidzi… A ona zrozumiała. Mam nadzieję, że ty też zrozumiesz?

Milczałem, bo nie byłem w stanie wykrztusić słowa. Widziałem, że moi rodzice się denerwują.

– Rozumiem – powiedziałem wreszcie. – A wujek Robert wie?

– Nie – mama pokręciła głową.

– Wie tylko, że to tata go wtedy przestraszył… Zresztą, prawdę mówiąc, on też niechętnie to wspomina. Był pewny, że zobaczył ducha.

Roześmiałem się.

– No tak, to był idiotyczny przypadek – przyznałem. – Ale w sumie chyba dla wszystkich szczęśliwy?

– Może z wyjątkiem wujka Roberta – powiedziała mama, chichocząc.

Czytaj także:
„Byłam wściekła, bo przyjaciółka sprzątnęła mi chłopaka. Jednak los mi to wynagrodził i zesłał nowego, identycznego”
„Żona straciła zainteresowanie mną i dzieckiem, żyła tylko i wyłącznie pracą. Szczęście znalazłem u boku... atrakcyjnej niani"
„Rodzice adopcyjni wmawiali mi, że ci biologiczni byli pijakami i kryminalistami. Po latach odkryłam, że to nieprawda”

Redakcja poleca

REKLAMA