„Mąż to drań, który rządzi ciężką ręką. Matka mówi, że przysięga to rzecz święta, więc nie mogę go zostawić”

Smutna młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Paolo Cordoni
„Nie wiedziałam już, co robić. Czułam się zaszczuta, poniewierana, gnębiona ‒ jak więzień we własnym domu. Przez to, co usłyszałam od matki, byłam przekonana, że to ze mną jest coś nie tak. Że jestem złą żoną, dlatego mnie dyscyplinuje. I po prostu musiałam się zmienić”.
/ 06.01.2024 13:15
Smutna młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Paolo Cordoni

Roześmiana, pełna optymizmu, skora do żartów – taką zapamiętali mnie inni studenci. Bo rzeczywiście, jeszcze uczęszczając na uczelnię, właśnie taka byłam. Starałam się zawsze otwierać na innych, pomagać im, gdy tego potrzebowali i wymieniać się spostrzeżeniami na wiele tematów.

Dusza towarzystwa? Tak. Tak mnie zwykle określali rówieśnicy. Bo uwielbiałam ludzi. Wszelkie wyjścia, spotkania, imprezy były moim żywiołem. I raczej nigdy nie odczuwałam, by ktoś z mojego otoczenia był mi szczególnie niechętny. Owszem, zdarzały się jakieś delikatne tarcia, ale nigdy nie znalazłam się w centrum żadnej afery.

Lubiłam też planować. Widziałam swoją przyszłość w samych superlatywach – w końcu całkiem nieźle szła mi nauka, miałam wielu znajomych i bez trudu znalazłam sobie staż w agencji reklamowej. Już wtedy czułam się tam jak ryba w wodzie, a poza tym, miałam w zwyczaju patrzeć na wszystko przez różowe okulary. Bo czemu nie miałabym być do życia nastawiona pozytywnie? I gdyby ktoś mi wtedy powiedział, jak czarna przyszłość się przede mną rysuje, na pewno bym w to nie uwierzyła.

Zrobił na mnie ogromne wrażenie

Alan wpadł w moje życie z siłą rozpędzonego tornada. Poznałam go na urodzinach u jednej ze znajomych. Nie była to moja bliska koleżanka – większość osób z roku omijało ją szerokim łukiem, bo obracała się w towarzystwie tak zwanych „arystokratów”, którzy mieli zdecydowanie więcej pieniędzy niż rozumu. Ja nie miałam zamiaru nikogo oceniać – chciałam się tylko dobrze bawić, a przy okazji poznać nowych ludzi.

To on zwrócił na mnie uwagę, kiedy rozmawiałam na korytarzu willi z grupką koleżanek.

– Pięknie wyglądasz – odezwał się do mnie całkiem niespodziewanie. – Tylko jeszcze się nie znamy. Musimy to koniecznie zmienić. O ile pozwolisz, oczywiście.

Pozwoliłam. Kupił mnie już swoim pierwszym spojrzeniem. Wydawał się nie tylko przystojny, ale i dobrze ubrany, wychowany, a przy tym wyjątkowo intrygujący. On, jak szybko się zorientowałam, najwyraźniej też należał do elity, której unikali moi znajomi. Mi to jednak kompletnie nie przeszkadzało. Podobnie jak to, że szybko zaczął mnie obsypywać prezentami, i to takimi z najwyższej półki, a zarazem zabierać do wielu drogich lokali.

– Ależ on ci się trafił, Monisiu! – rozpływała się nad moim nowym związkiem matka. – Nie możesz mu pozwolić odejść. W żadnym wypadku!

I nie pozwoliłam. W ten sposób strzeliłam sobie w stopę.

Po ślubie zaczął się koszmar

Kiedy tylko między nami padło sakramentalne „tak”, mój świeżo upieczony mąż zmienił się nie do poznania. Wcześniej nie pomyślałabym, że mógłby się do kogokolwiek niegrzecznie odezwać – wtedy co rusz słyszałam kąśliwe uwagi pod własnym adresem.

– Przez próg przenosić cię nie będę – oznajmił mi, gdy dotarliśmy do naszego przyszłego domu. – Najpierw musiałabyś trochę zrzucić. W końcu nie wziąłem sobie tucznika.

Tak mnie tym komentarzem zszokował, że nawet nie zareagowałam. Próbowałam sobie wmówić, że to były tylko takie żarty – trochę grubiańskie i nietrafione, no ale może po prostu Alan był zmęczony. Takie sytuacje zaczęły się jednak powtarzać. W dodatku mąż regularnie obrzucał mnie różnymi wyzwiskami. W zależności od jego nastroju byłam krową, głupią flądrą, idiotką albo żałosną sierotą.

Z początku próbowałam mu tłumaczyć, że takim zachowaniem i słowami sprawia mi przykrość. Ufałam mu, więc sądziłam, że wszystko sobie przemyśli, a potem chociaż spróbuje wrócić do tego, co było wcześniej. Kiedy jednak spokojne tłumaczenia zawiodły, też któregoś razu podniosłam głos i nazwałam go podłym draniem. Wtedy też po raz pierwszy mnie uderzył.

– Podłym draniem to ja dopiero mogę być – odgrażał się, gdy wciąż w szoku, trzymałam się za nos, z którego ciekła krew. – I lepiej uważaj, co do mnie mówisz, głupia krowo, bo zobaczysz, jak źle może być.

Tego samego dnia postanowiłam zwierzyć się ze swoich problemów rodzicom. Opowiedziałam im, jak mnie traktuje Alan i przyznałam, że tego dnia zastosował nawet przemoc fizyczną. Oboje wysłuchali mnie w milczeniu. Potem wymienili spojrzenia, a tata wstał i wyszedł z salonu. Jak ze zdumieniem ustaliłam, po prostu zaszył się w sypialni.

– Musisz się zastanowić nad tym, co robisz źle, Monika – stwierdziła poważnie matka. – Skoro mąż jest na ciebie zły, to znaczy, że jesteś złą żoną. Pewnie niewłaściwie wykonujesz swoje obowiązki.

– Co? – wykrztusiłam. – Mamo, on mi prawie złamał nos! To brutal i podły…

– I czego ty ode mnie oczekujesz? – przerwała mi chłodno. – Że cię usprawiedliwię i pozwolę się z nim rozwieść? – Zmrużyła oczy. – Niech cię ręka boska broni! Małżeństwo to święta rzecz. Nie możesz tego zepsuć, rozumiesz?

I tak tkwiłam w klatce

Po wizycie u rodziców wróciłam do domu… albo raczej twierdzy, z której jak się okazało, nie było sposobu się wyrwać. Robiłam wszystko, żeby nie zdenerwować Alana, ale tego na szczęście akurat nie było. Wykorzystałam więc moment i położyłam się wcześniej spać.

Nie wiedziałam, co robić. Czułam się zaszczuta, poniewierana, gnębiona – jak więzień we własnym domu. Nie znajdowałam już w sobie żadnej radości, żadnej nadziei na przyszłość. Przez to, co usłyszałam od matki, byłam przekonana, że to ze mną jest coś nie tak. Że jestem złą żoną, dlatego mnie dyscyplinuje. I po prostu musiałam się zmienić.

Nie chodziłam do pracy. Alan był zdania, że kobieta powinna się zajmować domem, a nie wymyślać sobie jakąś karierę zawodową. Moi znajomi też się gdzieś stracili, skutecznie odstraszeni mrukliwym sposobem bycia mojego męża. Przez większość czasu siedziałam więc sama w naszej ogromnej willi i próbowałam zgadywać, czego chce ode mnie mój mąż. A on bardzo łatwo znajdował sobie preteksty, by mnie upokorzyć lub za coś upomnieć. Czasem bardziej boleśnie, czasem mniej.

Któregoś grudniowego popołudnia sprzątałam w domu pod jego nieobecność. Tego dnia byłam już bardzo zmęczona, więc tak się złożyło, że przysnęłam na kanapie pośród całego bałaganu. I tak właśnie zastał mnie Alan. Oczywiście, nie tylko rozpętał awanturę, ale i wyrzucił mnie za drzwi.

– Nie umiesz się zachować, sieroto, to śpisz dziś na dworze! – rzucił gniewnie i zatrzasnął mi je tuż przed nosem.

Ktoś mnie zauważył

Zupełnie nie wiedziałam, co wtedy zrobić. Był mróz, padał śnieg i wiał porywisty wiatr, a ja stałam na ganku w samym roboczym dresie, dygocąc z zimna. Na stopach miałam tylko puchate kapcie. Choć dobijałam się uparcie do drzwi, mąż pozostawał głuchy na moje wołania. Nic dziwnego – w końcu sypialnię mieliśmy na piętrze i po drugiej stronie domu.

– Proszę pani, wszystko w porządku? – usłyszałam nagle za sobą.

Odwróciłam się, zdumiona, ocierając łzy. Przy furtce stał jakiś postawny mężczyzna i przyglądał mi się z troską.

– Ja… – wykrztusiłam. – Ja…

– Patryk. Jestem sąsiadem. Mieszkam o tam. – Wskazał ręką dwa domy dalej. Niewiele myśląc, pokonał furtkę i podszedł bliżej. – Proszę ze mną pójść. Ogrzeje się pani trochę.

Wciąż niezdecydowana, wymamrotałam tylko: – No nie wiem…

A wtedy on zdjął swoją puchową kurtkę i okrył mi nią ramiona, by potem poprowadzić w stronę swojego domu.

– On i tak pani nie wpuści. Ale będzie dobrze. Proszę się nie bać.

Nie chcę tam wracać

Od kilku dni przesiaduję kątem u Patryka. Wiem, że to nie jest rozwiązanie, bo Alan szuka mnie bezustannie i parę razy groził mi już, że pożałuję. Mój nowy znajomy twierdzi, że mnie obroni, ale… nie jestem pewna, czy to załatwi sprawę. W końcu stale ignoruję też telefony od matki, która bardzo chce mnie przekonać do powrotu do męża.

Teraz mam już zupełny mętlik w głowie. Sumienie nakazuje kapitulację i przyjęcie kary, jaką wymyśli sobie mój mąż. Rozsądek wzbrania się przed tym jednak rękami i nogami.

Poza tym bardzo polubiłam Patryka. On jest trenerem personalnym, a przy tym naprawdę fajnym facetem, który ma mnóstwo znajomych (w przeciwieństwie do mojego męża). Może rzeczywiście z nim byłabym bezpieczna? A matka… cóż, w końcu to nie ona miała żyć z damskim bokserem. Boję się tylko po prostu, że w swej lekkomyślności popełnię jakiś błąd.

Czytaj także:
„Dzieci mnie ignorowały, a wnuki wolały iść na burgera drwala, zamiast zjeść rosół u babci. Przecież ja ich wychowałam”
„Mąż wyjechał do USA za chlebem, ale nie przesyłał mi żadnych dolarów. Łajdak bez honoru po prostu mnie zostawił”
„Szukałam mężowi kochanki. Chciałam, żeby w sądzie orzeczono rozwód na moją korzyść. Nie oddam tej ciamajdzie majątku”

Redakcja poleca

REKLAMA