„Narzeczony był zakochany nie we mnie, a w moich jajnikach. Widział we mnie klacz rozpłodową, sprawdzał, czy jestem płodna”

– Przecież muszę mieć pewność, czy wszystko z tobą w porządku – tłumaczył spokojnie, jak wyjątkowo niekumatemu dziecku. – Jak inaczej urodzisz mi trójkę dzieci?
01.12.2023 08:30

Na studiach wpadł mi w oko od razu. Kajetan, wysoki, poukładany, rozsądny. 

Obserwowałam go uważnie — co je, jak długo, z kim. Najczęściej wybierał tylko swoje towarzystwo. Pewnego razu odważyłam się przysiąść i nie wyraził oporu. Całkiem nawet był zainteresowany moją osobą, ale raczej "skanował", czy jestem godna uwagi.

– I jak? – zapytałam wtedy. – Zdałam test?

Zamrugał szybko.

– Słucham? – rzucił nieco zagubiony.

– Test na partnerkę do rozmowy – odparłam z uśmiechem.

Najwyraźniej moje pytanie zbiło go z tropu. Cieszyłam się, że mi się udało przebić tę pierwszą szybę, która dzieliła go ode mnie. Tak bardzo mnie intrygował.

Cieszyły mnie jego zaloty

Kajetan uznał, że warto o mnie zabiegać. Widywaliśmy się codziennie. On bardzo wiele mówił o sobie, a ja słuchałam, bo nie miałam nic lepszego do roboty.

Ucieszyłam się nawet, gdy fantazjował o przyszłości, o związku. Myślałam wtedy, że jest taki dojrzały...

Oczywiście, Kajetan był dobry w prawieniu komplementów, ale nie był do końca ciekawy mojej osoby. Zapraszał mnie do najbardziej ekskluzywnych restauracji, prowadzał do nastrojowych kawiarni, do filharmonii. Zbliżaliśmy się do siebie, choć nie w oczywisty sposób. Miałam czasem poczucie, że sprawdza mnie w różnych sytuacjach, czy dogadamy się, czy znajdziemy wspólny język. Podobało mu się to, co widział, czyli po prostu ja.

Oświadczyny nie były zaskoczeniem

Kajetan w pewnym sensie umiał sprawić, że każdy był pod wrażeniem jego osoby. Oczarował moich rodziców, znajomych. Wiedział, co powiedzieć i kiedy, a nawet gdy zadał to najważniejsze pytanie, nie drgnęło mu nawet oka. Pewny siebie, zdeterminowany. Ale czy zakochany?

To najważniejsze pytanie zadał mi w restauracji, w której tak bardzo mi się podobało. Wydawał się myśleć o tym związku poważnie, a ja chciałam dotrzymać mu kroku. Któregoś dnia Kajetan stwierdził, że czas wtajemniczyć mnie w jego plany.

– Pamiętasz, jak mówiłem ci o rodzinie? – spytał.

– Taaak... – przyznałam. – Coś się zmieniło?

– Chciałbym ją z tobą zbudować. Ty musiałabyś być świetną matką, a ja świetnym ojcem.

Skinęłam głową.

– Na pewno sobie poradzimy – uspokoiłam go, choć zastanawiałam się nad tym, czy jego wyobrażenie o naszej rodzinie nie jest przypadkiem zbyt wyidealizowane.

– Tak, ale Pola, musisz się do czegoś zobowiązać. – Skupił na mnie spojrzenie. – Jak już będziemy po ślubie, urodzisz trójkę dzieci.

Roześmiałam się w głos

Słucham? Kto normalny uzależnia ślub od tego, czy kobieta zdecyduje się na urodzenie określonej liczby dzieci? A co jeśli tych dzieci mieć nie można?

– No, oczywiście, z myślą o twoim zdrowiu, zachowamy pewne rozsądne odstępy między nimi – kontynuował. – Uważam, że troje dzieci to ideał rodziny.

– Pewnie, Kajetan – odparłam, wciąż roześmiana. – Cała gromadka brzmi świetnie. Naprawdę super pomysł.

Nie byliśmy jeszcze nawet po ślubie, a ja bycie matką kojarzyłam raczej z odległą przyszłością. Miałam inne rzeczy na głowie, a nie rodzenie dzieci. Nadchodzący ślub, uczelnię, pierwszą pracę... Chciałam trochę pożyć. Wolałam więc póki co nie wybiegać tak daleko w przyszłość. 

Przyszła wiadomość...

Wracałam z uczelni i nagle dostałam SMS od Kajetana:

Kochanie, umówiłem badania na przyszłą środę. Masz termin na 11:30.

– O jakie badania ci chodzi? – spytałam.

– No, jak to jakie! – prawie się oburzył. – Na płodność!

Odchrząknęłam.

– Co? – Zastanawiałam się, czy to dowcip.

– Przecież muszę mieć pewność, czy wszystko z tobą w porządku – tłumaczył spokojnie, jak wyjątkowo niekumatemu dziecku. – Jak inaczej urodzisz mi trójkę dzieci?

Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. W ogóle czułam się jak w jakimś Matrixie. Długo nie mogłam dojść do siebie po tym telefonie, ale uznałam, że skoro traktuje mnie jak inkubator, to nigdy nie będzie już dobrze. 

Kajetan przyszedł do mnie następnego dnia. Nie rozumiał, dlaczego nie chcę z nim rozmawiać. Kiedy oznajmiłam mu, że nie jestem maszynką do rodzenia i nie będę się dostosowywać do jakichś jego irracjonalnych zasad, odwrócił się na pięcie i wyszedł.

Teraz? Wolę być sama niż trwać w toksycznym związku. Chciałabym znaleźć kogoś, kto mnie pokocha i nie będzie stawiać takich warunków – nie ze względu na moją płodność, ale ze względu na to, jaka jestem. Może odszukam po prostu kogoś, kto pokocha mnie za osobowość. I wtedy stworzymy trwałą relację. Taką, jaka powinna być.

Czytaj także:
„Mój mąż powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Podczas romantycznego wypadu okazało się, że to kochanka brzuchem”
„Szwagierka często potrzebowała pomocy mojego męża. Okazało się, że majstrował wyłącznie między jej nogami”
„Musiałem się rozwieść, gdy kochanka ogłosiła, że jest w ciąży. Dzieci z pierwszego małżeństwa plują mi w twarz”

Redakcja poleca

REKLAMA