„Mąż uznał, że nie mam prawa być zmęczona, bo całymi dniami przewijam pieluchy. Boleśnie przekonał się, że nie ma racji”

zmęczona matka fot. Adobe Stock, Srdjan
„Wyraźnie widziałam, nie tylko po nim, ale i po stanie mieszkania, że przerosło go wszystko, co miał do zrobienia. Powinno być mi go szkoda, ale ja czułam satysfakcję. Cieszyłam się, że wreszcie na własnej skórze mógł się przekonać, że opieka nad dzieckiem jest równie wykańczająca, co praca”.
/ 30.04.2024 19:15
zmęczona matka fot. Adobe Stock, Srdjan

Mężczyźni potrafią być strasznymi egoistami. Myślą, że skoro pracują, to trzeba przychylić im nieba. Nie rozumieją, że opieka nad małym dzieckiem potrafi wyczerpać bardziej niż fizyczna harówka. Generalizuję? Być może, ale mówię to z własnego doświadczenia.

Chyba myślał, że cały czas leżę

Gdy ja padałam na twarz, mój mąż zarzucał mi, że udaję. „Co niby tak cię wyczerpało? Zmiana pieluch i pudrowanie pupy?” – pytał. Nie potrafił, a może nie chciał pojąć, jak ciężko jest kobiecie, która musi doglądać niemowlaka i przy okazji zajmować się domem. Nie miałam więc innego wyjścia, jak tylko zamienić się z nim rolami.

– Dobrze, że już jesteś – ucieszyłam się, gdy usłyszałam, że Daniel wrócił już z pracy. – Popilnuj małej, bo zaraz ziemniaki mi wykipią.

– To obiad jeszcze nie jest gotowy? – powiedział niezadowolonym tonem.

– A niby kiedy miałam się wyrobić? Opieka nad dzieckiem to zajęcie na cały etat, a przecież musiałam jeszcze wstawić i rozwiesić pranie. Śpioszki nie mnożą się w magiczny sposób, wiesz?

– W głowie się nie mieści! Człowiek po całym dniu pracy przychodzi zmęczony i głodny i musi jeszcze czekać.

– O co ci chodzi?

– O to, że przez cały dzień siedzisz tylko w domu i zmieniasz pieluchy. To chyba nie jest zbyt absorbujące zajęcie. Mogłabyś więc postarać się zdążyć z obiadem na mój powrót.

– Niezbyt absorbujące zajęcie? Człowieku, ja tu sobie ręce po łokcie urabiam i nie po to, by słuchać twoich pretensji.

– Urabiasz ręce po łokcie. Dobre sobie!

– Myślisz, że ty poradziłbyś sobie z tym lepiej?

– No jasne! Z chęcią odpocząłbym od pracy. Przecież opieka nad dzieckiem to bułka z masłem. Jak cię znam, to pewnie pół dnia przespałaś razem z  małą i teraz udajesz zmęczenie, bo jest ci głupio.

Niech się ze mną zamieni

Kocham Daniela, ale czasami potrafi być strasznym durniem. Zwłaszcza gdy burczy mu w brzuchu. Bułka z masłem... dobre sobie! Mężczyźni nie mają pojęcia, jak trudna jest rola matki, zwłaszcza w pierwszych miesiącach po porodzie. Wyobrażają sobie, że małe dzieci śpią całymi dniami, a my mamy mnóstwo czasu, by zająć się domem i przy okazji sobą.

Amelka to kochane maleństwo, ale w nocy wychodzi z niej mały diabełek. Mała początkowo budziła się regularnie co dwie godziny, jakby w głowie działał jej budzik z precyzyjnym szwajcarskim mechanizmem. Później zaczęła robić nam pobudki mniej więcej co trzy, cztery godziny, ale to i tak marna pociecha, gdy człowiek pada ze zmęczenia.

– Teraz twoja kolej – powiedziałam pewnej nocy do Daniela, gdy z elektronicznej niani dobiegł płacz Amelki.

– Zapomnij. Cały dzień pracowałem i muszę się wyspać.

– Przecież jutro sobota. Pośpisz trochę dłużej.

– Nic z tego. Ty cały dzień odpoczywałaś, więc możesz się poświęcić.

Jakie miałam wyjście? Musiałam wstać. Zresztą, po tej uszczypliwej uwadze o „całodziennym odpoczynku” i tak długo nie zmrużyłabym oka. Za bardzo mnie zdenerwował. Przewinęłam córeczkę i dość szybko udało mi się ją ululać. Siedziałam przy niej i rozmyślałam. „Co zrobić, żeby Daniel zrozumiał, że opieka nad dzieckiem to wcale nie takie łatwe zadanie?” – pytałam samą siebie. Myślałam, myślałam, aż w końcu wpadłam na genialny pomysł.

Rzuciłam mu wyzwanie

– Nadal podtrzymujesz swoją opinię, że opieka nad  maleństwem to bułka z masłem? – zapytałam następnego dnia.

– No jasne. W przewijaniu pieluch nie ma niczego męczącego, ani tym bardziej niczego skomplikowanego – powiedział aroganckim tonem.

– Więc zamieńmy się rolami – zaproponowałam.

– Co masz na myśli? – spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

– Zrezygnuję z urlopu macierzyńskiego i wrócę do pracy, a ty pójdziesz na tacierzyński.

– Nie wygłupiaj się – prychnął. – Co niby chcesz w ten sposób udowodnić?

– Boisz się? Strach cię obleciał? Wiedziałam, że tylko w gadce jesteś mocny, a jak przychodzi co do czego, okazujesz się mięczakiem.

– Ja mięczakiem? Niech ci będzie. Podejmuję wyzwanie.

To było łatwiejsze, niż myślałam. Wystarczyło lekko szturchnąć jego męskie ego. Być może brzmi to, jakbym dla udowodnienia swojej racji narażała dziecko, ale nie. Daniel  bywa durniem, to prawda. Nie znaczy to jednak, że nie jest troskliwym ojcem. Nie bałam się, że pod moją nieobecność mała nie będzie należycie „zaopiekowana”.

W końcu musiał przyznać, że się mylił

Kocham swoją córeczkę, ale cieszyłam się z powrotu do pracy. Zdążyłam stęsknić się za koleżankami, a poza tym bardzo potrzebowałam wytchnienia od domowego armagedonu. Myślami przez cały czas byłam jednak przy Amelce. „Jak sobie radzicie?” – napisałam wiadomość do Daniela. Na odpowiedź czekałam dobre pół godziny. „Wszystko pod kontrolą” – brzmiała treść SMS.a. „Akurat” – pomyślałam. Gdyby nie miał urwania głowy, odpisałby od razu.

Mniej więcej o 16:30 byłam już w domu. Weszłam do przedpokoju, a moim oczom ukazał się krajobraz jak po tajfunie. Podłoga w łazience była usłana ciuchami do prania, których nie zdążył posegregować. W salonie walały się pieluchy (na szczęście czyste). Mała płakała, a on śpiewał jej kołysankę. Nawet nie usłyszał, że już wróciłam. „Daj mi ją” – powiedziałam z uśmiechem i wzięłam Amelkę na ręce. Ululałam ją w pięć minut.

Daniel miał przerażoną minę. Wyraźnie widziałam, nie tylko po nim, ale i po stanie mieszkania, że przerosło go wszystko, co miał do zrobienia. Powinno być mi go szkoda, ale ja czułam satysfakcję. Cieszyłam się, że wreszcie na własnej skórze mógł się przekonać, że opieka nad dzieckiem jest równie wykańczająca, co praca na etacie.

Miałam mu odpuścić, ale nie. Musiałam grać swoją rolę do końca.

– To obiad jeszcze nie jest gotowy? – zapytałam, cytując jego własne słowa.

– Żartujesz sobie ze mnie, prawda? Kiedy niby miałem coś ugotować?

– Nie wiem i nie interesuje mnie to – powiedziałam poważnym tonem. – Wróciłam z pracy, zmęczona i głodna jak wilk. Chcę coś zjeść.

– Czy ty zdajesz sobie sprawę, ile dzisiaj miałem zajęć? – zapytał prawie płaczliwym głosem.

Miałam dalej udawać twardą jędzę, ale w końcu nie wytrzymałam. Musiałam zakryć usta dłonią, by stłumić śmiech i nie obudzić małej.

– Co cię tak rozbawiło?

– Ty mnie rozbawiłeś, kochanie. Taki był z ciebie fifarafa, a wystarczył jeden dzień, byś załamał ręce. Pomyśl tylko, że  to dopiero początek.

– To naprawdę nie jest śmieszne.

– Powiedz to wreszcie.

– Ale co?

– Że się myliłeś. Że opieka nad dzieckiem i domem to ciężka harówka.

– Przyznaję – wyszeptał.

– Słucham? Nie dosłyszałam.

– Przyznaję. Miałaś rację, a ja się myliłem – powiedział, tym razem normalnym głosem. Przepraszam, zachowałem się jak pajac.

– Właśnie to chciałam usłyszeć. Wstaw pranie, a ja przygotuję obiad. Razem uporamy się ze wszystkim raz, dwa.

Ewa, 29 lat

Czytaj także:
„Dla mojej matki jestem kulą u nogi, liczy się dla niej tylko babcia. Nie zauważyłaby, gdybym wyszła i nie wróciła”
„Zamiast nakarmić córkę wolałem siedzieć w wirtualnym świecie. Od komputera nie wstawałem nawet do toalety”
„Miałam 16 lat, gdy zaszłam w ciążę. Matka stwierdziła, że mam oddać dziecko siostrze, bo jej się bardziej należy”

Redakcja poleca

REKLAMA