Gdy straciłam pracę, mój świat się zawalił. Ja, tak szanowana pracowniczka, a nagle wylądowałam na ulicy? Prawie się załamałam. Spędziłam tam wiele lat, staż zaczęłam zaraz po ukończeniu studiów i przeszłam przez kilka stanowisk. Próbowałam myśleć o tej firmie jak o własnym domu. A oni potraktowali mnie jak bezużyteczną rzecz. Żadnych uczuć, żadnych sentymentów.
Po czterdziestce i bez pracy
– Uda ci się znaleźć inną pracę – pocieszał mnie mąż, ale jego twarz była ponura.
No tak. Kredyt hipoteczny, lodówka do spłacenia, rehabilitacja córki, która potrzebowała leczenia, którego nie pokrywało ubezpieczenie zdrowotne... Wszystko kosztowało, a my nie mieliśmy żadnych oszczędności. Musiałam znaleźć pracę naprawdę szybko, aby sytuacja nie zamieniła się ze złej w tragiczną.
Ale gdzie i jak? Mieszkaliśmy w małym miasteczku, gdzie większość mieszkańców wyjechała do pracy zagranicę albo do większych miast, oddalonych o kilkadziesiąt albo kilkaset kilometrów. Ja nie mogłam tak uciec, bo codziennie w domu musiałam ćwiczyć z Leną. Czas był więc dla mnie niezwykle ważny, ale przecież trzeba było coś zjeść, żeby mieć siłę na te ćwiczenia.
„Cóż, musisz stawić czoła rzeczywistości i działać, zamiast użalać się nad sobą”, pomyślałam pewnego wieczoru. Odwiozłam Lenkę do szkoły, otworzyłam trzy portale pracy... I zrobiło mi się smutno. Znalazłam dwie, średnio ciekawe oferty: w jednej musiałam założyć własną działalność gospodarczą, druga to staż, po którym być można, ale tylko być można było dostać dłuższy kontrakt.
Dobrze. Zrezygnowałam z kilku filtrów i pojawiły się nowe oferty, ale to nie zwiększyło moich szans. Nie miałam doświadczenia w sprzedaży, nie znałam nowych technologii... No cóż, wysłałam aplikacje. Wierzyłam, że ktoś wreszcie do mnie oddzwoni i będę mogła tańczyć z radości.
Minął dzień, później dwa. Z czasem zrobił się tydzień i miesiąc... Nic. Poszłam na dwie wstępne rozmowy kwalifikacyjne. Absurd totalny. Szukali osoby niepełnosprawnej lub posiadającej status studenta, która chciałaby dorobić. Wynagrodzenie również nie mieściło się w kategorii „dam sobie radę”. Aby opłacić rachunki, potrzebowałabym pomocy bogatych rodziców lub jakiejś zapomogi od państwa.
Pomysł nie wydawał się głupi
Poprosiłam przyjaciółki o spotkanie, aby podpowiedziały mi, co mogę zrobić w swojej sytuacji.
– Zatrudniłabym cię... – westchnęła Ola. – Ale nic nie wiesz o rachunkowości.
No nie wiedziałam, to fakt, a Olka prowadziła małą firmę, która obsługiwała inne nieduże firmy.
– Ja to bym chciała przez chwilę nie pracować – Hanka westchnęła, ale po chwili się zmitygowała. – Przepraszam za ten durny tekst. Praca na dwóch frontach mnie wyczerpuje... – była samodzielną mamą i pracowała na półtora etatu, by jakoś wiązać koniec z końcem. – Nie mam czasu na odpoczynek, nie mam czasu, żeby posprzątać. U was jest tak czysto, że we wszystkim można się przejrzeć, a w moim przypadku... wstydzę się kogokolwiek zaprosić...
– Przestań – machnąłem ręką. – Nudzę się, nie mam co robić, gdy Lena jest w szkole, a Michał w pracy. Więc sprzątam! Niedługo zacznę chyba zbierać pojedyncze ziarna piasku z podłogi, ale nimi nie napełnię konta w banku.
– Ty, o to właśnie chodzi! – Hania nagle krzyknęła z radości.
– O co? – zapytałam zdziwiona.
– A jakbyś tak przyszła do mnie raz na jakiś czas i ogarnęła mi dom? Zapłacę! – odparła. – Nie obrażaj się, ale wolę spędzić ten czas z Maćkiem, niż szorować kuchnię. Ty zarabiasz, ja jestem wolna i obie jesteśmy zadowolone. Poza tym ufam ci, a nie chciałabym wpuszczać kogoś obcego do domu.
– W sumie... – powiedziała Ola. – Mógłbyś też u mnie polatać z miotłą. Nienawidzę sprzątania i zmuszam się, żeby to robić. Wolę w tym czasie zarabiać pieniądze, żeby ktoś inny sprzątał za mnie.
– Dziewczyno, czy wiesz, ile sprzątaczki biorą za umycie okien? – Kaśka złapała się za głowę. – Przed Bożym Narodzeniem mama uparła się, żeby umyć okna dla małego Jezusa, ale sama już nie ma na to siły. U nas w sklepie wiadomo, co się dzieje w grudniu. Wydałam połowę oszczędności, żeby dzieciątko mogło przejrzeć się w czystych szybach mojej mamy. Ale szczęście mamy jest warte wszystkich pieniędzy, prawda? – słuchałam tego ze zdziwieniem.
Myślał, że to poniżej godności
Kiedy Michał wrócił do domu, opowiedziałam mu o propozycji dziewczyn. Krzywo się uśmiechnął, jakby ugryzł cytrynę. Był zły i zniesmaczony. Serio? Naprawdę chcę sprzątać cudze domy? Jasne, że nie chcę, przecież nie marzyłam o byciu sprzątaczką. Wolałbym pracować w klimatyzowanym biurze, ubrana w żakiet i ołówkową spódnicę, ale ponieważ nie dostałam takiej oferty, nie stać mnie teraz na wybrzydzanie.
– To twoje życie, rób, jak chcesz – powiedział. – Jeśli to cię nie upokarza, nie będę ci przeszkadzał.
Trochę się wstydziłam brać pieniądze od znajomych, zwłaszcza że oferowana przez nie stawka była bardzo atrakcyjna. Pracowałam więc jak nakręcona, żeby moje dziewczyny były szczęśliwe, a ja zadowolona, że przynoszę do domu uczciwe pieniądze.
– Słuchaj... tak się złożyło, że był u nas kolega Maciusia... – zadzwoniła do mnie wieczorem Hanka z czymś, co sądząc po głosie, było dla niej trudną sprawą. – A kiedy jego mama go odbierała, to zaczęła mi mówić, jak bardzo mnie podziwia, bo jestem młodą matką, mam dwie prace i jeszcze czas na sprzątanie. Powiedziałam jej, że ten porządek to twoja sprawka i podałam jej twój telefon. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Byłam zaskoczona i wdzięczna, nie zła i urażona, że poleca mnie innym. Traktowałam sprzątanie u innych jako pracę tymczasową do czasu znalezienia pracy odpowiadającej moim kompetencjom, ale ponieważ chętnych na moje usługi było więcej, oczywiście się zgodziłam. W rezultacie jeden w pełni zadowolony klient zapytał, czy mogę u niego sprzątać raz w tygodniu, na stałe. Dlaczego nie?
Potem poszło lawinowo. Mój telefon krążył po znajomych i znajomych znajomych. Kiedy miesiąc później podliczyłam swoje zarobki, byłam zdumiona. Nie tylko zarabiałam więcej niż wcześniej w biurze, ale nawet mogłam pochwalić się większą pensją niż wypłata męża.
– No cóż, kto by przypuszczał, że to takie dobrze płatne zajęcie – Michał potrząsnął głową, po czym podniósł oba kciuki do góry. – Dzielna dziewczyna.
Byłam z siebie dumna
Moje zarobki szybko rosły w górę i zdecydowałam się otworzyć własną firmę sprzątającą. Musiałam opłacać składki i płacić podatki, ale nadal świetnie sobie radziłam. Tym bardziej że miałam coraz więcej zleceń. Lista moich klientów ciągle się wydłużała, aż w końcu niektórym osobom musiałam odmawiać, bo przecież doba ma tylko 24 godziny.
Na początku niechętnie przyznawałam się do tego, czym się zajmuję. Gdy byłam nastolatką, pracę sprzątaczki uznawano na najgorszą na świecie i straszono nią leniwe dziewczyny. Ale teraz, na własnej skórze poczułam, że nikt nie traktował mnie jako gorszą albo mnie nie szanował. Co więcej, moi klienci wręcz nie mogli się mnie doczekać i z niecierpliwością czekali na moją wizytę.
Dla starszych osób, u których pracowałam, spotkania ze mną były miłą okazją odskocznią od szarej codzienności, bo z przyjemnością mogli z kimś porozmawiać. Ci młodsi i bardzo zapracowani chcieli wracać do domów lśniących czystością, więc byli mi za to bardzo wdzięczni. Szybko przestałam się wstydzić i z dumą mówiłam, czym zajmuję się zawodowo.
Polubiłam tę pracę i byłam z niej usatysfakcjonowana. Zwłaszcza gdy zaglądałam na konto i byłam pewna, że wystarczy mi pieniędzy na kolejny miesiąc życia. Miałam elastyczne godziny pracy, co było dodatkową zaletą, biorąc pod uwagę fakt, że musiałam zajmować się rehabilitacją córeczki.
Michał już przestał kręcić nosem na sposób, w jaki zarabiam. Z przypadkowego pomysłu, wymyślonego przez moje przyjaciółki, stałam się bizneswoman po czterdziestce, która odnosi sukcesy zawodowe.
Rok po założeniu firmy, zatrudniłam w niej pierwszą pracownicę. Była to siostra koleżanki, którą zwolniono zaraz po powrocie z urlopu macierzyńskiego. Kobiety muszą sobie pomagać. Kinga miała w sobie olbrzymią motywację i bardzo się starała. Dostawałyśmy coraz więcej zleceń i cieszyłyśmy się, że wyszłyśmy obronną ręką z nieprzewidywalnej sytuacji zgotowanej nam przez los. Oprócz pracownicy zyskałam też nową przyjaciółkę.
Barbara, 41 lat
Czytaj także:
„Wyszłam za mąż z rozsądku i przez lata żyłam z ludźmi, którzy mną pomiatali. W końcu powiedziałam dość”
„Mąż gadał kolegom, że mamy kryzys i że pewnie się rozwiedziemy. Szkoda, że ja nic o tym nie wiedziałam”
„Złapałam męża za rękę, gdy zdradzał mnie z kochanką. Bezczelnie zdjął jej majtki na biurku naszego syna”