Kiedy kilka lat temu umierał mój mąż, synowie Olek i Tomek mieli po siedem i trzy latka. To była dla nich trauma, bo Leszek długo chorował i praktycznie gasł na ich oczach. Gdy odszedł, udało mi się chłopcom wytłumaczyć, że tata patrzy na nich z nieba, więc zawsze mogą zwierzyć mu się ze swoich problemów, a on to na pewno usłyszy i wszystkiemu spróbuje zaradzić.
– No tak, bo tatuś ma teraz bliżej do Pana Boga niż my! – starszy Olek przyjął to ze zrozumieniem, a wtedy o młodszego także byłam już spokojna, bo we wszystkim naśladował ukochanego brata.
Starałam się, aby Leszek cały czas był obecny w życiu swoich synów. Dlatego, każdy z chłopców miał przy swoim łóżeczku jego zdjęcie. Zawsze także pamiętałam o tym, aby na urodziny i gwiazdkę kupić im coś „od taty”. Nie myślałam nigdy, aby zastąpić wspomnienie po nim jakimś realnym, „nowym tatą”. Nie szukałam partnera. A kiedy poznałam Roberta, do głowy mi nie przyszło, że połączy nas coś więcej niż tylko koleżeństwo. A jednak tak się stało.
Nie wiedziałam, że tylko bawi się w rodzinę
Teraz wiem, że popełniłam błąd, pozwalając mu zbliżyć się do siebie. Jednak wtedy potrzebowałam czułości i, mówiąc wprost, seksu! Miałam tylko dwadzieścia osiem lat, a już tak wiele przeszłam. Pochowałam męża i zostałam z dwójką dzieci. Nie było mi lekko i fakt, że znowu mogłam się wesprzeć na silnym męskim ramieniu sprawił, że straciłam czujność.
Robert wydawał się miłym facetem! Od razu dogadał się też z moimi synami. Z radością patrzyłam, jak wspinają mu się na ramiona, czy budują wspólnie zamki z klocków. Dopiero widząc w oczach moich chłopców głód męskiego zainteresowania, zrozumiałam, jak bardzo był im potrzebny ktoś taki jak Robert. Realny facet.
Mnie także. Wyciszyłam się, uspokoiłam. I nawet schudłam, co nie uszło uwadze koleżanek! Ucieszyły się, że w trzy lata po śmierci męża wreszcie znowu rozkwitam! Sądziłam, że Robertowi też jest dobrze z nami. Skąd mogłam wiedzieć, że on jedynie bawi się w rodzinę i da nogę, kiedy pojawią się nieprzewidziane okoliczności. Na przykład, gdy zajdę z nim w ciążę.
Kiedy na teście ciążowym pojawiła się znacząca kreska, nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy płakać! Ale Robert na wieść o dziecku w pierwszym momencie zareagował euforycznie! Porwał mnie na ręce i zaczął ze mną tańczyć, a za nim biegali chłopcy. Od razu im powiedział, że będą mieli braciszka, bo nawet nie chciał przyjąć do wiadomości, że może urodzić się dziewczynka. I co? Tego zapału starczyło mu zaledwie na kilka pierwszych miesięcy. Jego obojętność w stosunku do nienarodzonego dziecka rosła wprost proporcjonalnie do mojego brzucha.
Czułam, że w ciąży robię się nieatrakcyjna dla mojego ukochanego, ale nie sądziłam, że Robert zacznie się rozglądać na boki! A tymczasem on już rozmyślał, jak dać drapaka i wywinąć się od odpowiedzialności! Aż pewnego dnia po prostu zniknął.
Upokorzył mnie przed sądem
Płakałam i płakałam... Aż mama kategorycznie mi tego zabroniła, mówiąc, że zaszkodzę dziecku.
– Jemu już wystarczy, że nie będzie miało ojca! Nie musi mieć przy tym zrozpaczonej matki! – powiedziała.
Jej słowa były jak sztylet wbity w moje serce. Ja bowiem jeszcze łudziłam się, że Robert wróci. No, bo skoro tak uwielbiał moich synów, to dlaczego miałby nie pokochać własnego?
Urodziłam ślicznego, zdrowego Marcinka, w którym cała rodzina zakochała się od pierwszego wejrzenia!
– Gdyby twój tatuś cię zobaczył, też by cię pokochał – mówiłam synkowi.
Niestety, Robert nie zainteresował się dzieckiem. A kiedy poszłam do sądu po alimenty, bo dobrowolnie nie zamierzał płacić, usłyszałam, że… mój były nie wierzy, iż to jest jego dziecko! Zażądał testu DNA. Ale ja się wtedy czułam upokorzona! Zostałam potraktowana jak puszczalska i to przez człowieka, z którym chciałam dzielić życie!
Do żadnych testów jednak nie doszło, bo Robert nie wpłacił na nie pieniędzy. Sąd więc automatycznie przyznał mi alimenty w wysokości 500 złotych. Nie ucieszyła mnie ta wygrana. Co to za zwycięstwo, skoro mój były nadal nie zamierzał uznać swojego dziecka. „Nie będę się o to starała na siłę!” – postanowiłam. Marcinek jest cudownym chłopcem i Robert nawet nie wie, ile traci, nie chcąc go widywać!
Czytaj także:
„Mój synek miał wymyśloną przyjaciółkę, która… przepowiadała mu przyszłość! Byłam przerażona jego pomysłami”
„Zakochałam się jak nastolatka. Miłość do gorącego kochanka tak zawróciła mi w głowie, że >>rzuciłam się za nim w ogień<<”
„Sąsiedzi urządzają awantury i znęcają się nad dziećmi. W całym bloku ja jedna zareagowałam, a reszta udaje głupich”