– Postaram się zapamiętać tę mądrość na przyszłość – nowa sąsiadka skinęła głową. – Choć, prawdę mówiąc, nie sądzę, bym wypracowała sobie świadczenia na wiecznych zleceniach… No nic, może przynajmniej bogato się wydam! – roześmiała się perliście. – A pytam, bo mam cel. Chciałam zorganizować coś, żebyśmy się tutaj lepiej poznali. To okropne, że sąsiedzi nawet się sobie nie kłaniają!
– Blok stoi dopiero rok – powiedziałam ostrożnie, bo jak ognia unikam przymusowej integracji. – Wszyscy jesteśmy nowi.
– A ja najnowsza… Myślałam o założeniu klubu czytelniczek romansów. W Manchesterze miałyśmy taki na osiedlu.
– Muszą koniecznie być romanse?
– Wszystko jest do ustalenia – znów się roześmiała. – Myśli pani, że znajdę chętne?
– To jest tak abstrakcyjny pomysł w polskich warunkach, że sama jestem ciekawa.
Oderwała numer telefonu z kartki z ogłoszeniem i podała mi.
– Proszę się dowiadywać!
No masz, myślałam potem, jadąc do pracy.
Klub czytelniczek!
W poradni byłam kwadrans przed czasem, akurat, by przewietrzyć i schować do szuflady grafiki ze ścian. Nie bardzo rozumiem, po co wieszać w gabinecie artefakty, przy których człowiek od razu czuje się jak potencjalny pacjent szpitala. Ale cóż, teraz gospodarzem jest tu Anatol; wypada się cieszyć, że odstępuje mi lokal na te kilka godzin tygodniowo. Przyszli na czas. Tacy młodzi oboje, żadne nie miało nawet trzydziestki. Ładni, szczególnie on. Nie tyle konkretną urodą, ile energią młodości, która pozwala brać kolejne przeszkody niejako z automatu, bez zbędnych kalkulacji. Ona trochę wycofana, z widocznym na twarzy znużeniem, które makijaż jeszcze podkreślał.
– Dojrzałe życie nas przerosło – zaczęła, poprawiając włosy, które w niesfornych kosmykach wymykały się z koczka.
– Ciebie przerosło, Madziu – poprawił. – Ja daję radę, choć lekko nie jest.
– Czy życie polega na tym, by je wytrzymywać? – wybuchła i natychmiast się tego zawstydziła. – Pewnie tak – odpowiedziała sama sobie i zagapiła się w okno, jakby tymi słowami zakończyła udział w spotkaniu.
– Wychodzi na to, że znów ja będę gadał – westchnął po chwili mężczyzna. – Otóż jesteśmy rodzicami pięciomiesięcznej córeczki. Narodziny Oliwki nie były dziełem przypadku, to dziecko planowane i kochane. Przynajmniej przeze mnie.
Magdalena spojrzała na niego z urazą.
– Mówisz tak, bo nic cię ta miłość nie kosztuje – prychnęła. – Żyjesz sobie jak przedtem, tyle że dodatkowo możesz się pochwalić na fejsie zadbanym bobasem.
– Sorry, skarbie, że na razie nie wymyślono sposobu, by faceci chodzili w ciąży – przerwał jej. – Jeśli ci to poprawi humor, zapuszczę ciążę spożywczą, potem schudnę i będziemy razem walczyć z rozstępami.
Spojrzała na niego pogardliwie.
– Nie myślałam nigdy, że zniżysz się do takich argumentów, ale czego się nie robi, żeby błyszczeć, prawda? As sprzedaży w swoim żywiole!
– Umówmy się, że to boisko olimpijskie, a nie walka w klatce, dobrze? Trzymamy się zasad fair play.
Przeprosili oboje, po czym zapadła cisza.
– Zatem, macie państwo córeczkę, która jest źródłem problemów – powiedziałam.
– Nie, kłopoty sprawia Magda – wszedł mi w słowo Paweł. – Uzgodniliśmy, że po urodzeniu małej zostanie w domu, a ja zajmę się zarabianiem na rodzinę. Oliwka ledwo skończyła pięć miesięcy, a moja szanowna małżonka… No cóż, zachowuje się, jakby właśnie zmieniła zdanie.
– Ileż można siedzieć w domu i nie mieć nikogo do sensownej wymiany myśli? Dni są do siebie podobne jak krople wody, to mnie po prostu dobija – jakbym była w więzieniu! Przez takie refleksje czuję się, jakbym była złą matką, a ten – wskazała na męża – nie przepuści żadnej okazji, by mnie w tym utwierdzić.
– Nieprawda – żachnął się Paweł. – Nic takiego nie robię! Jesteś przewrażliwiona przez hormony i tyle.
– Hormony! – prychnęła. – Sama pani słyszy. Już nie jestem kobietą jego życia, tylko zbiorem hormonów. I tak mnie właśnie traktuje, dokładnie. Czekam na niego każdego dnia jak na zmiłowanie, by opowiedział, co się dzieje w normalnym świecie, a on rzuca „po staremu” i idzie pograć na kompie albo kładzie się z gazetą.
– O czym mam ci opowiadać? – zdziwił się. – O robocie? Cały dzień gadam i chciałbym to wszystko zostawić za drzwiami, kiedy wracam. Zresetować się, a nie znów mleć ozorem o niczym. Poza tym, bądźmy szczerzy, Magda… Od kiedy interesuje cię moja praca?
– Odkąd zostałam pełnoetatową matką, sprzątaczką i kucharką.
– Akurat z tą sprzątaczką to bym nie wyskakiwał na twoim miejscu – rzucił. – Nawet przy kucharce bym się wahał. Nie rozumiem, jak można siedzieć cały dzień w domu i nie ogarnąć wokół siebie? Przecież Oliwka głównie śpi!
W ciszy, która zapadła, słychać było tylko oddechy, jakby dwoje zawodników szykowało się do śmiertelnej rozgrywki.
Czas wkroczyć, zanim rzucą się sobie do gardeł
– Mam już obraz sytuacji – powiedziałam. – Zastanówmy się może teraz, czego oczekuje każde z was, a potem pomyślmy, jak można byłoby to osiągnąć.
– Ja nie oczekuję żadnych cudów – stwierdził Paweł. – Chciałbym tylko, by było tak, jak ustaliliśmy.
Cóż za szlachetny rycerz, pomyślałam złośliwie. Chyba i Magda miała podobne zdanie, bo spojrzała na niego, wydymając wargi.
– Ja w sumie też nie oczekuję nic nadzwyczajnego – powiedziała. – Wystarczy, że mąż będzie traktował mnie jak myślącą, czującą istotę.
– Czyli? – postanowiłam puścić mimo uszu złośliwości.
– Chcę być partnerem jak kiedyś. Gdzie nasze długie rozmowy, gdzie dyskusje?
Spojrzałam na Pawła, ale tylko wzruszył ramionami i stwierdził, że Magda cały czas nadaje o dziecku. Ile zjadło, jak spało, czy zrobiło kupę… On z kolei nie chce mówić o pracy, jest wystarczająco nużąca.
– Wygląda na to, że nie mamy o czym rozmawiać – skonstatował w końcu ze zdziwieniem.
– Masz przecież kolegów w banku – powiedziała. – Nie gadacie w czasie lunchu?
– Taaa. O obligacjach, spodziewanych zwolnieniach – przewrócił oczami. – To jest praca, ja tam zarabiam. Kolegów mam w kółku szachowym i na giełdzie numizmatycznej. Nie widziałem się z żadnym, odkąd Oliwka przyszła na świat.
– Dlaczego? – zapytałam.
– Magda jest wściekła, gdy wychodzę do pracy – wzruszył ramionami. – Gdybym zerwał się dla przyjemności, chybaby mnie zagryzła.
– Och, bardzo ci współczuję – weszła mu w słowo żona. – Ja za to prowadzę bardzo rozrywkowe życie. Nie wyspałam się od miesięcy, a kiedy chcę wyjść na spacer, za każdym razem muszę znosić z drugiego piętra wózek z dzieckiem. Też miałam koleżanki, ale żadna już nie dzwoni… Pewnie tak, jak Paweł uważają, że nie ma ze mną o czym rozmawiać – spuściła głowę, ramiona niebezpiecznie jej zadrżały. – Tak bym poszła do kina – westchnęła. – Jestem członkinią DKF, uwielbiałam te cotygodniowe spotkania. Mam nadzieję, że się nie rozwiążą, zanim Oliwka dorośnie.
Spojrzeli na siebie, a ja na nich…
Byłam ciekawa, na jak długo postanowili zawiesić swoje potrzeby towarzyskie i intelektualne i kto im powiedział, że w ogóle powinni?
– Trudno, teraz jesteśmy rodzicami – stwierdził Paweł, potwierdzając moje spostrzeżenia.
– Już zawsze państwo będziecie – przypomniałam. – Czy to powód, by się umartwiać? Naturalnie, życie po narodzinach dziecka się zmienia, ale nie na tyle, by rezygnować z przyjemności i ambicji. Każde dziecko potrzebuje rodziców, dobrze jednak, gdy oni są szczęśliwi. To stymulujące dla jego rozwoju, poza tym kto chciałby dorastać w poczuciu winy, że jego przyjście na świat zmieniło wszystko na gorsze?
– Kalendarz niestety nie jest z gumy – powiedział Paweł. – W niedzielę jesteśmy cały czas razem, a teraz, gdy jest ciepło, wyjeżdżamy nad jezioro czy do lasu… To musi wystarczyć.
– W niedzielę najczęściej się kłócimy – wyjaśniła Magda. – Czasem faktycznie na łonie natury.
– Bo zamiast cieszyć się wspólnym czasem, wylewasz na mnie swoje frustracje.
– Bo zamiast mnie odciążyć, odrabiasz pańszczyznę, wspomagając się telefonem – odbiła piłeczkę. – Wciąż robię to samo, co w domu, tylko w bardziej wymagających warunkach.
– Dziecko potrzebuje matki – uciął. – Akurat padło na ciebie, kochanie.
Pomyślałam o moim zięciu, który od początku miał sporo czasu dla synka, i zrobiło mi się szkoda Pawła – nawet nie miał pojęcia, ile wspaniałych doznań go omijało.
– Zgodzę się, żebyś jedno popołudnie miał dla siebie – powiedziała znienacka Magda. – Jeśli zaoferujesz mi to samo. Przynajmniej moglibyśmy spróbować.
Paweł spojrzał na nią z oburzeniem, które powoli ustępowało kalkulacji. Niemal słychać było, jak pracują tryby jego umysłu. Pomimo wzniosłych deklaracji kusił go powrót do dawnych rozrywek, ale nie mógł pogodzić tego z dotychczasową wizją.
– Mógłbym poprosić mamę, by przypilnowała Oliwkę raz w tygodniu, i wtedy każde z nas by się wyrwało… Teraz też mama jest z Oliwką.
– O rany, nie możesz raz w tygodniu zostać z własnym dzieckiem? – spytała Magda. – Przecież ono „tylko śpi”!
No cóż, młody człowieku, pomyślałam. Tak właśnie powiedziałeś jakąś godzinkę temu, prawda?
– Po prostu nie lubisz mojej mamy – odgryzł się Paweł.
Wzruszyła ramionami.
– Nie lubię, gdy jest jedyną osobą z zewnątrz, z którą mam styczność – uściśliła. – I nie wiem, po diabła ją wzywać… Ja wezmę na klatę twoje wolne popołudnie w tygodniu, a ty? Boisz się niemowlęcia?
Powiedziałam, że przecież nie muszą się rzucać od razu na głęboką wodę. Na początku Paweł może zostawać na pół godziny, godzinę, z możliwością kontaktu telefonicznego w razie paniki.
– Nie jestem panikarzem – zaprzeczył. – Ale nie wiadomo, co może się zdarzyć, prawda?
– Nigdy nie wiadomo – zgodziłam się. – A skoro już o tym mówimy, czy myślał pan, co by było, gdyby żona na przykład zachorowała albo musiała sama wyjechać? Sprowadzi pan mamę na stałe?
Nie byłam zbyt profesjonalna, ale chciałam do nich jakoś dotrzeć, bo czułam, że więcej się nie zobaczymy. Było mi po ludzku szkoda tych dzieciaków: jego, bo męczył się w gorsecie narzuconych wyobrażeń, i jej, bo cierpiała bez intelektualnych bodźców z zewnątrz.
Żałowałam też małej Oliwki
Jeśli sytuacja będzie się pogarszać, jej szansa na wzrastanie w szczęśliwej rodzinie będzie malała z każdym dniem. Długo o nich potem myślałam, zastanawiałam się nawet, czy nie jestem już za stara na tę robotę. Co mi strzeliło do łba, żeby na końcu powiedzieć, że wszystko jest w głowie i należy przede wszystkim zmienić myślenie, a nie czekać na idealne warunki… Paweł spojrzał na mnie jak na wariatkę! Kilka dni później, oswajając się z myślą o przejściu w stan spoczynku, zadzwoniłam do sąsiadki, by zgłosić akces do klubu.
– Człowiek nie może istnieć bez innych – stwierdziłam. – Choć nadal wolałabym co innego niż romanse.
Obiecała, że da znać, gdy przyjdzie do konkretów, i niespełna miesiąc później gnałam moją micrą do marketu po ciastka na pierwsze spotkanie. Taka byłam zaaferowana, że nie zwróciłam uwagi na chłopaka pchającego wózek w moim kierunku.
– Dzień dobry – zatrzymał mnie znajomy głos. – Ależ pani pędzi! Nie chce pani poznać młodej damy?
– Pan Paweł – natychmiast go poznałam. – A to Oliwka, prawda? – zajrzałam do wózka. – Piękna dziewczyna! Gdzie żona?
– W kinie, dziś czwartek – roześmiał się. – Strasznie mi pani zalazła za skórę, ale zawziąłem się… I to prawda – wszystko jest w głowie! Choć może nie całkiem… Bajzel przy młodej robię gorszy niż Magda!
Pogadaliśmy chwilę, potem mała zaczęła marudzić i Paweł stwierdził, że czas do domu na butlę. Wybierając ciastka, wciąż miałam go przed oczami.
– To wszystko? – zapytała ekspedientka.
– Proszę jeszcze eklerka – zdecydowałam. – Dla Agatki. W końcu zasłużyłam, nie?
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”