„Sąsiadka na świątecznym stole stawiała flaszki zamiast pierogów z kapustą. Musiałam działać, bo szkoda jej dziecka”

Smutna kobieta choinka fot. iStock by Getty Images, Zinkevych
„Przypomniała mi się przerażona twarz małej Ali. Gdy kobieta wciągała ją do środka, dziewczynka obejrzała się i popatrzyła na mnie błagalnie. Nie powinno się mieszać w cudze życie, ale coś w środku podpowiadało mi, że muszę coś zrobić”.
/ 30.12.2024 07:15
Smutna kobieta choinka fot. iStock by Getty Images, Zinkevych

Od samego rana padał śnieg, a gdy około południa ruszyłam na przechadzkę z Milą, zobaczyłam, że cała okolica jest już przykryta sporą warstwą śnieżnego puchu. Nikogo nie spotkałam na zewnątrz. Naprawdę nie rozumiem ludzi. Siedzą pochowani w mieszkaniach, jakby zimowa aura miała ich czymś przestraszyć. Przecież to właśnie zima jest najwspanialszą z pór roku! Choć oczywiście nie każdy podziela tę opinię...

To miały być wyjątkowe święta

Zerknęłam dyskretnie w stronę bramy, gdzie stała znajoma sąsiadka. Od zimna jej policzki zrobiły się czerwone jak pomidor. Trzęsła się cała, ale nie przeszkadzało jej to w popijaniu najtańszego wina. Mieszka po drugiej stronie korytarza razem z mężem i dzieckiem. Jak zawsze pewnie uciekła z mieszkania, żeby „złapać oddech” przy butelce.

Kiedy mnie zobaczyła, spojrzała w inną stronę. Nie miałam zamiaru jej przeszkadzać – było jasne, że chce być sama. W sumie i tak miałam pełne ręce roboty, bo następnego dnia organizowałam swoją pierwszą Wigilię. Zaprosiliśmy rodziców i siostrę mojego męża. Zależało mi, żeby wszystko poszło idealnie. Dlatego, gdy tylko piesek skończył spacer, od razu ruszyłam z powrotem do mieszkania.

Nasza kawalerka... niewielka, ale daje tyle ciepła i przytulności! Gdy tylko weszłam, poczułam cudowny aromat piernika, który wcześniej upiekłam według receptury od mojej babuni.

Nareszcie wróciłaś, kochanie! – krzyknął Tomek, odrywając wzrok od ekranu laptopa. – Próbowałem znaleźć jakiś sposób na przyrządzenie karpia. Niestety, kompletnie się na tym nie znam...

Nasz związek małżeński trwał zaledwie dwa miesiące. Mój ukochany zawsze chętnie służył pomocą we wszystkim, jednak kuchnia zdecydowanie nie była jego mocną stroną.

– A, tak w ogóle, ktoś nas odwiedził – pokazał na blondwłosą małą, która akurat wychodziła z drugiego pomieszczenia. – Zostanie u nas przez chwilę.

Nie pierwszy raz sąsiad chciał naszej pomocy

Mała Ala mieszkała z rodzicami po drugiej stronie korytarza. Jej mama to ta kobieta, którą niedawno minęłam przy wejściu.

Próbowałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo Tomek odciągnął mnie na bok i powiedział cicho:

– Staszek dzwonił przed chwilą, potrzebuje pomocy. Elka zniknęła dziś rano i do tej pory nie daje znaku życia. Poszedł jej poszukać. Pewnie znowu włóczy się gdzieś i popija. Szkoda dziewczynki...

Ach tak, Staszek. To nie pierwszy raz, kiedy zostawiał u nas córkę, żeby móc szukać swojej żony. Naprawdę porządny z niego człowiek. Świetnie zajmował się małą. W odróżnieniu od Elki nigdy nie tknął alkoholu. Tomek często namawiał go na wspólne piwo, ale on zawsze odmawiał. „Muszę opiekować się córeczką – tłumaczył. – To moje najważniejsze zadanie”.

Właśnie spotkałam Elkę – odezwałam się. – Czeka tuż za zakrętem.

– Ha, pewnie ma coś mocniejszego na rozgrzewkę w ten mróz – zażartował Tomek.

– Daj spokój, to wcale nie jest śmieszne – skarciłam go, po czym poszłam do dziecka.

Jakieś trzydzieści minut później rozległ się dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez judasza i zauważyłam Elkę stojącą na korytarzu. Otworzyłam.

Chcę zabrać córkę – wybełkotała.

Musiała natknąć się w końcu na Staszka, który wskazał jej miejsce pobytu Ali. Nie rozumiałam tylko, czemu nie przyszedł po córkę sam, skoro jego żona ledwo trzymała się na nogach. Dziwne też było to, że Elka w ogóle zdecydowała się wejść na górę – zazwyczaj stroniła od kontaktów z innymi, szczególnie kiedy była pod wpływem. Podejrzewam, że krępowała się swojego stanu.

– Zawołam ją od razu. Alu, przyszła twoja mama! – zawołałam, mimo że nie byłam przekonana, czy powinnam zostawiać małą pod opieką nietrzeźwej matki.

A gdzie jest pani mąż...? – zapytałam niepewnie.

– Wyszedł coś kupić – odpowiedziała cicho, po czym chwyciła Alę rączkę i szybko oddaliła się, jakby chciała jak najszybciej zniknąć.

Zaskoczyła nas jej wizyta

Miałam spore wątpliwości co do swojej decyzji. W końcu nie zmieniało to faktu, że zachowywała się nieodpowiedzialnie, nawet jeśli była matką. Próbowałam się uspokoić myślą, że Staszek niedługo się pojawi. Po kilku sekundach uświadomiłam sobie jednak, jak niedorzecznie to wszystko wygląda: niby „poszedł na zakupy”. Ta, jasne! Niby przypadkiem natknął się przy wejściu na swoją pijaną małżonkę, spokojnie kazał jej odłożyć wino i wrócić do mieszkania, a następnie, jakby nic się nie stało, ruszył po warzywa?

Przez dłuższy moment wahałam się, co zrobić. Coś mi nie dawało spokoju... Poszłam wyjrzeć przez okno, odsuwając zasłonkę. Nasza klatka ma kształt przypominający literę „L”, więc z naszego mieszkania da się obserwować życie sąsiadów mieszkających naprzeciwko. Zauważyłam tylko, że u Elki właśnie rozbłysło światło w pokoju. Wypuściłam powietrze z westchnieniem.

Tomek chyba zauważył moje zmartwienie wymalowane na twarzy, bo powiedział:

Też mi się to nie podoba, wiesz?

– Może powinnam tam zajrzeć – powiedziałam głośno, chociaż sama nie wiedziałam, jakimi słowami miałabym zacząć rozmowę z sąsiadką: „Elka, powiedz szczerze, gdzie podział twój mąż?”.

Nagle przypomniała mi się przerażona twarz małej Ali. W momencie, gdy Elka wciągała ją do środka, dziewczynka obejrzała się i popatrzyła na mnie błagalnie, jakby chciała zawołać: „Ratuj mnie, nie daj jej tego zrobić!”. Poczułam ukłucie w sercu. Zawsze powtarzano mi w domu, że nie powinno się mieszać w cudze życie, ale coś w środku podpowiadało, że muszę coś zrobić.

– Ruszamy! – krzyknęłam, wypadając na korytarz, a Tomek podążył moim śladem.

Dobrze, że postanowiłam to sprawdzić...

Zadzwoniłam do mieszkania obok, ale nikt nie odpowiedział. Spróbowałam ponownie – bez skutku. W końcu zaczęłam mocno pukać i krzyczeć do Elki. Kompletnie nie wiedziałam, jak zareaguję, gdy drzwi się otworzą, ale w tej chwili to nie miało znaczenia. Z każdą sekundą byłam coraz bardziej zaniepokojona. Mój mąż zerknął na zegarek – od momentu, gdy zostawiliśmy małą z jej matką, upłynęło tylko 20 minut. Zauważyłam wcześniej, że zapaliła światło, więc na pewno siedziała w środku. Dlaczego więc nie odpowiada? No i gdzie, do diabła, przepadł Staszek? Jeśli faktycznie wyskoczył do warzywniaka, który jest dosłownie za rogiem, to już dawno powinien być z powrotem!

– Tomek, musisz wezwać policję – powiedziałam stanowczo.

Większość facetów pewnie by zbagatelizowała sprawę i uznała, że histeryzuję. Po prostu wróciliby do domu, odpalili telewizor i mieli gdzieś całą sytuację. Ale nie on – mój najdroższy był inny. W dzieciństwie poznał z bliska problem alkoholowy swojego wujka, który już nie żyje. Co weekend jego rodzice pocieszali zapłakaną ciotkę, więc dobrze wiedział, jakie historie kryją się za nałogiem. Rozumiał, że pijany człowiek może zrobić naprawdę straszne rzeczy. A co najważniejsze – wierzył w moje przeczucia.

Zadzwoniliśmy na policję i wyjaśniliśmy funkcjonariuszowi, co się dzieje. Na nasze szczęście trafił się rozgarnięty człowiek, który od razu zrozumiał powagę sytuacji i wysłał do nas patrol. Po kwadransie przyjechali mundurowi. Próbowali tak jak my dostać się do środka – walili w drzwi, naciskali dzwonek, ale bez skutku. Razem z mężem obserwowaliśmy to wszystko z rosnącym niepokojem.

– Czy ma pani absolutną pewność, że sąsiadka jest w środku? – zapytał jeden z przybyłych funkcjonariuszy.

– Tak, przecież widziałam, gdy zapalała światło – odpowiedziałam i zaczęłam się obwiniać. – O matko, jak mogłam zostawić jej małą Alinkę, co ja narobiłam?!

– Niech się pani uspokoi. Formalnie nie powinniśmy, ale jeśli w mieszkaniu znajduje się dziecko...

Na szczęście zdecydowali się wyłamać drzwi. Gdyby tego nie zrobili, wszystko mogłoby się tragicznie skończyć!

Na kuchennych kaflach, otoczona czerwoną kałużą, znajdowała się nieprzytomna Elka. Wszystko wskazywało na to, że przez wypity alkohol potknęła się i rozbiła głowę o róg stołu. Po sprawdzeniu pulsu okazało się, że kobieta wciąż żyje, choć straciła świadomość. Później się okazało, że o mały włos nie doszło do tragedii. Policja podczas przeszukania domu natknęła się też na Alę, która spała w zamkniętym pokoju na końcu korytarza.

Mogło być o wiele gorzej

W niedalekiej odległości od budynku, około kilkuset metrów dalej, jedna z mieszkanek okolicy natknęła się na nieprzytomnego człowieka ukrytego w zaroślach. Kobieta w podeszłym wieku podobno wydała z siebie przeraźliwy krzyk na widok nieruchomego mężczyzny o bladej cerze i twarzy pokrytej krwią. Dzięki znalezionym przy nim dokumentom funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce zdarzenia, bez trudu ustalili jego tożsamość. Po sprawdzeniu okazało się, że delikwent żyje, więc od razu został przetransportowany do najbliższej placówki medycznej.

Około południa Staszek wyruszył na poszukiwanie swojej małżonki. Odnalazł ją w jednej z okolicznych melin. Ela wraz ze swoimi kompanami od wódki protestowała, gdy mąż siłą wyprowadzał ją na zewnątrz i kierował się z nią do mieszkania. Podczas powrotu doszło między nimi do awantury. W trakcie kłótni sąsiad oberwał szklaną butelką w głowę i padł nieprzytomny. Nietrzeźwa małżonka, prawdopodobnie nie rozumiejąc powagi sytuacji, wciągnęła go w pobliskie zarośla i tam porzuciła. Na jego szczęście, niedługo potem przechodząca staruszka go zauważyła. Chociaż obrażenia nie zagrażały jego życiu, a tylko stracił świadomość, to gdyby leżał dłużej w zimnie, najpewniej by zamarzł.

Spotkałam Elkę, gdy wyprowadzałam Milę. Stała w bramie i od razu było widać, że coś jest nie tak – cała się trzęsła. Niedługo później przyszła, zabrała swoją córeczkę i poszła do domu. Tam zrobiła coś strasznego – podała małej jakieś tabletki usypiające, zamknęła ją w pokoju, a później... Teraz przebywa w szpitalu na oddziale psychiatrycznym, gdzie lekarze oceniają jej stan psychiczny. Najprawdopodobniej usłyszy zarzuty za napaść, mimo że Staszek nie chce składać zeznań. W sumie to powiedział, że całkowicie odcina się od tej sprawy i już wystąpił o rozwód.

Te pierwsze święta jako małżeństwo na pewno zostaną w naszej pamięci na długo. Szkoda tylko, że zamiast miłych wspomnień o świątecznych wypiekach, podarunkach i wspólnym czasie z bliskimi, będziemy je pamiętać z zupełnie innych powodów.

Daria, 27 lat

Czytaj także:
„Mąż wolał otwierać kolejne butelki, niż kupić dzieciom prezenty na Święta. Byłam głupia, że mu zaufałam”
„Przez naiwność męża w Święta będziemy gryźć sianko spod obrusu. A ja w prezencie zabiorę mu dostęp do konta”
„Mąż chciał się popisać i sam kupił prezenty na Święta. Teraz córki płaczą w poduszkę, a syn się na nas obraził”

Redakcja poleca

REKLAMA