„Mąż w Święta chciał pokazać, że jest głową rodziny. Byłam w szoku, gdy zobaczyłam, co robi z karpiem”

poważna kobieta fot. Adobe Stock, VK Studio
„– Gdzie ty chcesz go trzymać? – spytałam zaniepokojona. – W wannie, oczywiście. To tradycja, Sylwia! – powiedział mąż. Karol, jak natychmiast ochrzciły go dzieci, wylądował w zimnej wodzie. Kuba i Ola z miejsca uznali go za domowego pupila. Siedzieli przy wannie przez pół wieczoru, rzucając mu chleb i śpiewając kolędy”.
/ 19.12.2024 14:30
poważna kobieta fot. Adobe Stock, VK Studio

Mój mąż Jarek zawsze lubił wielkie gesty. Nieważne, czy chodziło o zakup nowego telewizora, czy przefarbowanie włosów – wszystko robił na sto procent. Gdy więc w połowie grudnia oznajmił, że w tym roku na Wigilię sam przygotuje karpia, nie wiedziałam, czy bardziej się śmiać, czy martwić.

Byłam zaskoczona

Od lat nasza tradycyjna ryba pochodziła z najbliższego supermarketu – mrożona, bez żadnych emocji. A tu nagle Jarek, człowiek, który uważa przyprawienie jajecznicy za wykwintne gotowanie, planował stworzyć coś „jak u babci”.

– Kochanie, ja wiem, że masz dobre intencje, ale kiedy ostatnio robiłeś coś w kuchni, co wymagało więcej niż dwóch składników? – próbowałam jakoś delikatnie załagodzić sprawę, patrząc na jego entuzjazm. 

– Nie rozumiesz, Sylwia. To nie tylko ryba – odpowiedział z błyskiem w oku. – To tradycja. Ola i Kuba muszą poznać smak prawdziwego karpia. 

No i co miałam zrobić? Pokiwałam głową, w duchu przewidując katastrofę. 

Mąż kupił karpia

Jarek wrócił do domu z triumfalnym uśmiechem, niosąc wielką torbę z logo pobliskiego targu. Ledwie zamknął drzwi, dzieci wybiegły z pokoju, zaciekawione, co tata przyniósł. 

– Tato, co masz? – Ola, siedmiolatka, podskakiwała z ekscytacją.

Kuba, starszy o dwa lata, spojrzał bardziej podejrzliwie, ale również nie mógł się powstrzymać. 

– Prawdziwy karp na Wigilię! – oznajmił Jarek, wyciągając plastikową torebkę, w której coś się poruszyło. 

– Żywy? – pisnęła Ola, podchodząc bliżej. 

– Żywy! – potwierdził Jarek z dumą. 

Dzieci pisnęły z zachwytu. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Jarek dumnie maszerował z torbą do łazienki. 

– Gdzie ty chcesz go trzymać? – spytałam zaniepokojona. 

– W wannie, oczywiście. To tradycja, Sylwia! 

Karol, jak natychmiast ochrzciły go dzieci, wylądował w zimnej wodzie. Kuba i Ola z miejsca uznali go za domowego pupila. Siedzieli przy wannie przez pół wieczoru, rzucając mu chleb i śpiewając kolędy. 

Tato, nie zjemy Karolka, prawda? – spytała w końcu Ola z troską. 

– To jest przecież ryba na kolację – zaczął Jarek, lecz widząc ich spojrzenia, westchnął. – Zobaczymy. 

Karp stał się pupilem dzieci

Od rana w naszym domu panowała dziwna cisza. Ola i Kuba wstały wcześniej niż zwykle, zniknęły w łazience i ani myślały o śniadaniu. Wchodząc do kuchni, zajrzałam przez uchylone drzwi. Dzieci siedziały na podłodze, wpatrzone w wannę, gdzie Karol majestatycznie pływał w kółko. 

– Spójrz, jak się rusza! Myślisz, że lubi tę wodę? – spytała Ola, nachylając się nisko. 

– Na pewno! Chleb mu smakował, więc chyba nas polubił – odpowiedział Kuba z przekonaniem. 

Jarek, który właśnie zajadał kanapkę w kuchni, zerknął na mnie ukradkiem. 

– Może powinniśmy pogadać z nimi o tym, co się stanie z Karolem? – zaczęłam ostrożnie. 

– Nie przesadzaj, Sylwia. To tylko ryba. Zrozumieją. 

Tyle że sam nie wyglądał na przekonanego. Kilka godzin później, gdy próbował obrać warzywa na próbę przed wigilijną kolacją, Karol wciąż pojawiał się w rozmowach

– Tato, jak Karol wytrzymuje zimę, skoro na dworze jest tak zimno? – zapytał Kuba, siadając przy stole z książką o rybach. 

– Może lubi zimno? – bąknął Jarek, wyraźnie się miotając. 

Do wieczora dzieci zdołały nadać Karolowi osobowość, ulubione kolędy i wymyślone historie o jego rybim życiu. A ja, patrząc na Jarka, widziałam, jak jego pewność siebie topnieje. 

– No i co teraz? – spytał mnie szeptem, gdy dzieci już spały. 

– Sama jestem ciekawa – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. 

Dzieci zaczęły płakać

Rankiem Jarek stanął przed lustrem, wciągnął głęboko powietrze i z marsową miną chwycił za tasak. 

– Dziś będzie dzień, w którym pokażę dzieciom, co to znaczy prawdziwa tradycja – oznajmił, choć bardziej do siebie niż do mnie. 

Jesteś pewien, że dasz radę? – spytałam, próbując nie brzmieć zbyt sceptycznie. 

– Jasne. To tylko… ryba. 

Wszedł do łazienki z tasakiem, ale ledwie zdążył otworzyć drzwi, a za nim wpadły dzieci. Widok Jarka z narzędziem w ręku sprawił, że Ola wybuchła płaczem, a Kuba rzucił się na ojca, chwytając go za nogę. 

– Tato, nie rób tego! Karol nic ci nie zrobił! – krzyczał. 

Jarek, wyraźnie zaskoczony, odłożył tasak na parapet. 

– Spokojnie, dzieciaki… Ja tylko… – zaczął, ale nie zdążył dokończyć, bo Ola zanosiła się szlochem. 

Karol jest nasz, tato! Nie możemy go zabić! – błagała, a Kuba tylko kiwał głową. 

Zrobiło mi się żal Jarka, który w tym momencie wyglądał na człowieka gotowego poddać się losowi. 

– No dobra, ale co zjemy na Wigilię? – rzucił z rezygnacją, podnosząc ręce w geście kapitulacji. 

– Możemy zamówić pizzę! – podsunął Kuba. 

Patrzyłam, jak Jarek patrzy na dzieci i Karola w wannie. Z każdą chwilą jego pewność malała, aż w końcu westchnął. 

– Dobra, Karol, wygrałeś. 

To nasza nowa tradycja

Na Wigilię stół nakryty był świątecznym obrusem, a świece delikatnie migotały w półmroku. Jednak zamiast zapachu smażonego karpia, w powietrzu unosił się aromat… pizzy. Kuba z dumą prezentował dwie wielkie kartony od lokalnej pizzerii, jakby były to królewskie dania. 

– Nie martw się, tato. To będzie najlepsza Wigilia – powiedziała Ola, układając serwetki obok talerzy. 

Jarek wyglądał na zrezygnowanego, ale poddał się nastrojowi wieczoru. 

– No cóż, skoro wszyscy tak chcą, to… Smacznego – powiedział, starając się brzmieć pogodnie. 

Dzieci wprost promieniały. Zamiast klasycznych toastów, opowiadaliśmy sobie anegdoty o „przygodach Karola” w wannie. Kuba wymyślił, że ryba musiała być tajnym agentem, który uciekł przed złowrogim kucharzem, a Ola dodała, że Karol na pewno znał język ludzi, tylko udawał, że nie rozumie. 

Gdy nadeszła pora pasterki, Jarek spojrzał na mnie wymownie. 

– Sylwia, wiesz, co musimy zrobić, prawda? – zapytał. 

Pokiwałam głową. Dzieci już wiedziały, że coś się dzieje, ale nikt nie śmiał zapytać. 

Tuż po północy wsiedliśmy do auta. Karol, zapakowany w plastikowe wiadro z wodą, towarzyszył nam w drodze do pobliskiego stawu. Gdy dotarliśmy na miejsce, Ola i Kuba trzymali się za ręce, patrząc, jak Jarek ostrożnie uwalnia rybę. 

– Karolku, pamiętaj nas! – krzyknęła Ola, gdy Karol odpłynął w ciemność. 

Może kiedyś wróci – dodał Kuba z uśmiechem. 

Sylwia, 40 lat

Czytaj także: „Płacząc nad karpiem ze zmęczenia, przysięgłam sobie spokojne święta. Mam gdzieś rodzinne tradycje”
„Szwagier grzał mnie jak piec w grudniu, nie mogłam mu się oprzeć. Zgrzeszyłam, ale dla takich wrażeń było warto”
„Przed firmową Wigilią, zamiast prezentu, dostałam tajemniczą kartkę. Te kilka słów na zawsze zmieniło moje życie”

 

Redakcja poleca

REKLAMA