„Wyszłam za mąż z rozsądku i przez lata żyłam z ludźmi, którzy mną pomiatali. W końcu powiedziałam dość”

zrezygnowana kobieta fot. Adobe Stock, Kateryna
„Jak tylko się poznaliśmy, od razu zaszłam w ciążę. Rodzice Janka patrzyli na mnie z góry, a on sam gadał, że jedyne co umiem, to wydoić krowy. Przez lata mnie poniżał. Dopiero kiedy o mało co nie przypłacił życiem wypadku, coś w nim pękło. Postanowiłam spróbować raz jeszcze”.
/ 18.06.2024 11:15
zrezygnowana kobieta fot. Adobe Stock, Kateryna

Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Tamtego lata w naszej wiejskiej remizie zorganizowano potańcówkę. Przyjechał wtedy na wakacje do dziadków, którzy mieszkali nieopodal. Ten młody, przystojny chłopak z wielkiego miasta od razu zwrócił uwagę wszystkich dziewczyn. Każda po cichu liczyła, że może ją wybierze do tańca. Ku mojemu zaskoczeniu, to właśnie mnie poprosił tego wieczoru.

Kręciliśmy się i wywijaliśmy na parkiecie przez kilka godzin, aż do samego końca zabawy. Potem, lekko zmęczeni, ale szczęśliwi, ruszyliśmy na przechadzkę do pobliskiego lasu. Szliśmy wąską ścieżką wśród drzew, a ja czułam się jak we śnie. Wszechogarniająca radość mieszała się z rodzącym się we mnie gorącym uczuciem. To właśnie tam, w objęciach Janka, pośród leśnej ciszy, przeżyłam swój pierwszy raz.

Następnego dnia Janek opuścił miasto, a po upływie ośmiu tygodni zdałam sobie sprawę, że pozostawił mi prezent. Spodziewałam się dziecka. Ogarnęła mnie wtedy ogromna radość, ponieważ sądziłam, że Janek znów będzie przy mnie. I to do końca naszych dni! Wspólnie zajmiemy się wychowaniem naszej pociechy...

Gorąca miłość doprowadziła do ciąży

Niestety, mój tata nie podzielił się moją radością. Natychmiast udał się do rodziców mojego chłopaka, a oni jako ludzie z klasą, postanowili doprowadzić do tego, byśmy stanęli na ślubnym kobiercu. Później się dowiedziałam, że mój wymarzony książę zaprzeczał jakimkolwiek kontaktom ze mną, a jego starzy mu przytakiwali.

– Nasz syn miałby z nią być?! Z taką zwykłą wiejską dziewczyną? On zadaje się z takimi pannicami, że na taką jak ona to by nawet nie łypnął okiem!

Ślub się odbył, w dużej mierze za sprawą dziadków Jasia. Wprowadziłam się do ogromnego domu teściów w Poznaniu, razem z ich rozpieszczonym synem jedynakiem. Już od samego początku czułam się jak piąte koło u wozu. Ciągle dawano mi do zrozumienia, że jestem nikim i że przez moje wejście w życie Jasia, zaprzepaściłam jego szanse na zrobienie kariery. Ryczałam ukradkiem, ale pocieszenia u męża szukać nie mogłam.

– Czego beczysz? Przecież tego chciałaś. Ciesz się, że się z Tobą ożeniłem i wyciągnąłem cię z tej dziury, inaczej do starości byś za krowimi cyckami latała. W sumie to jedyna rzecz, w której jesteś dobra! – rechotał z własnego żartu.

Narodziny bliźniaków, Moniki i Marka, nie poprawiły sytuacji. Gdyby nie moje pociechy, wybrałabym nawet życie na bruku, byle daleko od niego. Na szczęście ukończyłam szkołę zawodową o profilu odzieżowym, co pozwalało mi dorabiać trochę grosza do tego, co mąż raczył mi dać. Janek zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka. Rozpoczęły się także kłótnie — o dzieci, o rzekomy nieporządek w domu i o to, że zupa była zbyt słona...

Czasem okazywał się sympatyczny

Przeważnie wtedy, gdy poznawał nową partnerkę. W takiej atmosferze wychowywały się nasze pociechy. Mimo to radziły sobie świetnie w szkole. Gdy Marek zdał maturę, wyprowadził się do stolicy na uniwersytet. Monika, chcąc zdobyć fundusze na dalszą naukę, poleciała na wakacyjny wyjazd do Italii. Na miejscu udało jej się dostać posadę niańki. Po paru tygodniach zadzwoniła.

– Mamo, przyjedź do mnie koniecznie! Załatwię ci robotę. Szukają kogoś do opieki nad staruszkiem. Płacą naprawdę nieźle!

Po wielu rozmyślaniach i następnej kłótni z nietrzeźwym małżonkiem zdecydowałam się polecieć do Włoch. Zatrzymałam się w niewielkim domu na obrzeżach stolicy. Zgodnie z tym, co zapowiedziała mi Monika, opiekowałam się odrobinę starszym ode mnie mężczyzną, który po odejściu małżonki, potrzebował całodniowego wsparcia.

Pełniłam rolę jego pielęgniarki, gotowałam dla niego, dbałam o porządek, a z biegiem czasu stałam się też jego powiernicą, ponieważ włoski przyswajałam sobie zaskakująco szybko. Roberto trudnił się dziennikarstwem, ale ze względu na stan zdrowia, zmuszony był wykonywać swoją pracę z domu. Tworzył felietony, pisał komentarze, a ja jako pierwsza wyrażałam opinię na temat jego tekstów.

Świat zawirował

Z przyjemnością wykonywałam swoje obowiązki w pracy. Nabrałam wigoru, moja twarz promieniała uśmiechem, a co najważniejsze — miałam pewność, że jestem ceniona, niezbędna i doceniana.

– Mario, odkąd wkroczyłaś w moje życie, na nowo odkryłem jego głębszy sens! – powiedział szczerze Roberto.

Dawno nie czułam takiej radości w sercu. Chwile mijały w mgnieniu oka. Moja pociecha w końcu przyjechała do kraju i... ni stąd, ni zowąd dzwoni teściowa. „Marysieńko, musisz natychmiast wracać! Jaśkowi coś się stało. Jesteś niezbędna w domu".

Byłam naprawdę wstrząśnięta, kiedy to usłyszałam. Skoro teściowa osobiście do mnie zadzwoniła i to w tak uprzejmy sposób, sprawa musiała być naprawdę poważna.

– Już jadę z powrotem! - postanowiłam bez zastanowienia.

Roberto kompletnie posmutniał

– Boję się, że już cię nie zobaczę, Mario – wyznał. – Wyjdź za mnie. Rozpocznijmy razem nowe życie!

– Nie mogę tutaj zostać! – odparłam ponownie. – Janek jest w złym stanie, a ja wciąż jestem jego małżonką. Cudownie mi z tobą, ale jeśli on wymaga mojego wsparcia, po prostu muszę tam być. Potrzebuję również chwili, żeby zastanowić się nad tym, co mi zaproponowałeś. To nie takie łatwe, jak ci się wydaje – powiedziałam cicho.

Kiedy wróciliśmy do kraju, wyszło na jaw, że mój małżonek doznał częściowego paraliżu. Przeszedł ogromną metamorfozę — stracił na wadze, borykał się z trudnościami w wysławianiu się i wykonywaniu najprostszych zadań. Otoczyłam go troskliwą opieką na miarę swoich możliwości, choć przed tym nieszczęśliwym zdarzeniem nie był godny takiego wsparcia.

Ku mojemu zdziwieniu, atmosfera w naszym domu zaczęła ulegać stopniowej przemianie. Teściowie okazywali mi szacunek, jakiego wcześniej nie doświadczyłam. Janek, poddawany intensywnej rehabilitacji, powoli odzyskiwał siły i sprawność. Od podstaw uczył się mówić, chodzić i... cieszyć się życiem. Odnosiłam wrażenie, jakby mój małżonek narodził się po raz drugi, jako zupełnie odmieniona osoba.

– Co ja bym zrobił, gdyby nie Ty, Marysiu! Jesteś moim aniołem stróżem, zawsze nim byłaś... tylko ja nie umiałem tego dostrzec i docenić – wyznał pewnego dnia. – Wybacz mi, obiecuję Ci, że nadrobimy wszystkie stracone lata...

Janek przeszedł totalną metamorfozę

Stał się uprzejmy i troskliwy. Do oczu napłynęła mi fala łez, ale nie do końca byłam przekonana o przemianie mojego małżonka. Dodatkowo odczuwałam tęsknotę za Roberto, który regularnie się odzywał, nakłaniając mnie do powrotu. Twierdził, że odczuwa moją nieobecność i nie potrafi poradzić sobie z obowiązkami domowymi. W związku z tym zaoferowałam, że przyślę mu w charakterze wsparcia moją kuzynkę.

– W porządku, ale pamiętaj, to tylko parę miesięcy! Później masz do mnie wrócić, Mario!

Wkrótce potem Teresa spakowała walizki i ruszyła w drogę. Na początku regularnie się odzywała, dopytując o to, jak sobie radzę z opieką nad Roberto. Jednak z biegiem czasu kontakt z jej strony stopniowo zanikał. Podobnie zresztą jak telefony od samego Roberto…

Pewnego dnia mój mąż zaskoczył mnie swoim pytaniem. Stanął w kuchni, w której akurat przecierałam zlew po sprzątaniu i wypalił:

– Kochanie, co powiesz na mały wypad? Mam taki pomysł, żeby skoczyć do stolicy i wpaść z wizytą do Marka. A potem, jak już będziemy w trasie, to może jeszcze na parę dni podjechać nad Bałtyk? Przyda Ci się taki relaks i chwila wytchnienia od codzienności...

Wtedy poczułam, że nasze małżeństwo wkracza na nowe tory.

W międzyczasie tata Janka odszedł od nas na zawsze, Marek sprawił, że doczekaliśmy się wnucząt, a dzięki Monice możemy się szczycić, że jesteśmy rodzicami lekarki. Janek to cudowny małżonek, tata i dziadziuś, którego uwielbiamy. Cieszę się, że los dał nam drugą szansę, by to wszystko przeżyć.

Moja pamięć o Roberto zaczęła się zacierać. Ostatnio dowiedziałam się od krewnej, że Teresa w końcu opuszcza Włochy i wraca do kraju. Początkowo snuła plany na dalsze lata u boku Roberto, który rzekomo stracił dla niej głowę. Jednak po pewnym czasie zakochany Włoch przeistoczył się w zgorzkniałego, uszczypliwego, a niekiedy wręcz agresywnego faceta, z którym nie dało się układać sobie życia… Ja natomiast? Podjęłam słuszną decyzję!

Maria, 47 lat

Czytaj także:
„Zamiast do kościoła wolę chodzić na imprezy. Chcę skorzystać z życia, a nie ciągle klepać paciorki jak matka”
„Mąż składa się w 50% z boczku i w 50% ze złośliwości. Gdy próbuję wcisnąć mu szpinak, mówi, że trawy jeść nie będzie”
„Przez chorobę nie mogłam zajmować się wnukiem. Skoro byłam bezużyteczna, to rodzina wymazała mnie z życia”
 

Redakcja poleca

REKLAMA