„Mąż wiecznie porównywał mnie do swojej zmarłej żony. Przesadził, gdy kazał mi założyć jej sukienkę”

zdenerwowana kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Czułam, że już dosyć tego wszystkiego. Dotarło do mnie nareszcie, że jego serce nadal bije dla tamtej, a nie dla mnie. Mam do wyboru stać się nią albo się z nim pożegnać. Po swojej śmierci zmarła zyskała status świętej”.
/ 17.06.2024 18:30
zdenerwowana kobieta fot. Getty Images, Westend61

Pierwszy raz spotkałam Kubę na domówce u znajomych. Słyszałam wcześniej, że jakiś czas temu w wypadku samochodowym zginęła jego żona i było mi go naprawdę żal. Mimo że byłam już po rozwodzie, nie byłam wtedy zainteresowana szukaniem nowego faceta. To on pierwszy zwrócił na mnie uwagę.

Zakochaliśmy się w sobie

Zaczęło się dość zwyczajnie: trochę grzecznościowych pogaduszek, parę osobistych historii przy kieliszku winka. Pożegnanie też było raczej typowe, oboje wyraziliśmy chęć ponownego spotkania w przyszłości. Prawie już o nim nie myślałam. On jednak zdobył mój numer od znajomych. Odezwał się już następnego dnia i tak to się zaczęło kręcić...

Zanim powiedzieliśmy sobie „tak, był niesamowicie uroczy. Taki dojrzały, opiekuńczy, pełen ciepłych uczuć... Wzruszyłam się do łez, gdy opowiadał mi historię swojej zmarłej małżonki... Muszę przyznać, że otaczająca go aura zdruzgotanego wdowca wpłynęła na moje serce. Podobnie jak świadomość, że to właśnie ja zostałam wybrana, aby wypełnić lukę po tamtej kobiecie i tchnąć nową energię w jego zranioną duszę. A że przy okazji był niezwykle przystojny, to... straciłam dla niego głowę.

Wprowadziłam się do mieszkania mojego ukochanego, bo znacznie przewyższało rozmiarami moją niewielką klitkę. Ją postanowiliśmy wynająć. Rozpierała mnie radość. Śniłam nawet o maleństwie, w końcu nie jest jeszcze za późno!

Nic nie pozwolił mi zmienić

Gniazdko Jakuba było troszkę zaniedbane, ale przytulne. Nie przypadły mi do gustu jasnoniebieskie, mocno już wyblakłe tapety i firanki, uznałam zatem, że należałoby je wymienić. Bez pośpiechu rzecz jasna, z biegiem czasu. Przy kolacji napomknęłam coś na ten temat. Na obliczu Kuby dostrzegłam strach.

– Nie, nie... – rzekł, spoglądając na mnie w dość osobliwy sposób. – Sylwia samodzielnie zdecydowała o tym wystroju, własnoręcznie aranżowała wnętrze. Wolałbym niczego tu nie zmieniać.

– W porządku – wydałam z siebie westchnienie, przegryzając wargę, aby przypadkiem nie wymsknęło mi się, że wprost nie znoszę takich cukierkowych kompozycji. – Mimo wszystko przyda się chociaż lekki lifting...

Doszłam do wniosku, że na ten moment lepiej niczego nie zmieniać. Starałam się postępować taktownie i niczego nie ruszać, mimo że cała ta przestrzeń mnie irytowała i czułam się w niej trochę nie na miejscu, jak intruz. Kuba jednak okazywał mi czułość i miłość, zasypywał mnie upominkami i łakociami. Nie miało znaczenia, że te podarunki zupełnie do mnie nie pasowały, a ja nie przepadałam za słodyczami!

Kupował mi ulubione kwiaty nieboszczki

Ważne było to, co kryło się za tymi gestami. Dlatego kolejne delikatne chustki, bieliznę z koronki, biżuterię rodem z romansów i perfumy o słodkich nutach upychałam na samym dnie szuflady. Częstowałam czekoladkami znajomych i współpracownice. Nie potrafiłam już znieść sytuacji, gdy po raz kolejny pojawiał się z tymi samymi kwiatami – białymi liliami, na które mam alergię. Kiedyś, bardzo subtelnie, napomknęłam mu o tym. Mimo to dalej je przynosił.

– Kochanie, na litość boską, następnym razem wybierz inne kwiaty! Przez te lilie wykicham sobie płuca! – błagałam półżartem, kichając jak szalona.

– Ale Sylwia je uwielbiała – obruszył się.

Zesztywniałam na moment, ale nie dałam niczego po sobie poznać. Postawiłam bukiet w korytarzu i na wszelki wypadek łyknęłam podwójną dawkę lekarstwa na alergię...

– Słuchaj, Wandeczko, muszę cię o coś poprosić... – przytulił mnie czule. – Mogłabyś zwracać się do mnie nie Kubusiu, a Kubasku?

– Co proszę?! – osłupiałam. Czy on oszalał, czy sobie ze mnie żartuje?

– Zdaję sobie sprawę, że to może brzmieć absurdalnie – zachichotał. – Ale Sylwusia tak na mnie mówiła. Tęsknię za tym... Jaka to dla ciebie różnica? Przecież to takie urocze!

Tego już po prostu za dużo! To jakieś szaleństwo. Nie pozwolę, żeby to mnie doprowadziło do obłędu.

– Nie jestem twoją Sylwunią. Musisz pogodzić się z tym, że to nadal ja. Nigdy, przenigdy nie zwrócę się do ciebie per Kubasku. Nie cierpię czekoladek, bransoletek, apaszek i białych lilii! Powinieneś być tego świadomy. I przestań się do mnie zwracać Wandziu!

Miałam niewłaściwy styl

Byłam w szoku. Poczułam się trochę niezręcznie, że tak naprawdę przesadziłam z tą kłótnią. Od razu poprosiliśmy się wzajemnie o wybaczenie i sytuacja wróciła do normalności. Ale tak naprawdę do starego porządku. Już kolejnego dnia znowu otrzymałam praliny...

Fotografie Sylwii były dosłownie wszędzie – na ścianach, biurkach, w albumach. Jedna z nich, w złotej ramce, wisiała nawet nad łóżkiem, które dzieliliśmy! Zdjęcie z ich ślubu. Naszego nawet nie umieścił w sypialni. Lecz nie to jest najważniejsze.

Mimowolnie przyglądałam się temu zdjęciu. I nagle dostrzegłam, że mamy ze sobą coś wspólnego. Zauważyłam, że jestem do niej trochę podobna. W jednej chwili przyszło mi do głowy, że pewnie właśnie dlatego mnie zauważył. Jednak szybko odrzuciłam tę myśl. Chciałam wierzyć, że to czysty przypadek.

Ale wątpliwości nie dawały mi spokoju... Pewność zyskałam, gdy pewnego dnia zaczął marudzić o to, jak się ubieram. Że niby mało kobieco. Wyszedł z pomysłem – uwaga, uwaga – żebym przymierzyła jej kieckę i zrobiła sobie loczki. Tak długo próbował wcisnąć mi tę lokówkę, aż w końcu mu ją wyrwałam i wyrzuciłam do kosza...

Czułam, że już dosyć tego wszystkiego. Dotarło do mnie nareszcie, że jego serce nadal bije dla tamtej, a nie dla mnie. Mam do wyboru stać się nią albo się z nim pożegnać. Po swojej śmierci zmarła zyskała status świętej. Mimo to moja miłość do niego wciąż trwała. Podjęcie decyzji o zakończeniu tego związku wymagało ode mnie wiele wysiłku. Postanowiłam zatem zdać się na łaskę losu, choć coraz mocniej tliła się we mnie nadzieja, że pojawienie się dziecka mogłoby zmienić bieg zdarzeń.

Wspomniałam mu, że chcę dziecko

Pewnego dnia oznajmiłam swojemu partnerowi:

– Posłuchaj Jakub, zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku, że powinniśmy pomyśleć o powiększeniu rodziny. Lata lecą, a my wciąż zwlekamy z tą decyzją...

– Chyba kompletnie ci odbiło! Od zawsze wiedzieliśmy, że nie będziemy mieć dzieci! – zdenerwował się nie na żarty.

– Zaraz, zaraz... Kiedy niby ustaliliśmy, że rezygnujemy z posiadania dzieci? Nigdy nawet nie poruszyliśmy tego tematu!

– Sylwia wprost nie znosiła małych dzieci! – odparował gwałtownie Kuba.

Wiem, że powinnam była spakować manatki i wyjść. Ale jako totalny głupiec, po prostu nie umiałam tego zrobić. Sytuacja sięgnęła jednak zenitu parę dni później. Przyniosłam do mieszkania małego kotka. I wtedy rozpętała się istna burza, ponieważ... Sylwia wprost nienawidziła tych zwierząt.

– W tym domu nigdy nie będzie żadnych futrzaków. Za to Sylwia pozostanie tu na zawsze – padły jego ostatnie słowa w tej dyskusji.

Nie mogłam tego dłużej znieść. Sprawa była oczywista! Spakowałam swoje graty, a następnie wraz z moim mruczącym przyjacielem wyszliśmy z mieszkania Sylwii. Dobrze się złożyło, że nie udało mi się jeszcze sprzedać własnego mieszkania. Planowaliśmy to zrobić, więc aktualnie nie było tam żadnych lokatorów. Przynajmniej miałam dokąd pójść.

Mimo wszystko nie czułam radości. Złość powoli ustępowała miejsca smutkowi. Dlaczego? Ponieważ darzyłam go uczuciem i wierzyłam, że nasza relacja miała szansę przetrwać.

Po kilku dniach zadzwonił telefon od Kuby. Poprosił o spotkanie następnego dnia w domu, choćby na moment. Twierdził, że to pilne. Jakaś niedopowiedziana sprawa... Zgodziłam się. Byłam przekonana, że chodzi o rozwód. Gdy przekroczyłam próg naszego – jeszcze do niedawna – wspólnego mieszkania, oniemiałam! Zdarte tapety, sprzęty okryte folią. Zniknęły wszystkie obrazy, także portrety Sylwii...

– O co chodzi? – spytałam zaciekawiona.

– Zachowywałem się jak skończony kretyn. – spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem – Ta tragedia chyba pomieszała mi w głowie... Bardzo cię przepraszam! Jeżeli dasz mi drugą szansę, zaczniemy wszystko od zera! Udekorujesz mieszkanie według własnego uznania. Wybierzemy nowe wyposażenie. Zrobię wszystko, co tylko zechcesz, bylebyś mnie nie opuściła... Jesteś dla mnie niezbędna, tylko ty się liczysz!

– A co z Sylwią?

– Niech odpoczywa w pokoju...

Wanda, 37 lat

Czytaj także:
„Chciałam pomóc córce i zabrałam wnuki na wakacje do Mielna. Najadłam się wstydu i już nigdy tam nie wrócę”
„Romans ze starym znajomym otworzył mi oczy. Wolę nudnego męża na kanapie, niż włóczykija w hotelu”
„Zostawiłam męża, bo szalał z zazdrości. Rozpętał wokół mnie prawdziwe piekło i został moim stalkerem”

Redakcja poleca

REKLAMA