„Mąż stawał na głowie, by ugościć nową dziewczynę syna. Tak się postarał, że prawie zrobił jej dziecko”

zakochany ojciec fot. iStock, Wavebreakmedia
„Można by rzec, że to kryzys wieku średniego, ale ogień mojej miłości zgasł niemal do zera. Nie mogłam mu ufać”.
Listy od Czytelniczek / 14.05.2024 14:16
zakochany ojciec fot. iStock, Wavebreakmedia

Teraz, kiedy spłaciliśmy już wszystko, a bank zwany Przeznaczeniem w końcu przesłał wysłać do nas ponaglenia zapłaty, ponieważ oddaliśmy mu wszystko to, co byliśmy winni za te kilka chwil szczęścia, wiem, że było warto.

Spłaciliśmy każdy grosz czułości, każdą złotówkę namiętności i każdą setkę miłości, by wynagrodzić bezdusznym bankowcom, pociągającym w tym banku za sznurki, wszystko, co dostaliśmy od nich dobrego. Nasza miłość była bezcenna, jednak, żeby za nią zapłacić, musieliśmy spłukać się do cna.

Jacek wdał się w romans

Wraz z Jackiem mieliśmy wspaniałe wspomnienia, ale czy to nie wystarczyło. Młoda aplikantka w jego kancelarii, mój asystent w firmie. Studencka znajomość syna, która zakochała się w moim mężu... Tak. Jacek wdał się w romans z rówieśnicą syna! Można by rzec, że to kryzys wieku średniego, ale ogień mojej miłości zgasł niemal do zera. Nie mogłam mu ufać. 

Choć los w końcu rzucił nas w zupełnie przeciwne strony i zrozumieliśmy, że nie zaciąga się pożyczek w podejrzanych bankach. Bo przecież nie wszystko było złe. Były chwile, które bez zawahania możemy nazwać szczęśliwymi i wartymi zachowania w pamięci w szufladce, do której nie raz będziemy sięgać, kiedy dopadnie nas starość i zgorzknienie.

Wspólne podróże, nasze śmiechy połączone w jeden donośny, słyszalny z daleka dźwięk, wieczory przy kieliszku wina i przygaszonym świetle, łzy cieknące jednocześnie po czterech policzkach, dzielony przez nas bunt przeciwko niesprawiedliwości świata, snute wspólnie marzenia i plany, które z góry skazane były na zwieszenie w niebycie, a mimo tego, kiełkowały w naszych umysłach ziarenkiem nadziei, że „może kiedyś”...

Czy da się przekreślić wspólne życie?

Czy to wszystko da się przekreślić, wymazać z zeszytu pamięci gumką-myszką? Czy to może przestać nas obchodzić, jak przysłowiowy zeszłoroczny śnieg? Czy da się to strzepnąć z siebie, podobnie jak otrzepuje się płaszcz z kropel deszczu? Stanąć u progu nowego życia w suchym odświętnym ubraniu, uśmiechnąć się szeroko i powiedzieć sobie z obojętnością w głosie, że „widocznie, tak miało być”?

Celebrować tę decyzję w duchu, a w chwilach zwątpienia w słuszność podjętej decyzji, powtarzać sobie banalne sformułowania, typu „nie ma tego złego...”? Czy jakiekolwiek dobro, które w końcu przecież zawsze nadchodzi, ma demiurgiczną moc naprawczą, która jest jak niezawodna „złota rączka”, mająca remedium na wszelkie usterki i awarie w machinie naszego umysłu?

Czy po takiej gruntownej naprawie, działamy tak samo jak wcześniej? Lepiej, bo jesteśmy bogatsi, o znajomość sposobu naprawienia usterki czy gorzej, bo już bez pierwotnego zapału? I skąd mamy wiedzieć, który trybik musi zaskoczyć, że proces renowacji emocjonalnej ruszył?

Skąd wiadomo, że kolejne rozstanie będzie już tym definitywnym i ostatecznym? Czy jest jakaś odgórna pula kryzysów w związku, po której przekroczeniu po prostu trzeba, odpuścić i rozejść się w swoje strony?

Kiedy przestaje się kochać?

Skąd wiadomo, czy w przypadku zwątpienia w budowaną latami, cegła po cegle, miłość, należy kierować się sercem czy rozumem? Bo jeśli rozsądek krzyczy, że to się nie uda, a serce próbuje wyrwać się z piersi w kierunku tej drugiej osoby, to komu należy ulec?

Wewnętrznemu krzykaczowi czy bokserowi, ulokowanemu w klatce piersiowej? Skąd wiadomo, że ta kolejna kłótnia jest krokiem w przepaść, przekroczeniem horyzontu miłości i linią mety w maratonie, w którym biegliśmy krok w krok z ukochaną osobą?

Czy wtedy, kiedy zaczynamy kłócić się ze sobą nawet w myślach? Czy dopiero w momencie, kiedy rzucamy pod swoim adresem niewybredne słowa? I w końcu najważniejsze – kiedy kończy się kryzys? Wtedy, kiedy stojąc na rozstaju życia, odwracamy się na pięcie i robimy pierwszy krok w kierunku osobnego życia czy wtedy, gdy robimy krok w tył i cofamy się w stronę niedokończonej miłości?

Marzena, 55 lat

Czytaj także:
„Rodzice nie akceptują tego, że mój mąż jest prawie w ich wieku. Boli ich, że rozbiłam cudze małżeństwo”
„Teściowie mieli mnie za nieudacznika. Woleliby, żeby ich córka urodziła dziecko lekarzowi, a nie magazynierowi”
„Mąż twierdzi, że za bardzo stroję się do pracy. Myśli, że każdy facet próbuje zaciągnąć mnie do łóżka”

Redakcja poleca

REKLAMA