Rozstałam się z nim w wielkim żalu i złości. Chociaż krótko byliśmy małżeństwem, to jedna nagromadziło się we mnie dużo złych emocji. Zwłaszcza nasze rozstanie było burzliwe, gdy po rozwodzie się wyprowadzał. Zaciekle walczył o wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Oczywiście nie potrzebował tych rzeczy, tylko chciał je sprzedać, żeby mieć pieniądze na te swoje gry hazardowe.
Gdy zostałam sama, odetchnęłam. Żyło mi się spokojniej, bez kłótni i awantur, i bardziej przewidywalnie. Lepiej też stałam finansowo, bo nie musiałam już spłacać długów Artura. To, co zarabiałam, szło tylko na mnie i na naszego syna. W owym czasie Maciuś chodził jeszcze do przedszkola, do grupy pięciolatków, i niewiele rozumiał z naszego rozwodu. Wiedział tylko, że tata co niedzielę będzie do niego przyjeżdżał.
– A miły czy niemiły? – spytał od razu.
– Miły – odparłam, choć wcale nie byłam pewna, że tak będzie.
Słuch po nim zaginął
Bo oprócz gier hazardowych mój mąż, teraz już były, lubił też alkohol. Być może jeszcze trwałabym w tym związku, próbując walczyć z jego uzależnieniami, gdyby nie to, jak Artur odnosił się do synka. On go nie zauważał! W domu interesowało go tylko to, czy jest obiad i co w telewizji. Nie rozstawał się z pilotem do telewizora. Maciuś nie mógł oglądać swoich bajek, bo na ekranie królowało mordobicie i piłka nożna. A zdanie pana domu było święte: gdy się mu sprzeciwiałam, szły w ruch pięści.
To przesądziło sprawę. Po pięciu latach koszmaru zdecydowałam się wnieść pozew o rozwód.
Wkrótce potem Artur wyjechał z miasta i słuch po nim zaginął. Nie odwiedzał Maćka, nie płacił alimentów, nigdy nawet nie zadzwonił. Nie miałam pojęcia, gdzie jest i czy w ogóle żyje. Ale oddychałam z ulgą i cieszyłam się wolnością. Zapisałam się nawet na kurs prawa jazdy, bo teraz już mogłam sobie na to pozwolić. Pomyślałam też o kupnie jakiegoś niedrogiego autka, żeby mieć czym dojeżdżać do pracy i odwozić małego do przedszkola, a potem do szkoły.
Pół roku później awansowałam. Już nie zajmowałam się wprowadzaniem faktur, tylko zostałam asystentką samego prezesa. Bardzo mnie to zmobilizowało, poczułam się doceniona i tym bardziej przykładałam się do pracy. Nie mogłam narzekać na swoją sytuację – ani służbową, ani prywatną. Synek i ja byliśmy teraz bezpieczni.
Prawie go nie poznałam
Czas mijał, ja nie szukałam faceta. Owszem, trochę brakowało mi seksu, no i miło byłoby móc się do kogoś przytulić, ale ryzyko, że znów trafię na drania, było zbyt duże. Artur miał być moją wielką miłością, aż po grób – i co mi po niej zostało?! Żal i złość. Nie chciałam więcej narażać na to ani siebie, ani tym bardziej Maciusia.
Tamtego wieczoru zajęta byłam przygotowaniami do świąt wielkanocnych. Wkładałam właśnie ciasto do piekarnika, gdy zadzwonił telefon. Stacjonarny. Trzymałam go tylko ze względu na mamę, która jakoś nie mogła przekonać się do komórek. Najpierw go nie poznałam, taki miał cichutki i pozbawiony energii głos. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to Artur.
Czego on może chcieć ode mnie po dwóch latach?! – pomyślałam.
– Anitko, proszę, nie odkładaj słuchawki! – jęknął. – Potrzebuję pomocy.
– Kasy na automaty? – zadrwiłam.
– Nie – zaprzeczył. – Jestem w więzieniu. Czy mogłabyś przyjść się ze mną zobaczyć? Opowiem ci wszystko, jak się spotkamy, przyrzekam. Tylko przyjdź…
Biłam się z myślami. Iść czy nie? Wolałabym nie, ale… To w końcu ojciec mojego syna. Jeśli ja mu nie pomogę, to kto? Jego rodzice nie żyją, bliskich krewnych nie ma. Postanowiłam, że pójdę. Ale bez Maćka.
Nigdy wcześniej nie byłam w więzieniu. Zrobiło na mnie przytłaczające wrażenie, choć strażnicy byli całkiem uprzejmi. Po oddaniu torby na przechowanie i przejściu przez bramkę z wykrywaczem metali mogłam wejść do sali rozmów. Kilka odrapanych stolików, kilkanaście krzeseł – każde z innej parafii. Usiadłam na jednym z nich. Artur zjawił się kilka minut później. Jakże zmieniony! Nie ten sam człowiek… Kiedyś energia go rozsadzała, a teraz był jak balonik, z którego uszło powietrze.
Wyjaśnił mi, że siedzi za wyłudzenie kredytu. Zgarnęli go prosto z kasyna, więc nie mógł niczego z sobą zabrać, i czy ja bym mogła…
– Ja ci to wszystko wynagrodzę, Anitko! – zarzekał się. – Jak tylko stąd wyjdę. Zapisałem się na terapię uzależnień, wiesz? Już nie będę pił ani grał! Dostałem nauczkę. Tylko błagam, pomożesz mi?
Skinęłam głową. Pomogę. Przyniosę, co trzeba. Ale zachowałam dla siebie, że podam mu to przez strażnika. Że więcej się nie zobaczymy. Zbyt wiele wysiłku kosztowało mnie, żeby przestać go kochać – nawet po tym wszystkim, co mi zrobił.
Kiedy na pożegnanie chciał mnie pocałować, odwróciłam głowę.
Czytaj także:
„Starsza córka jest zazdrosna o młodszą. Myślałam, że to niegroźne dziecięce fochy, ale sprawa okazała się poważna”
„Poprosiłam przyjaciela, by na imprezie udawał mojego chłopaka. Grał tak perfekcyjnie, że poczułam motyle w brzuchu”
„Sąsiadki zazdrościły mi zaradnego męża, póki nie poznały jego dyktatorskich zapędów. Teraz muszę się za niego wstydzić”