Komisarz spoglądał na mnie wzrokiem, w którym dostrzegałam mieszaninę współczucia i troski. Była dziesiąta rano. Siedziałam na komendzie już trzecią godzinę. Szok powoli mijał, pozostały bezsilność, smutek i samotność tak przejmujące, że nie sposób tego opisać.
– Musimy określić to możliwie jak najbardziej precyzyjnie – mówił. – To ważne dla prokuratora. Wróciła pani do domu o dwudziestej drugiej, tak?
Przytaknęłam. Godzinę wcześniej skończyłam dyżur w szpitalu.
– Wstąpiłam jeszcze do sklepu osiedlowego na małe zakupy. Planowałam przygotować kolację.
– Co dalej?
– Furtka była otwarta – mówiłam. – Ale to nic, Karol zwykle nie zwracał na to uwagi. To spokojna okolica.
– Raczej odludzie – wszedł mi w słowo policjant. – Dom obok jest niezamieszkały. Podobnie ten naprzeciwko. W promieniu dwustu metrów nie macie sąsiadów.
– Jak to na przedmieściach – tłumaczyłam. – Janek z Grażyną wyprowadzili się dwa miesiące temu i wystawili dom na sprzedaż, a Wiola i janusz siedzą w USA. Wcześniej było tam gwarno.
– Weszła pani do domu i wtedy dostrzegła zwłoki?
– Nie. Najpierw wniosłam siatki do kuchni. Włożyłam zakupy do lodówki. Karol przeważnie siedział na piętrze w pokoju, który przerobił na swój gabinet. Weszłam tam i zobaczyłam go leżącego na ziemi. Boże, ile tam było krwi…
Głos uwiązł mi w gardle, a łzy od razu same napłynęły do oczu. On nie żył! Mój Boże, ja wciąż nie mogłam w to uwierzyć.
Żeniąc się ze mną popełnił mezalians
– Chciałam go ratować – powiedziałam, powstrzymując płacz. – Próbowałam nawet reanimacji usta-usta, ale on tylko charczał. Usłyszałam świst. Powietrze uciekało z niego przez dziurę w płucach. Umarł na moich rękach.
– I?
– Dobiegł mnie hałas. Z dołu. Kroki i trzaśnięcie drzwiami. Chyba wtedy zadzwoniłam na policję. Bałam się. Morderca mógł wrócić.
Komisarz nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Wpatrywał się z uwagą w protokół.
– Zginęła pani biżuteria, zegarek męża, jego portfel, laptop i gotówka – wyliczał, nie odrywając wzroku od tekstu. – Wszystko na kwotę około dwudziestu tysięcy złotych?
– Prawdopodobnie – przyznałam.
– Dobrze, nie będę pani dłużej męczył – rzekł, wstając. – To dla pani i całej lokalnej społeczności trudne chwile. Zrobimy, co w naszej mocy, by złapać sprawcę. Na razie dostanie pani policyjną ochronę. Tak na wszelki wypadek.
Lepiej poczułam się dopiero, gdy w drzwiach stanął Darek, mój brat.
– Zostanę z tobą, Iwonko – zaoferował się od razu. – Przynajmniej do czasu, aż staniesz na nogi, aż poczujesz się lepiej…
Chciałam odpocząć, ale telefon się urywał. Karolina, moja szwagierka, wzięła na siebie organizację pogrzebu. W odróżnieniu od teściowej, która mnie nienawidziła, miała na tyle przyzwoitości, by konsultować ze mną szczegóły dotyczące ceremonii, kwiatów i stypy. Karol miał spocząć w rodzinnym grobowcu, obok ojca – znanego chirurga, i dziadka – kapitana żeglugi wielkiej. Dziś już było pewne, że mezalians wynikający z małżeństwa młodego, zdolnego prawnika (który miał tytuł doktora i aspiracje polityczne) z pielęgniarką nie zakończył się happy endem.
– Synu, jeśli ożenisz się z tą wywłoką, zapomnij o wsparciu rodziny! – wrzeszczała przed trzema laty moja przyszła teściowa podczas zaręczynowej kolacji.
Do ślubu jednak doszło. Teściowa przyszła, bo ludzie by gadali, ale nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem. Potem też mnie ignorowała. W odwiedziny do rodziców Karol jeździł sam.
Do pogrzebu Darek zamieszkał ze mną. Pomimo radiowozu stojącego przed domem, odczuwałam strach. Od śmierci Karola w lokalnych mediach wrzało. Przez ostatnie dwa lata walczył o prawa lokatorów wyrzucanych na bruk. Zyskał dzięki temu sympatię mieszkańców. Jako wykształcony, oddany lokalnym sprawom działacz, a w dodatku praktykujący katolik, miał też dobre relacje z Kościołem. Było już przesądzone, że w najbliższych wyborach wystartuje do Sejmu, i to z dobrego miejsca. Właściwie do idealnego wizerunku brakowało mu tylko dziecka. Dlatego to, że ktoś go zamordował, wywołało szok.
Miałam w głowie całkiem inny obraz
Dzień przed pogrzebem zadzwonił inspektor prowadzący sprawę i poprosił, żebym przyjechała na komendę. Chciał mi pokazać kilka zdjęć.
– To sprawcy licznych włamań, notowani w ciągu ostatnich lat – wyjaśnił, sadzając mnie przed monitorem. – Niewykluczone, że któryś z nich kręcił się w okolicy. Może widziała pani ich w pobliskim sklepie czy w zaparkowanym samochodzie? Tacy ludzie przeważnie przed włamaniem bacznie obserwują domowników. Swoją drogą to ciekawe… Włamując się do was, musieli wiedzieć, że ktoś jest w domu. Przed garażem stał samochód, paliło się światło. Brakuje w tym logiki.
– Może ten włamywacz był mniej rozgarnięty – rzuciłam.
– Może. Z drugiej strony, oprócz wybitej szyby w kuchni, nie zostawił śladów – inspektor nie odpuszczał. – Brak narzędzia zbrodni, odcisków palców, śladów butów, krwi, włosów, nic. Istny Fantomas. To nie był smarkacz napalony na włam.
– Nie znam się na tym – powiedziałam. – Ale jeśli mogę pomóc, chętnie to zrobię. To są te zdjęcia?
– Tak – inspektor wskazał na monitor. – Proszę się im przyjrzeć.
Spędziłam tam dwie godziny. Nie udało mi się nikogo rozpoznać.
Następnego dnia odbył się pogrzeb. Przyszło mnóstwo ludzi. Koledzy z pracy, z rady miasta i z partii, w której działał Karol. Oprócz tego mnóstwo mieszkańców poruszonych tragedią. Ciało męża zostało wystawione w kaplicy, do której wstęp miała tylko najbliższa rodzina i znajomi. Karolina i jej mąż uściskali mnie czule. Teściowa posłała mi mordercze spojrzenie. Świadomość, że marna pielęgniareczka z szemranych blokowisk przejmie wypełniony antykami dom wybudowany przez jej syna i większość oszczędności, musiała doprowadzać ją do szału. Szykowała batalię prawną?
Leżący w trumnie Karol wyglądał jak anioł. Delikatne palce splecione na brzuchu zdradzały inteligenckie pochodzenie. Nigdy nie zhańbił się pracą fizyczną. Chyba że uznać za nią rzucanie mną o ścianę.
Po godzinie kondukt ruszył na cmentarz. Gdy dotarł pod grobowiec, ksiądz w mowie pogrzebowej rozpoczął wyliczankę nieskończonych cnót, którymi Karol uszczęśliwiał społeczeństwo.
– Był mądry, sprawiedliwy i czuły na krzywdę bliźnich…
Płomienna mowa płynęła, a ja nie potrafiłam się skupić na jej słuchaniu – przed oczami miałam obraz ciągnącego mnie za włosy szaleńca z zaciśniętymi ustami.
– Co to, k..., było?! – wrzasnął mi prosto w ucho.
Wróciliśmy z kolacji urodzinowej zorganizowanej przez jego szefa z kancelarii adwokackiej.
– Mizdrzysz się do mecenasa Jacusia na moich oczach? Może mnie już z nim zdradzasz, dziwko?
Na nic zdały się tłumaczenia, że to była zwykła konwersacja.
Naprawdę nie wiem, jak to się stało...
– Dałem ci wszystko, a ty mnie ośmieszasz i hańbisz?! Nauczę cię, jak powinna zachowywać się żona!
Lał mnie pasem po biodrach, pośladkach i plecach. Nigdy w twarz czy ręce, żeby nie było śladów, które mogą zobaczyć postronni. Po pobiciu nie mogłam się ruszać przez kolejnych kilka dni. Gdy leżałam w łóżku i prosiłam, by podał mi wodę albo coś do jedzenia, odpowiadał drwiną:
– Tylko się tu nie sfajdaj! I pamiętaj, że na piętnastą ma być obiad.
Uwielbiał mnie karać: albo surowo, tak jak za rozmowę z jego kolegą Jackiem, albo łagodniej – np. gdy nie wyrobiłam się z obiadem, sprzątnięciem mieszkania lub z przygotowaniem jego ubrań. Wtedy dostawałam kopniaka, cios pięścią, czasem tak silny, że lądowałam na podłodze albo na przeciwległej ścianie.
Gdy Karol zapowiadał wspólne wyjście, musiałam wyglądać nienagannie. Sam chodził ze mną do sklepu i wybierał kreacje. Na nich ani na kosmetykach nie oszczędzał. Lubił się mną chwalić. Fakt, że pracowałam jako pielęgniarka, stanowił atut w oczach elektoratu. Ja, w odróżnieniu od innych pań z wyższych sfer, zamiast bawić się w dobroczynność, na co dzień pochylałam się nad ludzkim cierpieniem – wizerunkowy ideał. Karol zarabiał tyle, że w ogóle nie musiałam pracować, ale kazał mi brać dodatkowe dyżury, czego nie zapomniał uwypuklić w wyborczej reklamówce. Zrobiono tam ze mnie istną Matkę Teresę.
Ostatni rok był dla mnie najtrudniejszy. Z upływem czasu Karolowi coraz bardziej przeszkadzało to, że nie mamy dzieci. Jako działacz polityczny i wzorowy katolik powinien być otoczony gromadką brzdąców. Podejrzewałam, że dodatkowo nakręcała go matka. Gdy od niej wracał, często zaciągał mnie do sypialni i próbował zapłodnić. Wykrzykiwał, że nie jestem pełnowartościową kobietą, skoro nie mogę dać mu dziecka i zajść w ciążę.
Bałam się przypomnieć mu, że u mnie lekarz nie stwierdził żadnych nieprawidłowości, więc źródłem problemu był raczej on niż ja. O tym, żeby się przebadał, nie było mowy. Kiedy odbieraliśmy moje wyniki badań, lekarz w klinice mu to zasugerował, ale mój mąż wyszedł z gabinetu obrażony, a wieczorem w domu urządził mi piekło.
– Robisz ze mnie pajaca?! – darł się, przyciskając mnie do ściany. Wcześniej zdążył przyłożyć mi mokrą ścierką. – To jest twój cel? Skompromitowanie mnie? Co z ciebie za kobieta? Ostrzegam, jak nie dasz mi dziecka, wypieprzę cię stąd na zbity pysk.
Dlaczego to znosiłam? Nie miałam wyjścia. Mój ojciec poważnie chorował, a na skuteczne nowoczesne leki potrzebne były co miesiąc duże kwoty. Nie było mnie na to stać, a Karol w tej kwestii był hojny. Nie z miłości do teścia, ale żeby móc się chwalić swoją szlachetnością. I doskonale wiedział, że dzięki temu zyskuje nade mną władzę. To była smycz, na której musiałam posłusznie chodzić. A gdybym nawet chciała ją zerwać i obwieścić światu, jaki on jest naprawdę, kto by mi uwierzył? Prędzej wsadziliby mnie do psychiatryka, niż dali wiarę w to, że Karol to prawdziwa bestia!
W dniu swojej śmierci mąż kazał mi wypić jakieś świństwo, po którym, jego zdaniem, miałam zajść w ciążę. Ta czarna breja wyglądała równie odrażająco, jak śmierdziała. Nie wiem, skąd to wytrzasnął. Podejrzewałam, że sięgnął po jakieś dziwaczne metody rodem ze średniowiecza. Odmówiłam. Miałam serdecznie dość. Wtedy wpadł w szał, chwycił nóż do cytrusów i krzyczał, że zaraz mnie nim wypatroszy. Gdy go odłożył na stolik, złapał mnie za włosy i zaczął wpychać do ust butelkę. Wyrwałam się. Nie pamiętam, jak to się stało. Po prostu nagle ostrze noża znalazło się w klatce piersiowej Karola. Czy się na nie przewrócił? Bardzo możliwe, że tak właśnie było....
To on wymyślił, co mam powiedzieć
Zadzwoniłam do Darka. Mój brat od zawsze jako jedyny był nieufny w stosunku do Karola. Kilkakrotnie podpytywał, jak naprawdę wygląda nasze życie, ale ja milczałam. Gdy powiedziałam mu w końcu, do czego doszło, kazał mi siedzieć w domu i nigdzie się nie ruszać. Przyjechał po czterdziestu minutach z gotowym planem.
– Musisz się go trzymać, choćby nie wiem co – mówił, patrząc mi prosto w oczy. – Choćby twierdzili, że kłamiesz i mają na to dowody, trzymaj się swojej wersji. Policja może spróbować cię zaskoczyć, licząc na to, że się wygadasz.
– Może po prostu powiem, że to był wypadek. On upadł i... – zasugerowałam niepewnie.
– Zapomnij! – nawet nie dał mi dokończyć. – Za nic ci nie uwierzą. Załatwią cię na cacy.
Darek upozorował włamanie. Wybił szybę, zabrał nóż i kosztowności. Zadzwoniłam na policję. Wszystko poszło zgodnie z planem. Wyglądało na to, że śledczy kupili teorię o włamywaczu zabójcy i skupili się na jego ściganiu. Tylko inspektor wydawał się nieprzekonany. Dziesięć dni po pogrzebie odwiedził mnie w domu.
– Niestety na razie nie mamy niczego konkretnego – zaczął. – Dręczy mnie pewna nieścisłość. Mówiła pani, że po odnalezieniu męża zadzwoniła najpierw na policję, podczas gdy z billingu wynika, iż chwilę wcześniej łączyła się pani z bratem. Może to pani wytłumaczyć?
Policjant przewiercał mnie wzrokiem. Próbowałam zebrać myśli. Zrobiło mi się gorąco. Sprawdzał mnie? Podejrzewał? Mój mózg działał na pełnych obrotach.
– Do Darka dzwoniłam po drodze do domu – odpowiedziałam, siląc się na spokój. – Omawialiśmy zakup prezentu dla mamy. Karola znalazłam dużo później.
Inspektor zerknął do notesu.
– A, rzeczywiście – rzekł, a podejrzliwą minę zastąpił uśmiech. – Oba telefony dzieli czterdzieści siedem minut. To wiele wyjaśnia. Na czym w końcu stanęło?
– Słucham?
– Pytam o prezent. Co ustaliliście?
– Portfel – odpowiedziałam po chwili. – Skórzany.
– Bardzo gustownie – powiedział, zanim się pożegnał.
Serce waliło mi jak oszalałe. Czy to właśnie była ta próba zaskoczenia mnie? Czy on coś podejrzewa?
Łyknęłam podwójną dawkę leku uspokajającego. Za wiele ich ostatnio biorę. Nie mogę zasnąć. A gdy mi się uda, ni to we śnie, ni to na jawie, widzę Karola. Zbliża się do mnie, a w ręku trzyma pas.
– Oberwiesz, suko…
Czytaj także:
„Mąż bił mnie tak, by nie było widać. Bałam się odejść lub komukolwiek o tym powiedzieć”
„Mąż bił mnie, poniżał i przepuszczał pieniądze na dom. Po rozwodzie nie płacił na syna. Teraz chce ode mnie pomocy”
„Mąż bił mnie za wszystko. Za to, że zapomniałam kupić mąki i za to, że w zlewie został brudny talerz”