„Mąż mnie wyśmiewał i upokarzał. Nikt nie widział we mnie ofiary przemocy, bo przecież mnie nie bił”

Mąż mnie upokarzał i ośmieszał fot. Adobe Stock, Aleksandr Rybalko
„– Jak ty to robisz, sieroto. Jak trzymasz ten nóż? A naczynia mażesz, zamiast wycierać. Gustu też nie masz. Za to fatalną figurę, czasami aż wstyd cię gdzieś zabrać. W porównaniu z moimi koleżankami z pracy, jesteś po prostu jak wyjęta z lumpeksu”.
/ 10.05.2022 12:54
Mąż mnie upokarzał i ośmieszał fot. Adobe Stock, Aleksandr Rybalko

Przez dwadzieścia lat znosiłam w ciszy upokarzanie i lekceważenie. Teraz mówię: dość!

Dopiero niedawno pojęłam, że przemoc domowa nie musi polegać na biciu, szarpaniu i wyzwiskach. Może się odbywać w ciszy, a nawet przy ludziach, którzy z uśmiechem mówią: „Twój mąż to taki porządny i oddany ci człowiek! Tylko pozazdrościć!”. Przemoc domowa trwa latami i z biegiem czasu staje się coraz mniej skrywana; wszyscy się przyzwyczaili, że w tym małżeństwie on jest wspaniały, a ona – ofiara losu, więc już się nie zastanawiają, czy faktycznie tak jest.

Coraz rzadziej się ich razem gdzieś zaprasza, bo ona znowu będzie siedziała w kącie, a on weźmie na siebie bawienie gości. To może lepiej, żeby był sam? Mniej się zmęczy!

Przemoc domowa jest wtedy, gdy ona wszystko robi źle!

Pranie, obieranie kartofli, warzyw, ścieranie kurzu, nawet mycie podłogi jej nie wychodzi.

– Jak ty to robisz, sieroto jedna! – on się denerwuje. – Jak trzymasz ten nóż? Nie ta ścierka i w ogóle to tylko mażesz, zamiast wycierać! I jaki płyn wzięłaś? Ślepa jesteś? Tyle razy cię uczyłem, do olejowanych podłóg są specjalne środki, a tutaj co jest napisane? Nie umiesz czytać?

Jak się przez dwadzieścia lat słyszy, że człowiek nic nie potrafi, to się w końcu w to uwierzy. O mnie na przykład wszyscy myśleli, że się gubię nawet w supermarkecie, bo taka jestem głupia.

– Zagapi się i już jej nie ma! – śmiał się mój mąż. – Szukaj wiatru w polu. Człowiek się rozgląda, wychodzi na zewnątrz, wraca, a ta niemota stoi przy jakimś regale z nieprzytomną miną i ogląda słoiki z musztardą! I co wy na to?

Towarzystwo ryczało rozbawione jak na jakiejś komedii, a mnie się już nie chciało tłumaczyć, że było akurat odwrotnie, bo to ja szukałam męża zagadanego z jakąś sąsiadką z osiedla! I tak by mi nikt nie uwierzył.

Przemoc domowa to wyszydzanie twoich ubrań, butów, fryzury i porównywanie ich z ubraniami, butami i fryzurami innych kobiet. Regułą jest, że te inne są zawsze lepsze i ładniejsze.

– Po prostu nie masz gustu – słyszysz. – Jak już coś wybierzesz, to kulą w płot! Kupy się nic nie trzyma! Poza tym masz fatalną figurę, to, co nosisz, ci nie pasuje, czasami aż wstyd cię gdzieś zabrać! W porównaniu na przykład z moimi koleżankami z pracy, jesteś po prostu jak wyjęta z lumpeksu! Niestety!

To wszystko jest mówione niby z troski

Niby serdecznie i przyjacielsko, bo przecież nikomu bardziej na tobie nie zależy niż sprawcy przemocy domowej. On cię musi kontrolować i pouczać, bo inaczej się nieustannie kompromitujesz. Jesteś niezdolna do samodzielności, głupia, zahukana, nieuważna, nierozsądna, zapominalska i niedouczona. Puścić cię samą i zginiesz! Chodzi o to, żebyś sama uwierzyła, że tak właśnie jest!

W takiej przemocy domowej uczestniczą twoi rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi, a z czasem – nawet dzieci, bo wszyscy z czasem wierzą, że jesteś kobietą specjalnej troski, a ty, osaczona i zdominowana, nie umiesz się bronić, zresztą nie wierzysz, że to ma sens...

Musiałby się zdarzyć cud, żebyś się ocknęła i spróbowała o siebie zawalczyć. W moim przypadku, na szczęście taki cud się wydarzył! Jechaliśmy przeładowanym autobusem i tuż obok mnie zwolniło się miejsce. Akurat tego dnia czułam się fatalnie, mój mąż o tym wiedział, bo brałam proszki przeciwbólowe i wyglądałam okropnie, jak zwykle podczas tych trudnych dni. Aż westchnęłam z ulgi, kiedy zobaczyłam, że mogę usiąść, bo przed nami było jeszcze sporo przystanków, ale mój mąż syknął i chwycił mnie za ramię.

– Nie widzisz, że tu stoi osoba, której się należy to miejsce? – zapytał głośno. – Och, te niektóre kobiety! Za wygodne jak na normalne życie. Tylko by odpoczywały, choć naprawdę nie ma po czym!

Faktycznie, obok nas stała starsza pani w kolorowym ponczo i obcisłych spodniach. Nie wyglądała na inwalidkę ani zmęczoną, ani nie miała ciężkich pakunków. Ot, po prostu wyszła z domu, wsiadła do autobusu i gdzieś jechała w swoich sprawach, nie czatując na miejsce i nie wymagając żadnych przywilejów. Była dyskretnie umalowana i uśmiechnięta, chociaż gęstniejący z każdym przystankiem tłum dawał się mocno we znaki.

– Ależ ja nie chcę siadać – powiedziała. – Proszę się mną nie zajmować. Pana żona bardziej potrzebuje tego miejsca, wystarczy spojrzeć...

Popatrzyłam na nią z wdzięcznością, ale mój mąż natychmiast zareagował:

– Moja żona jest z natury wygodna i tylko by przysiadała jak kura na grzędzie, kiedy ma okazję. W domu jest tak samo – zarechotał. – Pani siada, ona naprawdę nie musi!

Czułam łzy napływające mi do oczu. Gdyby nie ten tłok, postarałabym się wysiąść, tak się wstydziłam, bo ludzie już mi się przyglądali, niektórzy z wyraźnym politowaniem, ale nie było mowy o dojściu do drzwi. I wtedy ta pani stanęła w mojej obronie.

– Przepraszam – powiedziała – ale gdybym ja miała za małżonka takiego chama jak pan, tobym się z nim dawno rozeszła! Jak pani to wytrzymuje? – zapytała, zwracając się do mnie. – Taka śliczna i miła kobieta nie powinna sobie dawać jeździć po głowie, niech go pani rzuci czym prędzej. Nie jest wart pani małego palca!

O dziwo, przyłączyły się do niej inne pasażerki i po pięciu minutach z mojego męża przemocowca zeszło powietrze. Był w stanie tylko głupio się uśmiechać i mamrotać pod nosem:

– Ale o co właściwie chodzi? Nie rozumiem?

Na szczęście, nie należy do agresywnych łobuzów. To raczej podgryzacz, który ustępuje i kładzie uszy po sobie, kiedy widzi, że ktoś mu się nie daje. Tak było i tym razem...

Albo zacznie mnie szanować, albo koniec z nami!

Wysiadł dwa przystanki wcześniej, ale kiedy wróciłam do domu, już tam był. Siedział przy stole naburmuszony i od razu chciał na mnie naskoczyć, ale, niestety, nie tym razem…

– Od dzisiaj ani słowa o mnie! – powiedziałam stanowczo. – Albo się wyniesiesz, albo się uspokoisz. Trzeciego wyjścia nie ma! Jeśli tylko zauważę, że znowu mnie poniżasz i lekceważysz, spakuję ci walizki. Zrozumiałeś?

Oczywiście, że nie było łatwo, bo mój mąż niejednokrotnie sprawdzał, czy mówiłam poważnie, ale przekonał się, że z ofiarą przemocy domowej, która się obudziła i zaczęła walczyć o swoje prawa, nie ma żartów! Było tak, że istotnie musiał się wyprowadzić i pół roku mieszkaliśmy osobno. Wrócił skruszony i błagający o jeszcze jedną szansę. Dostał ją i na razie zachowuje się poprawnie, ale wiem, że gdybym tylko popuściła cugli, natychmiast wróciłby do starych zwyczajów. Męczy mnie to nieustanne czuwanie. Mam dosyć życia jak na wulkanie i zastanawiam się, czy z tym nie skończyć…

Wszyscy mówią, że się zmieniłam, jestem pewniejsza siebie, częściej się uśmiecham. Nie do końca tak jest, bo żyć z kimś, kto tylko czyha, żeby cię znowu sobie podporządkować, nie jest fajne. Więc może jednak się rozwiodę? Bo czy warto tracić życie na walkę z przemocą domową? Nie lepiej z tym ostatecznie skończyć?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA