„Mąż wciska ludziom kit i zgrywa samca alfa. Kłamie, że zakochał się w moich nogach, choć wie, że połączyło nas coś innego”

Zakochana para fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Głowę miałam nabitą starymi romansidłami, więc pomyślałam od razu, że ten Marek to prawdziwy rycerz. Z takim namaszczeniem podniósł kamyk – tylko dlatego, że dotykała go moja stopa, i nosi go na sercu…".
/ 22.10.2022 20:30
Zakochana para fot. Adobe Stock, Halfpoint

– A co wy, dziewczynki, robicie? – zajrzałam pod wieczór do pokoju wnuczek, ponieważ było tam wyjątkowo cicho. Obie siedziały przy komputerze, z zainteresowaniem wpatrzone w monitor.

Trochę się zaniepokoiłam: mało to się człowiek nasłuchał, jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać na dzieci w internecie?! A dziewczynki były pod moją opieką, musiałam więc być czujna.

– Fotki z wakacji oglądamy – odpowiedziała starsza, Marylka. – Tata wreszcie wgrał nam je w komputer.

– Patrz, babciu, te są z zoo – uśmiechnęła się młodsza, Zuzia. – Jakie piękne tygrysy! Cała rodzina…

– A tu Zuzka ucieka przed pawiem! – śmiała się Marylka.

– Jaka głupia! Żeby tak bać się zwykłego ptaka…

Podeszłam bliżej, spojrzałam w monitor

Rzeczywiście, na kolorowym zdjęciu ujrzałam swoją młodszą wnuczkę uciekającą w popłochu przed pawiem, który właśnie rozkładał swój wspaniały ogon. „Zięciowi udało się świetnie uchwycić ten moment” – pomyślałam z podziwem.

– Bo ten paw tak strasznie szumiał, jak mu się ogon rozkładał – broniła się sześcioletnia Zuzia. – Ja się tego nie spodziewałam! Podeszłam do niego, bo one tam chodziły sobie po alejkach, nie były zamknięte w klatkach. A on tak nagle zaczął się kręcić i rozkładać te pióra. A inne nie miały takich ogonów.

– Bo to pewnie samiczki były – odparłam. – A u ptaków tak jest, zresztą u innych zwierząt też, że tylko panowie mają albo piękne pióra, albo wielkie rogi, albo wspaniałą grzywę, jak lew.

– A dlaczego? – spytały obie wnuczki jednocześnie.

– Bo w naturze chodzi o to, aby samiec zwrócił na siebie uwagę samiczki w czasie godów, gdy stara się o jej względy. Chociażby takim pięknym, ogromnym, kolorowym ogonem, jaki ma paw, albo wspaniałym porożem, jakie ma jeleń – tłumaczyłam cierpliwie dziewczynkom. – Bo w ten sposób skupia na sobie zainteresowanie swojej wybranki i zdobywa jej serce – dokończyłam.

– A u ludzi też tak jest? – spytała Marylka i zaraz sama sobie odpowiedziała: – Chyba jednak nie, bo to kobiety są pięknie ubrane, dbają o fryzury, malują paznokcie, a nie faceci.

Roześmiałam się.

– Bo u ludzi jest trochę inaczej – odparłam. – Mężczyźni też ubiegają się o względy swoich wybranek, ale w trochę inny sposób niż pawie. Nie stroją się w barwne piórka. Zdobywają ich zainteresowanie swoimi czynami, sukcesami, otaczają kobiety troską i opieką, obdarzają nie tylko uczuciem, ale też pięknymi kwiatami i prezentami.

I zaczęłam opowiadać o średniowiecznych rycerzach toczących boje w turniejach, odzianych w barwy swoich dam. Dumnych, że zaszczyciły ich czymś ze swojej garderoby – rękawiczką czy wstążką.

– A po co? – zdumiała się mała Zuzia.

Spojrzał na mnie łobuzersko spod oka

– Przypinali je do swojej zbroi, a potem nosili na sercu – uśmiechnęłam się. – Bo to był dla nich zaszczyt, że tę wstążkę dotykała dłoń jego ukochanej pani. I to mu wystarczało do szczęścia.

– Jakie to romantyczne… – westchnęła głęboko Marylka.

W tym momencie do pokoju dziewczynek wszedł Marek, mój mąż. Słyszał chyba o czym rozmawiałyśmy, bo uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na mnie łobuzersko spod oka.

– A wiecie, że waszej babci też się w młodości wydawało, że jest taką damą, a ja jej rycerzem? – śmiejąc się, usiadł przy komputerze, a Zuzia natychmiast wskoczyła mu na kolana. – Była taką właśnie romantyczną dziewczyną, zupełnie nie na tamte czasy, ale mnie się to nawet podobało… – zamyślił się na moment, a potem zaśmiał się, kręcąc głową. – Wiecie, co się waszej babci ubzdurało?

– Dajże spokój – przerwałam mu. – Stare dzieje, lata całe temu.

Jednak dziewczynki już podchwyciły temat i uczepiły się dziadka.

– Opowiedz nam, bardzo prosimy! – Marylka ciągnęła go za rękaw koszuli, a Zuzia objęła chudymi ramionkami za szyję, tuląc się do niego.

– Najlepiej sama wam o tym opowiem – rzuciłam szybko. – Bo dziadek nie wiadomo ile doda, jak ubarwi, a to przecież nie było nic takiego w końcu, zwykły kamyczek – uśmiechnęłam się przekornie, spoglądając na męża.

Chociaż dla mnie to nie był zwykły kamyk

Tamte wakacje, przed wielu laty, zaraz po maturze, spędzałam na wsi, u wujostwa. W pięknym wiekowym domu, pełnym starych mebli z duszą, obrazów i innych przedmiotów z przeszłości, które w sposób szczególny pielęgnowano. Nasłuchałam się też różnych starych, rodzinnych historii o wielkich miłościach, rozstaniach wojennych i powrotach; czytałam stare listy, oglądałam rodzinne pamiątki, świadectwa minionych lat i zdarzeń. Głowę miałam nabitą tym wszystkim i sama marzyłam o wielkiej romantycznej miłości – właśnie takiej, o jakich słyszałam z ust wujenki.

Wieś, w której mieszkali wujostwo, położona była bardzo malowniczo, na skraju lasu, wokół jeziora. Na jego brzegu harcerze jak co roku rozbili swój obóz. Codziennie przychodzili do gospodarstwa wujostwa, kupowali warzywa, owoce, czasem ser i mleko. A mnie i kuzynkę Anię zapraszali na ogniska, na kajaki.

Korzystałyśmy chętnie z tych zaproszeń, zwłaszcza że niektórzy druhowie byli bardzo przystojnymi chłopakami. A mnie wpadł w oko zwłaszcza jeden, wysoki, ciemnooki Marek, który – tak mi się przynajmniej wtedy wydawało – też wodził za mną wzrokiem i szukał mojego towarzystwa.

Tamtego popołudnia zrywałyśmy z Anką w sadzie wiśnie; było piękne, letnie popołudnie. Akurat wtedy przyszli druhowie do wujka kupić ziemniaki. Był wśród nich także Marek i na jego widok mocniej zabiło mi serce. Ucieszyłam się bardzo, gdy zajrzeli potem do nas, do sadu. Usiedliśmy pod jabłonką. Ania przyniosła dzbanek wody i butelkę z sokiem malinowym, druhowie wyciągnęli cukierki.

Rozmawialiśmy. Chłopcy opowiadali jakieś wesołe historie, z których się zaśmiewałyśmy, a mnie serce biło coraz mocnej. Bo obok siedział Marek, bardzo blisko; dotykał ramieniem mojego ramienia. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Wsunęłam akurat do ust cukierek, chciałam odłożyć papierek na bok, lecz powiał lekki wiaterek, wyrwał mi go z dłoni i wrzucił pod nogi.

Schyliłam się, aby go podnieść, ale Marek był szybszy ode mnie. Poderwał się z ławki, przyklęknął na jedno kolano, podniósł papierek po cukierku, a potem dotknął lekko mojego sandałka. Po plecach przeszedł mi dreszcz. Wstrzymałam oddech w oczekiwaniu, co będzie dalej…

– Czy mogłabyś odsunąć trochę nogę? – zapytał Marek rzeczowo.

Zaskoczona cofnęłam stopę i przypatrywałam się temu, co robił. A on ostrożnie podniósł z ziemi błyszczący w słońcu kamyk, którego jeszcze przed chwilą dotykałam podeszwą sandałka. Chwilę mu się przyglądał, potem chuchnął na niego, delikatnie przetarł go chusteczką i schował do kieszeni koszuli, na piersi.

– Piękny – szepnął, patrząc mi w oczy.

Tchu mi zabrakło

Głowę miałam nabitą starymi romansidłami, więc pomyślałam od razu, że ten Marek to prawdziwy rycerz. Z takim namaszczeniem podniósł kamyk – tylko dlatego, że dotykała go moja stopa, i nosi go na sercu…

– To ty, dziadku, byłeś tym harcerzem? – spytała Marylka. – I naprawdę schowałeś ten kamień na sercu, bo babcia dotknęła go nogą? – patrzyła na niego z zachwytem.

– Ależ dziecko, co ci przychodzi do głowy?! – roześmiał się Marek. – Jak się schyliłem po papierek po cukierku, to zobaczyłem ten kamyk. Akurat skończyłem wtedy drugi rok geologii, więc wiedziałem, co to takiego. A to był wspaniały okaz kwarcytu, takiego jeszcze nie miałem w swoich zbiorach. Więc go podniosłem. A waszej babci się uroiło, że to z miłości do niej!

– Ale jednak ożeniłeś się z babcią – dociekliwie pisnęła Zuzia.

– Bo mi się dziewczyna spodobała od pierwszego wejrzenia, a właściwie jej nogi. Obejrzałem je sobie dobrze, jak podnosiłem kamyk – i Marek puścił do mnie oko. – No i ją pokochałem. Jak się potem okazało, z wzajemnością. Ale żeby kamień dotknięty jej stopą nosić na sercu…

– Dobra, dobra, już ja tam swoje wiem – pokiwałam głową. – Przecież nazwałeś go kamykiem szczęścia, do dzisiaj masz go w swojej kolekcji, chociaż trafiały ci się później piękniejsze okazy!
Dziewczynki nie dały dziadkowi spokoju, dopóki nie pokazał im naszego kamyka. Leżał w gablocie wśród setek innych, przywiezionych z różnych stron świata.

Niech sobie Marek gada, co chce… Jednak ten niepozorny kamyk przyniósł nam wiele lat prawdziwego szczęścia.

Czytaj także:
„Teściowa traktowała moje dziecko, jak swoje. Odbierała potajemnie z przedszkola i zabierała na nocowanie. Kto tu jest do cholery matką, ja czy ona?"
„Mam 45 lat i zamiast pracować, całymi dniami siedzę w domu. Wszystko przez to, że w młodości dokonałam złych wyborów”
„Gdy 3 lata po śmierci męża poznałam nowego faceta, pomyślałam, że będzie świetnym ojcem dla moich synów. Bardzo się pomyliłam...”

Redakcja poleca

REKLAMA