„Mąż ulotnił się po nocy poślubnej. Zamiast przynieść mi śniadanie do łóżka, zabrał kasę z kopert i zwiał”

porzucona kobieta fot. iStock, Guillermo Spelucin
„Wstałam z łóżka i oniemiałam. Na podłodze leżała sterta pustych kopert, w których goście ofiarowali nam wczoraj pieniądze. Jezu, co się stało?! Okradli nas?!”.
/ 10.11.2023 13:15
porzucona kobieta fot. iStock, Guillermo Spelucin

Byłam zachwycona tym, jak gładko i bezkonfliktowo idzie nam z narzeczonym planowanie wesela. Z wielu źródeł słyszałam, że organizacja tej uroczystości często jest źródłem konfliktów, a nawet rozstań.

Kilka koleżanek z własnego doświadczenia opowiadało mi historie mrożące krew w żyłach: o ingerujących we wszystko teściowych, o ojcach, którzy szantażowali, że jeśli ślub nie odbędzie się w „rodzinnej” parafii, nie zapłacą za uroczystość, o druhnach, które wybierały kosztowne sukienki i oczekiwały, że państwo młodzi za nie zapłacą...

Nie napawało mnie to optymizmem

Do planowania podeszłam więc ze sporymi obawami. Szybko okazało się jednak, że wszystkie były na wyrost. Nasze rodziny szybko się dogadały co do podziału w finansowaniu uroczystości, a mój narzeczony Antek w większości kwestii dawał mi wolną rękę.

– To twoje wymarzone wesele, planuj, jak ci się podoba – powtarzał mi. – Dla faceta naprawdę nie liczą się kwiaty czy smak tortu. Ufam ci.

Wszystko szło jak z płatka. Gdy rozwoziliśmy zaproszenia, krewni odpuścili już sobie nawet wścibskie komentarze na temat stażu naszego związku. Tak, byliśmy z Antkiem parą zaledwie od czterech miesięcy. Gdy gruchnęła wieść o naszych zaręczynach, ciotki i kuzynki rzuciły się na mnie z „troskliwymi ostrzeżeniami”.

– Weronka, ty go zupełnie nie znasz! Jesteś pewna? A bo to, kto wie, skąd on się wziął? Jakie ma intencje? – sugerowały niegrzecznie.

– Dziękuję za troskę, ale jestem dorosła, wiem, co robię – odpowiadałam cierpliwie.

Patrzyły wtedy na siebie porozumiewawczo. „Głupia, zakochana, jeszcze się przekona”, wydawały się mówić ich spojrzenia. Jednak miesiące mijały, a przygotowania do ślubu osiągały kolejne etapy, a my z Antkiem nadal się nie rozstawaliśmy, a nawet nieszczególnie kłóciliśmy.

Rodzina zmieniła zdanie

Przy wizytach z zaproszeniami, ci sami krewni patrzyli już na niego nieco życzliwszym okiem – a i mnie chyba przestali już uważać za taką lekkomyślną panienkę.

– Macie racje, kochajcie się, dzieciaki. W końcu ile par się znało całymi latami, a i tak się rozwodzili! Staż to tylko cyferka – podlizywały się ciotki, które nagle zupełnie zmieniły narrację.

Szczerze mówiąc, ich zdanie było mi zupełnie obojętne. Liczyło się dla mnie tylko to, że kocham Antka i jestem stuprocentowo pewna jego uczuć. Poznaliśmy się na jednej z imprez na mieście i już następnego dnia umówiliśmy się na randkę. Spędziliśmy ze sobą wtedy całą dobę – tak bardzo nie mogliśmy się sobą nacieszyć!

Przegadaliśmy całą noc, opowiadaliśmy sobie o swoich doświadczeniach, rodzinach, bolączkach... Powiedziałam Antkowi, że wcześniej byłam w dwóch długich związkach, ale żaden facet nie chciał się zadeklarować i stworzyć ze mną rodziny. Bolało mnie to, nie wiedziałam, co jest ze mną nie tak, że nikt nie chce się ze mną ożenić.

Musieli być zwykłymi pajacami – skwitował Antek, a mnie aż serce urosło.

Gdy oświadczył mi się po zaledwie czterech miesiącach randkowania, już od miesiąca właściwie ze sobą mieszkaliśmy.

Antek wiedział, czego chce

Byłam zachwycona tym, jaki pewny siebie jest, jak poważnie traktuje mnie i nasz związek. Nie czuł potrzeby czekania, docierania się, poznawania.

– Ja po prostu wiem, że chcę z tobą spędzić resztę życia – deklarował mi.

To było jak odtrutka na te wszystkie lata niepewności i braku wiary w siebie. Dwa poprzednie związki (jeden trzyletni, a drugi – pięcioletni) zostawiły po sobie głębokie przekonanie, że jest we mnie coś, co w oczach mężczyzn nie jest pożądaną cechą u żony.

Przyjaciółki twierdziły, że jestem zdesperowana. Nie zgadzałam się z nimi. Czy desperacją jest zwyczajne pragnienie założenia rodziny, zwłaszcza kiedy dobiega się już trzydziestki? W takim razie chyba miliony kobiet można by nazwać desperatkami, a przecież tak nie jest!

Rodzina zawsze była moim marzeniem. Pewnie, lubiłam swoją pracę, lubiłam przyjaciół i swoje pasje, ale czułam, że dopiero jako żona i matka poczuję się spełniona. Chciałam całować męża na pożegnanie, robić dzieciom kanapki do szkoły i tłuc z nimi tabliczkę mnożenia.

Życie rodzinne, jak bardzo męczące by czasem nie było, jawiło mi się jako rola, do której zostałam stworzona. Żeby jednak spełnić to marzenie, potrzebowałam dojrzałego mężczyzny, który nie boi się zobowiązań, który dzieli ze mną aspiracje.

Udało mi się: spotkałam go

Nie potrzebowałam lat „stażu”, żeby dowiedzieć się tego, co poczułam już po kilku spotkaniach z Antkiem: to jest ten jedyny. Nasze przygotowania do ślubu były wypełnione snuciem marzeń o wspólnej przyszłości. Miałam już spore mieszkanie, które dostałam w spadku po dziadkach, więc wiedziałam, że prezenty ślubne od gości będziemy mogli przeznaczyć na coś innego. Nie musieliśmy „topić” ich w kredycie czy wkładzie własnym na mieszkanie.

– Może wyjątkowa podróż poślubna? Taka naprawdę egzotyczna? Zawsze marzyła mi się wycieczka po Wietnamie, Kambodży i Laosie... – rozmarzyłam się.

– Co tylko chcesz, kochanie – odpowiedział Antek, całując mnie w czoło.

– A ty, nie masz żadnych marzeń? Na co chciałbyś wydać te pieniądze, gdybyś mógł?

– Moim marzeniem jest ślub z tobą – spojrzał mi w oczy z pełną powagą. – Cała reszta to tylko dodatki.

No i jak tu się nie zakochać? Nawet moje przyjaciółki, z początku nieco zdystansowane do pomysłu tak rychłego ślubu, zaczęły dostrzegać, że łączy nas z Antkiem coś, o czym najczęściej czyta się tylko w książkach.

– Patrzycie na siebie jak postacie z filmu romantycznego – skomentowała któregoś razu Iga, która miała być moją świadkową.

– Bo to właśnie taka miłość. Jak z filmu – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Dzień ślubu był absolutnie idealny

Ślub i wesele były tymi z moich dziecięcych marzeń. Poszłam do ołtarza w zwiewnej, jedwabnej sukni, z delikatnie upiętymi włosami ozdobionymi drobnymi białymi różyczkami. Niespełna dwieście osób patrzyło, jak szłam do ołtarza, wyglądając jak księżniczka.

Fakt, wcześniej wyobrażałam sobie nieco skromniejszy ślub, ale Antek przekonał mnie, że powinniśmy ustąpić na tym polu rodzicom, skoro to dla nich takie ważne. Tamtego dnia cieszyłam się, że mnie przekonał: chciałam wykrzyczeć jak największej liczbie osób, że jestem przeszczęśliwa – najlepiej całemu światu!

Zabawa trwała do białego rana. Rozemocjonowana i pijana miłością krążyłam radośnie między stolikami, wznosząc toasty z gośćmi, a następnie wirując na parkiecie w rytm ulubionych piosenek. Antek nie pił alkoholu, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że wyszłam za odpowiedzialnego, dojrzałego faceta.

– Nie chcę być jednym z tych panów młodych, którzy zasypiają pod stołem albo zaczynają zdejmować spodnie na parkiecie – śmiał się. – Oblejemy jutro. Dzisiaj mogę bawić się na trzeźwo. Poza tym chcę być w pogotowiu, gdyby coś się miało stać. Ale ty się baw. Chcę, żeby to był twój dzień – szeptał mi, całując mnie w czoło.

Nie planowaliśmy żadnych poprawin. Chcieliśmy, aby to dzień wesela był tym, podczas którego goście wybawią się za wszystkie czasy. Następnego dnia mogliśmy więc porządnie wypocząć i wyspać się po wielogodzinnej zabawie i, bądź co bądź, stresującym, pełnym emocji dniu.

Gdy otworzyłam oczy, Antka nie było w łóżku. Nie było go też w łazience w naszym pokoju. Natychmiast do niego napisałam, ale nie odpisał. „Gdzie on się podziewa? Może poszedł po jakieś śniadanie? W końcu przespaliśmy to hotelowe”, pomyślałam.

Wstałam z łóżka i... oniemiałam. Na podłodze leżała sterta pustych kopert, w których goście ofiarowali nam wczoraj pieniądze. „Jezu, co się stało?! Okradli nas?! Antek pewnie skarży się managerowi hotelu, albo jest już na policji!”, przyszło mi na myśl od razu. W tej samej chwili dojrzałam jednak na stoliku jedną nienaruszoną kopertę. Była zaklejona. „Hm, to dziwne. Ktoś by pominął jedną, która leży na wierzchu?”. Natychmiast ją otworzyłam.

W środku znalazłam list

„Weronika, przepraszam. Wiem, że załatwiłem to jak ostatni gnojek, ale byłem zdesperowany. Od wielu miesięcy mam długi, ścigają mnie niebezpieczni ludzie. Potrzebowałem natychmiastowego zastrzyku gotówki i tylko to mi przyszło do głowy. Nie zasłużyłaś na to, do końca życia będę się o to obwiniał. Nigdy więcej mnie nie zobaczysz, zapomnij o mnie, żyj dalej. Mam nadzieję, że trafisz na kogoś, kto spełni Twoje marzenia. Antek”.

Zdania, które czytałam, zupełnie nie docierały do mojej świadomości. List czytałam kilkanaście razy, zanim na dobre zrozumiałam, co oznaczają słowa skreślone przez Antka. Siadłam na podłodze i spojrzałam w szare niebo za oknem, a z moich oczu mimowolnie pociekły strumienie łez, które nie chciały się zatrzymać nawet po kilku godzinach.

W takim stanie znalazły mnie mama, siostra i przyjaciółka. Zmartwiły się, gdy nie odbierałam telefonu i nie wymeldowałam się z hotelu. Po przeczytaniu listu od Antka natychmiast spakowały moje rzeczy i zabrały mnie do domu moich rodziców. Wiem, że zrobią wszystko, żeby ukoić mój ból i przywrócić mnie do „życia”, ale wiem też, że to niemożliwe.

Moje życie skończyło się w momencie, w którym przeczytałam ten cholerny list. Dalej mogę tylko egzystować...

Czytaj także:
„Synowa wymyśliła, że będę w domu uczyć wnuków, bo ona nie chce posyłać ich do szkoły. Nie po to przeszłam na emeryturę”
„Mój stalker okazał się mężczyzną z uwodzicielskim głosem. Wbrew rozsądkowi, chciałam się rzucić w jego ramiona”
„Na widok szefa trzęsłam się z nerwów i bałam się o swoją pracę. Jeden moment w służbowym kantorku wiele zmienił”

Redakcja poleca

REKLAMA