– Wiedziałaś, jaki jestem, na pierwszą randkę zabrałem cię motorem na szalony wypad nad jeziora, nie narzekałaś. A nawet ci się podobało, o ile pamiętam. Założyłaś moją bandanę i powiedziałaś, że nigdy jej nie zdejmiesz.
Dwoje siedzących na kozetce jednocześnie uśmiechnęło się do wspomnień, które ich łączyły, lecz nie do siebie. Między Wojtkiem i Mariolą wyrosła tak gruba ściana nieporozumień, że nie potrzebowałam specjalnych uzdolnień, by ją wyczuć. Nawet wyglądali, jakby należeli każde do innej bajki. Ona schludna, w spódnicy i białej jedwabnej bluzce ukrytej pod dobrze skrojoną marynarką, on swobodny, w spranych, dziurawych dżinsach i czarnej koszulce z emblematem stylizowanego orła.
Już gdzieś widziałam takie logo…
– Mój mąż jest ridersem – zlitowała się nade mną Mariola. – Inaczej mówiąc, harleyowcem, podstarzałym przedstawicielem subkultury – dodała widząc, że nadal nie pojmuję, w czym rzecz. – I w tym tkwi problem, ma na imię Roxette.
– Problemem jest moja żona. Słyszy pani, co o mnie mówi? Ja podstarzały? Mam dopiero 39 lat! – obruszył się Wojtek.
– Kto to jest Roxette? – zaciekawiłam się.
– Jego motor i największa miłość, podobno ma osobowość. Wojtek pakuje w nią mnóstwo czasu i pieniędzy, już wolałabym, żeby miał kochankę, byłoby taniej i bezpieczniej – mruknęła Mariola.
– No nie wiem, czy tak byłoby lepiej – mimowolnie dałam się ponieść rozważaniom. – Motor chyba jest lepszy, nie wzbudza zazdrości, nie grozi rozbiciem małżeństwa. I nie bywa wredny.
– A koszty? Wie pani, ile trzeba zapłacić za części? Tuning? Opony? Serwis? Zimowanie? Udział w zlotach?
– Aż tyle tego?
– Jeszcze więcej! Wspomniałam, że Roxette istnieje w dwóch wersjach? Wyczynowej i podróżnej, przy czym ta druga to oryginalny harley-davidson. Prawdziwy krążownik szos. Czy muszę mówić, że mąż go, a raczej ją, kocha? Ten styl życia kosztuje i wciąga, jest jak narkotyk. I jak się okazuje, wcale nie przechodzi z wiekiem.
– Kiedyś ci się podobało, wiatr we włosach, wolność, wstęga szos i te rzeczy. Można spędzać czas rodzinnie, na przykład na zlotach – wtrącił obronnie Wojtek.
– Za ostatni zlot trzeba było zapłacić 75 euro. Od osoby – odparowała Mariola.
Temat był dla mnie nowy, harleyowców widywałam tylko na filmach, nic o nich nie wiedziałam, ale wydawało mi się, że powinni być napakowani i brodaci, tymczasem Wojtek zupełnie nie pasował do stereotypu. Szczupły, umięśniony, najwyraźniej w formie, ale drobnej postury, nie robił wrażenia twardziela ujeżdżającego stalową bestię.
– Musi mu pani wytłumaczyć, że pora z tym skończyć. Ożenił się, więc ma obowiązki, nie chcę odwiedzać go w szpitalu ani, co gorsza, zostać wdową. Nie do twarzy mi w czarnym – zażartowała Mariola.
Mówiła zdecydowanym tonem, dokładnie wiedziała, czego chce.
Trudno było odmówić jej racji, poza jednym
Ja tu nie byłam od nakazywania, Wojtek sam musiał podjąć decyzję.
– Chcemy mieć dziecko, a maluch potrzebuje ojca, a nie faceta na przychodne. Nie takiego, który robi co może, żeby podarować potrzebującym swoje organy.
– Przestań, bo zapeszysz, wcale aż tak nie ryzykuję… – syknął Wojtek. – A ja ciągle tylko o dziecku słyszę, jakby już nic więcej się nie liczyło. –
To nie jest wasza wspólna decyzja? – zainteresowałam się.
– Nie, dlaczego? Nie mam nic przeciwko dzieciom, niech Mariola zachodzi w ciążę – uspokoił mnie co do intencji Wojtek.
Odruchowo wymieniłyśmy z Mariolą wymowne spojrzenia w geście kobiecej solidarności. Pewnie, super, niech żona rodzi, on nie zgłasza sprzeciwu, przecież w jego życiu nic to nie zmieni. Wreszcie poczułam się na znanym gruncie, niechęć Marioli do pasji męża była tylko przykrywką do poważniejszego problemu.
– Panie Wojtku, pańskie przyzwolenie to za mało, dobrze by było, żeby żona miała pewność, że pan również pragnie dziecka i jest gotowy na założenie rodziny.
– Nie wiem, czy jestem. A kto jest? – uśmiechnął się Wojtek.
– Tak właśnie wygląda rozmowa z moim mężem, właśnie zaprezentował kompletny brak odpowiedzialności – przerwała zdenerwowana Mariola.
– Mógłby pan rozwinąć swoją myśl? – spytałam zaciekawiona, bo wcale nie odniosłam wrażenia, że mam do czynienia z pokazem braku rozwagi.
– Mało kto naprawdę orientuje się, jak bardzo wyczekiwany bobas zmieni jego świat. Niby wszyscy wiedzą o kolkach, ząbkowaniu, nocnych koncertach i myślą, że są na to przygotowani, a jak przychodzi co do czego, to jednak młodzi rodzice bywają trochę przytłoczeni nadmiarem szczęścia – zaczął Wojtek. – Przestają być panami własnego czasu, nie wysypiają się, a o ulubionych rozrywkach czy choćby chwili spokoju mogą zapomnieć. Kompletne przemeblowanie, prawda? Dlatego mówię, że nikt nie jest na sto procent gotowy na dziecko, ja też nie. Ale chciałbym mieć potomstwo… jak każdy.
– Proszę uważać, żeby pani nie zagadał, on to świetnie potrafi – mruknęła Mariola.
– Nie tracę z oczu głównego nurtu rozmowy – uspokoiłam ją. – Trudno jednak odmówić słuszności panu Wojtkowi, to, co mówi, wydaje się dojrzałe i przemyślane.
– Problem w tym, że ja zajdę w ciążę, a ten dojrzały człowiek wymknie się wieczorem z domu i będzie szalał na stricie – rzuciła kąśliwie Mariola.
– Co będzie robił? – z rozpędu zwróciłam się do Wojtka
– Żonie chodzi o szlifierkę, nie lubi, jak wyłączam autopilota.
Nie powiem, żeby odpowiedź mnie zadowoliła, musiałam mieć jednoznaczny wyraz twarzy, bo nawet Mariola się lekko uśmiechnęła.
– On mówi o zmienniczce Roxette, lekkim motorze nazywanym szlifierką, bo dźwięk silnika wchodzącego gwałtownie na wysokie obroty przypomina jazgot tego urządzenia. Znają go wszyscy mieszkańcy wielkich miast, a to za sprawą takich szaleńców jak mój mąż, którzy pojawiają się późnym wieczorem lub nocą na ulicach i pędzą, testując, ile maszyna wyciągnie. To się nazywa jazda na stricie.
– Jest legalna? – zdziwiłam się.
Oboje spojrzeli na mnie z mieszaniną politowania
No tak, wykazałam się daleko posuniętą naiwnością.
– Dlatego namówiłam Wojtka na terapię, może pani mu wytłumaczy, że to, co nazywa pasją, bez której nie może żyć, pewnego dnia go wykończy. Albo jeszcze wcześniej zniszczy nasze małżeństwo.
– A właściwie dlaczego? Nic złego nie robię – zbuntował się nagle Wojtek. – Wcześniej podobał ci się mój styl życia, nawet poderwałem cię na motor, dlaczego teraz chcesz mnie zmieniać?
– Nie pochlebiaj sobie, ja pierwsza miałam na ciebie oko, pozwoliłam ci uwierzyć, że umarłam z zachwytu, kiedy podjechałeś do mnie na Roxette.
– Udawałaś? Myślałem, że jesteś olśniona moim motorem, zrobiłem z Roxette cacko. Żebyś wiedziała, w jakim była stanie, kiedy ją kupiłem!
– Wiem, dogorywała, podarowałeś jej drugie życie, słyszałam to wiele razy. Zbyt wiele – rzuciła niecierpliwie Mariola. – Sęk w tym, że już mnie to nie bawi. Dorosłam. Nie można całe życie jeździć na motorze.
– Pani też tak uważa? – zwrócił się do mnie, ale nie odezwałam się; musieli to załatwić między sobą.
– Wtedy mi się to podobało, byłam młoda, chciałam przygód, imponowali mi silni faceci na stalowych rumakach. Takie szalone zauroczenie, które w moim przypadku i tak zbyt długo trwało. Ale w końcu znudziło mi się, no bo ile można! Kiedyś trzeba dorosnąć.
Na te słowa Wojtek skrzywił się tak, jakby połknął całą cytrynę, i mruknął:
– Wiedziałaś, za kogo wychodzisz za mąż.
– Myślałam, że się zmienisz, że ci w tym pomogę – powiedziała cicho Mariola. – Dlaczego nie możesz zrobić tego dla mnie?
– To proste – bo nie byłbym sobą. Motory to nie pasja, ale sposób życia, nic na to nie poradzę, taki jestem. Chciałbym, żebyś te pasję ze mną dzieliła. Ty i ja na siodełku Roxette, a przed nami cały świat… Pamiętasz, jak zwiedzaliśmy Europę? A nasz wypad nad jeziora? Bez tego nie umiałbym żyć, ale bez ciebie też nie.
„No to mamy pat” – pomyślałam. Wojtek chciał pozostać wiernym sobie, i tym budził sympatię, ale rozumiałam też Mariolę.
Chciała spokojnie żyć i wspólnie z mężem wychowywać dziecko. Tylko tyle i aż tyle. Wyszła za wolnego ridersa, jeźdźca przemierzającego bezdroża, i to jej się wtedy podobało, takim go pokochała.
Potem jednak spróbowała go ujarzmić
Popełniła częsty błąd, uważając, że partner da się ociosać i wygładzić według jej oczekiwań. Kobiety chcą zmieniać swoich mężczyzn, a to z reguły się nie udaje. Małżeństwo jest sztuką kompromisu, więc zachęciłam parę do wzajemnych ustępstw. On z czegoś zrezygnuje, ona poświęci kilka wypieszczonych wyobrażeń i może wtedy uda im się spotkać wpół drogi. Mariola natychmiast podjęła negocjacje, uderzając z grubej rury:
– Sprzedaj szlifierkę – zażądała krótko.
– Nie ma mowy – odparł jeszcze krócej Wojtek i na tym zakończyło się poszukiwanie wspólnych ustaleń.
Myślałam o tej parze jeszcze długo po zakończeniu pierwszej sesji terapeutycznej, chciałam znaleźć klucz do ich problemów. Mariola i Wojtek kochali się, ale rozminęli w oczekiwaniach. On chciał, żeby żona podzielała jego miłość do motorów, ona wolałaby wyrugować je z życia i na zawsze o nich zapomnieć. Jak to pogodzić? Tam, gdzie nie poradzi terapeuta, wkracza przypadek, mawiał mój profesor, nie zawsze żartem. Zdążyłam się już przekonać, że miał rację, ale jednak trochę mnie zaskoczył widok Wojtka dziarsko zdążającego w kierunku kozetki… o kulach.
– Czy mogę spytać, co się stało? – wskazałam jego nogę usztywnioną od stawu skokowego do połowy uda. – To gips?
– Tylko orteza. Taka tam drobna niedyspozycja – Wojtek chciał machnąć ręką, ale w porę przypomniał sobie o kulach.
– Ma pozrywane więzadła i ścięgno Achillesa. Wyłożył się na szlifierce, ma szczęście, że żyje – uzupełniła Mariola, wchodząc do gabinetu za mężem. – Czeka go operacja i długotrwała rehabilitacja.
– W sumie to naprawdę nic wielkiego – zbagatelizował Wojtek.
Był uparty jak osioł
Nawet mnie zaczynał denerwować. Chyba dlatego powiedziałam:
– Ostatnie spotkanie zakończyliśmy na sprawie szli… to jest sprzedaży wyczynowego motocykla. Myślę, że powinniśmy wrócić do tej rozmowy. W świetle ostatnich zdarzeń, problem wydaje się palący – wbiłam wzrok w bezwładną nogę Wojtka.
– To nie fair – riders chciał wstać, ale nie zdołał. – Wypadki się zdarzają.
– Myślę, że to, co pan robi, jest nie fair wobec żony, bo zakładam, że ona jednak nie chce się pana pozbyć – powiedziałam poważnie. – Ryzykuje pan życie dla chwili adrenaliny i jednocześnie pragnie zostać ojcem. Nic tu panu nie zgrzyta? Kto wychowa dziecko, jeśli pana zabraknie?
Ostatnie zdanie zabrzmiało trochę dwuznacznie, co zrozumiałam poniewczasie. W oku motocyklowego twardziela błysnęło, zrozumiał mnie po swojemu. Ja miałam na myśli samotną Mariolę borykającą się z wychowaniem dziecka, a on oczyma wyobraźni zobaczył innego mężczyznę, który zajmie jego miejsce i przejmie opiekę nad, a jakże, synem.
– Dobra, wygrałyście. Sprzedam szlifierkę – powiedział cicho. – Ale Roxette zostaje. Ona jest… Roxette jest częścią mnie, nie umiałbym się jej pozbyć.
– To się jeszcze zobaczy – Mariola najwyraźniej nie lubiła połowicznych rozwiązań.
– Myślałem, że kochasz mnie takiego, jakim jestem… – westchnął Wojtek. – Nie dorastam do twoich wyobrażeń, więc może powinienem dać ci szansę?
– Na co? – spytała skołowana Mariola.
– Na szczęście, którego ja nie mogę ci dać.
– Chcesz się rozstać? Poważnie? Stawiasz sprawę na ostrzu noża przez głupi motor?
– Chciałbym, żebyś mnie kochała takiego, jakim jestem – powtórzył Wojtek. – A jestem… no cóż, jestem podstarzałym harleyowcem i nic tego nie zmieni.
– Widziała pani, jaki uparty? – Mariola bezradnie zwróciła się do mnie o pomoc.
– Małżeństwo to sztuka kompromisu – odparłam enigmatycznie.
Zapadła cisza
Już chciałam ją przerwać, kiedy wyręczyła mnie Mariola.
– No dobrze, jakoś to przeżyję. Roxette na razie zostaje, ale jeszcze o tym pogadamy.
– Nie ma o czym – mruknął Wojtek.
Na tym stanęło, nie wiedziałam, czy mogę już otrąbić zwycięstwo. Dogadają się czy nie? Czasem miłość nie wystarczy, by dwoje ludzi potrafiło ze sobą żyć, byłam bardzo ciekawa, jak to będzie w ich przypadku. Będą się nadal kłócić o motor, a właściwie o styl życia Wojtka, czy też Mariola pogodzi się z tym, co kiedyś jej imponowało, a teraz zaczęło przeszkadzać. Zaopatrzyłam ich w wizytówkę i poprosiłam, żeby dali znać, gdyby potrzebowali mediacji. Długo się nie odzywali, aż wreszcie któregoś dnia znalazłam w mailu wiadomość od Marioli. Szczerze mówiąc, bałam się ją otworzyć. Czyżby kolejne nieporozumienia, a może nawet rozwód? Kliknęłam na wiadomość i otworzyło się zdjęcie. Wojtek pozował na tle harleya z pyzatym niemowlakiem w objęciach.
„Chciał nazwać córeczkę Roxette, ale się nie zgodziłam – pisała Mariola. – Wojtek jest wspaniałym ojcem, tylko odgraża się, że nauczy Julkę jeździć na motorze. Cóż, nie ma róży bez kolców. Pożyjemy, zobaczymy”.
Uśmiechnęłam się. Mariola oswoiła Roxette, a w rodzinie rosło kolejne pokolenie harleyowców, co mogło zwiastować kłopoty, ale to już nie była moja bajka.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”